-
|
-
ROK 2023
-
-
-
-
-
-
-
Czy mam odwagę poznać prawdę o
sobie samym?
(1 Sm 16, 1b.
6-7. 10-13; Ef 5, 8-14; J 9,
1-41)
Wszystko, co
wokół nas się dzieje i całe
zamieszanie przedziwnie
nakręcane, tworzy w naszym
myśleniu ogromny chaos. Odciąga
nas to, od postawienia sobie
fundamentalnego pytania w
Wielkim Poście,
a
mianowicie: – kim ja sam, tak
naprawdę jestem?
Czas jest krótki, a my możemy
odpowiedzi na nie
nigdy nie
znaleźć, albo przez obawę
zobaczenia siebie w prawdzie,
albo przez zwyczajne zagubienie.
Mogę spoglądać na
siebie z różnych punktów
widzenia, przez oczy przyjaciół,
wrogów, konkurentów, przez
porażki, albo sukcesy.
Odpowiedzi będą szczątkowe,
mniej lub bardziej przyjemne.
Takie punkty odniesienia nie
rozwijają człowieka. Jedynie
spojrzenie oczami Jezusa,
światłem wcielonego Boga, daje
mi odpowiedź prawdziwą i
kreatywną. Wielu jej się
boi, albowiem wymaga zmiany
życia, otoczenia, podjęcia, po
ludzku
rzecz
biorąc, pewnych niekomfortowych
decyzji.
A co to
konkretnie daje?
Spotkanie z
Jezusem i otwarcie się na Niego
daje nam światło umysłu, pokój
duszy i prawdziwą wolność,
której
nawet śmierć nam nie zabierze.
Przekonali się o
tym uczniowie Jezusa, kiedy to w
dzień szabatu spotkali w
Jerozolimie niewidomego od
urodzenia. To spotkanie nie było
przypadkowe, albowiem wpisywało
się w to, co Jezus powiedział o
Sobie samym w świątyni. Nazywał
wtedy Siebie: światłością
świata. Jego wystąpienie
zostało wtedy, przez wielu,
odebrane bardzo negatywnie.
Teraz to uczniowie, wskazując
niewidomego, postawili Jezusowi
pytanie, które zapewne wielu
miało w swych głowach: Rabbi,
kto zgrzeszył, że się urodził
niewidomy – on czy jego rodzice?
Odpowiedź Jezusa była
zaskakująca. Wskazał jak zwykle
zresztą, jeszcze inne znaczenie.
Nikt nie zawinił, ten dramat
ciemności oczu tego człowieka,
został dany przez Boga po to,
aby zarówno on, jak i świat,
poznali prawdziwe światło.
Jezus wykonał
szokujący gest,
a mianowicie splunął na ziemię,
a następnie:
uczynił błoto ze
śliny i nałożył
je na oczy
niewidomego, i rzekł do niego:
„Idź, obmyj się w sadzawce
Siloam” – co się tłumaczy:
Posłany.
Po co, to błoto?
Biblijny obraz stworzenia
człowieka to ulepienie go przez
Stwórcę z gliny, z błota i danie
mu boskiego tchnienia. A do tego
obrazu wpisuje się wcielenie
Słowa Bożego w Jezusie
Chrystusie.
Tylko Bóg
może dać i
daje błotu życie, ciemności zaś
światło.
Posłuszny
niewidomy czyni to wszystko, co
Jezus powiedział. W konsekwencji
otrzymał dar wzroku, a wraz
z nim sporo
problemów, ale też łaskę, która
pozwoliła mu przekuć je na
szansę. Tak zaczęła się droga
tego niewidomego do prawdziwego
przejrzenia, do przejrzenia
umysłu i serca.
Warto wyłowić
kluczowe jej momenty, albowiem
mają one ponadczasową wartość.
Niewidomy, który przez
lata
żebrał, miał znakomite
rozeznanie ludzkiego serca. On
widział ludzkie serce. Brakiem
wzroku, w pewien sposób odcięty
od otoczenia i zdany na siebie,
miał wypracowane samodzielne
myślenie, cechujące się pewną
logiką, bez której nie mógłby
funkcjonować. Można powiedzieć
krótko,
jako żebrak –
szukał serca, jako niewidomy –
szukał światła.
Dając szczere
odpowiedzi na zadawane mu
pytania przez sąsiadów,
faryzeuszy, ludzi synagogi,
coraz bardziej rozumiał – kim
jest Ten, który mu to uczynił.
Coraz bardziej uświadamiał sobie
i innym, że Ten, który ma władzę
otworzenia oczu niewidomemu od
urodzenia, pochodzi od Boga i
nie jest grzesznikiem, łamiącym
szabat,
albowiem jest władcą szabatu.
Miał odwagę sprzeciwić się
synagodze, opinii publicznej i
całej nakręconej przeciw niemu
nagonce.
Koronnym momentem
było jego drugie spotkanie z
Jezusem: Jezus usłyszał, że
wyrzucili go precz,
i
spotkawszy go, rzekł do niego:
Czy ty wierzysz w Syna
Człowieczego? On odpowiedział: A
któż to jest,
Panie, abym w
Niego uwierzył? Rzekł do niego
Jezus: Jest nim Ten, którego
widzisz i który mówi do ciebie.
On zaś
odpowiedział: Wierzę, Panie! i
oddał Mu pokłon. Tak to
niewidomy otrzymał światło
umysłu i serca. Niestety nie
można tego było powiedzieć
zarówno o jego rodzicach,
których strach przed wyrzuceniem
z synagogi całkowicie
sparaliżował, jak i o
faryzeuszach, którym zła wola
blokowała poznanie prawdy.
I tak oni
pozostali w ciemności, którą
Jezus nazwał jasno – grzechem.
Przechodzący obok
niewidomego Jezus widział jego
duszę, widział, jak on
przepracowywał w sobie, to
wyzwanie, jakie miał od
urodzenia. Po uzdrowieniu został
wystawiony niejako na
konfrontację społeczną,
w której
znakomicie dojrzał do drugiego
spotkania z Chrystusem. I tak
poznał pełną prawdę o sobie i
otaczającym go świecie.
Jak wyglądają
moje spotkania z Chrystusem? Czy
mam odwagą samodzielnego
myślenia w niesprzyjającym
tłumie? Czy mam odwagę
wypowiedzenia swego stanowiska i
stanięcia po stronie
Chrystusa
niezależnie od ceny, jaką
przyjdzie za to zapłacić?
Ks.
Lucjan Bielas
-
-
Jak Jezus zachowałby się dzisiaj
w Polsce?
Aby odpowiedzieć na to pytanie,
wystarczy przypomnieć sobie
podobną sytuację w Jego
działalności.
Otóż, kiedy to Jego poprzednik,
krewny, przyjaciel, Jan
Chrzciciel, został pojmany i
uwięziony, wielu ludzi świątyni
zacierało ręce, że wreszcie te
niewygodne dla nich usta
zamilkły. Do samego pojmania
Jana doprowadzili ludzie
polityki, którzy postanowili z
nim skończyć, albowiem mieszał
się do ich życia prywatnego
i
odważał się zło nazywać po
imieniu. W tym wszystkim
kluczową rolę odgrywały kobiety,
które ponoć wtedy nie miały nic
do powiedzenia.
Jak zachował się wtedy Jezus?
Czy pisał protesty? Czy
organizował pikiety, marsze,
manifestacje? Czy wygłaszał
mowy? Czy uruchamiał znajomości,
szukał kontaktów, zbierał
pieniądze na wykup?
Nic z tych rzeczy. Zachował
spokój, albowiem znał misję Jana
i wiedział, jaką misję ma On –
Mesjasz. Zło nazywał po imieniu,
lecz złoczyńcom zostawił jeszcze
czas. Sam zaś skoncentrował się
na podjęciu misji Jana
i
poprowadzeniu jej dalej, zgonie
z wolą Ojca Niebieskiego.
Wychowywał ludzi do wiary,
kształtował ich moralność, sam
będąc idealnym przykładem.
Złoczyńcy nie odpuścili. Dopadli
również Jezusa i Go zabili.
Jednakże misja Jana i Jezusa
została wypełniona,
a Jezus na dodatek
zmartwychwstał. Ziemskie zaś
losy wielu przeciwników okazały
się tragiczne. Imion wielu
z nich nawet nie znamy.
Tymczasem Jan i Jezus działają
dalej, czy się to komuś podoba,
czy nie.
Dzisiaj Jezus mówi do nas
wszystkich Polaków i w kraju, i
za granicą, i w Kościele, i w
polityce,
i
w biznesie, po prostu, do
wszystkich – nawróćcie się,
żyjcie Ewangelią, albowiem czas
jest krótki, wieczność jest
wiecznością, a wy Polacy bogami
nie jesteście.
Ks. Lucjan Bielas
-
-
Jak przejść z ziemi do nieba?
(Rdz 12, 1-4a; 2 Tm 1, 8b-10; Mt
17, 1-9)
Scena przemienienia Pana Jezusa
na Górze Tabor, jest jedną z
najbardziej fascynujących i
jednocześnie tajemniczych scen w
Ewangelii.
Próba opisania tego, co się
wtedy wydarzyło, napotyka
podstawowy
problem, a mianowicie, nasz
język jest zbyt ubogi, aby oddać
tę rzeczywistość.
Jezus zabiera z sobą na Górę Tabor uczniów,
którzy stanowili w gronie
dwunastu, można powiedzieć,
oddział do misji specjalnych. W
pewien sposób sami się do niego
zgłosili, albowiem chcieli
czegoś więcej i na to coś więcej
byli gotowi. Stając z Jezusem
oraz z Jego wybranymi, na górze
Tabor, która z natury rzeczy
jest pewnego rodzaju granicą
między niebem a ziemią,
dotknijmy prawdziwej granicy,
między tymi rzeczywistościami,
między tym, co ziemskie, a tym,
co Boskie. Przemieniony Jezus
ukazuje nam, że ta granica
między tym, co boskie, a tym, co
ludzkie przebiega w Nim. Jego
boska natura uzewnętrzniła się
przemianą tej ludzkiej, w
niczym jej nie naruszając.
Człowiek stworzony na wzór i
podobieństwo Boga, jak żadne
inne stworzenie może Nim
promieniować. Objawienie boskiej
natury Chrystusa zostało
podkreślone pojawieniem
się przy Nim Mojżesza i Eliasza. Bóg przez
tych obydwu mężów dokonywał
nadprzyrodzonych znaków,
natomiast wyjątkowe spotkania
Mojżesza z Bogiem kończyły się
przemianą jego twarzy, która tak
mocno promieniowała boskim
blaskiem, że w spotkaniu z
innymi ludźmi, musiał ją
zakrywać. Można więc powiedzieć,
że Bóg zamanifestowanie swej
boskości dokonał, nie tylko
przez przemianę człowieczeństwa
Jezusa, ale może uczynić to
przez każdego człowieka, który
wejdzie z Nim we właściwą
relację.
Przemienienie Jezusa ma swój
wyjątkowy charakter. Jest
doświadczeniem dwóch
rzeczywistości, boskiej
i ludzkiej i ich
wzajemnej relacji, a
jednocześnie ukazuje granicę
między nimi, między niebem i
ziemią. Jest jeszcze trzeci
wymiar tego wydarzenia, dla nas
ludzi szczególnie ważny, a
mianowicie zaproszenie nas do
przekroczenia tej granicy, do
przejścia z tego, co ludzkie,
przemijające, do tego, co boskie
i wieczne. Ta droga
i ta brama jest
właśnie w Chrystusie, z
Chrystusem i przez Chrystusa.
Innej drogi i bramy nie ma i nie
będzie. Znamienne jest
objawienie się Trójcy
Przenajświętszej, tak jak to
było przy chrzcie Jezusa. Ducha
Świętego
na Górze Tabor,
symbolizuje obłok świetlany,
który osłonił wszystkich – a
z obłoku odezwał się głos:
To jest
mój Syn umiłowany, w którym mam
upodobanie, Jego słuchajcie!
Głos Ojca jest skierowany do uczniów, jest
skierowany do nas – Jego
słuchajcie! Pojawienie się
Mojżesza prawodawcy i Eliasza
proroka rozmawiających z Jezusem
nie jest tu przypadkowe. Wolą
Ojca Niebieskiego
jest to, aby prawo było interpretowane
przez Ewangelię – słowo
oczekiwanego Mesjasza.
Kiedy już schodzili z góry, Jezus do
całkowicie zszokowanych uczniów
wypowiada znamienne słowa:
Nie opowiadajcie nikomu o tym
widzeniu, aż Syn Człowieczy
zmartwychwstanie. Ten obraz
przemienienia dopełni się Jego
ludzkim przemienieniem na Górze
Oliwnej, Jego męką i Jego
zmartwychwstaniem. Wtedy dopiero
Jezus jako brama będzie otwarty, a Jego nauka
kompletna.
Jesteśmy w wyjątkowo dobrej
sytuacji. Mogę przyjąć Jezusa w Jego
bóstwie i Jego człowieczeństwie,
pod postacią chleba i wina w
Eucharystii. Mogę przejść z Nim
przez bramę, którą On sam jest,
idąc Jego drogę.
Po przeistoczeniu, a przed
Komunią św. wypowiadamy słowa
doksologii, które tę prawdę
znakomicie oddają: Przez
Chrystusa, z Chrystusem i w
Chrystusie, Tobie Boże, Ojcze
wszechmogący, w Jedności Ducha
Świętego wszelka cześć i chwała,
przez wszystkie wieki wieków.
Przyzwyczailiśmy się do tych słów i często
ich nie słyszymy,
przyzwyczailiśmy się do Komunii
św. i często
umyka nam świadomość, że brama do nieba jest
w nas, a jest nią Chrystus. I
tak się z Nim rozmijamy, a
wchodzimy w atrakcyjnie
wyglądające atrapy bram
budowane przez szatana. Skutek
tego jest taki, jak
to ktoś życiowo doświadczony powiedział:
zachwycony pięknymi widokami,
wyskoczyłem bez spadochronu.
Ks.
Lucjan Bielas
-
-
Zrób coś dla siebie!
(Rdz 2,7-9;3,1-7; Rz 5,12-19; Mt
4,1-11)
Wykorzystaj swoją wolność i weź
sprawy w swoje ręce. Wydaje się, że
taka jest istota szatańskiej
pokusy.
Może ona
przybierać różne formy, ale
wszystkie mają ten sam
mianownik. Szatan w ogrodzie
Eden, kusząc niewiastę, na
wstępie zapewnia, że nie będzie
kary za przestąpienie tego, co
Bóg powiedział. Następnie
ukazuje konkretny zysk takiego
postępowania:
Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie
owoc z tego drzewa, otworzą się
wam oczy i tak jak Bóg będziecie
znali dobro i zło. Wydaje się tu
kluczowym hebrajskie słowo
„jada”, które zostało w Biblii
przetłumaczone jako „poznanie”.
Zważywszy na szersze znaczenie
tego czasownika: „poznać coś”,
„zapanować nad czymś”, „opanować
coś”, możemy wejść głębiej w
istotę grzechu, a więc
człowiek został przekonany przez
szatana, że sam może
decydować, tak jak Bóg o tym, co
jest dobre, a co złe. Za
poprawnością takiej właśnie
interpretacji przemawia prosta
obserwacja ludzkich postaw,
wypowiadanych tez i
podejmowanych decyzji. My, byty
krótkoterminowe, obdarzeni przez
Stwórcę rozumem i wolną wolą,
zachowujemy się tak, że zamiast
poznawać Jego zamysł, sami
próbujemy, wbrew Niemu,
decydować o tym,
co jest dobre, a
co złe. Skutki takiej postawy są
zawsze dramatyczne, co nie
zmienia faktu, że ta głupota
nieustannie się rozszerza.
Dzisiaj Chrystus zaprasza nas na pustynię,
gdzie był kuszony przez diabła.
Ponieważ nie było tam świadków,
to co wiemy o tym wydarzeniu, wiemy od samego
Jezusa, który uznał je za ważne
dla każdego, kto chce być Jego
uczniem.
Szatan uzbroił się w trzy pokusy,
przygotowane po mistrzowsku i
uderzył nimi w Tego, którego
najbardziej się obawiał, Syna
Bożego. Owe trzy pokusy, a
mianowicie pokusa przemiany
kamieni w chleb, zyskania sławy
i osiągnięcia bogactwa, miały wspólny
mianownik – Jezu, zrób
coś dla siebie. Jeśli jesteś
Synem Bożym,
a jesteś głodnym, to zrób coś dla siebie i
wykorzystaj swoją władzę i
kamienie przemień w chleb; jeśli
jesteś Synem Bożym, to zrób coś
dla siebie i wypróbuj
skuteczność Bożych obietnic,
skocz z miejsca straceń, z
narożnika świątyni; jeśli jesteś
Synem Bożym, to zrób coś dla
siebie, masz przecież prawo do
wszystkich bogactw tego świata,
są do Twojej dyspozycji.
Diabeł nie wiedział, w jaki sposób Jezus
wypełni swoją misję. Myślał po
swojemu, chleb, sława i
pieniądze. Myślał może, że to na
te narzędzia budowania królestw
Jezus da się złapać, bo na to
łapią się ludzie, którzy
od Adama i Ewy począwszy, przede wszystkim
chcą coś dla siebie. Wtedy to
on, szatan ma nad nimi władzę,
albowiem wcześniej czy później
przed nim upadną.
Szatan z Jezusem przegrał. Chcę,
aby przegrał również ze mną.
Tak więc nic nie chcę dla
siebie. Wiem,
że kiedy wszystko dam
Bogu, wraz z Nim wszystko
otrzymam!
Jezus pragnie zjednoczyć się ze mną w
modlitwie, abym temu pragnieniu
sprostał. Wyraził to znakomicie
św. Jan Chryzostom: Jeżeli Pan udzieli
komuś daru takiej modlitwy, ten
posiada nieprzebrane bogactwo
i pokarm niebieski nasycający duszę.
Kto skosztuje tego pokarmu, ten
zapłonie wiecznym pragnieniem
Boga jak najgorętszym ogniem,
który będzie trawił jego ducha
(Homilia 6, O
modlitwie).
Pomoże mi w tym post oraz znajomość słowa
Bożego, oraz zdecydowane pójście
za Chrystusem. Pomoże mi
w tym życie Jego logiką i ten radykalizm,
jaki On mi pokazał. I co
najważniejsze, On jest gotów
towarzyszyć
mi zawsze, a przede wszystkim wtedy, gdy zły
mnie kusi – I nie wódź nas
na pokuszenie, ale nas zbaw
ode złego. Amen
Ks.
Lucjan Bielas
-
-
Czy naprawdę jestem chrześcijaninem?
(Kpł 19, 1-2. 17-18; 1 Kor 3, 16-23;
Mt 5, 38-48)
Postawiono mi kiedyś, i to nie tak
dawno, zarzut, że nie umiem
przebaczać.
Można sobie wyobrazić wzburzenie
serca i umysłu, jakie te słowa
wywołały w pierwszym momencie. W
drugim zaś przerodziły się w głębszą
refleksję, przyznanie racji i
kolejny raz uświadomienie sobie, że
nad umiejętnością przebaczenia,
trzeba nam pracować całe życie, aby
nie tylko zwyczajnie darować, ale
nawet pokochać swojego
nieprzyjaciela.
W modlitwie, której nauczył nas Jezus,
Ojcze Nasz, wraz z Nim
zwracamy się do Ojca
Niebieskiego: Odpuść nam
nasze winy, jako i my
odpuszczamy naszym winowajcom.
Ten, który odpuścił swoim
winowajcom, będąc Bogiem, uniżył
samego siebie i przyjął postać
człowieka, a będąc prawdziwym
człowiekiem, oddał swoje życie
za nas grzeszników, ma prawo i od nas wymagać
odpuszczenia naszym winowajcom.
To tylko z Nim możemy okazać
bezgraniczne miłosierdzie dla
człowieka, posunięte aż do
gotowości oddania za niego swego
życia, a jednocześnie zachować
„0” tolerancji dla czynionego
zła. Uzyskanie takiej
postawy i nieustanne pogłębianie
jej, domaga się od nas
codziennej czujności, jako że
moce ciemności, wykorzystają
każdą sposobną okazję,
aby nas w tym punkcie pokonać.
Warto tu zaznaczyć, że nie idzie tu o
zwyczajne przebaczenie, jakiego
uczy się w biznesie, mającym na
celu zachowanie potencjalnych
klientów. Tu idzie o prawdziwą
miłość nieprzyjaciół,
która jest ponad ludzkimi
emocjami, doczesnym zyskiem, a
ma na uwadze przede wszystkim,
zjednoczenie drugiego człowieka
z Bogiem.
Nasz Mistrz, Jezus Chrystus,
daje nam dzisiaj bardzo
konkretne wskazówki
na tej niewątpliwie
najtrudniejszej życiowej
ścieżce, weryfikującej całość
naszego wyznania wiary. I co
najważniejsze, na tej
prawdziwie ekstremalnej drodze
nie jest obok nas – JEST Z
NAMI!
Po pierwsze, trzeba nam wyjść
ponad zwyczajną sprawiedliwość,
polegającą na zbilansowaniu winy
i kary: Oko za oko i ząb za
ząb, zasady Kodeksu
Hammurabiego, mającej swoje
odbicie w Starym Testamencie
(por. Wj 21,24; Kpł 24,20; Pwt
19,21).
Po drugie, trzeba pokonać w
sobie własny honor: lecz
jeśli cię ktoś uderzy w prawy
policzek, nadstaw mu i drugi.
Uderzenie w prawy policzek przez
kogoś praworęcznego sugeruje
uderzenie zewnętrzną stroną
dłoni
i było
uważane jako szczególna
zniewaga.
Po trzecie, działać ponad
obowiązującym prawem:
Temu, kto chce prawować się z
tobą i wziąć twoją szatę, odstąp
i płaszcz. Komentatorzy tego
fragmentu zwracają uwagę, że
można było trafić do sądu za
kradzież tuniki, czyli spodniej
części garderoby ówczesnego
Żyda, ale nie za płaszcz, który
dawał ciepło.
Po czwarte ta hojność ma być
czymś naturalnym, stać się
nawykiem.
Jezus ujął to znakomicie
prostymi słowami: Zmusza cię
ktoś, żeby iść z nim tysiąc
kroków, idź dwa tysiące. Daj
temu, kto cię prosi, i nie
odwracaj się od tego, kto chce
pożyczyć od ciebie.
Znakomitym ewangelicznym przykładem takiej
miłości, która nie narusza
sprawiedliwości, może być
przypowieść o Miłosiernym
Ojcu. On to przygarnął
nawróconego syna, mimo że ten
utracił majątek, a do drugiego,
oburzonego takim obrotem spraw,
wychodzi, aby mu wszystko
wytłumaczyć i zachęcić do
udziału
w uczcie. Ojciec jednak nie ulega
zagniewanemu synowi i nie
zmienia swoich słusznych decyzji
(Łk 15, 11-32).
Taka miłość jest również w miłosiernym
Samarytaninie i w wielu tych,
którzy szczerze poszli za
Chrystusem.
W tekście Didache (I/II w.) czytamy:
„Błogosławcie tych, którzy
was przeklinają, módlcie się za
nieprzyjaciół, a nawet pośćcie
za prześladowców waszych. Jakaż
to bowiem zasługa, jeśli
miłujecie tych, którzy was
miłują? Czyż i poganie tego nie
czynią?”
Może warto u progu Wielkiego Postu
głębiej się nad tym zastanowić.
Ks. Lucjan Bielas
-
„Ani jedna jota…”
(Syr 15, 15-20; 1 Kor 2, 6-10; Mt 5,
17-37)
Już
w raju, szatan pod postacią węża,
stworzenia o oczach pozbawionych
powiek, jednocześnie wzbudzających
respekt dla jego inteligencji i lęk
przed śmiertelnym zagrożeniem,
zaoferował człowiekowi moralną
autonomię,
aby nie odczytywał prawa bożego,
lecz sam decydował o tym, co jest
dobre, a co jest złe (por Rdz 3,5).
Wysiłki szatana,
zmierzające do wplątania
człowieka do zmiany bożych
przykazań, trwają nieustannie i
tak będzie, aż do końca świata,
aż do ostatecznego pokonania go
przez Chrystusa. Jesteśmy w
tym szczęśliwym położeniu, że
jest z nami Chrystus, który
daje nam
gwarancję prawidłowego
odczytanie prawa bożego, a
jednocześnie darzy nas siłą,
abyśmy mogli zgodnie z Jego
wolą podejmować nasze życiowe
decyzje. Będąc prawdziwym
Bogiem, Jezus potwierdza prawo,
które sam ustanowił, natomiast
jako prawdziwy człowiek,
wyjaśnia je nam i sam daje
przykład jego realizacji. Jak
sam zaznaczył:
Nie sądźcie, że
przyszedłem znieść Prawo albo
Proroków. Nie przyszedłem
znieść, ale wypełnić.
To, co
charakteryzuje Chrystusa w jego
nauce o przykazaniach, to
jedność motywacji, myśli i
działania. Ta jedność była
obca zarówno ówczesnym uczonym w
Piśmie, jak i wielu współczesnym
interpretatorom. Bałagan w
działaniu ma swój początek w
głowie i sercu człowieka.
Zabójstwo ma swój początek w
gniewie, w nieprawomocnym
osądzaniu człowieka, w nazwaniu
go idiotą (raka), czy
bezbożnikiem. To przecież tylko
Bóg, mając pełną bazę danych o
nas, może wydawać sądy.
Cudzołóstwo zaczyna się od
bałaganu w głowie polegającym na
tym, że pożądanie jest
dopuszczone do dominacji nad
pięknem. Bałagan ten znajduje
swój
wyraz w
spojrzeniu, a później to
wszystko biegnie już szybko.
Wyłupane oko, odcięta ręka, to
znaki radykalnej postawy wobec
pokus w tej
przestrzeni naszego życia. Wymóg
jest duży, ale przecież to On
jest z nami i to nie w roli
obserwatora i sędziego jak na
meczu piłki nożnej. Ta Jego
obecność i dar Ducha Świętego,
pozwala Mu na przywrócenie
pierwotnego rozumienia
nierozerwalności małżeństwa
poprawnie, a nie jako cudzołożne
zawartego (konkubinat). To z
kolei wiąże się ściśle z
odpowiedzialnością za słowo, co
właśnie w małżeństwie jest
absolutnie kluczowe.
Tymczasem diabeł
działa. Jest przebiegły,
inteligentny i śmiertelnie
niebezpieczny.
Potrafi wejść na drogę
synodalną, przywdziać sutannę i
posługiwać się odpowiednio
przykrojonymi tekstami Pisma
Świętego. Nie raz staje się
obrońcą praw człowieka, działa
w polityce na
wszystkich możliwych szczeblach.
Prowadzi większe i mniejsze
biznesy, działa na uczelniach i
w mediach. Występuje podczas
rozpraw sądowych, uwielbia te
rozwodowe, ubiera się togę, może
posłużyć się pieczątką eksperta
lub biegłego. Uwielbia być w
opinii publicznej podbudowywanej
ekspertyzami współczesnych
naukowców, propagowanych przez
dobrych dziennikarzy. Jego
ulubione słowa to: „dziś” i
„wszyscy”. Posługuje się nimi
po mistrzowsku, we wszystkich
możliwych wariantach, czyniąc w
umysłach bezkrytycznych nie
lada spustoszenie. Diabeł
jest wszędzie, jest również i
przy mnie nawet wtedy, gdy
jestem sam i biję
się z
własnymi myślami i szepce mi do
ucha: „zrób to po swojemu, tak
jak tobie będzie wygodniej i nie
przejmuj się Panem Bogiem, On ma
inne rzeczy na głowie, a poza
tym przecież mówi ci, że jest
Miłosierny”.
Wiedząc o tym,
tym bardziej proszę Jezusa o
Jego obecność, o światło Jego
Ducha w moim umyśle i w moim
sercu, aby ani jedna jota, ani
jedna kreska jego przykazań nie
była przez mnie zmieniona.
Ks. Lucjan Bielas
-
Jak wpływać na
Pana Boga?
(Iż 58, 7-10;
1 Kor 2, 1-5; Mt 5, 13-16)
Wydaje
się, że to pytanie jest
nielogiczne, że jest sprzeczne z
istotą Boga.
Czy jednak na pewno?
Wielu spośród
nas ma pretensje do Najwyższego,
że ich nie wysłuchał, że
zostawił ich samych, wtedy kiedy
Go bardzo
potrzebowali, że nie
widział, że nie słyszał, że był
złośliwy, albowiem dopuścił
dokładnie coś przeciwnego do
tego,
o co był proszony.
Tymczasem
dzisiaj sam Pan Bóg przez
proroka Izajasza mówi o
skutecznym sposobie wpływania na
Jego wolę: - Wtedy
zawołasz,
a Pan odpowie, wezwiesz pomocy,
a On rzeknie: „Oto jestem!”
Jaki więc jest warunek
skuteczności naszych próśb?
Izajasz daje
prostą odpowiedź:
Sprawiedliwość twoja poprzedzać
cię będzie, chwała Pańska iść
będzie za tobą.
Prorok
wyjaśnia ową sprawiedliwość:
Dziel swój chleb z głodnym, do
domu wprowadź biednych tułaczy,
nagiego, którego
ujrzysz,
przyodziej i nie odwracaj się od
współziomków.
Prośby sprawiedliwych, którzy
nie tylko o sprawiedliwości
mówią,
lecz nią żyją, będą
wysłuchane. Prawdziwie
sprawiedliwy, nawet jeśli by mu
się wydawało, że Bóg zarządził
inaczej, rozezna
zamiar Stwórcy,
albowiem już swoim
postępowaniem, różniącym się od
logiki tego świata, wszedł w
głębokie z Nim
porozumienie.
Jest to postawa samego Chrystusa
zjednoczonego z wolą Ojca i
widzącego prawdziwy cel i zamysł
Bożej miłości.
Tak żyjący
człowiek nie przypisuje sobie
zasług, lecz zajaśnieje chwałą
Boga.
Poza tym wszechmogący i
wszechwiedzący Bóg, odwiecznie
zna i odwiecznie uwzględnia,
nasze postawy i nasze prośby.
Nasz, nazwijmy
to – wpływ na Jego wolę, nic z
Jego boskości ująć nie może.
Jezus Chrystus działa dokładnie
w tej logice,
a ponieważ jest wcielonym Synem
Najwyższego, który zamieszkał
pośród nas,
i daje nam nie tylko
przykład, daje naszym prośbom i
działaniom jeszcze większą
skuteczność, ale też i większą
odpowiedzialność. Tak więc zaraz
po kazaniu na Górze
Błogosławieństw, w którym
zachęcił uczniów do gruntownej
przemiany życiowej postawy
i
płynącej z niej skuteczności w
relacji z Bogiem, Jezus mówi o
odpowiedzialności uczniów.
Wy jesteście solą ziemi.
Wy jesteście światłem świata.
Miasto położone na górze.
Lampą
na
świeczniku, aby świeciła
wszystkim, którzy są w domu.
Soli, dodaje się
niewiele, światło świata, to nie
jego pożar, miasto na górze jest
widoczne, ale nie jest to
metropolia, światło
na
świeczniku to nie ognisko.
Chrystus wie, że Jego drogą
pójdzie niewielu, dla wielu.
Sprawiedliwość i przejrzystość
ich życia będzie wypraszała
nadprzyrodzone łaski, ale nie
dla ich chwały, lecz dla chwały
Ojca Niebieskiego.
Nie można być
zachwyconym powołaniem do tej
elity, zapominając o
przestrodze Pana: Lecz
jeśli sól utraci swój smak,
czymże
ją posolić? Na nic się
już nie przyda, chyba na
wyrzucenie i podeptanie przez
ludzi.
Ks. Lucjan Bielas
-
-
Cel i koniec
(So 2, 3; 3, 12-13; 1 Kor 1,
26-31; Mt 5, 1-12a)
Quidquid agis, prudenter agas et
respice finem, to znany cytat
nieznanego autora zapisany w
Gesta Romanorum
(Czyny Rzymian), a znaczy
dosłownie, cokolwiek czynisz,
czyń roztropnie i przewiduj
koniec. Ten cytat z terminem
koniec rozumianym jako
śmierć,
a więc
pamiętaj o śmierci, dobrze
wpisywał się w średniowieczną
teorię i praktykę refleksji nad
śmiertelnością i marnością
ziemskiego życia. Czasy pełne
wojen i zaraz, wybitnie takiej
właśnie interpretacji sprzyjały
– cokolwiek robisz, rób to z
rozsądkiem
i pamiętaj,
że umrzesz.
Wiktor Frankl, twórca logo terapii, zwrócił
uwagę, że wymowa tego zdania
jest o wiele głębsza, niż by się
na pierwszy rzut oka wydawało, a
mianowicie, łaciński termin „finis”
ma podwójne znaczenie – „koniec”
i „cel”. Dopiero świadomość
końca i celu nadaje naszemu
działaniu właściwy sens. Tak
więc nie tylko mamy być świadomi
końca, śmierci, ale również, a
może przede wszystkim, celu. Ta
właśnie świadomość, znacznie
ułatwia nam zachowanie
roztropności w działaniu.
Dlatego też Jezus Chrystus już na początku
swojej publicznej działalność,
dał uczniom, jasną wykładnię
celu oraz wynikających
z dążenia do niego działań, wykładnię zwaną
Osiem Błogosławieństw.
Różnią się one od wszystkich
innych mądrych życiowych porad
krążących w rezerwuarze ludzkiej
wiedzy, przede wszystkim tym, że
nie są to rady jakiegoś mędrca,
wygłoszone w nauczycielskim
uniesieniu, lecz są to rady
Jezusa Chrystusa, wcielonego
Boga, który nie tylko je
daje, ale jest proaktywnym
towarzyszem ich wdrażania.
Dzisiaj, po tylu wiekach możemy
tę ich inność wynikającą z Jego
obecności z pokorą potwierdzić.
Wszystkie te rady zaczynają się od słowa
błogosławieni –
czyli szczęśliwi,
umiłowani przez Boga miłością,
która nie ma granic
i końca.
Jezus deklaruje, że jest ze mną, kiedy w tym,
co doczesne, nie pokładam
nadziei.
Jest ze mną, kiedy w problemie widzę
szansę.
Jest ze mną, kiedy chcę słuchać.
Jest ze mną, kiedy zachowuję sprawiedliwość,
tam, gdzie jej nie ma.
Jest ze mną, kiedy widzę ludzką biedę i
próbuję jej zaradzić.
Jest ze mną, kiedy moje zamiary są czyste.
Jest ze mną, kiedy staram się innych rozumieć
i dążę do porozumienia z nimi.
Jest ze mną, kiedy świat mnie odrzuca ze
względu na to, że właśnie On –
Jezus, jest ze mną.
Tylko działanie zgodne z logiką Jezusa i wraz
z Jezusem, nadaje mojemu życiu
sens i prowadzi do celu: Cieszcie
się i radujcie, albowiem wielka
jest wasza nagroda w niebie.
Postawiłem sobie pytanie: czy jest w
Piśmie Świętym jakiś tekst,
który ilustrowałby skutek
takiego życia człowieka w
zjednoczeniu
z Chrystusem? Nasuwa mi się
tekst św. Pawła z Listu do
Koryntian:
Gdybym mówił językami ludzi i
aniołów, a miłości bym nie miał,
stałbym się jak miedź brzęcząca
albo cymbał brzmiący.
Gdybym też miał dar
prorokowania i znał wszystkie
tajemnice, i posiadał wszelką
wiedzę, i wszelką [możliwą]
wiarę, tak iżbym góry przenosił,
a miłości bym nie miał, byłbym
niczym.
I gdybym rozdał na jałmużnę
całą majętność moją, a ciało
wystawił na spalenie, lecz
miłości bym nie miał, nic bym
nie zyskał.
Miłość cierpliwa jest, łaskawa
jest. Miłość nie zazdrości, nie
szuka poklasku, nie unosi się
pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego, nie unosi się
gniewem, nie pamięta złego;
nie cieszy się z
niesprawiedliwości, lecz
współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi, wszystkiemu
wierzy, we wszystkim pokłada
nadzieję, wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje
(1Kor 13, 1-8).
Świadomi tego wszystkiego, jeszcze bardziej
otwieramy się dzisiaj na słowa
Chrystusa: Błogosławieni
jesteście, gdy wam urągają
i prześladują was i gdy z mego powodu
mówią kłamliwie wszystko złe o
was. Cieszcie się i radujcie,
albowiem wielka jest wasza
nagroda w niebie.Chrystus
= Miłość
Ks. Lucjan Bielas
-
-
Natychmiast
(Iz 8, 23b – 9, 3; 1 Kor 1, 10-13. 17; Mt 4,
12-23)
Kontynuując dzieło uwięzionego
Jana, Jezus zmienił sposób
działania.
Jan był zawiązany z wodami
Jordanu, gdzie nauczał lud,
a
nawracającym się udzielał
chrztu. Zapowiadany przez niego
Jezus, który miał chrzcić Duchem
Świętym, zgodnie z mesjańską
zapowiedzią proroka Izajasza,
ruszył w drogę, aby dotrzeć do
żyjących w ciemności ze światłem
nowej nauki radykalnie
przemieniającej życie
współczesnych i przyszły świat.
Swą naukę Jezus nazwał „dobrą nowiną”.
Termin ten, w języku łacińskim –
„evangelia”, był w
czasach Jezusa Chrystusa używany
przez cesarzy rzymskich w ich
obwieszczeniach, niezależnie od
ogłaszanej treści. W świecie
Imperium Rzymskiego, w którym
władza cesarska, po reformach
Oktawiana Augusta, została
znacznie wzmocniona, a kult
ducha opiekuńczego władcy, zwany
geniuszem, nadał jej boski rys,
Jezus Chrystus, cieśla z
Nazaretu wyrusza w drogę ze
swoją Ewangelią. Po ludzku, bez
szans, ale z perspektywy jego –
Syna Bożego, sprawa wygląda
zupełnie inaczej. To On jest
prawdziwym królem i władcą,
dysponującym boską mocą, a nie
tylko zastępami legionów i
sprawną administracją. To On
jest wszechmogącym,
nieśmiertelnym Bogiem, który na
ziemi buduje królestwo prawdy
mające swój wymiar wieczny. Tego
senat rzymski swoim władcom,
mimo szczerych chęci i dzielnych
wysiłków, zaoferować nie mógł.
To tylko Jezus Chrystus ma prawo
powiedzieć światu, że przyniósł
dla niego DOBRĄ NOWINĘ, która jest deklaracją prawdziwej miłości
Boga do człowieka, a nie
polityczną retoryką doczesnego
władcy. Gdziekolwiek Jezus
Chrystus się pojawia, Jego boska
wszechmoc i nieskończona miłość
wychodzi naprzeciw wszelkiej
ludzkiej biedzie i tej duchowej
i cielesnej. Jest to prawdziwe
całościowe uzdrowienie
człowieka, który jest gotowy na
spotkanie z Bogiem. Te spotkania
z Jezusem i te cudowne przemiany
nie mają tylko i wyłącznie
doczesnego charakteru, lecz
otwierają człowieka na
wieczność, którą tylko Bóg może
zagwarantować.
Jest to fantastyczne, że budowa
najwspanialszego i siłą faktu
nieprzemijającego królestwa,
dokonuje się na ludzkich
drogach. To właśnie na nich,
człowiek spotyka nieustannie
wędrującego Jezusa Chrystusa,
który nie tylko ciągle po nich
chodzi, ale również naucza i
uzdrawia i tak krok po kroku
zdobywa świat.
Jak więc zachować się w
spotkaniu z Chrystusem, aby się
z Nim nie rozminąć? Jak zachować
się, aby będąc człowiekiem, nie
rozminąć się z Bogiem; będąc
śmiertelnym, nie wzgardzić
Wiecznym; będąc słabym nie
przejść obojętnie wobec
Wszechmocnego; będąc spragnionym
miłości nie zauważyć jej Źródła?
Dzisiejsza ewangeliczna opowieść o powołaniu
Szymona i jego towarzyszy
rybaków na uczniów zawiera
właściwą odpowiedź. Otóż ci
dawni uczniowie Jana, na
zaproszenie Jezusa, wiedząc, kim
jest, natychmiast zostawili
wszystko i poszli za Nim. Nie w
tym, co robili do tej pory, ale
w Nim położyli całą swoją
nadzieję. Kluczowe jest słowo
NATYCHMIAST. Trzeba
wiedzieć, co natychmiast muszę
zostawić i co natychmiast muszę
wybrać. Tam, gdzie jest
spotkanie z Jezusem, ociąganie
się jest dużą nieroztropnością.
Co zyskujemy?
Ostatnio świat obiegło jedno zdanie
wypowiedziane jako ostatnie,
przez umierającego Benedykta
XVI: Panie ja Ciebie
kocham. Jasne połączenie
się umierającego Papieża z
Szymonem Piotrem, który
odpowiada Jezusowi na pytanie: -
czy kochasz Mnie?
(J
21,17) Oni dawali Jezusowi tę
odpowiedź przez całe swoje
życie.
To tak właśnie działa królestwo Boże,
królestwo serc, umysłów
doświadczających miłości Boga i
dających jasną odpowiedź,
życiem, śmiercią i uwielbieniem
w wieczności. W tę odpowiedź
jest przedziwnie wpisane –
NATYCHMIAST!
Ks. Lucjan Bielas
-
-
Chrzest – obrzęd,
czy misterium?
(Iz 49, 3. 5-6; 1 Kor 1, 1-3; J 1, 29-34)
Dzisiaj św. Jan Chrzciciel wyjawia
nam swoją najgłębszą tajemnicę
dotyczącą jego wyjątkowej relacji z
Bogiem. Właśnie ta relacja nadała misji
jego życia wyjątkowe i ponadczasowe
znaczenie. Warto więc przytoczyć
jego słowa: Ten, który mnie
posłał, abym chrzcił wodą,
powiedział do mnie: „Ten, nad którym
ujrzysz Ducha zstępującego i
spoczywającego na Nim, jest Tym,
który chrzci Duchem Świętym”. Ja to
ujrzałem i daję świadectwo, że On
jest Synem Bożym". Tak więc Jan
w swym osobistym doświadczeniu Boga
poznał Go jako Trójjedynego.
Wykonując polecenie Ojca i wskazując
Syna, nad którym spoczął Duch
Święty, ukazuje również i nam tę
najważniejszą tajemnicę, w którą
wprowadzi nas Chrystus przez swój
chrzest w Imię Ojca i Syna i Ducha
Świętego. Uczestniczenie
przez wiarę
w życiu samego Boga, w ten
niepojęty rozumem ludzkim „wir”
miłości między Ojcem, Synem i Duchem
Świętym, jest
dla nas nową formą
życia na ziemi, życia, które nie
kończy się śmiercią. Przekaz tej
wiary i chrzest Chrystusowy, to jest
klucz do prawdziwego szczęścia
człowieka, które nie tylko jest
wieczne, ale i ludzkiej doczesności
nadaje właściwy sens. W takim
znaczeniu możemy mówić o nowym
narodzeniu człowieka, o jego nowym
życiu w rodzinie Boga. Jest to
sformułowanie dalekie od frazesu.
Funkcjonująca od starożytności
chrześcijańskiej praktyka chrztu
dzieci mających wierzących
rodziców jest wyrazem głębokiej
odpowiedzialności za życie
człowieka w całym tego słowa
znaczeniu. Z jak wielkim
szacunkiem myślimy, patrząc na
swoje życie o tych, którzy nie
tylko przedstawili nas do
chrztu, ale zadbali o to, aby to
nowe życie w nas wzrastało. Ta
postawa rodziców pomogła nam z
całą świadomością i wolnością
wziąć odpowiedzialność za to
nasze nowe życie, a także i za
tych których nam Bóg postawił na
drodze.
Wyzwania dzisiaj są duże. Już kilkadziesiąt
lat temu Sługa Boży bp Jan
Pietraszko stwierdził, że
zasadniczy problem tkwi tym, że:
chrześcijańscy rodzice
patrzą na chrzest jak na obrzęd,
który trzeba możliwie
przyzwoicie i wystawnie
urządzić, a tymczasem we chrzcie
rodzi się nowe życie, którego
oni nie dostrzegają, nie
respektują, nie wyciągają z tego
zdarzenia żadnych konsekwencji.
Dalej Sługa Boży zauważa, że w bardzo wielu
wypadkach tego narodzenia się
przez chrzest nowego człowieka
dla Boga: krąg
otaczających go wierzących ludzi
nie zauważa /…/jakby wyrzucając
je z całym spokojem i
obojętnością poza próg własnej
troski
i opieki, nie dając mu
możliwości rozwoju do
dojrzałości wyznaczonej przez
Boga.
Zdaniem Biskupa ścierają się dwie wizje
chrztu, - chrzest potraktowany
jako obrzęd, który się
organizuje i odhacza i chrzest
przeżyty jako misterium, w
którym ktoś w imieniu Boga mówi
do dziecka: ty jesteś mój
i będziesz żył. Tylko
takie podejście do chrztu – jako
misterium jest wypełnieniem
woli Boga i ma sens.
Sługa Boży kończąc swoje wystąpienie, wzywał
szeroko rozumiany Kościół do
refleksji i rachunku sumienia.
Od tamtego kazania, od tamtej analizy i
zachęt, minęło ponad 40 lat.
Ks.
Lucjan Bielas
-
-
Klucz, którego
wielu nie rozumie, albo wręcz go
nie chce
(Iz 42, 1-4. 6-7; Dz 10, 34-38; Mt 3, 13-17)
Opisane w dzisiejszej Ewangelii
wydarzenie nad Jordanem, to
jeden z zasadniczych momentów
misji Jezusa Chrystusa. Jezus wie, kim
jest – wie, że jest prawdziwym
Bogiem, który z miłości do
człowieka stał się prawdziwym
człowiekiem, który od swego
poczęcia w łonie Maryi, wzrastał
i wrastał w ludzką społeczność.
Sam wolny od grzechu żył pośród
grzechem zniewolonych, aby nie
tylko przywrócić im wolność, ale
też, bycia wolnym ich nauczyć.
To właśnie jest ten moment,
kiedy następuje otwarcie nowego
etapu Jezusowej misji jako
Mesjasza.
On to wchodząc w wody Jordanu,
prosi swojego krewnego,
przyjaciela i największego z
proroków, Jana Chrzciciela o
chrzest. Jest jednocześnie
otoczony grzesznikami, którzy
różnili się od pozostałych
uwikłanych w zło tym, że
widzieli swój grzech i chcieli
wykorzystać daną im przez Boga
szansę, aby z nim zerwać. Jezus
jednoczy się z grzesznikami
przez wodę, która symbolizuje
obmycie z grzechu. Woda, bez
obecności Jezusa i Jego
odkupieńczej Krwi, byłaby
jedynie pustym znakiem i
zewnętrznym wyrazem pobożnego
życzenia. Dzięki Niemu woda
chrztu nabrała wartości nie
tylko wtedy w Jordanie, ale po
wsze czasy, aż do skończenia
świata.
Wtedy jedynie dwóch ludzi było
tego świadomych – Jezus i Jan.
Nad Jezusem otwarły się
niebiosa i doświadczył w swej
ludzkiej postaci zjednoczenia z
pozostałymi Osobami Trójcy
Przenajświętszej. Doświadcza
zjednoczenia z Duchem Świętym,
którego rzeczywistości ludzki
język nie jest w stanie opisać.
Dlatego Ewangelista, mówiąc o
Jego zstąpieniu, używa jedynie
porównania
jak gołębica. Natomiast
Ojciec Niebieski przemówił
nie tylko do Syna, ale przede
wszystkim przemawia do nas:
Ten jest mój Syn umiłowany, w
którym mam upodobanie.
To doświadczenie Nieba nad
wodami Jordanu było niewątpliwie
dla Jezusa bardzo ważne i można
powiedzieć, stanowiło
cudowne
przygotowanie do zwycięskiego
zderzenia na pustyni z tym,
który jest władcą ciemności.
Podobnego wsparcia dozna
Jezus na
Górze Przemieniania, przed
modlitwą w Ogrodzie Oliwnym
rozpoczynającą Jego mękę. Warto
pamiętać o tym,
że
wsparcia z
nieba są
dawane każdemu na miarę
napotykanych wyzwań i otwartości
jego serca.
To doświadczenie nad wodami
Jordanu było bardzo ważne dla
Jana.
Było potwierdzeniem Jego misji i
jego relacji do Jezusa
i do Jego dzieła. Jan wie, że to
Jezus chrzcić będzie Duchem
Świętym, i to ten właśnie Jego
chrzest będzie dla grzeszników
kluczem do nieba.
To doświadczenie nad wodami
Jordanu wtedy jest ważne dla
mnie dzisiaj. Stawiam sobie
pytania:
- Czy mam świadomość, że będąc śmiertelnym
grzesznikiem, przez fakt, że
jestem ochrzczony, posiadam
klucz do szczęśliwej wieczności?
- Czy był taki moment w moim życiu, że
ucieszyłem się z tego, że
rodzice dali mi klucz do nieba i
pokazali, jak on działa?
- Co mam do powiedzenia tym, którzy nie
rozumieją znaczenia tego klucza
do Domu Ojca Niebieskiego?
Ks. Lucjan Bielas
-
-
Kolejny Mędrzec
przybył do Jezusa
-
(Iz 60,1-6; Ef 3,2-3a.5-6; Mt 2,1-12)
-
Kim byli owi ewangeliczni Mędrcy
szukający Mesjasza?
Czy byli kapłanami Zaratustry?
Czy byli astrologami? Czy mieli
kontakty z diasporą żydowską,
która przecież pozostała w
Persji po zdobyciu Babilonu
przez Cyrusa II w roku 538
p.n.e.? Takich i podobnych pytań
jest wiele i pewnie pozostaną
bez jednoznacznej odpowiedzi.
Zapewne jednak, dla istoty
ewangelicznego przekazu, nie są
one aż tak ważne. Faktem jest,
że Mędrcy ze Wschodu przeszli
dosłownie i w przenośni, bardzo
daleką drogę. Trudno spierać
się z faktem, że to, co zrobili,
roztropność, jaką się wykazali,
decyzje, jakie podejmowali i
rozeznanie Celu swojej wędrówki,
dalece przekraczało ludzkie
możliwości.
-
Dzisiaj Kościół w uroczystość
Epifanii, czyli Objawienia
Pańskiego, wraz z Mędrcami ze
Wschodu, oddaje Jezusowi cześć
jako Zbawicielowi całego świata.
Również dzisiaj w dzień Epifanii
roku 2023, Kościół dziękuje
Bogu za kolejnego Mędrca, który
osiągnął cel swojej wędrówki.
Dziękujemy Bogu za
papieża Benedykta XVI,
jednego z najwybitniejszych
teologów w dziejach Kościoła,
którego pogrzeb, nie
przypadkowo, wypadł właśnie w
przededniu Epifanii. Dzięki
temu, że zmarły Papież zostawił
szczery i zwięzły opis swojej
drogi do Jezusa, szerokie masy
wiernych i niewiernych, mają
wgląd w kluczowe punkty jego
wędrówki. Tym samym pokazał, że
droga mędrców jest otwarta dla
każdego człowieka uczciwie
szukającego prawdy o Bogu i
sobie samym.
-
Duchowy testament Benedykta XVI jest wspaniałym
podziękowaniem Mędrca, który
dotarł do celu swej życiowej
drogi. Przede wszystkim Benedykt
dziękuje Bogu,
dawcy wszelkiego dobrego daru,
który dał mi życie i prowadził
mnie przez różne chwile zamętu.
-
Tak to zwykle jest, że mędrzec z domu
wychodzi i do domu wraca,
dlatego też Papież dziękuje
swoim rodzicom za to, że
dali mu życie i dom – który
jak jasne światło rozświetla
wszystkie moje dni do dziś.
-
Dalej stanowczo stwierdza, że: Jasna
wiara mojego ojca nauczyła nas,
dzieci, wierzyć i jako
drogowskaz stała zawsze mocno
pośród wszystkich moich
osiągnięć naukowych. Matka
zaś znakomicie przekładała swą
pobożność na: głębokie
oddanie i wielka dobroć,
które jak określił Papież: są
dziedzictwem, za które nie mogę
jej wystarczająco podziękować.
-
Dom rodzinny stanowiło również
rodzeństwo, któremu
Benedykt zawdzięcza bardzo
wiele: Moja siostra przez
dziesiątki lat pomagała mi
bezinteresownie i z czułą
troską; mój brat
jasnością swoich sądów,
energiczną stanowczością i
pogodą ducha zawsze torował mi
drogę; bez tego ciągłego
poprzedzania i towarzyszenia mi
nie mógłbym znaleźć właściwej
drogi.
-
Nie sposób przecenić wkład
Benedykta XVI w naukę. Jego
wielkość mierzymy nie tylko
ponadprzeciętną wiedzą, ale
przede wszystkim pokorą
intelektu.
Świadczą o tym słowa, co do
których szczerości nie można
wątpić: Widziałem i widzę,
jak z plątaniny hipotez
wyłaniała się i znów wyłania
rozumność wiary. Jezus Chrystus
jest naprawdę drogą, prawdą i
życiem - a Kościół, ze
wszystkimi swoimi
niedoskonałościami, jest
naprawdę Jego ciałem.
-
Duchowy testament Benedykta XVI
rzuca mi nowe światło na Mędrców
ze Wschodu. Powstały nowe
pytania, których nigdy wcześniej
sobie nie stawiałem:
-
- Jakie były ich domy rodzinne, z których
wyruszyli w życie?
-
- Jaka była wiara i miłość ich rodziców i ich
rodzeństwa?
-
- Jakie mieli doświadczenie religijne w swoim
dzieciństwie skoro, kiedy
gwiazda przyprowadziła ich do
celu długiej wędrówki, oni:
weszli do domu i zobaczyli
Dziecię z Matką Jego, Maryją;
upadli na twarz i oddali Mu
pokłon?
-
- Co mieli w swych sercach i umysłach, że
doświadczywszy tej ludzkiej
relacji między Matką a
Dzieckiem, odkryli w niej
obecności samego Boga?
-
A ponieważ tak już jest, że jako istoty
rozumne wszyscy bierzemy udział
w wędrówce ewangelicznych
Mędrców, wszystkie
-
postawione pytania, odnoszę się do każdego
z nas.
-
- Czy mam odwagę na nie
odpowiedzieć?
-
-
Ks. Lucjan Bielas
-
|
|
|