-
-
-
-
-
-
Negocjacje na najwyższym
poziomie
(Wj 3, 1-8a. 13-15; 1 Kor 10,
1-6. 10-12; Łk 13, 1-9)
Wielcy tego świata, aby sprawnie
nim zarządzać, dostarczają
ludzkim masom absorbujących
tematów, często z pogranicza
życia i śmierci.
Utrzymywany na odpowiednim
poziomie strach przed kolejnym
wirusem, czy też kolejnym
konfliktem zbrojnym, dobrze
osadzony w realiach, pozwala
światowym matadorom, na w miarę
sprawne zarządzanie naszą
rzeczywistością. Za tym
wszystkim kryją się negocjacje
na różnych poziomach rządzących
warstw. O niektórych z nich
słyszymy, ale te najważniejsze
pozostają w ukryciu. Część z
nich ujawni historia, a
wszystkie zobaczą światło już
nie dzienne, ale Boże, na
Sądzie Ostatecznym.Dzisiaj
dowiadujemy się w liturgii słowa
o dwóch najbardziej podstawowych
negocjacjach w dziejach tego
świata.
Pierwsze negocjacje miały
miejsce u podnóża góry Horeb.
Stary już Mojżesz zostaje
powołany przez Boga do
wyprowadzenia Izraelitów z
niewoli egipskiej. Mojżesz ma
nie tylko osiemdziesiąt lat
życia, ale na sumieniu zarówno
zabójstwo Egipcjanina, jak i
sprzeniewierzenie się władzy
faraona. Zaopatrzony w imię
Boga: Jestem, który jestem,
a co za tym idzie w Jego
nadprzyrodzoną obecność,
zamanifestowaną podczas
pustynnych negocjacji w
„gorejącym krzaku”, ma udać się
wpierw do zniewolonych rodaków,
a następnie do samego faraona.
Skuteczność tej misji wpisała
się w dzieje świata i ma
ponadczasowe znaczenie. Bóg
zawarł przymierze z człowiekiem,
wpierw na pustyni u podnóża góry
Horeb, później na górze Synaj.
Jego celem jest zagwarantowanie
człowiekowi, który przyjmuje
warunki Stwórcy – Dekalog –
wolności i Bożego
błogosławieństwa. Tak oto ze
swej natury, owo przymierze jest
powszechne i ponadczasowe.
Bóg zawsze dochowuje zawartego z
człowiekiem przymierza. Niestety
człowiek często je łamie.
Ponieważ przymierze człowieka z
Bogiem jest oparte nie tylko na
sprawiedliwości, ale przede
wszystkim na miłości, Syn Boży
Jezus Chrystus przyjął ludzką
postać i zamieszkał pośród nas,
aby być naszym rzecznikiem
wobec Niebieskiego Ojca.
Negocjacje, które prowadził Bóg
z Mojżeszem, otwierały drogę do
tych zasadniczych, tych
Jezusowych. Albowiem On
wyprowadził nas z największej
niewoli, z niewoli grzechu i
jest jednocześnie dla nas
najpełniejszym objawieniem Ojca
Niebieskiego. Przez Jego ludzką
naturę, dotkniętą nieludzkim
cierpieniem, mamy drogę do
zjednoczenia z nieśmiertelnym
Bóstwem.
Czy z tej drogi do prawdziwej
wolności korzystamy?
Stwierdziliśmy na początku
naszego rozważania, że świat
jest manipulowany w makro
wymiarze, przez ludzi złego
ducha. W mikro wymiarze, tym
najbardziej jednostkowym, zły
duch również działa i któż z nas
może powiedzieć, że jest bez
grzechu? Nieszczęścia, które nas
spotykają, są wezwaniem do
refleksji i zarazem konkretnym
pytaniem o Boży wymiar
sprawiedliwości. Odpowiedź na
nie często wykracza poza ludzkie
możliwości i jest zarezerwowana
wszechwiedzącemu Bogu.
Dzisiaj Jezus, nasz rzecznik,
informuje nas o tym, że
nieustannie prowadzi negocjacje
na najwyższym z możliwych
poziomów, a dotyczą one każdego
z nas indywidualnie:
Pewien człowiek miał
zasadzony w swojej winnicy
figowiec; przyszedł i szukał na
nim owoców, ale nie znalazł.
Rzekł więc do ogrodnika: „Oto
już trzy lata, odkąd przychodzę
i szukam owocu na tym figowcu, a
nie znajduję. Wytnij go, po co
jeszcze ziemię wyjaławia?” Lecz
on mu odpowiedział: „Panie,
jeszcze na ten rok go pozostaw,
aż okopię go i obłożę nawozem; i
może wyda owoc. A jeśli nie, w
przyszłości możesz go wyciąć”.
Właścicielem winnicy jest Bóg
Ojciec. Ogrodnikiem jest Jezus.
A ja jestem figą, zasadzoną nie
na ozdobę, ale po to, abym
przynosił owoc. Jeżeli tego nie
czynię, to ogrodnik – Jezus
negocjuje ze swoim Ojcem.
Wyprasza czas i sam staje
się Bożym Nawozem. To On
pod postacią chleba i wina
najpełniej pragnie połączyć się
ze mną, abym zaczął przynosić
owoc i wypełnił moją misję
figi.Kiedy nie przyjmę tego
uniżenia się ogrodnika i kiedy
czas minie, to na co będę mógł
liczyć? Zakusy wielkich tego
świata przy tych konsekwencjach
są śmieszne. Przez nich mogę
stracić życie, lecz przez
własną głupotę – wieczność.
Ks. Lucjan Bielas
-
-
Gdzie jest Góra Przemienienia?
(Rdz 15, 5-12. 17-18; Flp 3, 17
– 4, 1; Łk 9, 28b-36)
Tak się złożyło w moim życiu, że
nigdy nie byłem w Ziemi Świętej.
Kiedy już miałem do niej
pojechać wybuchła wojna.
Wszystkie te miejsca uświęcone
obecnością Boskiego Zbawiciela
pozostają więc dla mnie w sferze
jedynie duchowego doświadczenia,
kształtowanego przez biblijne
opisy. A może idzie tu o jeszcze
coś więcej?
Dzisiaj dzięki natchnionej
relacji św. Łukasza,
towarzyszymy Jezusowi, który
wraz z wybranymi Apostołami,
Piotrem, Janem i Jakubem udaje
się na górę Tabor, aby się
modlić. Jesteśmy świadkami Jego
przemienienia, które było jedyną
i niepowtarzalną w dziejach
świata cudowną manifestacją
przeniknięcia boskością natury
ludzkiej. Było to coś
nieporównywalnie więcej niż
przemiana twarzy Mojżesza,
którego bliskość z Bogiem była
wyjątkowa. Bóstwo przenika nie
tylko człowieczeństwo Jezusa,
ale i Jego szaty, których to
biel jest już przepowiedziana w
Księdze Daniela (7,9). Znamienny
jest fakt, że dwóch mężów
rozmawiało z Nim. Byli to
Mojżesz i Eliasz. Grobu
Mojżesza, przez którego Bóg dał
Izraelowi Prawo, nie znaleziono.
Natomiast prorok Eliasz został
wzięty do nieba. Doświadczenie
Jezusa przemienionego,
rozmawiającego z nimi było
szczególnie wymowne. Po pierwsze
– Bóg Starego Przymierza i
Ojciec Niebieski Jezusa
Chrystusa, to ten sam Bóg. Po
drugie – jest ciał
zmartwychwstanie, które to
nadaje sens naszemu życiu na
ziemi. Nie miałoby ono miejsca,
gdyby nie Jezus Chrystus,
jednorodzony Syn Odwiecznego
Ojca, prawdziwy Bóg i prawdziwy
człowiek. Manifestacja tej
prawdy o Nim stanowi centrum
całego wydarzenia na górze
Tabor. Niezwykłym potwierdzeniem
tak rozumianego wydarzenia,
okazał się obłok, który
wszystkich ogarnął.
W Starym Przymierzu był to znak
szczególnej obecności Boga. A
z obłoku odezwał się głos: „To
jest Syn mój, Wybrany, Jego
słuchajcie! Ten to głos,
podczas chrztu Jezusa
w Jordanie, był przeznaczony
przede wszystkim dla Niego, tak
teraz zaś jest skierowany
zarówno do trójki Apostołów –
naocznych świadków, jak i do
nas, świadków przez wiarę. Jest
jeszcze jeden ciekawy i
zastanawiający epizod na Górze
Przemienienia, a mianowicie:
Tymczasem Piotr i towarzysze
snem byli zmorzeni. Gdy się
ocknęli, ujrzeli Jego chwałę i
obydwu mężów, stojących przy
Nim. Gdy oni się z Nim
rozstawali, Piotr rzekł do
Jezusa: "Mistrzu, dobrze, że tu
jesteśmy. Postawimy trzy
namioty: jeden dla Ciebie, jeden
dla Mojżesza i jeden dla
Eliasza". Czy ten sen
powodowany znużeniem i ocknięcie
się w tak przyjemnej atmosferze
i tak wybornym, ponadczasowym
towarzystwie, nie jest
zapowiedzią faktu, że po śmierci
człowieka czeka na niego
zmartwychwstanie? Jak na razie
nie mam widoków na pielgrzymkę
do Ziemi Świętej, ale stając
codziennie przy ołtarzu
Pańskim i doświadczając
uobecnienia Jego całego
dzieła odkupienia, jestem w
Ziemi Świętej, przez wiarę zaś,
staję się świadkiem. Jak
słusznie stwierdził kardynał
Josef Ratzinger: „Ten, kto
się modli, zaczyna widzieć”.
A kiedy przyjmuję Komunię
Świętą, moje serce i dusza i
całe moje jestestwo, są otwarte
na obecność Jezusa Chrystusa w
Jego Bóstwie i w Jego
Człowieczeństwie. To jest ten
sam Jezus z Góry Przemienienia.
I dźwięczy w mej duszy głos Ojca
Niebieskiego, Boga Starego i
Nowego Przymierza: To jest
Syn mój, Wybrany, Jego
słuchajcie! I jest mi
dobrze, i pełen nadziei, wiem,
do czego ręce włożyć, i wiem, że
nie jestem sam. To nie
przypadek, że święty papież Jan
Paweł II, dając Kościołowi
tajemnice światła w modlitwie
różańcowej, zaraz po tajemnicy
Przemienienia Pańskiego,
umieścił tajemnicę, która jest
refleksją nad ustanowieniem
Eucharystii.Na
pytanie: gdzie jest Góra
Przemienienia mam jedną
odpowiedź, jest we mnie po
przyjęciu Komunii Świętej. Jest
we mnie po to, abym ja się
przemieniał. Jest to jedyna
droga, na wniesienie światła w
coraz to większe ciemności
otaczającego nas świata.
Ks. Lucjan Bielas
-
-
Czego szatan zazdrości
człowiekowi?
(Pwt 26, 4-10; Rz 10, 8-13; Łk
4, 1-13)
Jednym z najwspanialszych darów,
jaki otrzymał człowiek od Pana
Boga to dar wolności.
Wolność jest wyrazem ogromnego
zaufania, jakim Bóg obdarzył
istotę ludzką. Tylko wolny
człowiek mógł odpowiedzieć Bogu
miłością na Jego miłość.
Pokochany przez Stwórcę i
obdarzony przez Niego wolnością
mógł wejść we współpracę z Nim w
dziele stwarzania świata.
Właśnie ten cudowny dialog
miłości realizujący się w dziele
stworzenia jest istotą raju.
Czym jest więc wolność?Jest
ona w swej istocie możliwością
dokonania przez istotę rozumną
odpowiedzialnego wyboru z pełną
świadomością wszystkich jego
konsekwencji. Wolność jest
darem, który rozumne stworzenie
uzdalnia
do miłości. Świadome swojej
wolności, może kochać i być
kochanym. Ponieważ wolność jest
darem Pana Boga płynącym wprost
z Jego miłości, wybory, które są
przeciw tej miłości z natury
swojej, są skazaniem
wybierającego na utratę daru
wolności.Człowiek
nie był pierwszą istotą
stworzoną przez Boga, którą On
pokochał i obdarzył wolnością.
Pierwszymi byli aniołowie. To
właśnie wolność została
wykorzystana przez część z
nich do buntu przeciwko
Stwórcy. I tak wolną decyzją
duchów czystych odrzucających
miłość Boga powstało piekło,
czyli świat zniewolonych na
własne życzenie. Zbuntowany zaś
anioł przekształcił się w
szatana.Kiedy więc Bóg na obraz
i podobieństwo swoje, stworzył
człowieka, Szatan
pozazdrościł mu właśnie daru
wolności. Od samego
początku robił wszystko i robi
wszystko, co tylko jest w jego
szatańskiej mocy, aby człowieka
tej wolności pozbawić. Już w
raju Adam i Ewa skuszeni przez
szatana iluzją wolności, ulegli
pokusie i wolność swą utracili.
Ich grzech różnił się tym od
grzechu szatana,
że zostawił przestrzeń na Boże
miłosierdzie.
I tak, kiedy Jednorodzony Syn
Boży przyjął postać człowieka i
zamieszkał pośród nas, zmierzył
się z szatanem i do swej
odkupieńczej śmierci będzie z
nim walczył.
Walka ta trwa w każdym z nas, a
ostateczne zwycięstwo będzie
miało miejsce na końcu końców.
Dzisiaj właśnie Jezus zabiera
nas na miejsce pustynne, na
praktyczne warsztaty. Chce nam
pokazać, jak w naszej
codzienności nie stracić naszej
wolności i nie ulec
szatańskiejiluzji.
Genialność pokusy szatańskiej
polega na tym, że diabeł,
począwszy od raju, zachęca
człowieka do tego, aby poprawił
Pana Boga.Głodnemu
Jezusowi, szatan rzekł:
Jeśli jesteś Synem Bożym,
powiedz temu kamieniowi, żeby
stał się chlebem.
Innymi słowy,
użyj swego Bóstwo, aby poprawić los swego człowieczeństwa.
Tymczasem, kiedy Jezus będzie
rozmnażał na miejscu pustynnym
chleb, to nie weźmie do ręki
kamienia, lecz weźmie chleb,
który jest darem Boga i owocem
ludzkiej pracy. Biednego Jezusa,
który miał tworzyć Kościół,
szatan stawia na górze
i
pokazując mu bogactwa całego
świata, mówi:
Tobie dam potęgę i wspaniałość
tego wszystkiego, bo mnie są
poddane i mogę je dać, komu
zechcę. Jeśli więc upadniesz
i oddasz mi pokłon, wszystko
będzie Twoje.
Diabeł zaproponował Jezusowi drogę na skróty.
Tymczasem Jezus nie oparł się na
ludziach wielkiego biznesu,
tworząc swój Kościół, lecz na
tych, którzy wielbiąc Boga, w
pocie czoła pracowali na swój
chleb.I wreszcie, przebiegły
diabeł postawił Jezusa na
narożniku świątyni, domu Ojca
Niebieskiego i rzekł:
Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć
się stąd w dół. Jest bowiem
napisane: Aniołom swoim da
rozkaz co do ciebie, żeby cię
strzegli, i na rękach nosić cię
będą, byś przypadkiem nie uraził
swej nogi o kamień.
Szatan zacytował słowa Psalmu
91, 11-12.
Wyciął to ze słowa Bożego, co
było mu na rękę,
aby Jezusa skłonić do działań
wbrew woli Ojca Niebieskiego.
Cud staje się tu symbolem wiary wymuszonej na człowieku przez
spektakularne znaki, a przecież
ma być ona wolną decyzją
człowieka.
Tymczasem następne słowa
cytowanego Psalmu, przemilczane
przez szatana zapowiadają jego
zgubę: Będziesz stąpał po
wężach i żmijach a lwa i smoka,
będziesz mógł podeptać.
Obnażając zamysł szatana oparty
na manipulacji słowem Bożym,
Jezus odpowiada cytatem z Księgi
Powtórzonego Prawa: Nie
będziesz wystawiał na próbę
Pana, Boga swego (6,16).
Jest to ogromna przestroga dla tych, którzy we własnej
pysze, posługując się Biblią,
tworzą własne, lepsze kościoły.
Praktyczne uwagi, aby nie
utracić wolności:
1.
Nie poprawiaj Pana Boga.
2.
Modlitwa to pełne
uwielbienia zjednoczenie się z
Bogiem. Módl się razem z
Jezusem.
3.
Czytaj Pismo Święte, abyś
lepiej poznawał wolę Ojca
Niebieskiego na drodze swojego
życia.
4.
Staraj się jak najwięcej
zapamiętać słów Boga, aby w
chwili pokusy nie zostać bez
odpowiedzi.
5.
Post to świadoma
rezygnacja z tego, co jest
dobre, aby świadomie nie robić
tego, co jest złe. Jak nie
będziesz regularnie ćwiczył
swojej woli, stracisz swoją
wolność.
Ks. Lucjan Bielas
-
-
Mów z serca albo milcz!
(Syr 27, 4-7; 1 Kor 15, 54b-58;
Łk 6, 39-45)
Przez ostatnie niedziele
liturgia słowa koncertuje się
wokół Kazania na równinie, które
Jezus skierował do swoich
uczniów. W ostatniej jego części
posłużył się bardzo sugestywnymi
obrazami, aby ci, którzy teraz
Go słuchają, tak otwarli się na
Jego naukę, aby później to oni
stali się skutecznymi jej
głosicielami.
Negatywnymi przykładami takiego
nauczania byli i można
powiedzieć, są do dziś,
faryzeusze. Mając przed oczyma
ich postawę, rady Boskiego
Mistrza wybrzmiewają w uszach
słuchaczy, ze szczególną
ostrością.Czy
może niewidomy prowadzić
niewidomego? Czy nie wpadną w
dół obydwaj?
Uczeń nie przewyższa
nauczyciela. Lecz każdy, dopiero
w pełni wykształcony, będzie jak
jego nauczyciel. Czemu to
widzisz drzazgę w oku swego
brata, a nie dostrzegasz belki
we własnym oku?Po własnym owocu
bowiem poznaje się każde drzewo.
Jezus zakończył Kazanie na
równinie, które skierował do
swoich uczniów. Dziś przemawia
tymi samymi słowami do tych,
którzy tworzą Jego Kościół, do
biskupów, kapłanów, diakonów,
kaznodziejów, do katechetów, a
przede wszystkim do rodziców.
Formułuje ponadczasową zasadę
głoszenia Jego nauki:
Dobry człowiek z dobrego skarbca
swego serca wydobywa dobro, a
zły człowiek ze złego skarbca
wydobywa zło. Bo z obfitości
serca mówią jego usta.
Wiedza jest ważna, ale nie
przepuszczona przez serce nie ma
żadnego znaczenia. Zły duch ma
wiedzę większą niż człowiek i
potrafi ją znakomicie
rozgłaszać. Papież Benedykt XVI
zwrócił uwagę na fakt, że poziom
znajomości Biblii u szatana jest
tak wysoki, że mógłby na
uniwersyteckich wydziałach
biblijnych, zdobywać dowolne
tytuły naukowe. Zauważmy, że
Jezus zawsze zabraniał złemu
duchowi przemawiać, albowiem
mimo tego, że wiedzą przewyższał
innych, to nie mówił tego z
serca.Kiedyś usłyszałem zdanie,
które obrazuje pewną mądrość:
„miłości od czasu do czasu
należy się pranie, jak przetrwa,
to zostanie”. I tak co
pewien czas Pan Bóg dopuszcza
takie pranie kaznodziejów,
katechetów i wychowawców
katolickich.
Cesarz rzymski Julian zwany
Apostatą był wychowany w Kościele Katolickim. Początkowo
zafascynowany przekazywaną mu
wiarą, odwrócił się od
Chrystusa. Jednym z powodów
takiej jego decyzji był fakt, że
głosili mu ewangelię biskupi i
kapłani, którzy mieli wprawdzie
imponującą wiedzę, wspaniałe
księgozbiory, ale w sercu
zamiast Chrystusa mieli karierę
dworską. Mogli oni wprawdzie o
Jezusie mówić, ale nie byli Jego
świadkami. I tak Julian
wychowywany w wierze Chrystusa
nigdy Go nie poznał. Kiedy w
roku 361 został cesarzem,
natychmiast ogłosił się
poganinem i rozpoczął
prześladowanie Kościoła,
podziwiając i nienawidząc go
jednocześnie. W 362 roku
wydał pierwszą w dziejach
świata ustawę szkolną
weryfikującą nauczycieli pod
kątem przekonań religijnych.
Uznał, że w szkole, która
wyrastała z greckiej kultury,
nie mogą uczyć nauczyciele
chrześcijańscy, którzy nie
wyznają tej wiary co Homer,
Hezjod, Sokrates, Platon,
Arystoteles i inni. Zdaniem
cesarza, uczenie przez
nauczycieli chrześcijańskich o
tych postaciach i ich
twórczości, co gorsze branie za
to wynagrodzenia, jest
nieuczciwe. Dla Juliana było to
tak ważne, że podjął się
osobiście weryfikacji
nauczycieli. W ten sposób szkoła
stała się wyznaniową religii
pogańskiej. Rodzice
chrześcijańscy siłą faktu, nie
mogli posyłać do niej swoich
dzieci.
Ta ustawa była szokiem dla
chrześcijan. Trzeba było wiele
spraw na nowo przemyśleć. Mamy
tego wspaniałe świadectwo
zostawione przez kolegów
szkolnych cesarza Juliana z
Aten, św. Grzegorza z Nazjanzu i
Bazylego Wielkiego. Cesarz
Julian zginął 25 czerwca 363
roku podczas wyprawy przeciwko
Persom. Jego śmierć przerwała
prześladowania, a co zatem
idzie, wdrażanie w życie ustawy
szkolnej. Zdumiewającym jest
fakt, że zarówno forma
prześladowania Kościoła
Chrystusowego wymyślona przez
cesarza Juliana, jak i
nieszczęsna ustawa szkolna
nieustannie i to w różnych
formach odżywają.
Aktualny stan szkolnictwa z
dominującą „religią LGBT” ma wiele cech wspólnych z pomysłami cesarza
Juliana. Sytuacja, w jakiej
znalazł się Kościół we
współczesnej rzeczywistości,
każe nam wszystkim
odpowiedzialnym za przekaz nauki
Zbawiciela, postawić sobie
zasadnicze pytanie: czy ten
ewangeliczny przekaz płynie z
głębi naszych serc, czy tylko z
głowy. Jeżeli tylko z głowy,
to lepiej nam zamilknąć.
Ks. Lucjan Bielas
Miłość, która uprzedza
sprawiedliwość
(1 Sm 26, 2. 7-9. 12-13. 22-23;
1 Kor 15, 45-49; Łk 6, 27-38)
Duchowość świata pogańskiego
była bardziej nastawiona na
cnotę sprawiedliwości.
I tak np. w dialogu Fedon,
Platon (+ 348/47)
opisując przygotowanie Sokratesa
do śmierci, daje wyraz wiary, że
sprawiedliwy, umierając, udaje
się do zmarłych, którzy są lepsi
niż żyjący na tym świecie i do
bogów mądrych i dobrych. Cnota
sprawiedliwości wiedza i
cnotliwe życie prowadzi do
wyzwolenia duszy człowieka od
tego, co cielesne. Platon w
swoich pismach sąd nad duszą,
która jest z natury swej
nieśmiertelna, zostawia bogom.
Jasno mówi o karze dla złych,
ale też o możliwości
oczyszczania duszy, takiej
trochę dobrej, a trochę złej,
przez przyjęcie cierpienia i
pokuty. Przewiduje również karę
wieczną.Ciekawym głosem pośród
starożytnych pogan jest żyjący w
VIII wieku przed Chrystusem,
jeden z wychowawców starożytnej
Grecji – Hezjod.
Pozbawiony majątku przez swojego
brata Persesa, który przy
podziale spadku przekupił
sędziów, nie tylko nie żywił do
niego trwałej urazy, ale
przebaczył mu i starał się
go pouczać o wartości pracy i
sprawiedliwości (Prace i dni).
Ten ludzki gest Hezjoda
przebaczenia bratu, niejako
wybiega przed sprawiedliwość, na
której straży stali pogańscy
bogowie.
Owa elita myślicieli
starożytnych, których nie sposób
teraz wyliczać, miała swoje
miejsce w Bożym planie
zbawienia. Szczególna zaś rola
przypadła w tym czasie Narodowi
Wybranemu, przed którym Bóg
otworzył nadprzyrodzone
możliwości poznania siebie. Aby
dopełnić swego objawienia, to
właśnie w tym narodzie Bóg stał
się jednym z nas
z przesłaniem dla całej
ludzkości. Dzisiaj Jezus
Chrystus, wcielony Bóg
dotyka istoty owego przesłania –
pierwszeństwo miłości przed
sprawiedliwością. Jest to
dotknięcie samej istoty wiary.
Bóg stwarza świat i człowieka z
miłości i dla miłości. To ona
nadaje wszystkiemu sens i nie
zaprzecza w niczym
sprawiedliwości.
Kiedy Jezus, po modlitwie na
górze wybrał dwunastu, zszedł z
nimi na dół i zatrzymał się na
równinie. Wobec zgromadzonego
tłumu szczególnie do nich
zwrócił się z trudnym
przesłaniem, które, niejako
stawiało na głowie zwyczajne
ludzkie pragnienie szczęścia.
Jeżeli pójdziecie za Mną, to
musicie być gotowi na to, że
będziecie biedni, że
będziecie głodni, że
towarzyszyć wam będzie nienawiść
otoczenia i to ze względu na
Mnie, Jezusa. Taka gotowość
uczyni was prawdziwie
szczęśliwymi, błogosławionymi, a
nagroda czeka na was w niebie.
Słysząc te słowa, wypowiedziane
wtedy do uczniów, ale też
dzisiaj do mnie, czuję, jak
bardzo weryfikują one moją
wiarę w Bóstwo Chrystusa, wiarę
w Jego zmartwychwstanie.
Tylko na jej gruncie jestem w
stanie przyjąć ową logikę
życia.Dzisiaj Jezus na bazie tej
samej nadziei w nagrodę wieczną
w niebie, oczekuje ode mnie
jeszcze czegoś więcej, a
mianowicie, abym miłował moich
nieprzyjaciół; dobrze czynił
tym, którzy mnie nienawidzą;
błogosławił tym, którzy mnie
przeklinają; modlił się
za tych, którzy mnie oczerniają.
Uderzony w jeden policzek, abym
nadstawił drugi, a proszącemu o
pożyczkę, udzielał jej, nie
oczekując zwrotu.Te słowa
Jezusa, to nie słowa filozofa,
który daje światu kolejny pakiet
teoretycznych rozważań. Są to
słowa praktyka, słowa Boga,
który będąc człowiekiem, sam
zderzył się z biedą,
odrzuceniem, nienawiścią,
cierpieniem, poniżeniem i
niesprawiedliwą karą. Cała Jego
postawa jest wykładnią Jego
słów. Jeżeli więc nie będę
czytał Ewangelii Jezusa
Chrystusa i nie będę żył nią na
co dzień, nigdy nie zrozumiem
prawdy, że miłość uprzedzać
powinna sprawiedliwość.
Uporczywym działaniem szatana
jest to, że usiłuje on przekonać
człowieka
do priorytetu sprawiedliwości.
Tymczasem każdy z nas, kiedy
krytycznie sięgnie do swego
życiowego doświadczenia, musi
uczciwie stwierdzić, że okazane
dobro drugiemu człowiekowi,
różnymi drogami i to
zwielokrotnione powróciło
do niego. Czujemy, że to
czuwający nad nami Bóg chce
być naszym dłużnikiem i
często już teraz wyrównuje swoje
rachunki dobra. Zgodnie z tą
właśnie logiką Sługa Boży, bp
Jan Pietraszko napisał: „jest
rzeczą prawdziwej mądrości,
kiedy człowiek żyje i postępuje
tak, by uczynić sobie Boga swoim
dłużnikiem i kiedy przenosi
przez próg wieczności swoje
niezapłacone czyny dobre, swoje
wycierpiane policzki, swoje
niezwrócone pożyczki. Jest
to bowiem znakiem, że się Pan
Bóg nad nim pochyli i rozpozna w
nim podobieństwo do siebie tak,
jak ojciec rozpoznaje w
dzieciach podobieństwo własne”.
Ks. Lucjan Bielas
Błogosławiony czy przeklęty?
Kościół trzeba reformować przede
wszystkim w swoim sercu.
(Jr 17, 5-8; 1 Kor 15, 12.
16-20; Łk 6, 17. 20-26)
Toczą się różnego rodzaju
dyskusje na temat aktualnej
sytuacji Kościoła Chrystusowego
i jego przyszłości.
Mają one jedynie wtedy sens,
kiedy dyskutantom i reformatorom
towarzyszy świadomość faktu, że
jest to Kościół Jezusa
Chrystusa, a nie jedna ze
światowych korporacji.
Skuteczność owych reform przede
wszystkim zależy od obecności
Chrystusa Zmartwychwstałego w
sercach, w umysłach i w życiu
reformatorów. W przeciwnym
wypadku hasła reform będą
jedynie pustym gadaniem.
Czy jest to dzisiaj możliwe?O
zdolności człowieka w otwarciu
się na Boga mówi prorok
Jeremiasz i to w czasach
gigantycznego kryzysu wiary
Narodu Wybranego. Jego
sformułowania są celne i bardzo
dosadne. Zestawia on dwie
postawy człowieka, które mają
absolutnie ponadczasowy wymiar:
Przeklęty mąż, który pokłada
nadzieję
w człowieku i który w ciele
upatruje swą siłę, a od Pana
odwraca swe serce.
Taki człowiek jest podobny do
krzewu na stepie, który nie ma
korzenia i nie ma przyszłości.
Błogosławiony mąż, który pokłada
ufność w Panu, i Pan jest jego
nadzieją. Jest on podobny do
drzewa zasadzonego nad wodą, co
swe korzenie puszcza ku
strumieniowi. Tylko taki człowiek ostoi się w trudnych czasach,
zachowa spokój i wyda owoce.600
lat później słowa Jeremiasza
nabrały nowej mocy. Wyrażona w
nich mądrość została jeszcze
bardziej sprecyzowana przez
Jezusa Chrystusa, Syna Bożego,
który przyjąwszy postać
człowieka, wyraził ją całym
swoim ludzkim życiem, swoją
śmiercią, a przede wszystkim
swoim zmartwychwstaniem. I
trudno nie zgodzić się ze św.
Pawłem, który właśnie w
zmartwychwstaniu Chrystusa widzi
sens naszej wiary. Św. Łukasz
przytacza słowa Chrystusa,
którymi On sam pomaga nam nazwać
pewne procesy i dzięki temu
podejmować kluczowe decyzje
zarówno w naszym osobistym
życiu, jak i w życiu społecznym.
Warto więc nam dzisiaj uchwycić
istotę Jego nauczania.I tak
Jezus na pierwszym miejscu
paradoksalnie stawia wartość
ubóstwa. Człowiek, który jest
nasycony dobrami tego świata,
albo ich nieodpartym
pragnieniem, nie ma w swoim
sercu miejsca na Boga. To
właśnie tutaj w ludzkim sercu,
Bóg chce budować swoje
królestwo, Chrystus chce budować
swój Kościół. Znakomicie ujął to
niespełna 50 lat temu Sługa Boży
bp Jan Pietraszko: „Człowiek,
któremu życie oszczędziło łez,
którego życie nigdy nie
upokorzyło, który szedł od
przyjemności do przyjemności,
który nie był prześladowany, ani
spotwarzany w życiu, ten
człowiek jest tak nasycony swoim
powodzeniem, że nie ma w sobie
przestrzeni, w której Bóg mógłby
być jego bogactwem i jego
szczęściem”.Dobra tego świata
mają to do siebie, że przychodzą
i odchodzą, a po odejściu
zostawiają bolesną pustkę. Stąd
też, zdaniem Sługi Bożego –
„Trzeba mówić dzisiaj o tych
błogosławieństwach i o tych
groźbach Chrystusowych dlatego,
że i nas samych, ludzi
wierzących, usiłuje przekonać
mądrość tego świata i w dużej
mierze zdobyła nas sobie już dla
siebie, ustawiła nasze myślenie
na taki tor, że błogosławieni i
szczęśliwi są ci, którzy
uniknęli ubóstwa
i
głodu, którzy uniknęli łez i
płaczu, i prześladowania i
cierpienia”. Zwykliśmy takie
życie nazywać pełnym sukcesu.
Dlatego też słowa Chrystusa
dzisiaj do nas wypowiedziane,
traktujemy z dużym dystansem.
Zgoła nie przyjmujemy do
wiadomości, że człowiek biedny,
zasmucony, głodny, znieważony,
jest człowiekiem błogosławionym,
czyli szczęśliwym.
Dalej bp Jan stwierdza: „Stąd
też pojawia się coraz częściej
pośród nas wierzących pojęcie
człowieka wierzącego, ale nie
praktykującego. Człowieka, który
jakoś wierzy i
w jakiegoś Boga swojego, ale
nie wierzy w Boga Ewangelii. Nie
wierzy w ewangelicznego
Chrystusa i przede wszystkim nie
wierzy Chrystusowi. Jego rad,
Jego przestróg, Jego napomnień
słucha z dystansem, z
przymrużeniem oka i w tej swojej
połowiczności stwarza taką
sytuację, że Bóg jest tylko co
najwyżej stróżem, wszechmogącym
stróżem jego stanu obecnego,
jego stanu posiadania. Jest
stróżem jego powodzenia, jego
kariery, stróżem jego radości i
jego potrzeb doczesnych”.
Znakomicie ujął to św. Paweł,
stwierdzając, że utrata tego
wymiaru wiecznego i sprowadzenie
Chrystusa tylko do doczesności,
czyni takich Jego wyznawców,
godnymi politowania.
Rzecz znamienna, że właśnie owi
politowania godni, są
najbardziej krzykliwymi sędziami
Kościoła, i wyjątkowo gorliwymi
jego reformatorami. Postrzegają
go bardziej jako korporację w
kryzysie, którą trzeba po
ludzku postawić na nogi z
zastrzeżeniem, żeby Chrystus był
jej milczącym szyldem.
Niestety, wielu, katolików i
wielu też duchownych zdaniem
Sługi Bożego, bpa Jana „zwinęło
swoje sztandary”, umilkło,
schowało się, aby uniknąć
poniżenia. Tacy Kościoła też nie
zreformują.
Zreformuje go tylko sam Chrystus
Zmartwychwstały, przez tych,
którzy przyjmą Go z wiarą,
ignorującą bogactwo, gotową na
biedę, na łzy, na nienawiść, na
odrzucenie i pogardę. Tylko taka
postawa chrześcijanina oparta
na nadziei życia wiecznego
pozwala znajdować właściwe
rozwiązania na ziemi.
Proszę cię Panie Jezu, abym wraz
z Tobą naprawił Kościół przede
wszystkim w moim sercu.
Ks. Lucjan Bielas
Łowcy ludzi
(Iz 6, 1-2a. 3-8; 1 Kor 15,
1-11; Łk 5, 1-11)
Nie będzie to opowieść o Dzikim
Zachodzie, o szybkich rewolwerowcach, którzy w zamian za nagrody,
dostarczali majestatowi prawa,
żywych lub martwych przestępców.
Będzie to opowieść o
ustanowieniu instytucji łowców
ludzi, którzy szukają
pogubionych i dostarczają ich w
ręce miłosiernego Boga. Ową
instytucję łowców, ustanowił sam
Bóg wcielony – Jezus Chrystus.
Raz ustanowiona działa i będzie
działała w szybko zmieniającym
się świecie, do końca jego
istnienia. Domaga się ona
prawdziwie twardych facetów,
nieustannie powoływanych,
szkolonych i weryfikowanych
przez samego Szefa.
Dzisiaj chcemy dotknąć tajemnicy
ich werbunku. W tym celu wraz ze św. Łukaszem udajemy się nad brzeg
palestyńskiego jeziora o
długości 21 kilometrów, a
szerokości 13 kilometrów,
zwanego – Genezaret. I oto
pojawił się pewien wędrowny
nauczyciel, Jezus Chrystus,
któremu towarzyszyły tłumy ludzi
chcących słuchać słowa Bożego.
Zobaczył dwie łodzie stojące
przy brzegu; rybacy zaś wyszli z
nich i płukali sieci. Wszedłszy
do jednej łodzi, która należała
do Szymona, poprosił go, żeby
nieco odbił od brzegu. Potem
usiadł i z łodzi nauczał tłumy.
Kiedy zakończył nauczanie,
zwrócił się do właściciela łodzi
z poleceniem, które było dla
doświadczonego rybaka na
jeziorze Genezaret, zupełnie
absurdalne:
Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!
Wymowna jest reakcja Szymona:
Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i
nic nie ułowiliśmy. Lecz na
Twoje słowo zarzucę sieci.
Korzystając z relacji św. Jana
Ewangelisty, wiemy, że nie
było to ich pierwsze spotkanie.
Owi rybacy spotkali Jezusa nad
rzeką Jordan, gdzie byli
uczniami św. Jana Chrzciciela, z
najwyższą uwagą traktując jego
wezwanie do nawrócenia. To
właśnie Jan przekazał ich
Jezusowi, jako Temu, który jest
oczekiwanym Mesjaszem (J
1,35-42). Ta wtedy przyjęta
wiara, będzie poddawana później
kolejnym weryfikacjom. Teraz
wejście Jezusa do łodzi i to na
pozór absurdalne polecenie
stanowi kolejną próbę
zawierzenia.
Szymon przełamał się
wbrew swemu zawodowemu
doświadczeniu.
Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb,
że sieci ich zaczynały się rwać. Skutek był taki, że obie łodzie napełnili rybami tak, że
się prawie zanurzały. O
wielkości połowu może świadczyć
wielkość łodzi. Miały one prawie
9 metrów długości i 2,5 metra
szerokości. To był niewątpliwie
połów ich życia. Znamienna jest
reakcja Szymona, który przypadł
Jezusowi do kolan i rzekł:
Wyjdź ode mnie, Panie, bo
jestem człowiekiem grzesznym.
Jest to scena, która ma
swoją głęboką wymowę. Szymon
daje jasny wyraz temu, co działo
się w jego głowie, kiedy Jezus
wydał z pozoru absurdalne
polecenie. Wypłynął na głębie
bez przekonania. Tymczasem
wydarzyło się coś, co powaliło
jego osobiste, całożyciowe
doświadczenie zawodowe. Bóg
wkroczył ze swoją wszechmocą w
Jego codzienność. Filozof,
Rudolf Otto, zwrócił trafnie
uwagę na podobieństwo reakcji
Szymona Piotra do Izajasza,
który doświadczywszy chwały
Boga, powiedział: Biada mi!
Jestem zgubiony! Wszak jestem
mężem o nieczystych wargach i
mieszkam pośród ludu o
nieczystych wargach, a oczy moje
oglądały Króla, Pana Zastępów!
Prorok oczyszczony z grzechu
podejmuje decyzję i odpowiada
Bogu: Oto ja, poślij mnie!
W tym geście trzymania Jezusa za
nogi i wyrażenia swej
grzeszności mieści się u Szymona
decyzja taka, jaką podjął
Izajasz. I tak to odczytał Ten,
który przenika ludzkie myśli i
serce:
Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił.
Spektakularny sukces firmy
rybackiej nie był ważny:
wciągnąwszy łodzie na ląd,
zostawili wszystko i poszli za
Nim.Dotykamy
dzisiaj dla nas niepojętej
tajemnicy spotkania człowieka z
Jezusem. Ma ono swój życiowy
kontekst, a dotyka głębi duszy.
Generuje ludzkie decyzje,
których świat nie rozumie i
które świat podziwiając,
nienawidzi.Tylko takie
spotkania czynią świadków Jezusa
Chrystusa. Spotkanie z tymi
świadkami i wysłuchanie ich,
czyni kolejnych świadków Jezusa.
I tak nie urzędnicy instytucji,
lecz świadkowie są prawdziwymi
łowcami ludzi. Korzystając z
dosłownego tłumaczenia
greckiego, można powiedzieć, że
Szymon Piotr i inni rybacy będą
chwytać żyjących (żywych)
ludzi, by prowadzić ich do
nowego życia.
Pamiętajmy o fakcie, że
powołanie świadków, dotyczy nie
tylko biskupów i kapłanów, ale
każdego z nas!
Czy więc kiedyś poczułem się
powołany przez Chrystusa?
Ks. Lucjan Bielas
-
-
Jeśli spotkałeś świadka i
wysłuchałeś go, sam stałeś się
świadkiem
(Ml 3, 1-4; Hbr 2, 14-18; Łk
2,22-40)
To zdanie wypowiedział uczestnik
jednej z dyskusji, które
wprowadzały do oficjalnej
uroczystość obchodów 80.
rocznicy wyzwolenia obozu
koncentracyjnego
Auschwitz-Birkenau. Otwarło ono
moją głowę, na niezwykłe
spotkania i nadzwyczaj cenne
wypowiedzi ocalałych,
którzy to dożywszy sędziwego
wieku w znakomitej kondycji,
dzielili się wspomnieniami
wydarzeń ze swojego życia, a
szczególnie z obozowej
rzeczywistości, którą dane im
było przeżyć. Zarówno uczestnicy
tej uroczystości fizycznie
obecni w niezwykłym namiocie
spotkania rozpiętym w bramie
wjazdowej do obozu w Brzezince,
jak i telewidzowie w wielu
krajach świata, mogli usłyszeć
głos świadków, zobaczyć ich
osoby i stać się świadkami
tamtych wydarzeń. To świadectwo,
wpisane w dzieje ludzkości jest
bezcenną przestrogą, która nie
może umrzeć, a świadkowie nie
mogą zamilknąć.
I tak jak kiedyś z różnych stron
świata, przywożono więźniów na
to miejsce natychmiastowej, bądź
powolnej zagłady, tak teraz głos
ocalałych z tego miejsca poszedł
w różne strony świata. Głos pamięci, przestrogi i głębokiej refleksji nad tym, co
było i nad tym, co jest. Z
wyboru niemieckich nazistów, na
tym skrawku polskiej ziemi
zamordowano ok. 1 miliona Żydów
(90% ofiar obozu). Siłą faktu
dominowała podczas uroczystości
refleksja nad Narodem Wybranym,
nad jego wczoraj i dzisiaj. Nade
wszystko i we wszystkim
przewijało się pytanie o
człowieka; Kim jest? Do czego
jest zdolny? Jaka jest jego
przyszłość?
W tym właśnie czasie i na tym
właśnie miejscu szczególnie
wybrzmiały słowa modlitw
wypowiedziane zarówno przez
rabina, jak i przez duchownych
innych wyznań.
Dla mnie zaś osobiście
mieszkańca miasta Jaworzna, w
którym w 1943 r. umieszczono
obóz filialny Auschwitz dla
5000 więźniów, funkcjonujący do
1956 roku na usługach
następnego totalitaryzmu
sowieckiego, te uroczystości
rocznicy wyzwolenia Auschwitz
miały wyjątkowe znaczenie.
Wyrastałem w bezpośredniej
bliskości obozu pośród opowieści
świadków o zbrodniach i
zbrodniarzach. I tak sam stałem
się świadkiem, którego od lat
dziecięcych nurtuje gąszcz
pytań.
Nie przypadkowo uroczystości,
święta i czytania mszalne
wpisują się w rzeczywistość, w
której przyszło nam żyć. Ci,
którzy to dostrzegają,
wychwalają wszechmogącego Boga,
za te przesłania, które nie
tylko pozwalają nam zrozumieć
nasze tu i teraz, ale też są
przygotowaniem do współpracy z
Nim w budowaniu przyszłości.
Nie przypadkowo po 27 stycznia
przypada 2 lutego, Święto
Ofiarowania Pańskiego.
Rozważamy opisane przez św.
Łukasza wydarzenie, które
zarówno w życiu Świętej Rodziny
miało istotne znaczenie, jak i
nam dzisiaj daje wiele do
myślenia.
Gdy upłynęły dni oczyszczenia
Maryi według Prawa Mojżeszowego,
rodzice przynieśli Jezusa do
Jerozolimy, aby Go przedstawić
Panu.
Postąpili zgodnie z przepisem
prawa, albowiem kobieta w połogu
była uważana za rytualnie
nieczystą, czyli nie mogła wejść
do świątyni przez 30 dni po
obrzezaniu syna (Kpł 12,4).
Rodzice Jezusa, będąc ubogimi,
mogli złożyć jako ofiarę
oczyszczenia kobiety,
parę synogarlic albo dwa młode
gołębie (ludzie bogatsi składali jednorocznego baranka i młodego
gołębia lub synogarlicę).
Św. Łukasz w swej opowieści
kładzie nacisk na fakt, że Jezus
był synem pierworodnym. Według
prawa należał więc do Pana i
obowiązkiem Rodziców było
przedstawienie Go w świątyni,
aby dokonać przepisanego przez
prawo wykupu (zob. Wj 13,2-12;
Lb 18,15). Dotyczyło to głównie
tych rodzin, które mieszkały w
pobliżu Jerozolimy. Tymczasem
Rodzice Jezusa przynieśli Go do
świątyni, lecz o wykupie
Ewangelista nic nie wspomina, co
wydaje się zupełnie logiczne.
Najświętsza Maryja Panna i św.
Józef mieli bowiem świadomość,
że Jezus jest synem Ojca
Przedwiecznego i takim już
zostanie. Jego wykup byłby po
prostu bezsensem.
Ta właśnie świadomość Maryi i
Józefa została wzmocniona przez
Ducha Świętego, który właśnie w
tym momencie posłał do świątyni,
starego człowieka imieniem
Symeon, który wrósł w jej mury,
który doświadczył jej świętości
i zgnilizny, który zachował
pobożność i prawość i który
oczekiwał Mesjasza. Jemu Duch
Święty objawił, że nie ujrzy
śmierci, aż nie zobaczy Mesjasza
Pańskiego. Słowa
wypowiedziane przez Symeona w
chwili, gdy wziął małego Jezusa
w objęcia, streszczają całą Jego
misję: Teraz, o Władco,
pozwól odejść słudze Twemu w
pokoju, według Twojego słowa. Bo
moje oczy ujrzały Twoje
zbawienie, któreś przygotował
wobec wszystkich narodów:
światło na oświecenie pogan i
chwałę ludu Twego, Izraela.
Błogosławiąc Świętą Rodzinę,
powiedział do Maryi: Oto Ten
przeznaczony jest na upadek i na
powstanie wielu w Izraelu i na
znak, któremu sprzeciwiać się
będą. A Twoją duszę miecz
przeniknie, aby na jaw wyszły
zamysły serc wielu.
Tekst Symeona mocno wpisuje się
w dzisiejsze uroczystości
wyswobodzenia obozu
Auschwitz-Birkenau.
Symeon jest świadomy wyboru
Izraela i jego misji. Jest
świadomy faktu, że dzieło
Mesjasza obejmuje całą ludzkość
i nadaje wszystkiemu właściwy
sens. Tylko zmartwychwstały
Mesjasz, nada cierpieniu i
śmierci sens i znaczenie.
Tylko zmartwychwstały Mesjasz,
Sędzia sprawiedliwy naprawi
wszelkie zło i dopełni
sprawiedliwości. Tylko On dokona
tego, co po ludzku jest
niemożliwe.
Bez Jezusa Chrystusa KL
Auschwitz-Birkenau będzie tylko
pamięcią, przestrogą, ale nie
będzie przebaczeniem, miłością i
nadzieją. Tu widzę bardzo ważne
zadanie Kościoła Katolickiego,
który ucząc się od prorokini
Anny winien wiedzieć komu i jak
przekazać prawdę o Jezusie. Czy
tak czyni? Czy my, którzy
stanowimy Kościół Chrystusowy,
nie chowamy głowy w piasek?
Wysłuchaliśmy głosu świadków i
sami staliśmy się świadkami.
Przede wszystkim zaś jesteśmy
świadkami Chrystusa
Zmartwychwstałego. Bycie
świadkiem zobowiązuje.
Ks. Lucjan Bielas
-
-
Teofil
(Ne 8, 2-4a. 5-6. 8-10; 1 Kor
12, 12-30; Łk 1, 1-4; 4, 14-21)
Jest to piękne imię pochodzenia
greckiego, którego popularność w
naszych czasach, niestety
maleje. Oznacza „kochający Boga”
lub „kochany przez Boga”. Przez
Ewangelię wg św. Łukasza imię Teofil
nabrało szczególnego znaczenia.
W okresie Bożego Narodzenia bardzo często
sięgaliśmy do informacji
zebranych i zapisanych przez
lekarza pochodzącego z Antiochii
Syryjskiej, imieniem Łukasz,
który był uczniem św. Pawła
Apostoła i jednym z jego
najwierniejszych towarzyszy.
Tradycja Kościoła przypisuje mu
autorstwo zarówno Ewangelii,
jak i Dziejów Apostolskich.
W czytanym dzisiaj fragmencie Ewangelii
św. Łukasz odsłania nam nie
tylko motywy, dla których podjął
się napisania tego dzieła, a
także ujawnił metodę, którą
posłużył się w pracy nad nim.
Spotkał on bowiem w swoim życiu
wielu naocznych świadków
Ewangelii Chrystusa, którzy
zarówno Jego słowa, jak i
doświadczenie wydarzeń z Nim
związanych nieśli w swoich sercach i umysłach. Oni to zgodnie z
Jego wolą nie tylko opowiadali o
tym, lecz czynili to z
gorliwością charakteryzującą
naocznych świadków. I tak to
właśnie w Łukaszu zrodziła się
potrzeba, którą ujął ciekawym
stwierdzeniem:
Postanowiłem więc i ja zbadać
dokładnie wszystko od pierwszych
chwil i opisać ci po kolei,
dostojny Teofilu, abyś się mógł
przekonać o całkowitej pewności
nauk, których ci udzielono.
I tak oto lekarz, o sposobie
myślenia historyka, postanawia
po pierwsze, zbadać dokładnie
wszystko; po drugie, od pierwszych chwil; po
trzecie, opisać po kolei;
i wreszcie określa adresata
swojego dzieła – dla ciebie
dostojny Teofilu.
Intrygujący jest adresat – dostojny Teofil.
Możliwe, że był to cieszący się
szacunkiem nawrócony poganin,
możliwe, że była to symboliczna
postać, za którą kryją się
wszyscy czytelnicy tejże
Ewangelii, a może i jedno i
drugie. Nie bez znaczenia jest
tu samo imię – Teofil, co
znakomitym komentarzem opatrzył
św. Ambroży: „Jeśli Boga
kochasz, dla ciebie jest
napisana; jeśli dla ciebie jest
napisana, przyjmij dar
ewangelisty i podarunek
przyjaciela zachowaj pilnie w
głębi serca” (Wykład
Ewangelii według św. Łukasza).
Imię Teofil wskazuje też na fakt, że głównymi
adresatami Ewangelii, są
nawróceni poganie. Łukasz
przedstawia im Chrystusa, jako
centrum dziejów całej ludzkiej
społeczności.
W Dziejach Apostolskich przedstawia
życie pierwotnego Kościoła,
skupiając się przede wszystkim
na działalności św. Piotra i św.
Pawła. Kościół Chrystusowy w
jego oczach jest przeniknięty
nadprzyrodzoną opieką Ducha
Świętego. To właśnie ten Duch
jest najwyższą gwarancją
Kościoła, a świadomość tego daje
Łukaszowi nadzwyczajne poczucie
bezpieczeństwa w redakcji
tekstu. Autor nie boi się prawdy
i wie, jak ją przedstawić.
Dzieje Apostolskie to nie
jest dzieło akademika, lecz
prawdziwego historyka, który
widzi działanie Pana
Wszechświata na tej ziemi,
odkrywa Jego logikę i nie boi
się jasno i bez skrępowania o
tym pisać, nie trwożąc się, że
ktoś zarzuci mu nienaukowe
podejście.
Można spokojnie zaryzykować
stwierdzenie, że ten, kto nie
przepracuje tekstu Dziejów
Apostolskich, będzie miał
gigantyczne problemy ze
zrozumieniem Kościoła
Chrystusowego i to zarówno w
jego historii, jak i dzisiaj.
W pisaniu zaś Ewangelii zamysłem
redakcyjnym Łukasza jest
ukazanie dziejów Chrystusa
zmierzającego z Nazaretu do
świętego Jeruzalem, w którym ma
dopełnić się Jego dzieło
odkupienia ludzkości. I tak
dzisiaj Ewangelista zaprasza nas
do Nazaretu, na początek
Jezusowej drogi, do synagogi, w
której to On obecny swoim
zwyczajem na szabatowym
nabożeństwie ogłasza uroczyście,
że jest zapowiadanym przez
proroka Izajasza, Mesjaszem.
Przeczytane wtedy przez Niego
słowa proroka właśnie w Roku
Jubileuszowym, warto przemyśleć:
Duch Pański spoczywa na Mnie,
ponieważ Mnie namaścił i posłał
Mnie, abym ubogim niósł dobrą
nowinę, więźniom głosił wolność,
a niewidomym przejrzenie; abym
uciśnionych odsyłał wolnymi,
abym obwoływał rok łaski Pana.
Św. Łukasz bez zahamowani opisał gwałtowną
reakcję ziomków Jezusa na to
Jego stwierdzenie. Wyprowadzili
Go za miasto, aby strącić z
urwiska. On jednak
przeszedłszy pośród nich,
oddalił się (Łk 4,30). I tak
Jezus, dopełniwszy dzieła
odkupienia, przechodzi w swoim
Kościele przez wieki, pomimo
faktu, że ciągle chcą Go zabić.
Jeśli chcesz spotkać Jezusa,
zrozumieć Go i pójść z Nim, to
musisz być Teofilem – musisz
pozwolić się pokochać przez Boga
i odpowiedzieć Mu miłością. Sam
rozum to zbyt mało.
Najważniejsza jest droga serca,
a innej drogi nie ma!
Ks. Lucjan Bielas
-
Czy Kościół Chrystusowy jest już
trupem w szafie historii świata?
(Iz 40, 1-5. 9-11; Tt 2, 11-14;
3, 4-7; Łk 3, 15-16.21-22)
Świat zmienia się dynamicznie.
Wielu uważa, że jesteśmy u
schyłku czwartej rewolucji
przemysłowej, zwanej cyfrową, a
u progu piątej, w której będzie
dominowała sztuczna inteligencja
zintegrowana z ludzką
codziennością. Nawet najbardziej genialne
jednostki chylą czoła wobec
maszyn, którym ludzkość
stopniowo oddaje kontrolę nad
tym światem. Czyni to dla
poprawy dobrobytu, polepszenia
stanu zdrowia, kontroli urodzin,
usprawnienia komunikacji itp. Po
raz pierwszy w dziejach świata
człowiek zaproszony przez
Stwórcę do rozmnażania się i
czynienia sobie ziemi poddaną,
przekazuje to zadanie na
stworzone przez siebie maszyny.
Nikt nie jest w stanie określić
ostatecznych skutków tego
procesu. Wielu ma
uzasadnione wątpliwości, czy
sama ludzkość sobie nie
zaszkodzi. Przemiany wydają się
nieodwracalne. Dążenie
jednostek najbogatszych do
wszechpotężnej kontroli,
wygodnictwo wielu, bezkrytycznie
poddających się przemianom oraz
bezradność ogromnej rzeszy
biednych i niepotrzebnych,
sprawia wrażenie, że świat
nieuchronnie, z gigantyczną
prędkością zmierza w jednym
kierunku. Są też i tacy, którzy
w obawie przed tym, co nowe
próbują stworzyć wokół siebie
złudnie bezpieczny skansen.
Najwięcej jednak jest chyba
takich mieszkańców naszego
globu, którzy żyjąc chwilą
obecną, niewiele się nad tym
zastanawiają.
U wielu chrześcijan, szczególnie
młodych, pojawia się pewnego
rodzaju zwątpienie. Czy Jezus
Chrystus i Jego Kościół, ma w
tej rzeczywistości jeszcze coś
do powiedzenia? A może jest już
tylko uparcie odkurzanym
eksponatem w muzeum historii
tego świata?
Z tymi naszymi refleksjami
zaproszeni jesteśmy nad brzeg
rzeki Jordan na spotkanie z
dwoma mężczyznami, którzy
wpisali się i dalej wpisują się
w dzieje tego świata. Jednym z
nich jest Jan, zwany
Chrzcicielem, albowiem
nawoływał ludzi do zmiany
myślenia, do odejścia od
grzechu, od zła do rozeznania
misji swojego życia i czynienia
dobra. Udzielał im chrztu
nawrócenia, udzielał mądrych rad
i zapowiadał przyjście Tego,
który dokona oczyszczenia
grzechów, zapowiadał Mesjasza.
Jan doskonale wiedział, o Kim mówi. I kiedy
przyszedł nad Jordan jego
krewny, ów drugi mężczyzna, Jezus
Chrystus i poprosił go o
chrzest, ten wzbraniał się,
wiedząc, że to On jest
Mesjaszem, jedynym człowiekiem,
który sam nie mając grzechu,
nawrócenia nie potrzebuje.
Tymczasem Jezus wymógł na Janie
chrzest. Był to z Jego strony
gest akceptacji misji Jana i akt
solidarności z tymi, którzy
mieli odwagę przyznać się do
swego grzechu, nazwać go i
podjąć próbę przemiany życia. To
właśnie dla nich Bóg stał się
człowiekiem i pośród nich
zamieszkał, aby oni, byty z
natury krótkoterminowe, mogli
zamieszkać w Bogu.
W tym to momencie stało się coś
nadzwyczajnego. Jak zaznaczył
św. Jan Ewangelista, tylko Jezus
i Jan mieli tego świadomość:
A gdy (Jezus) się modlił,
otworzyło się niebo i Duch
Święty zstąpił nad Niego, w
postaci cielesnej niby gołębica,
a z nieba odezwał się głos: "Ty
jesteś moim Synem umiłowanym, w
Tobie mam upodobanie".
Głos Ojca Niebieskiego, pełen
miłości i całkowitej akceptacji
Syna, zstąpienie Ducha Świętego,
w postaci cielesnej niby
gołębica, którego język
ludzki nie jest w stanie opisać
(Benedykt XVI). To doświadczenie
Boga Trójjedynego, jakże bardzo
było potrzebne Janowi w jego
misji. Z jakim przekonaniem i z
jaką stanowczością dawał o
Jezusie świadectwo swoim
uczniom: On jest Synem
Bożym (J 1,34);
Oto Baranek Boży (J
1,36). Jaki musiał być wtedy
wyraz jego twarzy, ton jego
głosu. Jaki był wyraz twarzy
Najświętszej Maryi Panny i św.
Józefa, pochylonych nad
Dzieciątkiem Jezus, kiedy
przybyli pasterze, kiedy
przyjmowali Mędrców. Jaki był
ton ich opowieści o tym
Dzieciątku i o Bogu, dla którego
nic nie jest niemożliwego.
Dziękuję Bogu dzisiaj za to niebo
otwarte, za te twarze świadków,
za ich wiarygodne opowieści.
Dziękuję za doświadczenie
Stwórcy, za doświadczenie Ducha
Świętego, którego opisać się nie
da, za Jezusa Chrystusa, który
bierze moje grzechy i idzie z
nimi na swój krzyż. Dziękują za
mój krzyż, za moją misję, która
wpisuje się w to wielkie dzieło
Boga. Dziękuję za to Źródło
prawdziwej i nieskończonej
inteligencji, w Którym mogę
spokojnie położyć nadzieję i nie
tylko nie bać się przemian, lecz
nimi zarządzać, tak jak Bóg tego
ode mnie oczekuje.
Zaraz po opisie chrztu Chrystusa w rzece
Jordan, ewangelista Łukasz,
umieścił Jego rodowód sięgający
Adama. Zdaniem Benedykta XVI,
Łukasz zaznaczył, że Jezus na
stałe wpisał się w dzieje tego
świata. Tylko współpraca z Nim,
wszechmogącym Bogiem Stwórcą i
Odkupicielem jest gwarantem
prawdziwego rozwoju świata po
wsze czasy.
Świadomy tego stawiam sobie
pytanie: jaki jest wyraz mojej
twarzy i ton mojego głosu, kiedy
mówię o Chrystusie, kiedy
dotykam Jego obecności?
Ks. Lucjan Bielas
-
Dwa królewskie domy
(Iz 60,1-6; Ef 3,2-3a.5-6; Mt
2,1-12)
To były już ostatnie lata
panowania króla Heroda. Do
Jerozolimy przybyli Mędrcy ze
Wschodu.
Pochodzili prawdopodobnie z
Persji i byli nie tylko znawcami
ciał niebieskich, lecz szli w
swych dociekaniach głębiej,
chcąc poznać Tego, który je
stworzył. Bóg, czytając ich
szczere umysły i serca zaprosił
ich na spotkanie ze swoim Synem,
który to mając Boską naturę,
przyjął naturę człowieka, aby
uwolniwszy ludzkość z niewoli
grzechu, naprawić relację między
stworzeniem a Stwórcą.
Wyruszyli prowadzeni przez osobliwą
gwiazdę, która miała dwa
wymiary. Jeden określony przez
naukę, jako koniunkcja Jowisza i
Saturna i wyglądała jak jedna
jasna gwiazda nazwana –
supernową. Miało to miejsce
dokładnie w czasie narodzin
Chrystusa. Ponieważ dla Boga nie
ma nic niemożliwego, to owo
gwiezdne zjawisko dla
wędrujących Mędrców miało wymiar
bardzo indywidualny, można
powiedzieć osobistej nawigacji.
Gwiazda była więc nie tylko
zjawiskiem na niebie, lecz dla
nich zjawiskiem prowadzącym do
celu.
Ich pielgrzymka miała podwójne znaczenie.
Pierwszy wymiar to dotarcie do
miejsca narodzin Mesjasza,
którego nazywali „królem
żydowskim”. Drugi wymiar to
wewnętrzna pielgrzymka, w której
każdy z nich wiedzę o Stwórcy i
stworzeniu, przekuwał na
osobistą relację z Bogiem, który
jest miłością.
Ewangelia mówi o wizycie Mędrców w dwóch
królewskich domach. Pierwszy z
nich to był pałac Heroda
Wielkiego w Jerozolimie.
Postawili proste pytanie:
Gdzie jest nowo narodzony król
żydowski? Wywołało ono
osobliwy skutek: Skoro
usłyszał to król Herod,
przeraził się, a z nim cała
Jerozolima.
Kim był Herod Wielki?
Nie był Żydem, lecz pochodził z idumejskiej
rodziny arystokratycznej, która
przyjęła judaizm. Niezwykle
inteligentny i bezwzględny
polityk, wszelkimi możliwymi
sposobami zmierzający do władzy.
Postawił na sojusz z Rzymem i
wiedział znakomicie, z którym
liderem, zmieniającej się
nieustannie sceny politycznej
Imperium utrzymywać relacje i na
jak długo. Z namaszczenia Rzymu
był wpierw namiestnikiem Galilei
(47-37 p.n.e.), potem królem
Żydów (37 – 4 p.n.e.). Herod był
znany w Imperium z ambitnych
projektów budowlanych,
uciążliwych podatków,
chorobliwego lęku o władzę,
instrumentalnego traktowania
wiary i brutalności nawet
względem własnej rodziny. Ze
strachu przed spiskiem, kazał
zabić swą żonę , którą kochał,
teściową i trzech synów. Obraz
Heroda, który daje św. Mateusz,
jest absolutnie spójny z
obszernym jego wizerunkiem
pozostawionym nam przez Józefa
Flawiusza.
Spolegliwość arcykapłanów i uczonych w Piśmie
jest zrozumiała, jako że Herod
był w trakcie spektakularnej
przebudowy świątyni, lecz z
fatalnym zamysłem swojej, a nie
Bożej chwały. Zmanipulowanie
Mędrców, przyszło mu łatwo, jako
że miał to we krwi. Trzeba było
interwencji samego Boga, aby ich
uratować przed popełnieniem
dużego błędu. To, co zapewne
wynieśli, opuszczając dom króla
Heroda, to doświadczenie
sprawnego aparatu zarządzania i
całkowitego braku miłości.
Po opuszczeniu strasznego dworu władcy Żydów
ujrzeli gwiazdę, bardzo się
uradowali. Ona szła
przed nimi, aż przyszła i
zatrzymała się nad miejscem,
gdzie było Dziecię.
Przed Mędrcami otwarły się drzwi
pałacu Króla Wszechświata. Weszli do domu i zobaczyli
Dziecię z Matką Jego, Maryją;
upadli na twarz i oddali Mu
pokłon. Te drzwi, to
doświadczenie miłości w tej
Świętej Rodzinie. Musiało ono
być dla Mędrców szokiem,
spotęgowanym przez wcześniejsze
doświadczenie pałacu Heroda. Ta
cudowna relacja miłości między
Maryją a Józefem spotęgowana
przez obecność wcielonego Syna
Bożego była dla Mędrców
powalająca. Można powiedzieć –
że doświadczyli obecności
Boskiej miłości przez ludzkie
relacje i dali temu osobliwy
wyraz uzewnętrznionym aktem
wiary:
otworzywszy swe skarby,
ofiarowali Mu dary: złoto,
kadzidło i mirrę.
Wewnętrzna pielgrzymka Mędrców
zakończyła się sukcesem. Spotkali Mesjasza, uwierzyli i
zawierzyli Bogu. On przemówił do
nich przez sen, co jest oznaką
bliskości, zaakceptowanej przez
nich posłuszeństwem Jego woli.
Pielgrzymka Mędrców ze Wschodu i ta
zewnętrzna i ta wewnętrzna
wpisuje się w Rok Jubileuszowy.
Przechodzić musimy przez
różne domy, różnych władców.
Ważne, by do właściwego trafić,
a może taki właśnie zbudować.
Ks. Lucjan Bielas
-
Czy Jezus może urodzić się we
mnie?
(Syr 24,1-2.8-12; Ef
1,3-6.15-18;
J 1,1-18)
Przed wielu laty w alpejskiej
chacie w okolicach Rauris nad
wiadrem z ziemniakami siedziało
kilku mężczyzn.
Każdy miał w ręce nóż i wszyscy
obierali ziemniaki. Tego to dnia
bowiem na nich przypadł dyżur
kuchenny. Rozmawiali, co może
kogoś mocno dziwić, o znaczeniu
Ewangelii w codziennym życiu
człowieka. Dzisiaj, mogę
powiedzieć, miałem to szczęście
być jednym z nich. Po latach
pamiętam z tych naszych wywodów
właściwie tylko jedną wypowiedź.
Jej autorem był, niestety już
nieżyjący, prof. Stanisław
Grygiel. W pewnym momencie
Profesor, przerwał swoją pracę i
w jednej ręce trzymając
ziemniak, a w drugiej zaś nóż, z
całym przekonaniem, patrząc na
mnie, głosem stanowczym
stwierdził: „Ewangelia to
światło, które oświeca całe
nasze życie”. Tekst wydaje
się prostym stwierdzeniem
oczywistej prawdy, ale wtedy w
ustach tego doświadczonego
mężczyzny, wybrzmiał z
niesłychaną mocą. Wszyscy
czuliśmy, że za tymi słowami
stoi cały Stanisław Grygiel, z
całym swoim przekonaniem, całym
swoim życiem.
Można wiele medytować na temat prologu
Ewangelii św. Jana. Można
podziwiać głębię spojrzenia na
preegzystencję Jezusa w Bogu.
Jezusa, który jest Jego Słowem,
Jego światłem i Jego życiem.
Jezusa, który jest Bogiem.
Można i trzeba wyrażać wiele
słów wdzięczności Bogu za to, że
każdemu człowiekowi daje
konieczne światło potrzebne do
tego, aby przejść przez mroki
życia.
Jednakże dzisiaj chcemy z całą świadomością
podziękować Bogu Trójjedynemu za
to, że jednorodzony Syn Ojca
Niebieskiego za sprawą Ducha
Świętego przyjął postać
człowieka i zamieszkał pośród
nas. I tak Bóg w ludzkim ciele
stał się Słowem dla człowieka,
które to usłyszane i przyjęte
staje się światłem w jego życiu.
Nadaje mu bowiem właściwy sens.
Nie ma żadnego innego słowa w
interpersonalnych relacjach,
które by miało taką wartość i
taką moc.
Dzisiaj św. Jan Ewangelista zachęca nas do
otwarcia się na Jezusa, do
przyjęcia Go nie tylko w naszych
umysłach, jako mądrość
najwyższą, lecz przede wszystkim
do przyjęcia Go w naszych
sercach. Nie chodzi więc o
to, byśmy powiedzieli Jezusowi –
zgadzam się z Tobą, ale byśmy
powiedzieli – Jezu kocham Cię.
Światło, które Jezus przynosi od
Boga, rozbłyska w nas na drodze
poznania, ale rozpala się na
drodze miłości.
Cały pierwszy list św. Jana Apostoła jest
znakomitym komentarzem do jego
Ewangelii, a szczególnie do jej
Prologu. Jan wskazuje na miłość,
jako na najskuteczniejsze
narzędzie poznania Boga:
Umiłowani, miłujmy się wzajemnie,
ponieważ miłość jest z Boga, a
każdy, kto miłuje, narodził się
Boga i zna Boga. Kto nie miłuje,
nie zna Boga, bo Bóg jest
miłością.
W tym objawiła się miłość Boga ku
nam, że zesłał Syna swego
Jednorodzonego na świat, abyśmy
życie mieli dzięki Niemu.
W tym przejawia się miłość, że
nie my umiłowaliśmy Boga, ale że
On sam nas umiłował i posłał
Syna swojego, jako ofiarę
przebłagalną za nasze grzechy.
Umiłowani, jeśli Bóg tak nas
umiłował, to i my winniśmy się
wzajemnie miłować.
Nikt nigdy Boga nie oglądał.
Jeżeli miłujemy się wzajemnie,
Bóg trwa w nas i miłość ku Niemu
jest w nas doskonała (1J
4,7-12).
Nasza miłość do Jezusa może nas tak
przeniknąć, że On w nas się
rodzi i przez nas przemawia. On
jest w naszej codzienności, w
naszym zachowaniu, w naszych
relacjach. To właśnie odkryli
pasterze w betlejemskiej stajni
i mędrcy ze Wschodu, kiedy
spotkali się z Maryją i Józefem
i wcielonym Słowem Boga, które
całym sobą przyjęli. To Bóg
narodził się w nich, a Oni w
Bogu. I o tym świetle mówił
prof. Stanisław Grygiel przy
obieraniu ziemniaków w alpejskim
Rauris.
Postawmy więc sobie fundamentalne pytania:
Czy ja rodzę się w Jezusie?
Czy Jezus rodzi się we mnie i w
moich relacjach z bliźnimi?
Ks. Lucjan Bielas
-
|
|
|