        
|
-
Bezpieczna bliskość
-
(Łk 24, 35-48)
W jednej z
internetowych dyskusji,
dotyczącej aktualnych przemian
społecznych, znany psychiatra
stwierdził, że niebezpiecznie
-
przesunęły się akcenty w
naszych ludzkich relacjach.
Mówiąc chory człowiek,
akcentujmy słowo – chory,
a przecież to nie przymiotnik,
lecz podmiot – człowiek,
jest najważniejszy. To
przesunięcie akcentu w potocznym
języku oraz idące za tym zmiany
w zachowaniu,
-
powodują utratę niesłychanie
ważnej dla ludzi relacji, a
mianowicie – utratę bliskości.
Dystans, maseczki, zdalne
nauczanie, zdalna
-
praca, teleporady medyczne,
izolacja i kwarantanny
wprowadzane w imię wyższego
dobra odpowiedzialności za swoje
i drugich zdrowie, mają swoje
działanie uboczne – utratę
bliskości. Do tego dochodzi
Msze św. online, Komunia św.
duchowa i odłożenie Sakramentu
-
Pokuty na bezpieczniejsze czasy,
czyli również i z Panem Bogiem
– utrata bliskości.
-
Wielu ma tę świadomość, że
zniewolenie zatomizowanej i
zastraszonej społeczności jest
bardzo łatwe i wydaje się, że na
tym etapie
-
stało się to faktem.
-
Może ktoś słusznie powiedzieć –
człowieku, po co to mówisz?
Przecież my to wszystko wiemy, a
i tak nic nie możemy zrobić.
-
Może się to kiedyś samo skończy
– poczekajmy.
-
A może trzeba popatrzeć na to
jeszcze inaczej. Może
jesteśmy dziś jak Apostołowie w
Wieczerniku. Jezus staje pośród
nas i mówi:
-
„Pokój wam”. Zatrwożonym i
wylękłym zdaje się, że widzimy
ducha. Lecz On mówi do nas:
„Czemu jesteście zmieszani i
dlaczego wątpliwości budzą się w
waszych sercach? Popatrzcie na
moje ręce i nogi: to Ja jestem.
Dotknijcie się Mnie i
przekonajcie:
-
duch nie ma ciała ani kości,
jak widzicie, że Ja mam”. A
potem pokazuje nam swoje rany na
nogach i rękach, atrybuty Jego
uwielbionego ciała. I ciągle
niedowierzających zaprasza do
stołu, i już nie ryba pieczona
jest na nim, lecz On sam pod
postacią
-
chleba i wina. Bliżej
Chrystusa, bliżej Boga i bliżej
człowieka na tym świecie być
nie można.
-
Dla wielu to rozważanie nie ma
sensu i jest tylko
niezrozumiałą, pustą grą sów.
Dla niewielu zaś jest to fakt,
za który są gotowi
-
oddać życie. W tej
oczyszczającej bliskości
doświadczają mocy, która daje
wewnętrzny pokój i pozwala z
miłością wyjść na ulice
pogubionego i zniewolonego
świata.
-
Niespełna 2000 lat temu,
Apostołowie wyszli z Wieczernika
na ulice Jerozolimy, Antiochii,
Rzymu i innych miast i wiosek.
Zachowując ówczesny porządek
społeczny, przez wewnętrzną
bliskość z Jezusem, przemieniali
zniewolony antyczny świat. Fakt,
że to się udało tej
mniejszości, jest
niezaprzeczalnym cudem wpisanym
w historię ludzkości. Dzisiaj
my możemy wyjść na ulice
naszych miast i wiosek.
Zachowując aktualny porządek
społeczny, możemy, przez
wewnętrzną bliskość z Jezusem,
przemienić zniewolony
współczesny świat.
-
Jezu przymnóż mi wary, abym
był jeszcze bliżej Ciebie i
człowieka!
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Diabeł nie powie słowa – „mój”
-
(J 20,19-31)
-
Pytania nurtujące nasze głowy
przybierają dzisiaj zaostrzoną
formę. Jest ona tym ostrzejsza,
że nie mamy zadowalających na
nie odpowiedzi. Przeplatająca
się śmierć z życiem, zdrowie z
chorobą, władza z wolnością,
miłość z grzechem i wiele innych
sprzeczności, zawirowuje nasze
myślenie, naszą pracę i nasze
relacje. Spotkanie ze
zmartwychwstałym Chrystusem, w
swym absolutnie ponadczasowym
wymiarze jawi się jako jedyne,
prawdziwie porządkujące Chaos,
jaki jest w nas i wokół nas.
-
Dlaczego właśnie to spotkanie?
-
Bo ono trwa! Zmieniają się
osoby, a On jest! Znakiem
rozpoznawalnym żyjącego Jezusa
są Jego śmiertelne rany. To
jest fakt, a nie
dezaktualizujący się trick z
Hollywood. Jezus Zmartwychwstały
jest żywy w ludzkiej postaci,
choć inną kategorią ludzkiej
egzystencji. Jest człowiekiem w
ciele uwielbionym, któremu nie
zagraża niebezpieczeństwo
śmierci. Podlega zmysłowemu
doświadczeniu innych ludzi, lecz
wykracza daleko poza jego
możliwości poznawcze. Przenosi
się aktem woli z miejsca na
miejsce; je, ale nie musi jeść,
raz jest zmaterializowany, raz
się dematerializuje;
rozpoznawalny jest wtedy, kiedy
On o tym zadecyduje.
-
Opisane w Ewangelii spotkanie z
Jezusem zmartwychwstałym było
spotkaniem również fizycznym.
Jezus, mówiąc:
Błogosławieni, którzy
-
nie widzieli, a uwierzyli,
zaznaczył, że to spotkanie może
odbyć się tylko na płaszczyźnie
duchowej, gdzie wiara przechodzi
w pewność.
-
Cały kontekst wypowiedzi
związany z niedowiarstwem
Tomasza oraz określenie
błogosławieni
wskazuje na większą rangę
spotkania opartego tylko na
wierze. Ponieważ nigdzie nie
mamy wzmianki o spotkaniu
Zmartwychwstałego z Jego Matką,
to możemy spokojnie przyjąć, że
ta ocena przede wszystkim Jej
dotyczy. W tej przestrzeni jest
również miejsce dla nas.
-
Skoro Jezus zmartwychwstał to
i my razem z Nim
zmartwychwstaniemy. Jest to
najbardziej rewolucyjna
informacja w dziejach ludzkości.
Ten, kto tego doświadcza,
przeżywa całkowite
przewartościowanie swojego
myślenia, zupełnie inaczej
patrzy na życie i śmierć;
-
na zdrowie i chorobę; na grzech
i na miłość oraz na wszystko, co
jest z tym związane.
-
Zwycięstwo nad śmiercią jest u
Jezusa integralnie związane z
zadośćuczynieniem za ludzki
grzech. Będąc prawdziwym
człowiekiem, dzięki Boskiej
naturze zmartwychwstał, dzięki
Boskiej naturze zbilansował
wszystkie nasze grzechy. Jest to
jedyny w dziejach świata akt
prawdziwego wyzwolenia człowieka
z niewoli, w którą sam się
wpędził, a z której sam wyjść
nie może. Dlatego też
Zmartwychwstały
-
zwraca się do Apostołów,
ustanowionych przez Niego
misjonarzy prawdziwej wolności,
słowami: Weźmijcie Ducha
Świętego! Którym odpuścicie
grzechy, są im odpuszczone, a
którym zatrzymacie, są im
zatrzymane. Tak
uposażeni mogą ruszać z posługą
prawdziwej wolności
-
w świat i w jego historię.
-
Uwolniony człowiek może wejść w
najpiękniejszą i najbardziej
kreatywną relację z Bogiem.
Uwolniony od zwątpienia Tomasz
wypowiada kluczowe słowa:
Pan mój i Bóg mój.
Diabeł wie, że Chrystus
zmartwychwstał, lecz nigdy nie
wypowie słowa – mój,
słowa wyrażającego miłość.
Diabeł wie, że Chrystus jest
Panem i że jest Bogiem, lecz bez
tego mój,
nic mu z tej wiedzy.
-
W tym czasie wyjątkowego
zniewolenia warto sobie postawić
pytanie: - czy kiedykolwiek w
swoim życiu, doświadczając
Jezusa Zmartwychwstałego,
powiedziałem świadomie i z całym
przekonaniem: Pan mój i Bóg
mój!
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Spotkanie przy pustym grobie
-
(J 20,1-9)
-
Na rubieżach Imperium Rzymskiego
w Jerozolimie, w pierwszy dzień
po szabacie i świętach Paschy,
roku 30 lub 33, miało
-
miejsce spotkanie kilku osób,
przy pustym grobie. Kluczową
postacią tego spotkania był i
jest Jezus Chrystus, który w noc
-
z Szabatu na pierwszy dzień
tygodnia w tym grobie
zmartwychwstał i ten grób własną
mocą opuścił. To spotkanie, jak
żadne inne zmieniło obraz
świata, mało tego, i jak żadne
inne trwa do dzisiaj i trwać
będzie do końca świata.
-
To spotkanie zmieniło
dotychczasową logikę tygodnia i
logikę świętowania. Pierwszy
dzień wg Księgi Rodzaju był
dniem, w którym
-
rozpoczął się akt stwórczy.
Siódmy dzień, który jako jedyny
miał swoją własną nazwę –
szabat, był dniem świętym –
spoczynkiem
-
Boga i człowieka. Jezus
zmartwychwstał w nocy, na
początku dnia pierwszego,
rozpoczynając tym samym nowe
stworzenie, a dzień
-
pierwszy stał się Jego dniem –
Dniem Pańskim. Świetnie
ujął to żydowski filozof dialogu
Franz Rosenzweig, który w Dniu
Pańskim
-
widział święto początku:
Chrześcijanin jest tym, który
wiecznie rozpoczyna, spełnienie
go nie obchodzi. Jeśli początek
jest dobry,
-
wszystko jest dobre.
-
Siła wiecznej młodości
chrześcijan, płynąca od
Zmartwychwstałego, była tak
wielka, że w 321 roku cesarz
rzymski Konstantyn Wielki,
-
wtedy jeszcze poganin, ogłosił:
Wszyscy sędziowie i ludność
miejska oraz wszelkiego rodzaju
rzemieślnicy mają wstrzymać się
-
od pracy w czcigodnym dniu
słońca. I tak żydowski
pierwszy dzień i pogański dzień
słońca stał się nową formą
świętowania –
-
Dniem Pańskim. Zdaniem
Konstantyna to właśnie
sprawowany kult czynił ten dzień
czcigodnym. Choć kult ten wprost
nie był
-
nazwany, lecz wszystkim było
wiadome, że była nim
Eucharystia – uobecnienie
śmierci, zmartwychwstania i
wniebowstąpienia
-
Chrystusa. W niej właśnie
to spotkanie przy pustym grobie
ze Zmartwychwstałym, trwa i
trwać będzie, albowiem Jezus
żyje życiem,
-
którego Mu już nikt nie
odbierze. Otwiera to dla nas
śmiertelnych ludzi, którzy są
wraz z Nim przy pustym grobie,
nowy sposób
-
życia, a całemu stworzeniu,
nadaje nowy wymiar.
-
Dzisiaj, stojąc przy grobie
Jezusa w maseczce, z głową
pełną informacji o chorobie i
śmierci, doświadczając
globalnego zawirowania,
-
znów przypominam sobie Konstantyna Wielkiego, który w swoim czasie dźwigał
odpowiedzialność, za ówczesny
świat.
-
W swych postanowieniach
dotyczących Dnia Pańskiego
posunął się on jeszcze dalej:
wszyscy otrzymują pozwolenie na
-
dokonywanie emancypacji i
wyzwalanie niewolników w dniu
świętym i nie zakazuje się
podejmowania związanych z tym
czynności.
-
Tak więc dwa ważne akty prawne
związane z wolnością człowieka,
przez dokonanie ich w Dniu
Pańskim, otrzymywały nową
-
jakość, a mianowicie: wyjście
syna spod władzy ojca rodziny
(emancypacja) oraz wyzwolenie
niewolnika.
-
Może ten szukający wiary
pogański cesarz, chce mi
powiedzieć, przy pustym grobie
Chrystusa, że zachowując
-
odpowiedzialność niezależnie
od ruchów matadorów tego świata,
z Nim zachowam życie i wolność,
których mi nikt nie odbierze.
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Dzisiaj potrzeba nam Króla!
-
(Mk 11, 1.10)
-
(Mk 14, 15,47)
-
W tym roku, na wpół zamknięty
charakter Niedzieli Palmowej,
jeszcze bardziej odsłania jej
głęboki sens.
Z jednej strony radość
uroczystego wjazdu Chrystusa do
świętego miasta królów, do
Jeruzalem, który uruchomił w
mieszkańcach wizję króla,
którego tak bardzo wtedy
potrzebowali. Wydawało im się,
że Jezus jest w stanie tę wizję
wypełnić, temu zadaniu sprostać,
tak, jak tego oczekiwali.
Rozumiemy ich znakomicie, bo też
by się nam tak wydawało.
-
Odczytywana we wszystkich
kościołach w liturgii czytań
„Męka Pańska” zdaje się zupełnym
zaprzeczeniem oczekiwań
przywódczej roli Jezusa
Chrystusa na tym świecie.
-
Czy tak jest naprawdę? Czy te
wydarzenia zaprzeczają sobie?
Dlaczego właśnie dzisiaj Kościół
zestawia je ze sobą w jednej
liturgii?
-
Spróbujmy poszukać odpowiedzi w
jedynej bajce, jaka znalazła się
Biblii. Opowiedział ją Jotam,
syn Gedeona, jedyny spośród
braci, który został przy życiu
po mordzie dokonanym przez
Abimeleka. Tenże, syn Gedeona i
nałożnicy postanowił przez
morderstwo przejąć władzę,
-
do czego namówił swoich bogatych
ziomków z Sychem. To do nich,
stojąc na szczycie góry Garizim,
Jotam skierował przedziwną
opowieść:
-
”Posłuchajcie mnie, możni Sychem,
a Bóg usłyszy was także. Zebrały
się drzewa, aby namaścić króla
nad sobą. Rzekły do oliwki:
”Króluj nad nami!”
-
Odpowiedziała im oliwka: ”Czyż
mam się wyrzec mojej oliwy,
która służy czci bogów i ludzi,
aby pójść i kołysać się ponad
drzewami?
-
”
-
Z kolei zwróciły się drzewa do
drzewa figowego: ”Chodź ty i
króluj nad nami!”
-
Odpowiedziało im drzewo figowe:
”Czyż mam się wyrzec mojej
słodyczy i wybornego mego owocu,
aby pójść i kołysać się ponad
drzewami?”
-
Następnie rzekły drzewa do
krzewu winnego: ”Chodź ty i
króluj nad nami!”
-
Krzew winny im odpowiedział:
”Czyż mam się wyrzec mojego
soku, rozweselającego bogów i
ludzi, aby pójść i kołysać się
ponad drzewami?”
-
Wówczas rzekły wszystkie drzewa
do krzewu cierniowego: ”Chodź ty
i króluj nad nami!”
Odpowiedział krzew cierniowy
drzewom:
-
”Jeśli naprawdę chcecie mnie
namaścić na króla, chodźcie i
odpoczywajcie w moim cieniu! A
jeśli nie, niech ogień wyjdzie z
krzewu cierniowego i spali cedry
libańskie” (Sdz 9, 7-15).
-
Ten tekst miał swoje znaczenie w
tamtej historycznej sytuacji.
Twarde przesłanie, że Abimelek
nie nadaje się króla, a jego
panowanie będzie miło
dramatyczny koniec, zarówno dla
niego, jak i dla możnych z
Sychem, w całości się spełniło
(por. Sdz 9, 22-57).
-
Ma ten tekst swoją ponadczasową
mądrość. Jeżeli chcesz być
władcą, chcesz być przywódcą,
musisz zrezygnować ze swojej
osobistej
-
misji i całkowicie służyć innym.
Jeśli nie umiesz dokonać takiej
rezygnacji, nie sięgaj po
władzę. Bo jeżeli to zrobisz, na
pewno przegrasz. Znakomicie
rozumiała to oliwka, drzewo
figowe i krzew winny.
-
Ma ten tekst swoje mesjańskie
znaczenie. Zwróciła mi na to
uwagę pewna młoda katechetka.
Właśnie cierniem ukoronowany
Chrystus prawdziwy Bóg i
prawdziwy Człowiek, zawisł na
drzewie krzyża. Oddał wszystko
to, co ludzkie z miłości do nas
i śmiercią niewolniczą
-
odkupił winy całej ludzkości.
Spalił tym samym „cedry
libańskie”, symbole ziemskiej
władzy królewskiej i sam stał
się jedynym prawdziwym władcą
tego świata – cierniem
ukoronowanym.
-
W tym kolejnym dniu osobliwej
pandemii, którą nie do końca
rozumiem, patrzę na Jezusa w
cierniowej koronie i w Nim
pragnę położyć
-
całą moją ufność. Tylko z Nim
nie przegram!
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Mam kuku na punkcie rolnictwa
-
(J 12,20-33)
-
Kto mnie odrobinę lepiej zna,
wie, że to stwierdzenie nie jest
tanią retoryką.
-
Przed kilku laty od mojego
zaprzyjaźnionego rolnika z
Bawarii, Emila, otrzymałem w
prezencie słoik wypełniony
ziarnami pszenicy.
-
Pan Emil, który od lat prowadzi
gospodarstwo eksperymentalne, a
przy tym jest mężczyzną poważnie
traktującym swoją relację
-
z Bogiem, wyjął jedno z ziaren
i pokazując, oznajmił mi z
całym przekonaniem, że jest ono
dla niego jednym z
najpiękniejszych i
najważniejszych cudów. Pracując
nad różnego rodzaju odmianami
pszenicy, doskonale wie, że nikt
na świecie nie jest i nie będzie
w możności stworzenia ziarna,
takiego, jakie uczynił Bóg.
Maleńkie ziarno, zawierające
niepojętą siłę życia, jest więc
zarówno dla rolnika,
-
jak i dla każdego myślącego człowieka, przestrzenią spotkania ze Stwórcą.
Obserwując Pana Emila przez
lata, widzę, jak codziennie
pogłębia tę relację,
uczestnicząc w Eucharystii,
przyjmując Chrystusa pod
postacią chleba i jak zmaga się,
aby przekładać to spotkanie
-
z Bogiem na relacje w swojej
codzienności.
-
Słoik z ziarnami pszenicy dalej
stoi na półce. Minęły lata i nic
się w nim nie zmieniło. Nikt
ziaren nie zmielił, nie zrobił
mąki i nie upiekł chleba, nikt
nie wrzucił ich w żyzną glebę,
aby ukryty potencjał życia, w
procesie obumierania wydał plon.
Każde ziarno zostało w słoiku,
-
na swój sposób samo.
-
To doświadczenie wpisuje się w
odpowiedź, jaką dał Chrystus
przez Apostołów Grekom, którzy
przybyli do Jerozolimy oddać
cześć Bogu,
-
ale pragnęli koniecznie spotkać
Jezusa. Nadeszła godzina,
aby został uwielbiony Syn
Człowieczy. Zaprawdę, zaprawdę
powiadam wam: Jeżeli ziarno
pszenicy wpadłszy w ziemię, nie
obumrze, zostanie tylko samo,
ale jeżeli obumrze, przynosi
plon obfity. Ten, kto miłuje
-
swoje życie, traci
je, a kto nienawidzi swego życia
na tym świecie, zachowa je na
życie wieczne. A kto by chciał
Mi służyć, niech idzie
-
za Mną, a gdzie Ja jestem,
tam będzie i mój sługa. A jeśli
ktoś Mi służy, uczci go mój
Ojciec. Przykład
obumierającego ziarna był
czytelny w ówczesnym świecie
pogańskim. Rozumieli go
Egipcjanie, Grecy, Rzymianie i
Żydzi. Wszędzie widziano to, że
życie ludzkie jest wkomponowane
w normalny cykl natury, cykl
obumierania i wydawania plonów.
Tymczasem Jezus Chrystus –
Wcielone Słowo Boga,
-
wcina się w ten cykl natury ze
swoim życiem, śmiercią i
zmartwychwstaniem. Spotkanie z
Nim i przyjęcie Go nadaje
ludzkiemu życiu właściwy sens i
ponadczasowy wymiar. To
spotkanie ma swoją weryfikację.
-
8 kwietnia 1973 r. Sługa Boży
Ks. Bp Jan Pietraszko w
Kolegiacie św. Anny w Krakowie
zauważył: „Zdarza się przecież –
sami o tym wiecie – tak, że
ludzie przychodzą na rekolekcje
przed Wielkanocą, wysłuchują
pewnej ilości mniej lub więcej
ciekawych dysertacji, takich
intelektualnych smaczków,
zadowolą swoją pasję
intelektualną, wychodzą mniej
lub więcej zadowoleni, albo
rozgrymaszeni, mówią: dobrze
mówił, albo: trudno tego było
słuchać, takie gadanie, no i
mijają dwa sakramenty. To im nie
jest potrzebne. Pewnemu
zwyczajowi stało
-
się zadość. O Panu Bogu coś usłyszeli, coś sobie pomyśleli, ale to
najważniejsze minęli. Do tego
jeszcze przychodzi ten pomocnik
z boku, który dzisiaj twierdzi,
że w imię posoborowej odnowy to
już jest trochę inaczej i że
można sobie to zaspokoić i
wypełnić w innym układzie, sam
na sam z Panem Bogiem, albo w
jakimś zbiorowym nabożeństwie
pokutnym, podczas gdy Chrystus
mówi wyraźnie do Apostołów:
Weźmijcie Ducha Świętego. Którym
odpuścicie grzechy, są im
odpuszczone, a którym
zatrzymacie, są im zatrzymane
(J 20,22-23).
-
Tu w tym sformułowaniu
Chrystusowym nie ma miejsca na
wyminięcia”.
-
Trudno nie zauważyć, że słowa
Sługi Bożego wygłoszone niemal
50 lat temu, w dobie Covida – 19
mają swoją przedziwną
aktualność. Przyjęcie Jezusa to
nie same intelektualne zachwyty,
lecz przeoranie swojego życia,
co weryfikuje się w Sakramencie
Pokuty i Eucharystii. Jeżeli się
tego nie przepracuje, to
pozostaje bycie ziarnem pszenicy
o gigantycznym potencjale,
samotnym i wyschniętym, pośród
innych
-
w jakimś słoiku na jakiejś półce
historii tego przemijającego
świata.
-
Czy tego tak naprawdę chcemy?
Ks. Lucjan
Bielas
|
-
Lubimy gadać o problemach. A co
z tego wynika?
-
(J 3,14-21)
Co wynika z naszych
niekończących się dyskusji o
świecie, o pandemii i
szczepionkach, o polityce i o
Kościele? Co wynika z tego, że
uczestniczymy w rekolekcjach, że
zawieszeni na wargach
przeróżnych matadorów słowa,
słuchamy ich z zapartym tchem?
Co wynika
-
z naszych zaangażowanych dyskusji i pobożnych rozważań? Stawia nam dziś te
pytania nie byle kto, tylko sam
Jezus Chrystus.
-
W liturgii Słowa Jezus
przypomina nam sytuację, jaka
zaistniała w Izraelu, tuż przed
tzw. niewolą babilońską.
Wszyscy naczelnicy Judy, kapłani
i lud mnożyli nieprawości,
naśladując wszelkie
obrzydliwości narodów pogańskich
i bezczeszcząc świątynię, którą
Pan poświęcił
-
w Jerozolimie. Wiele
wtedy dyskutowano o problemach,
ale głos proroków na czele z
Jeremiaszem, nawołujących do
odejścia od grzechów,
lekceważono. Przyczyną tego, co
się później wydarzyło z narodem,
a mianowicie całego dramatu
utraty wolności, były grzechy, a
przede wszystkim barak woli, aby
od nich odejść. Nieszczęścia,
które były przewidywane i
rzeczywiście przyszły, nie były
złośliwością Boga,
-
lecz prostą konsekwencją złych
decyzji człowieka.
-
Jezus w rozmowie z Nikodemem,
członkiem sanhedrynu, w
proroczych słowach nawiązuje do
epizodu, jaki miał miejsce na
pustyni, podczas ucieczki
Izraelitów z niewoli egipskiej.
Zniechęceni trudnymi warunkami,
zaczęli występować przeciwko
Bogu i Mojżeszowi. Ukarani plagą
węży o jadzie zabójczym,
zrozumieli swój grzech. Wtedy
rzekł Pan do Mojżesza: Sporządź
węża i umieść go na wysokim
palu; wtedy każdy ukąszony,
jeśli tylko spojrzy na niego,
zostanie przy życiu.
Znamienną jest rzeczą, że choć
kara spadła na wszystkich,
ratunek tkwił w osobistej
relacji ukąszonego z Bogiem.
Jezus, nawiązując do tamtego
wydarzenia, wyraża pragnienie,
aby spojrzenie z wiarą na Jego
wywyższenie, dziś możemy
powiedzieć na Jego krzyż, dawało
grzesznemu człowiekowi nie tylko
życie doczesne, ale przede
wszystkim
-
wieczne. Tylko On, Jezus
Chrystus, prawdziwy Człowiek,
składając Ojcu Niebieskiemu z
miłości do nas ofiarę,
zadośćuczynił za nasze grzechy,
będąc jednocześnie prawdziwym
Bogiem. Słyszeliśmy to
zdanie wiele razy, może nawet
potrafimy je powtórzyć, dziś
jednak Jezus pyta każdego z nas
– czy wierzysz w to? Niewola
wisi w powietrzu, dyskusje
trwają, głupota króluje, bunt
przeciw Bogu narasta, a Jezus,
wskazując na swój krzyż, pyta
każdego z nas indywidualnie –
czy wierzysz w to?
-
Jeżeli rzeczywiście w to wierzę,
nazywam wtedy mój grzech jasno
i bez retuszu. W Sakramencie
Pokuty oddaję go Chrystusowi,
-
a w konsekwencji tego zmieniam
swoje życie. Wtedy dopiero mogę
powiedzieć, że stanąłem w
świetle prawdy, jaką jest sam
Jezus.
-
A jest On światłem absolutnie
wyjątkowym, ponieważ pozwala
mi nie tylko ujrzeć prawdę o
sobie samym, ale daje również
siłę,
-
aby wrócić na dobrą drogę. To ja
sam muszę podjąć decyzję wyjścia
z ciemności. Im więcej będzie
nas w Chrystusowym świetle,
-
tym jaśniej i bezpieczniej
będzie na świecie. Ta jasność to
zbiór naszych indywidualnych
decyzji, a nie pokazowa
iluminacja zorganizowana przez
Stwórcę. Jest to jedyna droga
pokojowej naprawy świata.
-
Prowadząc więc mądre dyskusje i
uczestnicząc w ciekawych
wykładach i konferencjach oraz
słuchając płomiennych kazań,
pamiętajmy,
-
że jeśli nie prowadzą nas one do Sakramentu Pokuty, są tylko stratą czasu
i przysłowiowym – szminkowaniem
trupa.
Ks.
Lucjan Bielas
|
-
Oczyszczenie świątyni wczoraj i
dziś
-
(J 2,13-25)
-
Od momentu ofiarowania Jezus był
niejako domownikiem świątyni
Jerozolimskiej. Wraz z Rodzicami
pielgrzymował do niej
regularnie. Mając 12 lat, można
powiedzieć, po niezwykłych
rekolekcjach, oznajmił swoim
Rodzicom, którzy znaleźli Go
właśnie w świątyni:
-
Czemuście Mnie szukali?
Czy nie wiedzieliście, że
powinienem być w tym, co należy
do mego Ojca?
-
W okresie swej działalności
nauczycielskiej regularnie
pielgrzymuje do świątyni i
spotykamy Go w jej
przestrzeniach przemawiającego i
zachowującego się tak, jakby ten
dom Ojca był i Jego domem. Jezus
czuje się odpowiedzialnym za dom
swojego Ojca. Ma to niezwykle
głęboki wymiar i absolutnie
ponadczasowe znaczenie.
-
Dzisiejsza Ewangelia jest bardzo
mocnym tego wyrazem. Jej akcja
rozgrywa się na dziedzińcu
pogan, który stanowił swoistego
rodzaju syntezę targowiska i
kantorów. Wynikało to z
praktycznej konieczności
dostarczenia zwierząt ofiarnych
i szacunku dla skarbony
świątynnej, do której tylko
pieniądz pozbawiony wizerunków
mógł być, zgodnie z prawem,
wrzucony. Z dużą dynamiką
rozpędzając przekupniów i
bankierów, nie wydaje się by
Jezus, sam ten proceder
kwestionował. Problem leżał
znacznie głębiej. Św. Jan
wskazuje na niego istotnym
stwierdzeniem:
Jezus /.../ dobrze wszystkich
znał i nie potrzebował niczyjego
świadectwa o człowieku. Sam
bowiem wiedział,
-
co się kryje w człowieku.
Przenikając serca ludzi
świątynnego biznesu, nie widział
w nich miłości do Ojca
Niebieskiego, lecz tylko
-
dominację chęci zysku. W sercach
więc swoich uczynili
targowisko. Ta scena ma
jeszcze prorocze znaczenie, na
które wskazuje sam Chrystus:
Zburzcie tę świątynię, a Ja w
trzech dniach wzniosę ją na
nowo.
Dla znajdujących się wtedy w
jednym z najwspanialszych
obiektów sakralnych
starożytności słowa te były
niezrozumiałe, a nawet
bluźniercze, jednakże dla
potomnych stały się jasne. W 70
r. Rzymianie zburzyli świątynię,
ofiary do dziś nie są składane,
kapłaństwo Starego Przymierza
straciło swój sens, natomiast
Jezus Zmartwychwstały wybudował
nową świątynię z ludzkich serc –
Kościół.
-
Dziś, czytając tę Ewangelię, z
jednej strony doświadczamy
spełnienia proroctwa, z drugiej
zaś stawiamy sobie pytanie, czy
i współcześnie nie jesteśmy
świadkami oczyszczenia świątyni
– Kościoła, przez samego
Chrystusa? Wydaje się, że tak i
to w skali całego świata.
-
Opierając się pokusie
uogólniania i bicia się w cudze
piersi, stawiam sam sobie
pytanie, czy we mnie nie ma
chciwości i dążenia
-
do zysku za wszelką cenę,
opakowanych w fałszywą
pobożność, w którą może sam już
uwierzyłem?
-
-
Jezu, który przenikasz moje
serce, proszę, oczyść mnie!
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Światło
-
Thomas Alva Edison w 1879 r.
dokonał publicznej prezentacji
żarówki, wynalazku, który był
efektem wielu lat poszukiwań i
jak to przeważnie bywa, miał
wielu ojców. Nie podlega
dyskusji, że żarówka dużo
zmieniła w życiu ludzi na ziemi.
Człowiek współczesny
-
nieustannie kombinuje nad tym,
jak tu zużywając niewielką ilość
energii, osiągnąć duży efekt
świetlny. Mimo sporych osiągnięć
w tej dziedzinie nikt nie myśli
o tym, że kiedykolwiek
oświetlenie wyprodukowane przez
człowieka, zastąpi słońce.
-
Znajdujemy się w takiej porze
roku, kiedy to zimowe mroki
powoli ustępują, dnie są dłuższe
i bardziej słoneczne. Wpływa to
znacznie na poprawę naszego
samopoczucia i nastrojów. To
budzenie się z zimowego snu,
zarówno przyrody, jak i nas
ludzi, dla istot myślących jest
okazją do głębszej refleksji.
Dla tych zaś, którzy wraz z
Jezusem są zaproszeni na górę
Tabor, może mieć ona
zdecydowanie większe znaczenie w
życiu, niż wynalazek żarówki.
-
Przemienienie Jezusa, jakie
wtedy się dokonało na oczach
uczniów, było wpisanie niejako w
Jego ziemską misję, która wiodła
przez cierpienie, krzyż i
zmartwychwstanie, do chwały Ojca
Niebieskiego. Było ono potrzebne
Jego uczniom i nam, którzy tak
często tracimy właściwą
perspektywę w życiu i myślimy
nie o tym, co Boskie, ale o tym,
co ludzkie. A takim myśleniem w
naszych głowach jest
zainteresowany szatan (por. Mt
16,23).
-
Jezus pokazuje nam dzisiaj swoje
Boskie oblicze, pokazuje, że On
jest źródłem światła
pełniejszego niż słońce. Mateusz
zapisał: twarz Jego
zajaśniała jak słońce, a
odzienie zaś stało się białe jak
światło (Mt 17,2).
Przeżywamy niezwykłe spotkanie z
Jezusem i z całą prawdą
-
o Nim jako prawdziwym Bogu, dla
Którego i w Którym wszystko
żyje, Który jest początkiem i
końcem wszelkiego stworzenia.
Jednocześnie doświadczamy Jego
człowieczeństwa, w którym Bóstwo
zamknęło się z niepojętej
miłości do nas.
-
Jesteśmy w szczęśliwszym
położeniu niż Apostołowie na
górze Tabor. Przyjmując Jezusa w
Eucharystii, przyjmujemy Go z
całym światłem, które w Nim
mieszka, a które może całkowicie
odmienić nasze życie, nawet w
najciemniejszych jego
przestrzeniach. Znakomicie ujął
to św. Augustyn: „Czym dla
oczu jest światło słońca, które
widzimy, jest [Chrystus]dla oczu
serca” (Sermo 78,L: PL
38,490).
-
Pan, stwórca wszechświata, Bóg
Ojciec do nas, doświadczających
obecności Jezusa daje nam
niesłychanie prostą radę:
To jest mój Syn umiłowany,
jego słuchajcie. Jest to
niezmiernie praktyczna rada. Po
pierwsze uwierzmy, że Jezus
jest. Po drugie, poznajmy
i uznajmy za prawdę to, co On
mówi. Może w prostej
konsekwencji czas zacząć
codziennie czytać Ewangelię,
albowiem w niej są słowa
prawdy, za którymi nie kryje się
żaden ludzki interes. Na
pokręconych ścieżkach naszego
życia potrzebujemy Jego światła
bardziej niż słońca i żarówki.
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Nie bój się prosić o cud
-
(Mk 1,40-45)
-
Człowiek młody, zdrowy,
zaaferowany codziennymi
problemami na drodze do
świetlanej przyszłości, często
ignoruje troskę o swoje zdrowie.
Upominany, odpowiada śmiałym
stwierdzeniem: „na coś trzeba
umrzeć”. I tak zwykle bywa, że w
tym zabieganiu, pewnego pięknego
dnia następuje zderzenie z owym
„coś”, zderzenie z poważną
chorobą. Wyniki badań, rozmowa
z lekarzem, gorączkowe
poszukiwania w Internecie,
konfrontacja z terminami
medycznymi, do tej chwili
zupełnie nam obcymi, całkowicie
zmieniają optykę naszego życia.
Misternie budowane życiowe plany
w jednej chwili przestają
istnieć, a świat dotychczasowych
wartości ulega natychmiastowej
przebudowie. Wielu nam
życzliwych w takiej chwili
będzie radziło dobre szpitale,
znanych specjalistów, skuteczne
metody. Zaczyna się gorączkowe
szukanie znajomości i tzw.
wejść. Jest to coś absolutnie
naturalnego i pewnie dobrym
znakiem, że chory staje do walki
o swoje życie. I tu jawi się
niezmiernie ważny element, a
mianowicie psychiczne
nastawienie chorego. Ten, który
zna misję swojego życia i wie
jakie zadania stawia przed nim
Stwórca, jest o wiele bardziej
podatny na leczenie, niż
człowiek, który żyje bez
uświadomionego celu.
-
Niebagatelną rzeczą jest
porządek w sumieniu. To właśnie
tu, w tej przestrzeni, w której
dochodzi do spotkania z „ukrytym
Bogiem” (Wiktor Frankl),
dokonuje się jeden z
najważniejszych procesów powrotu
człowieka do zdrowia. Znakomicie
opisał to św. Marek:
Pewnego dnia przyszedł do Jezusa
trędowaty i upadając na kolana,
prosił Go: „Jeśli chcesz, możesz
mnie oczyścić”.
-
Ta scena uzewnętrzniła to, co
stało się w sumieniu człowieka,
trądem skazanego na podwójną
śmierć. Wówczas bowiem, trąd był
chorobą nieuleczalną, a do tego
dochodziło odrzucenie chorego
przez ludzi, jako grzesznika,
niebezpiecznego zarówno pod
względem moralnym, jak i
sanitarnym. Precyzyjnie ujmuje
to Księga Kapłańska:
Trędowaty, który podlega tej
chorobie, będzie miał rozerwane
szaty, włosy w nieładzie, brodę
zasłoniętą i będzie wołać:
„Nieczysty, nieczysty!”. Przez
cały czas trwania tej choroby
będzie nieczysty. Będzie
mieszkał w odosobnieniu. Jego
mieszkanie będzie poza obozem.
-
Uszy trędowatego były wyczulone
na wszystkie informacje dające
jakąkolwiek nadzieję, usłyszały
o Jezusie i Jego boskiej mocy. W
swoim sumieniu przyjął to za
prawdę i dał temu wyraz,
przychodząc do Niego, upadając
na kolana i wyrażając swoją
prośbę słowami – Jeśli
chcesz, możesz mnie oczyścić
. Fantastyczne wyznanie wiary i
całkowite oddanie się woli Boga.
-
Jezus: zdjęty
litością, wyciągnął rękę,
dotknął go i rzekł do niego:
„Chcę, bądź oczyszczony”.
Natychmiast trąd go opuścił i
został oczyszczony.
-
Przyznam, że kiedy sam znalazłem
się w sytuacji porównywalnej do
trędowatego, to ta jego postawa,
jego modlitwa zaczęły mi, przy
każdej Komunii św. towarzyszyć.
Było i jest to doświadczenie
przez wiarę dotknięcia samego
Boga, Jezusa Chrystusa ukrytego
pod postacią chleba i wina. Było
to i jest wypowiadane w mojej
duszy: - jeśli chcesz
i Jego odpowiedź: - chcę.
Pragnę, aby to tak już
pozostało, a przewrócony chorobą
świat wartości pozostał trwały i
zdrowy.
-
Nie bójmy się więc prosić Jezusa
o cud, tak jak to uczynił
trędowaty. Przecież uzdrowienia
duszy i ciała były i są nadal
misją Wcielonego Słowa.
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Sensowna teściowa
-
(Mk
1,29-39)
-
Uwolnienie opętanego w synagodze
w Kafarnaum, nie było pierwszym
cudem, jakiego dokonał Jezus.
Wcześniej był obecny na weselu w
Kanie Galilejskiej, gdzie w
cudowny sposób przemienił wodę w
wino. Zachowanie się Jezusa w
synagodze, Jego słowa i Boska
moc, jaką okazał pośród
zgromadzonych tam mężczyzn, po
ludzku stały się jego znakomitą
autoreklamą. Natychmiast
rozeszli się oni do swoich domów
i mieli o czym opowiadać.
-
Tymczasem Jezus udał się do domu
Szymona i jego brata Andrzeja.
Udali się tam również ich
wspólnicy, Jan i Jakub.
Wszystkich
-
wspólników rybackiej firmy
połączyła teraz nowa misja do
której Jezus ich powołał.
-
Kiedy pełni wrażeń,
przekraczali próg domu, w którym
zapewne wiele razy wcześniej
bywali, natychmiast podzielili
się z nowym Mistrzem domowym
kłopotem, a mianowicie, teściowa
Szymona leżała w gorączce. O
jego żonie i dzieciach nic
Ewangeliści nie wspominają.
Musiała więc zaistnieć taka
sytuacja życiowa, że teściowa,
znalazła się pod opieką zięcia,
co było w tamtejszym zwyczaju.
Teraz była chora.
-
Św. Marek, który w swej
Ewangelii zapisał katechezę
Piotra Apostoła zostawił nam
niesłychanie subtelny,
intrygujący i piękny obraz jego
teściowej. Odnosimy wrażenie, że
była to kobieta wyjątkowa. Jezus
ująwszy ją za rękę,
podniósł. Pięknym
ludzkim gestem ujęcia za rękę,
okazał Boską moc. Jakże
niezwykła w swej zwyczajności
była jej reakcja – uzdrowiona,
bez słowa komentarza wstała i
usługiwała im. Można
powiedzieć, że miała w sobie
ukształtowanego ducha służby i
pewnie była to jej naturalna
postawa. Jednakże od tego
momentu, uzdrowiona przez Boga,
wróciła do służby, ale już
zupełnie inna. To była jej
świadoma i wolna decyzja. Służba
stała się w jednym momencie jej
największym zaszczytem, jaki
mógł ją w życiu spotkać. Służyła
teraz samemu Bogu i ludziom. I
to nie była jakaś wymyślona
idea, to była konkretna służba,
osoba osobie – Jezusowi
Bogu-Człowiekowi i braciom.
-
Zapewne wielu, spośród cudownie
uzdrowionych wraca do swoich
zajęć, obojętnie na jakim są
szczeblu, tak jak do służby.
Wraca,
-
będąc już zupełnie innymi
ludźmi. Są wolni i bogatsi o
doświadczenie Jego szczególnej
obecności w ich życiu i Jego
mocy. To doświadczenie , jeżeli
jest prawdziwe, tak jak to było
z teściową Szymona, przekłada
się na służbę każdemu
człowiekowi, niezależnie od
zajmowanego miejsca w społecznej
hierarchii. Można powiedzieć za
św. Łukaszem, że mają głębszą
świadomość, że „ręka Pańska
jest z nimi”
-
(por. Dz 11,21).
-
Może niekoniecznie trzeba w
życiu oczekiwać cudownej,
nadprzyrodzonej interwencji
Boga. Może wystarczy chwila
refleksji rozumu oświeconego
wiarą, aby powrócić do naszych
zadań, do szkoły, do korporacji,
do firmy, do administracji, do
policji, wojska itp., świadomie
służąc Jezusowi Bogu i ludziom.
-
Zaciekle walczył do niedawna
świat z niewidzialnymi
terrorystami. Oczywiście, że
byli, ale jakże ich medialnie
rozdmuchano? Walczy
-
teraz świat z niewidzialnym
wirusem. Oczywiście, że jest,
ale jak nim medialnie
terroryzuje? Za tymi sztucznie
wygenerowanymi
-
zasłonami, niewielu myśli o
zniewoleniu wszystkich. Wydaje
się, że jest to proces
nieuchronny. Czy rzeczywiście
nic nie możemy zrobić?
Teściowa Szymona pokazała
sposób. Jej zięć, też się tego
nauczył. Znakomicie pojął to św.
Paweł i wszyscy członkowie
Kościoła Chrystusowego, którzy
poważnie Go traktują. Choć
jest ich niewielu, ale mogą
wiele, bo z nimi jest Chrystus!
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Synagoga w Kafarnaum
-
(Mk 1,21-28)
-
Kafarnaum za czasów Jezusa
było sympatycznym miasteczkiem
nad brzegiem jeziora
Galilejskiego. Jest ono Po
Jerozolimie najczęściej
wymienianą miejscowości w Nowym
Testamencie. Liczba ludności w
tamtych czasach sięgała 1000 –
1500 osób głównie zajmujących
się rybołówstwem, rolnictwem i
rzemiosłem. W pobliżu szedł
trakt handlowy Via Maris,
łączący Egipt z Damaszkiem,
stanowiący swoistego rodzaju
okno na świat. Z obrotami
handlowymi związana była komora
celna. O znaczeniu zaś
miasteczka w strategii
rzymskiego okupanta świadczył
stacjonujący tu garnizon
wojskowy. Mieszkańcy posługiwali
się językiem aramejskim, choć
również w użyciu był język
grecki. Z relacji zaś Józefa
Flawiusza wiemy, że w Kafarnaum
był dostępny również lekarz.
-
Centrum życia religijnego
stanowiła miejscowa synagoga.
Dziś możemy oglądać ruiny
synagogi zwanej „białą” z czasów
bizantyńskich, wybudowanej
najprawdopodobniej na tym samym
miejscu, co budowla z czasów
Chrystusa. W jej pobliżu
znajdował się, według
-
Ewangelii synoptycznych, dom
Apostołów Szymona, czyli Piotra
i Andrzeja.
-
Jezus wyjątkowo upodobał sobie
tę miejscowość i jej
mieszkańców. W domu Piotra
uzdrowił jego teściową, w
komorze celnej powołał Mateusza,
a także wskrzesił córkę Jaira,
jednego z przełożonych lokalnej
synagogi. Właśnie ta synagoga
była dla Jezusa miejscem o
szczególnym znaczeniu.
-
Św. Marek opisuje początek
niezmiernie ważnego przesłania
Jezusa w murach wspomnianej
synagogi. Już sam głos
przemawiającego
-
w niej Jezusa i jakość
głoszonego przesłania były
wyjątkowe: Zdumiewali się
Jego nauką; uczył ich bowiem jak
ten, który ma władzę,
-
a nie jak uczeni w Piśmie.
Jednakże była w tej synagodze,
oprócz zgromadzonych wiernych,
jeszcze inna jeszcze
rzeczywistość, nie będąca
człowiekiem, ale przez człowieka
przyniesiona. Był właśnie
w synagodze człowiek opętany
przez ducha nieczystego. Zaczął
on wołać: „Czego chcesz od nas,
Jezusie Nazarejczyku?
Przyszedłeś nas zgubić. Wiem,
kto jesteś: Święty Boży”.
-
Duch nieczysty wie, kim jest
Jezus, ale nie pragnie Jego
miłości. Czuje natomiast
śmiertelne zagrożenie, jakie
wynika z tego spotkania z Panem
Wszechświata. Jezus tymczasem
miał świadomość całkowitej
władzy nad szatanem, co
uzewnętrzniło się w
wypowiedzianych przez Niego
słowach, skierowanych do złego
ducha: „Milcz i wyjdź z
niego”. Jezus oddzielił
złego ducha od człowieka. To
mógł zrobić tylko Bóg, Ten,
który stworzył cały świat,
aniołów i człowieka. Ta
interwencja okazuje się
ratunkiem dla opętanego
człowieka. Jezus przywrócił mu
pokój i wolność. Warto zwrócić
uwagę na to, że nie odbyło się
to bezboleśnie. Wtedy duch
nieczysty zaczął go targać i z
głośnym krzykiem wyszedł z niego.
-
Potęga Jezusa nie jest kategorią
tego świata. Pieniądze, władza i
wszelkie formy ludzkiej
dominacji, są w jaskrawej
sprzeczności z Jego postawą
służby, wynikającej z
bezgranicznej miłości,
posuniętej do umycia człowiekowi
nóg i oddania życia za jego
wolność i pokój. Paradoksalnie
szatan o tym wie lepiej, aniżeli
niejeden człowiek.
-
Nieco później, w synagodze w
Kafarnaum, po cudownym
rozmnożeniu chleba, Jezus
wypowie jedno z najważniejszych
przesłań swojej
-
misji, które wielu zbulwersuje i będzie bulwersować: Zaprawdę,
zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli
nie będziecie spożywali ciała
Syna Człowieczego i nie
będziecie pili krwi Jego, nie
będziecie mieli życia w sobie.
Kto spożywa moje ciało i pije
moją krew, ma życie wieczne, a
Ja go wskrzeszę w dniu
ostatecznym. Tak
więc przez zapowiedzianą
Eucharystię Jezus, Bóg-Człowiek
chce zamieszkać w każdym
-
z nas, po to, by każdy z nas
ludzi mógł zamieszkać w Bogu.
Wokół niej będzie kształtował
się Jezusowy Kościół, którego
bramy piekielne nie przemogą. I
tego szatan znieść nie może,
choć będzie walczył o dusze
ludzkie do ostatniego człowieka.
-
Zły duch przez wieki usiłuje,
na różne sposoby, wartościami
tego świata zawładnąć
człowiekiem, często ze
znakomitym skutkiem. Swoje
akcje, jak widzimy lubi zaczynać
niestety od kobiet. Jest
szalenie wulgarny, krzykliwy,
bezwzględny i żądny krwi.
Patrząc na osoby pozostające w
jego władaniu, ma się wrażenie
spotkania z czymś nieludzkim,
albowiem pozbawionym piękna,
miłości i rozumu.
-
Można odnieść wrażenie,
jakoby te mury synagogi w
Kafarnaum nabrały pewnego
symbolicznego znaczenia. To tak
jakby czas dla nich przestał
istnieć. Jest w nich wielu
zgromadzonych, ale bezradnych i
biernych, jest trochę opętanych.
Tylko Jezus ma władzę
zrobienia w tej „synagodze”
właściwego porządku, bo nad
szatanem ma władzę tylko Bóg.
Więc jak najszerzej otwórzmy
drzwi dla Niego
.
Ks. Lucjan Bielas
|
Dlaczego Jezus nie ratuje nas, tak
jakbyśmy tego oczekiwali?
(Mk 1,14-20)
-
Komu podpadł Jan Chrzciciel?
-
Niewątpliwie jego nauczanie nie
było miłe przedstawicielom
świątyni, gromadził tłumy. Był
popularny, a poza tym wzywał do
prawdy,
-
a co za tym idzie odejścia od
grzechu. To nie była droga ich
pobożności, a na dodatek pewnego
rodzaju konkurencja, choć
przecież sam
-
był z rodu kapłańskiego. Chociaż
nie mamy wprost dowodów na to,
że przywódcy religijni Narodu
maczali paluszki w uwięzieniu
Jana, to jednak możemy
przypuszczać, że dla wielu z
nich zniknięcie tłumów i
zamilknięcie Jana było
komfortową sytuacją.
-
Sprawcą uwięzienia Jana, można
powiedzieć fizycznym, był Herod
Antypas. Był to wtedy prawie
pięćdziesięcioletni pan,
uwikłany w konkubinat ze swoją
krewną i bratową, Herodiadą. Ta
dama wtedy już dobrze po
czterdzieste wniosła w ten
związek swój dominujący
charakter, bezwzględne
zachowanie (zapewne po
dziadziusiu, Herodzie Wielkim) i
córkę Salome, z pierwszego
małżeństwa. Jej charakter,
-
nie mający wiele wspólnego z prawdziwą kobiecością, przeszedł do historii
świata przez fakt przymuszenia
Heroda Antypasa do uwięzienia
Jana Chrzciciela i do jego
zabójstwa, który to otwarcie
krytykował ich związek, jako nie
podobający się Bogu (Mt
14,1-12).
-
Uwięzienie i zabójstwo Jana
Chrzciciela przyniosły ulgę jego
przeciwnikom. Niewygodny prorok
zamilkł, tłumy się rozeszły,
uczniowie powrócili do swych
domów i zajęć.
-
- Czy więc Jan przegrał?
-
- Nic podobnego! Jan zwyciężył,
nie ugiął się bowiem przed
grzechem i kłamstwem. Śmiercią
swoją przypieczętował
prawdziwość nauki, którą głosił
jako prorok z polecenia samego
Boga.
-
- Dlaczego to, Pan Jezus po
ludzku rzecz ujmując, zachował
się biernie wobec faktu
uwięzienia Jana?
-
Patrząc na całe dzieło
zbawienia, na śmierć Jezusa i
Jego zmartwychwstanie, odpowiedź
jest prosta – to uwięzienie
wpisywało się w całość dzieła
odkupienia. Są wartości większe
niż doczesne życie człowieka.
Wiedział o tym Jezus, wiedział o
tym Jan. Jezus zostawił Jana,
jako człowiek, ale będąc
prawdziwym Bogiem, nigdy Jana
nie opuścił. I on, to też
wiedział.
-
- Czy trud Jana i
zaangażowanie uczniów poszło na
marne?
-
Jezus pozwolił umrzeć Janowi,
ale nie jego dziełu, dlatego też
Ewangelista napisał: Gdy Jan
został uwięziony, przyszedł
Jezus do Galilei i głosił
Ewangelię Bożą. Mówił: „Czas się
wypełnił i bliskie jest
królestwo Boże. Nawracajcie się
i wierzcie w Ewangelię”. Tu
w Galilei nad brzegiem jeziora
odnalazł uczniów Jana, których
wcześniej poznał przy Proroku.
Posiadali małą firmę rybacką,
umieli ciężko pracować w
zespole i to w trudnych
warunkach, a przy tym z
największą powagą traktowali
sprawy wiary. Mieli swojego
bossa Szymona, który z natury
znakomicie nadawał się do
pełnienia funkcji szefa.
Posiedli umiejętność
nawiązywania kontaktów z
klientami, ponieważ ryby trzeba
było sprzedać jak najszybciej.
Jako przedstawiciele klasy
średniej, byli najlepiej
przygotowani do przyjęcia
Ewangelii i skutecznego jej
głoszenia. Ani uczeni, ani
bogacze, ani bezrobotni, nie
dysponowali takimi osobistymi
walorami, jak ci prości rybacy.
-
Tak więc Jezus podjął dzieło
Jana i przejął jego uczniów po
to, aby stworzyć nową
rzeczywistość – Kościół.
Kształtował małą grupę
Apostołów, jednocześnie
działając z tłumami. Zachował
przez to, właściwe proporcje
między elitarnością z jednej
strony a otwarciem
-
się na świat z drugiej.
-
Warto o tym pamiętać szczególnie
dziś, kiedy wielu słabnie w
wierze i odchodzi z Kościoła w
przekonaniu, że dni jego są
policzone. Ten proces, nie
pierwszy w historii, zapewne
będzie się jeszcze pogłębiał, aż
odpadną wszyscy pozbawieni żywej
łączności z Chrystusem.
-
On – Jezus swojego dzieła,
swojego Kościoła nigdy nie
opuści. I choć następcy św.
Piotra i Apostołów są nieraz
bardzo słabi i ułomni,
-
to On Jezus Wszechmocny Bóg, i
tak jest z nimi. Tak naprawdę
idzie więc o łączność z Nim,
przy jasnym nazywaniu zła, złem.
-
I tu znów św. Jan jest
znakomitym przykładem.
-
Bywa, że niektórzy kapłani,
biskupi i wierni odchodzą od
Kościoła zgorszeni, uważając, że
wiedzą lepiej i że są bardziej
święci. Choć ich krytyczne
spojrzenie może być całkiem
słuszne, to odejście jest
piramidalną głupotą.
-
Za Wiktorem Franklem, który
sparafrazował słowa La
Rochefoucaulda, można pokusić
się o stwierdzenie: „że jak
wichura gasi nikły płomień, ale
podsyca ogień, tak samo
przeciwności losu i tragedie
podkopują słabą wiarę, lecz
umacniają silną”.
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Czy
kościoły stały się dziś
bezużyteczne?
-
(J 1,35-42)
-
To pytanie postawił ostatnio
Gerhard Wegner na łamach
Frankfurter Allgemeine Zeitung
(14 01 2021). Zdaniem Autora,
zarówno wypowiedzi niemieckich,
poważnych przedstawicieli
Kościoła sugerujące, że Bóg nie
ma z Covidem-19 nic wspólnego, a
także zamknięte kościoły i brak
duchowego wsparcia
potrzebującym, sprawiły, że
tylko niewielu szuka w tych
trudnych czasach oparcia w
wierze. Powołując się na badania
Marii Sinnemann z Instytutu Nauk
Społecznych Kościoła
Ewangelickiego w Niemczech (EKD),
Wegner stwierdza, że w tej
trudnej sytuacji, bardziej niż
wiara „dla zdecydowanej
większości ludzi, ważniejsze są
takie czynniki, jak optymizm,
poczucie własnej wartości i
dobrzy przyjaciele”.
-
Mając świadomość specyfiki
relacji społeczno-wyznaniowych
naszych zachodnich sąsiadów,
można by taką opinię poddać
krytyce, choć trudno całkowicie
ją zdyskredytować. Jest w niej
wiele ziaren prawdy, łatwo
dostrzegalnych i w naszej
polskiej rzeczywistości.
-
Jedno z tych ziaren można
dotknąć prostym pytaniem, jakie
Jezus Chrystus nieustannie nam,
którzy deklarujemy naszą
przynależność do Jego Kościoła:
- czy rzeczywiście wierzymy w
Jego obecność?
-
Jan stał wraz z dwoma
swoimi uczniami i gdy zobaczył
przechodzącego Jezusa, rzekł:
„Oto Baranek Boży”. To
wystarczyło, aby ci dwaj tak
otwarli się na Jezusa, że
zostawili Jana i poszli za Nim.
Jak wielkim autorytetem był dla
nich Jan, skoro wystarczyły trzy
słowa, aby zmieniło się ich
życie. Można tę decyzję opisać,
idąc za św. Augustynem –
wybrzmiał głos, a oni poszli za
Słowem. Jak głęboka była nauka o
Zbawicielu, przekazana im przez
Jana, skoro ten skrót myślowy –
Oto Baranek Boży,
pokazał im syntezę
Starego i Nowego Testamentu,
ofiarę baranka paschalnego i
ofiarę Mesjasza? Jak wielka była
wiara Jana, kiedy wskazując
przechodzącego Cieślę z
Nazaretu, widział w nim Boga?
Jak żył Jan, że przez jego
życie, przez jego codzienność
mogli zobaczyć Zbawiciela, na
którego czekali?
-
Ponad 43 lata codziennie
sprawuję Eucharystię i unosząc
hostię, wypowiadam, do
zgromadzonych braci i sióstr,
słowa: „Oto Baranek Boży…”.
Ponieważ ten fragment liturgii
tak mocno wpisuje się w
spotkanie Jana i jego uczniów z
Jezusem, nie mogę pytań
dotyczących Jana uniknąć, nie
mogę, nie odnieść ich do siebie.
Są one dziś niewątpliwie
wzmocnione Covidem-19 i
wszystkim tym, co jest z nim
związane w Kościele. Mam
świadomość tego, że przede
wszystkim mogę zmienić siebie.
Jest to więc czas dla mnie, a
może i dla innych pogłębienia
pobożności eucharystycznej. To
od naszej wiary, wyrażającej się
w naszej codzienności i
wszystkich tworzonych przez nas
relacjach zależy, czy Msza św.
jest jedynie pustym gestem
liturgicznym, który wypada
tradycyjnie uczynić przy okazji
uroczystości rodzinnych lub
publicznych, czy też jest
rzeczywistym spotkaniem ze
Wcielonym Bogiem Jezusem
Chrystusem i bycie z Nim tam,
gdzie On mieszka. To od
naszej wiary, kapłanów i
wiernych zależy, czy Msza św.
jest centralnym wydarzeniem, czy
jedynie przysłowiowym kwiatkiem
do kożucha.
-
Ktoś może powiedzieć, a co to
ma do tzw. kryzysu Kościoła?
-
Powiem prosto – wszystko!
-
Bo tu jest jego istota.
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Sens w życiu człowieka
-
(Mk 1, 7-11)
-
Kiedy Jezus wchodził w wody
Jordanu, aby przyjąć chrzest z
rąk Jana, miał ok. 35 lat. Był
to niewątpliwie przełomowy
moment w Jego życiu i Jego
działalności, a i nie bez
znaczenia w życiu każdego z nas.
Warto więc zastanowić się nad
tym, kim był Jezus przed
chrztem,
-
i kim stał się, po jego
przyjęciu?
-
Po śmierci Heroda Święta Rodzina
powróciła do Palestyny i
osiedliła się w Nazarecie,
pracując i wychowując Jezusa.
Kluczowym wydarzeniem tego
okresu ich życia, była
pielgrzymka do świątyni
jerozolimskiej, kiedy Jezus
miał 12 lat. W stałym zwyczaju
pielgrzymowania, jaki
praktykowali, te święta Paschy
były wyjątkowe, zarówno dla
Jezusa, jak i dla nich. Zaginął
im, aby się odnaleźć
-
i to w jak najszerszym tego
słowa znaczeniu. Niewątpliwie
wpłynęło na to dojrzałe
przeżycie przez Niego świąt
Paschy, samotny powrót do
świątyni, rozmowa z Ojcem
Niebieskim w Jego domu,
konfrontacja z Jego słowem
podczas rozmowy z uczonymi w
Piśmie. Jego człowieczeństwo
odnalazło Jego Bóstwo, a On
wiedział już, kim tak naprawdę
jest – Synem Ojca
Przedwiecznego. Takim Go
odnaleźli ziemscy Rodzice Maryja
i Józef. Takim wrócił do domu w
Nazarecie i był im posłuszny i
od nich się uczył prawdziwie
ludzkiego życia.
-
Takim przez ponad 20 lat
pracował jako cieśla. Z całą
pewnością możemy przyjąć, że
regularnie pielgrzymował do
świątyni, że regularnie
świętował szabat i modlił się w
synagodze, że nieustannie
podczas dnia i nocy, trwał w
łączności ze swym Niebieskim
Ojcem, że studiował i żył słowem
Bożym. Z całą pewnością możemy
przyjąć, że był znakomitym synem
swoich Rodziców, że był
prawdziwym mężczyzną, uczciwym
-
i wrażliwym człowiekiem oraz
odpowiedzialnym fachowcem. Przez
bliską relację z Bogiem, musiał
być niezmiernie bliski drugiemu
człowiekowi, co zapewne było
odczuwalne w indywidualnych
kontaktach. Odpowiedzialnie
zarządzając swym ludzkim sercem
i uczuciami,
-
nie założył własnej rodziny, bo wiedział, jaka jest Jego misja w planach
Ojca Niebieskiego.
-
Ten Jezus Chrystus wchodzi w
wody Jordanu i domaga się chrztu
od Jana. Rozpoczyna tym samym
nowy rozdział realizacji Swojej
mesjańskiej misji. Sam nie
potrzebując chrztu nawrócenia,
wchodzi w dzieło przygotowywane
przez Jana Chrzciciela, by
zgodnie z wolą
-
Ojca je wypełnić. To niezwykłe
objawienie się Boga w Trójcy
Przenajświętszej, które wtedy
miało miejsce, jest jakże ważne
zarówno dla człowieka Jezusa, a
także dla Jana i dla mnie.
-
Dlaczego dla mnie?
-
Przez sakrament chrztu,
nieświadomie przyjęty i
świadomie zaakceptowany jestem
uczestnikiem misji Chrystusa na
tym świecie. Przez Eucharystię
jestem z Nim tak mocno złączony,
jak tylko to możliwe, by
człowiek tu i teraz połączył się
z Bogiem Trójjedynym. Jezus
więc
-
nie tylko pokazuje mi
jak żyć z Bogiem, ale jest ze
mną, jeśli tylko ja wyrażę na to
zgodę. Jest tu moja wolność, ale
i świadomość,
-
że tylko z Bogiem i w Bogu
życie ma sens – jest prawdziwie
życiem człowieka.
-
Może więc warto jeszcze raz
przemyśleć sobie, co to znaczy
być chrześcijaninem w czasie
kiedy chrzest jest traktowany
jako niewiele znaczący epizod
rodzinnej tradycji, a postawy
życiowe proponowane przez ten
świat są jedynie żałosną
karykaturą człowieczeństwa,
-
choć na krótką chwilę wydają się
atrakcyjne?
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Pokora intelektu, rzecz rzadka
-
(Mt 2,1-12)
-
Pewien bardzo wybitny i szczerze
pobożny fizyk, zapytany przeze
mnie o przekonania religijne
jego znakomitych kolegów,
zachowując naukową ostrożność,
zauważył, że z jego punktu
widzenia wielu, może nawet
większość z nich, uznaje
wprawdzie istnienie jakiejś
nadprzyrodzonej siły stwórczej,
istnienie Boga, ale nie szukają
z Nim osobistych relacji. Tak
jest im z tym wygodniej i może
wygląda to, bardziej naukowo.
Dla uwiarygodniania takiej
postawy można powołać się
jeszcze na list noblisty Alberta
Einsteina (1879-1955)
-
napisany w
1954 r. do niemieckiego
filozofa Erica Gutkinda. „Słowo
Bóg jest dla mnie niczym innym
jak tylko słowem i wytworem
-
ludzkich słabości, a Biblia
zbiorem czcigodnych, ale dość
dziecinnych legend”, dalej
podkreślił, dodając, że „żadna
wyrafinowana wykładnia” tego nie
zmieni. Religie ogólnie rzecz
biorąc uznał, jako: „wcielenie
prymitywnych przesądów”. Tyle o
Bogu wybitny fizyk,
niekoniecznie wybitny teolog.
-
Spośród wielu ówczesnych
uczonych Bóg zaprosił do nowo
narodzonego Swego Syna tylko
nielicznych reprezentantów. Dał
im nie tylko rozum szukający
prawdy, ale wyszedł naprzeciw
pragnieniu nawiązania z Nim
osobistej relacji. Czy byli
kapłanami Zaratustry? Czy byli
astrologami? Czy mieli kontakty
z diasporą żydowską, która
przecież pozostała w Persji po
zdobyciu Babilonu przez Cyrusa
II w roku 538 p.n.e.? Takich i
podobnych pytań jest wiele i
pewnie pozostaną bez
jednoznacznej odpowiedzi.
Zapewne jednak, dla istoty
ewangelicznego przekazu, nie są
one aż tak ważne. Faktem jest,
że Mędrcy ze Wschodu przeszli
dosłownie i w przenośni, bardzo
daleką drogę.
-
Nie znając kompletnie realiów
politycznych Jerozolimy, pytając
o nowo narodzonego króla,
wprowadzili duży niepokój w
sercu nieco podeszłego w latach
Heroda, a co za tym idzie duże
zamieszanie w mieście. Po
fachowej konsultacji z uczonymi
w Piśmie, władca,
-
nałożył na
przybyszów sprytne zobowiązania
i skierował ich do Betlejem.
-
Prowadzeni przez gwiazdę dotarli
do domu, w którym zobaczyli
Dziecię z Matką Jego, Maryją.
Doświadczenie relacji między tą
-
Matką i tym Dzieckiem było
takie, że ci niezmiernie
doświadczeni przybysze:
upadli na twarz i oddali Mu
pokłon. W języku ludów
Wschodu oznaczało to oddanie
Boskiej czci Jezusowi. W Jego
dziecięcej twarzy zobaczyli
oblicze Boga. Symbolika zaś
złożonych darów dopełniła
mesjańskie przesłanie tych
odwiedzin.
-
W mojej domowej szopce, obok
figurek Mędrców ze Wchodu są
ułożone kamyki, z różnych
starożytnych miejsc kultu
pogańskiego. Znak, że Jezus
Chrystus jest dla mnie doskonałą
odpowiedzią na pytania, jakie
człowiek zadaje w różnych
świątyniach różnych kultów.
-
Proszę dziś Boga przez
wstawiennictwo świętych Mędrców
ze Wschodu o to, aby wiedza nie
zabiła we mnie osobistej relacji
z Bogiem i z drugim człowiekiem
i wiodła mnie bezpiecznymi
drogami do mojej Ojczyzny.
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Istnieje możliwość ponownych
narodzin!
-
(J 1,1-18)
-
„Boże Narodzenie nie jest
czymś, co się wydarzyło, np. jak
bitwa pod Waterloo; jest ono
czymś, co się dzieje”. Warto
przemyśleć, to trafne
spostrzeżenie abp. Fultona J.
Sheena i nie przegapić tego, co
się dzieje. Jeśli znamy dokładną
datę wspomnianej bitwy na 18
czerwca
-
1815 r., to nie mamy możliwości
i może nigdy jej nie będziemy
mieli, określenia dokładnej daty
wydarzenia, które na pewno miało
miejsce,
-
a którym było narodzenie Jezusa Chrystusa. Jest to, może nie tylko szkoła
pokory dla historyków, ale
zachęta do refleksji, i to
zarówno dla teologów, jak i
każdego z nas. Syn Boży nie
zostawił daty swojego
narodzenia, albowiem nieustannie
dzieje się ono w duszy i sercu
każdego człowieka, który przed
Bogiem nie zamknął drzwi.
-
Nic piękniejszego nie może
człowieka spotkać w życiu od
przyjęcia Boga i nic głupszego,
od oddalenia się od Niego.
Tak jasno mówi o tym św. Jan
Ewangelista: Na początku było
Słowo, a Słowo było u Boga, i
Bogiem było Słowo. Ono było na
początku u Boga. Wszystko
-
przez
Nie się stało, a bez Niego nic
się nie stało, co się stało. W
Nim było życie, a życie było
światłością ludzi, a światłość w
ciemności
-
świeci i ciemność jej
nie ogarnęła. Nie trudno
domyślić się, że tym Słowem jest
MIŁOŚĆ. Bóg jest Miłością i
z tej miłości stwarza
-
świat i
człowieka, każdego człowieka.
Tylko patrząc na świat i na
siebie w kategoriach miłości,
czyli kochając, człowiek jest
prawdziwie mądry, czyli
oświecony. Każdy jest zdolny i
powołany do miłości i dlatego
św. Jan dalej stwierdza: Była
światłość prawdziwa, która
-
oświeca każdego człowieka, gdy
na świat przychodzi.
-
Miłość, którą jest Bóg, nie
odbiera człowiekowi wolności:
Na świecie było /Słowo/, a świat
stał się przez Nie, lecz świat
Go nie poznał. Przyszło do
swojej własności, a swoi Go nie
przyjęli. W tych słowach
św. Jan stwierdza, że ludzie
posunęli się do głupoty,
odrzucenia swojego Stwórcy, do
odrzucenia swojego Zbawiciela –
Jezusa Chrystusa.
-
Nie wszyscy jednak zgłupieli!
-
Kolejne stwierdzenie Ewangelisty
jest dziś dla nas kluczowe:
Wszystkim tym jednak, którzy Je
przyjęli, dało moc, aby się
stali dziećmi Bożymi, tym,
którzy wierzą w imię Jego -
którzy ani z krwi, ani z żądzy
ciała, ani z woli męża, ale z
Boga się narodzili. A Słowo
stało się ciałem i zamieszkało
wśród nas.
-
Bóg przez św. Jana mówi o drugim
narodzeniu człowieka i to
narodzeniu z samego Boga.
Dochodzi do niego bez cielesnego
pośrednictwa,
-
ale przez przyjęcie Słowa, jakim
jest Jezus Chrystus. Jest to
narodzenie z wiary i jego
skutkiem jest stanie się
„dzieckiem Boga”. To zupełnie
nowa relacja i nowe perspektywy
dla stworzonego człowieka na tym
świecie, a które pozwalają wejść
w niestworzoną
-
rzeczywistość
samego Boga. Tylko takie bycie
dzieckiem Boga, daje prawo do
bycia dziedzicem tego, co
Boskie. Wiele się o tym mówi,
niewielu bierze to poważnie.
-
W czasie zaskakującej nas
przebudowie tego świata i jego
relacji i zupełnie niepewnego
jutra warto narodzić się na
nowo, aby być spokojnym o
wieczność. Paradoksalnie, tylko
taka postawa daje komfort w
doczesności.
-
Warto postawić sobie istotne
pytania: – czy rzeczywiście
pozwoliłem Bogu-Jezusowi, aby
narodził się we mnie? Jeśli tak,
to: -
-
Czy wierzę w Jego
obecność w Eucharystii? - Czy
tak jak On przebaczam
nieprzyjaciołom?
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Bóg, szatan, rodzina.
-
(Łk 2, 22-40)
-
W chwili, gdy Maryja i Józef
przekraczali próg świątyni
jerozolimskiej, przynosząc
dziecię Jezus, mieli świadomość,
że do domu Boga wnoszą Boga. Nikt z urzędujących przedstawicieli tej instytucji nie miał
bladego pojęcia o randze tego
wydarzenia, jedynie dwoje
staruszków, którzy swoim życiem
i modlitwami wrośli w te mury, a
którym Bóg dał jasność myśli i
pokój duszy. Proroctwo, które
wyszło
-
z ust starca Symeona, było dla Maryi i Józefa ważnym
przyczynkiem do zrozumienia
misji, jaką im Najwyższy
powierzył w dziejach świata.
-
Abyśmy lepiej ją poznali,
sięgnijmy do najgłębszej pamięci
ludzkości. Szczęście pierwszych
ludzi w ogrodzie Eden polegało
przede
-
wszystkim na harmonii
życia rodzinnego, której
gwarantem i zwornikiem był sam
Bóg. Kochany przez Stwórcę,
wolny w swych decyzjach
człowiek, wszedł w zastrzeżone
Jemu kompetencje ustalania, co
jest dobre, a co złe. Chwilowe
zwycięstwo złego ducha
spowodowało dla ludzi
długotrwałe konsekwencje. Adam i
Ewa, nadzy, odarci grzechem,
wyciągnięci z krzaków stanęli
przed Tym, którego zbyt mało
-
kochali. Mężczyzna zrzuca winę
na żonę, z przypomnieniem Bogu –
którą postawiłeś przy mnie.
Ewa obwinia szatana. Całą zaś
prawdę o wydarzeniu
-
i
winie, zna tylko Bóg i tylko On
ma prawo wydać wyrok, co też
czyni. Wtedy to, szatan usłyszał
zapowiedź swego końca, człowiek
zaś
-
słowa nadziei, której
realizacja będzie trwała przez
pokolenia doświadczające
nieustannej nienawiści złego
ducha. Skutki grzechu, które
człowiek ściągnął na siebie,
jasnym tekstem przedstawił
natchniony autor Księgi Rodzaju
(3, 8-19). Warto wczytać się w
te słowa, które nigdy nie
straciły swej aktualności.Bóg
powiedział do niewiasty:
Obarczę cię niezmiernie wielkim
trudem twej brzemienności, w
bólu
-
będziesz rodziła dzieci, ku
twemu mężowi będziesz kierowała
swe pragnienia, on zaś będzie
panował nad tobą.
-
Do mężczyzny zaś rzekł:
przeklęta niech będzie ziemia z
twego powodu:w trudzie będziesz
zdobywał od niej pożywienie dla
siebie
po wszystkie dni twego
życia.Cierń i oset będzie ci ona
rodziła,a przecież pokarmem twym
są płody roli. W pocie
więc oblicza twego
będziesz musiał zdobywać
pożywienie,póki nie wrócisz do
ziemi,z której zostałeś
wzięty;bo prochem jesteś i w
proch się obrócisz!
-
Przestrzenią najbardziej
dotkniętą tym zmaganiem dobra i
zła, miłości i nienawiści, życia
i śmierci była i jest rodzina.
-
Aż przyszedł czas spełnienia
nadziei, jaką Bóg dał upadłemu
człowiekowi. Postanowił On stać
się człowiekiem i podzielić
ludzki los,
-
aby jako potomek
Adama i Ewy zamieszkać w
rodzinie, pokonać szatana, a ze
śmierci uczynić bramę do życia
wiecznego w Bogu.
-
A było to
możliwe, ponieważ Maryja i jej
mąż Józef, zawierzyli Bogu
całkowicie i pokochali Go ponad
wszystko. I tak pierwotny rajski
trójkąt z Bogiem jako zwornikiem
znowu zaistniał. Jest on jeszcze
bardziej doskonały jak ten
pierwszy, albowiem Bóg jest nie
tylko z człowiekiem, ale i w
człowieku. To stanowi zupełnie
inną jakość małżeńskiej i
rodzinnej relacji. Fenomenem
jest to, że każda rodzina
-
może
Go przyjąć. Warunki są
niezmienne – wiara i miłość.
Każda rodzina może Go usunąć –
sposób jest jeden – grzech.
-
Warto jednak w podejmowaniu
decyzji uwzględnić logikę
ludzkości i konsekwencje w
wieczności.
Ks.
Lucjan Bielas
|
-
Wierzysz, że się Bóg zrodził w
betlejemskim żłobie,
-
lecz biada ci, jeżeli nie
zrodził się w tobie.
-
-
Adam Mickiewicz, krótko, ale
bardzo celnie ujął w tych
słowach prawdę o Bożym
Narodzeniu. Przez zgodę, jaką
wyraziła Najświętsza Maryja
Panna, przez przyjście Jezusa na
świat, przez Jego śmierć i
zmartwychwstanie, przez jego
obecność w niebie i w
Eucharystii, Bóg Stwórca nie
tylko daje człowiekowi
istnienie, nie tylko mu
towarzyszy, ale przede wszystkim
pragnie zamieszkać w człowieku.
Temu, kto, zostawiając
ziemską logikę; przyjmie Boga do
siebie, otwierają się
perspektywy, których nie mają
aniołowie.
-
Paradoksalnie wielkość budowli
zależy przede wszystkim od
wielkości tych, których w niej
się spotyka. I tak stajenka
betlejemska, z racji
przebywających w niej osób,
przebija wszystkie obiekty na
tym świecie, i to nie podlega
dyskusji. Pewnym jej fenomenem
są nieustannie otwarte drzwi.
Można zawsze wejść i tak, jak
pokorni w sercu pasterze,
pokłonić się najważniejszemu –
Jezusowi, zadziwić się i
wynieść wspaniałe przeżycie.
Można tak, jak pokornego umysłu
mędrcy ze Wschodu, wejść, oddać
hołd Bogu, złożyć dary i wrócić
do swojej
-
ojczyzny. Oni zrobili
to wszystko, co leżało w ich
możliwościach, i na ich etapie
poznania.
-
Nasze możliwości są zdecydowanie
większe i tak jak Maryja i Józef
możemy zatrzymać Jezusa dla
siebie po to, by Mu służyć,
służąc innym. Jest to możliwe
przez Eucharystię i tylko przez
Eucharystię. Dlatego Święta
Bożego Narodzenia są związane ze
spowiedzią i Komunią
-
świętą.
Wchodzimy do stajenki
betlejemskiej oczyszczeni, z
pokornym sercem i pokornym
intelektem po to, by wyjść z
Jezusem obecnym
-
w nas. To
zupełnie inna jakość życia i
inne jego ubezpieczenie. To
zupełnie inna perspektywa życia
i wieczności.
-
Warto więc wejść do stajenki po
to, by wynieść największy dar,
jaki człowiek może otrzymać –
Boga.
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Bóg, szatan, rodzina.
-
(Łk 2, 22-40)
-
W chwili, gdy Maryja i Józef
przekraczali próg świątyni
jerozolimskiej, przynosząc
dziecię Jezus, mieli świadomość,
że do domu
-
Boga wnoszą Boga. Nikt z urzędujących przedstawicieli tej instytucji nie miał
bladego pojęcia o randze tego
wydarzenia, jedynie
-
dwoje staruszków, którzy swoim życiem i modlitwami wrośli w te
mury, a którym Bóg dał jasność
myśli i pokój duszy. Proroctwo,
-
które wyszło z ust starca Symeona, było dla Maryi i Józefa
ważnym przyczynkiem do
zrozumienia misji, jaką im
Najwyższy powierzył
-
w dziejach świata.
-
Abyśmy lepiej ją poznali,
sięgnijmy do najgłębszej pamięci
ludzkości. Szczęście pierwszych
ludzi w ogrodzie Eden polegało
przede
-
wszystkim na
harmonii życia rodzinnego,
której gwarantem i zwornikiem
był sam Bóg. Kochany przez
Stwórcę, wolny w swych decyzjach
człowiek, wszedł w zastrzeżone
Jemu kompetencje ustalania, co
jest dobre, a co złe. Chwilowe
zwycięstwo złego ducha
spowodowało dla ludzi
długotrwałe konsekwencje. Adam i
Ewa, nadzy, odarci grzechem,
wyciągnięci z krzaków stanęli
przed Tym, którego zbyt mało
-
kochali. Mężczyzna zrzuca winę
na żonę, z przypomnieniem Bogu –
którą postawiłeś przy mnie.
Ewa obwinia
-
szatana. Całą zaś prawdę o
wydarzeniu i winie, zna tylko
Bóg i tylko On ma prawo wydać
wyrok, co też czyni. Wtedy to,
szatan
-
usłyszał zapowiedź swego końca,
człowiek zaś słowa nadziei,
której realizacja będzie trwała
przez pokolenia doświadczające
nieustannej nienawiści złego
ducha. Skutki grzechu, które
człowiek ściągnął na siebie,
jasnym tekstem przedstawił
natchniony autor Księgi Rodzaju
-
(3, 8-19). Warto wczytać się w
te słowa, które nigdy nie
straciły swej aktualności.
-
Bóg powiedział do niewiasty:
Obarczę cię niezmiernie wielkim
trudem twej brzemienności, w
bólu będziesz rodziła dzieci, ku
twemu
-
mężowi będziesz kierowała
swe pragnienia, on zaś będzie
panował nad tobą.
-
Do mężczyzny zaś rzekł:
przeklęta niech będzie ziemia z
twego powodu:
w trudzie będziesz zdobywał od
niej pożywienie dla siebiepo
wszystkie dni twego życia.Cierń
i oset będzie ci ona rodziła,
a przecież pokarmem twym są
płody roli. W pocie więc
oblicza twego
będziesz musiał zdobywać
pożywienie,póki nie wrócisz do
ziemi,z której zostałeś
wzięty;bo prochem jesteś
i w proch się obrócisz!Przestrzenią
najbardziej dotkniętą tym
zmaganiem dobra i zła, miłości i
nienawiści, życia i śmierci była
i jest rodzina. Aż przyszedł
czas spełnienia nadziei, jaką
Bóg dał upadłemu człowiekowi.
Postanowił On stać się
człowiekiem i podzielić ludzki
los, aby jako potomek Adama i
Ewy zamieszkać w rodzinie,
pokonać szatana, a ze śmierci
uczynić bramę do życia wiecznego
w Bogu.
-
A było to możliwe, ponieważ
Maryja i jej mąż Józef,
zawierzyli Bogu całkowicie i
pokochali Go ponad wszystko. I
tak pierwotny rajski trójkąt z
Bogiem jako zwornikiem znowu
zaistniał. Jest on jeszcze
bardziej doskonały jak ten
pierwszy, albowiem Bóg jest nie
tylko z człowiekiem, ale i w
człowieku. To stanowi zupełnie
inną jakość małżeńskiej i
rodzinnej relacji.
Fenomenem jest to, że każda
rodzina może Go przyjąć. Warunki
są niezmienne – wiara i miłość.
Każda rodzina może Go usunąć –
sposób jest jeden – grzech.
-
Warto jednak w podejmowaniu
decyzji uwzględnić logikę
ludzkości i konsekwencje w
wieczności.
Ks.
Lucjan Bielas
|
-
Trzy najważniejsze decyzje w
dziejach świata
-
Łk 1, 26-38
-
-
Pierwsza, to decyzja
Najświętszej Maryi Panny,
podjęta podczas rozmowy z
wysłannikiem Boga, archaniołem
Gabrielem. Wybrana przez
Najwyższego spośród wszystkich
kobiet, zachowana od grzechu
pierworodnego, zachowując
całkowitą swoją wolność,
zdecydowała się na przyjęcie w
swoim łonie Syna Bożego. To Bóg,
który jest czystą Miłością, i
dla którego nie ma rzeczy
niemożliwych, postanowił dla
człowieka, stać się człowiekiem.
Nie chciał bowiem, nieskończonej
ludzkiej winy załatwić aktem
litości, lecz uregulować aktem
miłości. I tak jak świat
stworzył z niczego, tak też
człowieczeństwo Syna mógł
stworzyć z niczego, jedynie
aktem swej boskiej woli. Tak
bardzo kocha i szanuje
człowieka, że zwraca się do
człowieka, do Maryi, z prośbą,
aby wyraziła zgodę na przyjęcie
w swym łonie Syna Bożego.
Decyzja człowieka – Maryi,
wyrażona słowami:
Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego,
otwarła Bogu przestrzeń
zbawczego działania. Można
powiedzieć, miała w ręku nasze
losy.
-
Druga kluczowa decyzja w
dziejach świata została podjęta
przez Jezusa Chrystusa, na Górze Oliwnej. Będąc prawdziwym człowiekiem i
prawdziwym Bogiem, w niepojętej
dla nas jedności i różności
natur, jako człowiek, wyraża swą
ludzką zgodę, na pełnienie woli
Boskiego Ojca. Tą decyzją otwarł
całe dzieło odkupienia, przez co
dał nam możliwość budowania
nowej relacji z Bogiem. Razem z
Jezusem mogę mówić Ojcze nasz i
razem z nim mieć udział wiecznym
życiu Boga, w odwiecznym
nieskończonym akcie miłości.
Mogę, to nie znaczy, że muszę!
-
Tu jest miejsce na trzecią
decyzję.
Jeśli tamte dwie już miały
miejsce, ta może jeszcze się
waży. Jest to moja decyzja,
która może się jeszcze ciągle
waży. Zachowuję w niej swoją
wolność, lecz ponoszę
odpowiedzialność za wszystkie
jej konsekwencje. Mogę więc,
idąc drogą Maryi i Jezusa
wyznać: Ojcze nie moja, a Twoja
wola niech się dzieje, chcę być
Twoim sługą. Wyrazem takiej
decyzji są świadomie, wraz z
Jezusem wypowiadane słowa:
Ojcze nasz, któryś jest w
niebie, święć się imię Twoje,
przyjdź królestwo Twoje, bądź
wola Twoja, jako w niebie, tak i
na ziemi…
-
W swej wolności mogę podjąć inną
decyzję. I nie trzeba być zaraz
satanistą, aby swoimi życiowymi
decyzjami, dawać wyraz takiej
modlitwie: Szatanie nasz,
który jesteś w piekle, święć się
imię twoje, przyjdź królestwo
twoje, bądź wola twoja, jako w
piekle, tak i na ziemi...
-
Tak więc ta trzecia z
najważniejszych decyzji, należy
do mnie i tylko do mnie!
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Pośród was stoi Ten, którego wy
nie znacie
-
(J 1, 6-8. 19-28)
-
-
W tamtym czasie, kiedy Jan
Chrzciciel wypowiadał te słowa,
najprawdopodobniej tylko trzy
osoby wiedziały kim, tak
naprawdę, jest Jezus Chrystus.
Wiedział oczywiście, kim jest
sam Jezus, wiedziała Jego Matka
i wiedział Jan. Samo wskazanie
Jezusa, jako Mesjasza, co było
istotą misji św. Jana, dla
innych zaś stanowiło, zaledwie
początek rozpoznawania
tożsamości Chrystusa, który
przez doświadczanie pełni swego
człowieczeństwa, szukającym
prawdy, pozwala dotrzeć do pełni
swego Bóstwa, czyli do poznania
całej prawdy o Nim. Mając wgląd
w historię ewangelicznych
postaci, dochodzimy do
przekonania, że poznawanie
Jezusa jest zadaniem na całe
doczesne życie człowieka, a
także na całą wieczność, którą
Jego śmierć i zmartwychwstanie
nam otwiera.
-
Poznanie Jezusa i prawdy o Nim
nie zniewala człowieka. Można ją
przyjąć, można i odrzucić.
Karty Nowego Testamentu, które
są również zbiorem opowieści o
różnych spotkaniach z
Chrystusem, pozwalają
jednocześnie zrozumieć Stary
Testament, jako zbiór ksiąg
przygotowujących świat, na to
kluczowe spotkanie z Mesjaszem.
Jan, ostatni Prorok Starego
Przymierza wskazując na Jezusa,
daje zarówno ówczesnym, jak i
nam, jedyny klucz do całej
Prawdy – Jezusa Chrystusa.
-
-
Stwierdzenie św. Jana
Chrzciciela: Pośród was
stoi ten, którego wy nie znacie,
zachowało swoją niezwykłą
aktualność. Jan zwraca się
również do nas, otoczonych
współczesnym światem. Trzeba być
kompletnie bezkrytycznym, by nie
dostrzegać faktu, iż wielu w tym
świecie wprawdzie
ochrzczonych, zgodnie z tradycją
chrztem Chrystusa, ale tyk
naprawdę nie ma On wpływu na ich
życie. Dziś wielu z nich w
bardzo krzykliwy, wulgarny i
podły sposób informują nas, że
Chrystusa nie znają i nie
chcą mieć z Nim i Jego
Kościołem, nic do czynienia.
Doświadczamy prawdy, że tylko
znikomy procent, ma wolę i
odwagę poznawania
Jezusa-Mesjasza. Z przykrością
stwierdzamy, że choć jest wielu
gorliwych kapłanów, którzy żyją
dla Jezusa, ale niestety nie
brakuje i takich, którzy żyją z
Jezusa.
-
-
To zdanie: Pośród was stoi
Ten, którego wy nie znacie,
św. Jana Chrzciciel kieruje do
każdego z nas osobiście. Kieruje
je również do mnie i wskazując
mi Chrystusa, zachęca, bym
poszedł za Nim. Jan nie zostawia
swoich uczniów dla siebie. Budzi
ich sumienia i przekazuje
Chrystusowi. Na przykładzie
Apostołów widzę, że tylko
codzienne trwanie przy Jezusie,
tak jak oni trwali, mimo
wszystkich słabości i upadków,
pozwala Go poznać i całkowicie
Mu zawierzyć.
-
-
Dziś wielu dokonuje Apostazji i
z przytupem odchodzi od Kościoła
Chrystusowego. Patrzą bowiem na
Kościół tak, jak tego chce
szatan – albo jak na instytucję
polityczną, albo jak na
korporację od wieków zarabiającą
pieniądze na uczuciach
religijnych człowieka. Patrzą na
instytucję, w której widzą
samych złych ludzi. Tymczasem
prawda o Kościele jest zupełnie
inna i są w nim zarówno dobrzy,
jak i źli, bo takim go Chrystus
ustanowił. Na Jego polu jest
zarówno pszenica, jak i kąkol, w
Jego sieci są ryby dobre i złe.
Jezus jest gwarantem czasu,
który nadejdzie, a w
którym On zrobi porządek z
kąkolem i złymi rybami.
Jeśli brakuje relacji z
Chrystusem, zostaje tylko
relacja z tym, który sieje kąkol
i psuje ryby – z szatanem.
-
Warto więc postawić jeszcze
jedno, bardzo ważne pytanie:
dlaczego tak wielu bojąc się
spotkania z Chrystusem, opuszcza
Jego Kościół? Doświadczenie
życiowe przybliża odpowiedź na
to pytanie. Uwikłani w
grzech, wolą dla pozornego
spokoju sumienia opuścić
wspólnotę, w naiwny sposób,
argumentując swoją „szlachetną”
decyzję, grzechami wspólnoty.
Nie ma głupszego pomysłu!
-
Może więc warto posłuchać św.
Jana Chrzciciela, odejść od
swoich grzechów, i pójść za tym,
którego On całym swoim życiem
wskazuje.
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Prawdziwy mężczyzna na dziś
-
Mk 1, 1-8
-
Św. Marek bardzo ciekawie
zaczyna Ewangelię Jezusa
Chrystusa od opisu ostatniego
proroka, który zapowiadał
Jego przyjście, od Jana
Chrzciciela. Wokół niego
gromadziły się tłumy ludzi,
którzy przybywali nie tyle dla
jego osobliwego wyglądu, ile dla
nauki, którą odważnie głosił
całą swoją osobą. Dotykała ona
najistotniejszych potrzeb
ludzkich serc i dusz, wskazywała
dobry kierunek, a siła jej
tkwiła w samym Bogu, któremu Jan
bezgranicznie zawierzył.
-
Sam Jan określał się jako:
głos wołającego na pustyni
co można rozumieć, idąc za
znakomitą interpretacją św.
Augustyna, że był głosem
przerywającym milczenie i tylko
głosem, który brzmiąc, zwraca
uwagę drugiej osoby, przenosi
słowo i zanika. Wiedział, kim
jest i jaka jest jego misja.
Nieustannie rosnąca popularność
nie przewróciła mu w głowie.
Nie zatrzymał uwagi tłumów na
sobie, bo wiedział, że jego
zadaniem jest wskazanie Tego,
który po nim idzie –
Mesjasza, Jezusa Chrystusa.
Sam żyjąc zgodnie z
przykazaniami, mógł z całą mocą
nawoływać innych do odejścia od
grzechu, do zmiany swojego
myślenia i swojego życia.
Grzech jest rzeczywistością,
która rujnuje człowieka i jego
relacje. Naprawa grzechu
przekracza możliwości człowieka,
czego Jan ma pełną świadomość.
Jego chrzest nawrócenia, jest
koniecznym przygotowaniem do
chrztu Jezusa Chrystusa, który
swą moc będzie czerpał ze
złożonej przez Niego ofiary. Tak
po prostu jest, że człowiek
zniewolony grzechem potrzebuje
drugiego człowieka, który jest
autorytetem i który, sam wolny,
wskaże drogę do prawdziwej
wolności.
-
Misja Jana Chrzciciela ma dwa
wymiary. Pierwszy to wymiar
historyczny, który rozegrał się
w palestyńskiej rzeczywistości.
Jan przygotował rzeczywiście
ogromną rzeszę ludzi na
spotkanie z Jezusem, przygotował
wielu Jego uczniów. Jezus kroczy
śladami Jana i dopełnia
rozpoczętą przez niego pracę,
nadając dziełu nieskończony
owoc.
-
Drugi wymiar misji Jana
Chrzciciela dotyka każdego z
nas. Zaznacza to sam Jezus
Chrystus, który daje o nim
niesamowite świadectwo, mówiąc
zarówno do zgromadzonych tłumów,
jak i do nas: Coście
wyszli obejrzeć na pustyni?
Trzcinę kołyszącą się na
wietrze? Ale co wyszliście
zobaczyć? Człowieka w miękkie
szaty ubranego? Oto w domach
królewskich są ci, którzy
miękkie szaty noszą. Po co więc
wyszliście? Zobaczyć proroka?
Tak powiadam wam, nawet więcej
niż proroka (Mt
11,7-9). Jezus widzi w Janie
prawdziwego mężczyznę, Bożego
mężczyznę, którego zakres
działania wychodzi dalej niż
czasowa misja proroka.
-
Jesteśmy wprawdzie ochrzczeni, i
to chrztem Jezusa, ale ciągle
nienawróceni. Uwikłani w
grzechy, jak głupcy, nazywając
zło dobrem i chwaląc się tym,
czego powinniśmy się wstydzić,
jesteśmy zamknięci na otwartą
dla nas nieskończoną przestrzeń
życia. Może to czas najwyższy,
aby zamiast dawać się otumaniać
pogubionym kobietom, pójść za
głosem prawdziwego mężczyzny. W
czasie, kiedy właśnie takich
brakuje, i to zarówno w
przestrzeni publicznej, jak i w
Kościele, a także, niestety, w
rodzinach, Jan Chrzciciel, Bogu
dzięki, działa dalej. To czas
najwyższy, aby usłyszeć jego
głos i zrobić to, do czego
nawołuje on całym sobą. Zło
trzeba nazwać po imieniu i
zerwać z grzechem, który nas,
byty krótkoterminowe, prowadzi
do wiecznej śmierci, a otworzyć
się na Jezusa Chrystusa i życie
wieczne. Dziwne , ale taka
decyzja wymaga dzisiaj
zdecydowanie więcej odwagi niż
ogłoszenie światu, że jestem
kompletnym dewiantem.
Ks. Lucjan Bielas
|
-
„Czuwajcie !”
-
Mk 13, 33-37
-
– to kluczowe słowo, które Jezus
kieruje do nas w pierwszą
niedzielę Adwentu. Jest ono
wplecione w krótkie opowiadanie
-
o człowieku, który udając się w
podróż: zostawił swój dom,
powierzył swym sługom staranie o
wszystko, każdemu wyznaczył
-
zajęcie, a odźwiernemu
przykazał, żeby czuwał.
Doskonale wiemy, jaki jest
wydźwięk tego tekstu. Oto sam
Jezus powierza nam staranie o
swój dom, o swój Kościół. Każdy
z nas ma wyznaczone przez Niego
zajęcie, misję, którą może
rozpoznać, w swojej wolności
zaakceptować i wypełniać. Jest
to moja misja, do której
zostałem przygotowany i jest ona
drogą mojej samorealizacji. Jest
to moje osobiste zadanie
jednocześnie wpisane w
logikę życia domu, w logikę
życia Kościoła. Moja misja,
moje zadanie, to jest coś bardzo
twardego, konkretnego, to nie
moje widzimisię, ani nie nastrój
chwili. Proaktywne
podejście do niej jest formą
czuwania każdego, któremu Jezus
powierzył swój dom. Przesłanie
całej Ewangelii jest takie:
Jeżeli kocham mojego Pana, jeśli
kocham Jezusa, to z radością
wypełnię powierzone mi przez
Niego zadanie. W Jego domu
czuję się wolny, bezpieczny i
szczęśliwy. Ten dom staje się
moim domem. Upragniony zaś
powrót Pana jest gwarancją mojej
wiecznej wolności. Jeśli zaś
nie kocham Jezusa, to wtedy Jego
dom, Jego Kościół, stanie się
dla mnie więzieniem, z którego
trzeba jak najszybciej zmykać.
Obowiązki zaś ciężarami,
których się nie rozumie
-
i lepiej ich nie tykać.
Zasady życia domowego uciążliwym
regulaminem, zapowiedź zaś
powrotu Jezusa staje się bajką i
straszakiem
-
dla niegrzecznych dzieci.
Tymczasem bez miłości Chrystusa,
życie człowieka – bytu
krótkoterminowego i cała
jego działalność traci swój
sens. Prawdziwa miłość zawiera w
sobie wolność, można ją więc
przyjąć, albo odrzucić, nawet,
wtedy gdy człowiekowi zostaje
-
już tylko pustka. Jesteśmy
świadkami, jak wielu dziś taką
decyzję podejmuje, dając tego
wyraz w irracjonalnych
profanacjach sakralnych budowli.
Nie oceniając poszczególnych
osób, bo tylko Bóg zna całą
prawdę o wolności ich decyzji,
samo wydarzenie każe nam
wszystkim domownikom Jezusa,
dokonać głębokiej refleksji.
-
Szczególny rodzaj czuwania w
Jezusowym Kościele przypada
odźwiernemu. Jest on domownikiem, który odpowiada za relacje
-
z otaczającym światem. Powinien wiedzieć komu drzwi otworzyć,
a przed kim zamknąć. Jego
czuwanie i wyglądanie powrotu
ukochanego Pana, ma ogromny
wpływ na czuwanie całego domu.
Patrząc na Kościół, nie trudno
nam odgadnąć kim są owi
odźwierni, a szczególnie
dziś doświadczyć ich
odpowiedzialności, albo dramatu
jej braku. Trzeba w tym miejscu
zaznaczyć, że samo ukaranie
nieodpowiedzialnych odźwiernych
nie załatwi w Kościele
wszystkich trudnych spraw.
Problem jest znacznie głębszy i
domaga się osobistej refleksji.
Tak było, tak jest i tak będzie,
że tylko niewielu domowników na
nią stać. Tym większa jest ich
odpowiedzialność.
-
W osobliwym Adwencie roku 2020
chcę jeszcze raz głęboko
popatrzeć w moje serce. Proces
czuwania, o którym mówi Jezus,
rozgrywa się dokładnie w tej
przestrzeni, w przestrzeni
serca. Albo Go poznałem,
pokochałem i ufam Mu
bezgranicznie, albo moje serce
-
śpi i niestety, ten sen może
być wieczny.
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Na Boskim sądzie
-
(Mt 25,31–46)
Znajdziesz się, niezależnie
od tego, czy będzie ci się to
podobało, czy nie. Staniesz na
nim niezależnie od tego, czy
wierzysz, czy nie wierzysz.
Niezależnie od tego, czy jesteś
chrześcijaninem, wyznawcą
islamu, Żydem, świadkiem Jehowy,
zielonoświątkowcem…, staniesz
przed Jezusem Chrystusem –
Sędzią. Na tym sądzie więc
spotkamy się po prostu wszyscy.
-
A on Król i Sędzia, rozdzieli
dobrych od złych, zbawionych od
potępionych, jak pasterz
rozdziela owce od kozłów.
Kryterium podziału, będzie
stanowiła relacja do bliźniego
będącego w potrzebie, który nie
ma możliwości odwdzięczenia się
za otrzymane dobro. Relacja do
tego bliźniego jest bowiem
relacją do samego Jezusa. To
logiczna konsekwencja faktu, o
którym czytamy w Janowym
Prologu: – Słowo stało
się ciałem i zamieszkało wśród
nas (J 1,14). Do zbawionych,
wprowadzając ich do domu Ojca,
który jest królestwem
przygotowanym dla człowieka
od założenia świata, Jezus
powie:
-
Bo byłem głodny, a
daliście Mi jeść;
byłem spragniony, a daliście Mi
pić;
byłem przybyszem, a przyjęliście
Mnie;
byłem nagi, a przyodzialiście
Mnie;
byłem chory, a odwiedziliście
Mnie;
byłem w więzieniu, a
przyszliście do Mnie.
-
Ci, którym miłość weszła w krew
i stała się normalną zasadą ich
działania, tak dalece, że nie
dostrzegali nadzwyczajności
swoich czynów, Jezus powie:
Wszystko, co uczyniliście
jednemu z tych braci moich
najmniejszych, Mnieście
uczynili.
-
Ta sama zasada, która dla
zbawionych okazała się kluczem
do życia wiecznego, dla tych,
którym zło weszło w krew i stało
się zasadą ich
postępowania, okaże się kluczem
do ich potępienia: Wszystko,
czego nie uczyniliście jednemu z
tych najmniejszych, tegoście i
Mnie nie uczynili.
-
Każdy człowiek jest stworzony
przez Boga z miłości i do
miłości. Św. Jan we wspomnianym
Prologu znakomicie
określa ten dar miłości: Była
światłość prawdziwa, która
oświeca każdego człowieka, gdy
na świat przychodzi.
Prawdziwym światłem dla
człowieka jest miłość. Jej nie
można wymusić, ona jest
fantastycznym dialogiem między
człowiekiem a Bogiem oraz
człowiekiem, a jego bliźnim,
który rozgrywa się w ludzkim
sumieniu i ludzkim działaniu.
Choć fantastyczny, nie jest on
łatwy i nieraz pełen głupich
decyzji i złych czynów.
Prawdziwą postawę miłości
człowieka zna tylko Bóg.
Dlatego też Jezus prawdziwy Bóg
i prawdziwy Człowiek, będzie
sądził wszystkich z miłości,
jako że za wszystkich On złożył
ofiarę, która „zbilansowała”
wszelkie zło, czyli
zadośćuczyniła. Złożył ją jako
prawdziwy Człowiek za przyjaciół
swoich, a przez swoje prawdziwe
Bóstwo, nadał jej nieskończony
wymiar.
-
Dziś tak wielu pogubiło się w
miłości, a świadczą o tym
przerażające słowa nienawiści
wykrzykiwane przeciwko bliźnim i
to tym, którzy nie mogą w żaden
sposób się bronić. Za tymi
słowami idą czyny i to
najgorsze, do jakich zdolny jest
człowiek. I może wielu stawia
sobie pytanie: czy Bóg umarł?
-
Nie umarł! Jest i dalej nas
kocha! Jezus przyjdzie, aby
naprawić wszelkie zło. Człowiek
– sprawca zła, nie ma mocy
jego naprawy. Może to uczynić
tylko Bóg. Jezus
przyjdzie, aby dopełnić
sprawiedliwości i osądzić nas
wszystkich z miłości. Jego
sprawiedliwość jest jednocześnie
Jego miłosierdziem.
-
Czy jestem na spotkanie z Nim
gotowy?
Ks.
Lucjan Bielas
|
-
Czego dzisiaj nam brakuje?
-
(Mt 25,14-30)
Czas i sytuacja, w jakiej się
znajdujemy, domaga się
odpowiedzi na to pytanie.
Szukając jej, wsłuchujemy się w
słowa Chrystusa, który opowiada
przypowieść o talentach.
Pewien człowiek, mając się udać
w podróż, przywołał swoje sługi
i przekazał im swój majątek.
Jednemu dał pięć talentów,
drugiemu dwa, trzeciemu jeden,
każdemu według jego zdolności, i
odjechał. Rozdzielony
majątek był spory i mniej więcej
odpowiadał 50 000, 20 000 i
10 000 denarów. Denar to była
godziwa zapłata za jeden dzień
pracy. Pan znał swoich
podwładnych i dokonał podziału
według indywidualnych możliwości
każdego z nich. Wszyscy
wiedzieli jakie oczekiwania miał
pan, a rozdysponowany majątek
nie był prezentem, lecz
zadaniem. Dwaj pierwsi wywiązali
się znakomicie, każdy z nich
podwoił powierzony kapitał. Mimo
że dysponowali różnym majątkiem,
ostateczna nagroda była taka
sama: wejdź do radości
twego pana.
-
Trzeci sługa zachował się
pasywnie. Zakopał powierzony
talent, co uchodziło za
niezyskowny wprawdzie, ale za
to, najbezpieczniejszy sposób
zabezpieczenia pieniędzy. To
złudne poczucie bezpieczeństwa
trwało do momentu powrotu pana.
Nic go nie uchroniło, talent
trzeba było odkopać i stanąć
przed panem. Cała narracja, jaką
do tego dołożył, nie tylko go
nie uratowała, lecz pogrążyła.
Pan osądził go według słów,
które wypowiedział, czyli według
sumienia, jakie posiadał. Można
powiedzieć, że sługa sam na
siebie wydał wyrok.
-
Można długo analizować przyczyny
wewnętrznego zakłamania
trzeciego sługi. Miał wiedzę i
świadomość taką jak dwaj
pozostali, lecz brakło mu
entuzjazmu, który wynikał z
relacji osobistej do pana.
Zaowocowało to strachem i
najgorszą decyzją.
-
Jesteśmy mocno zasmuceni
sytuacją w Kościele, w świecie i
w naszej Ojczyźnie. Miało
to swoje uzewnętrznienie 11
listopada, w dniu naszego
narodowego dziękczynienia za dar
wolności. Nie było w nas
radości, lecz przygnębienie.
-
Dlaczego?
-
Odsunęliśmy na boczny tor w
naszym narodowym świętowaniu
przypadające w tym dniu
wspomnienie św. Marcina.
Tymczasem ten legionista
rzymski, mnich i biskup z Tours,
żyjący w IV wieku, w czasach
napięć w świecie i
Kościele, zbliżonych do naszych,
ma nam wiele do przekazania.
-
Przede wszystkim entuzjazm, jaki
posiadł w spotkaniu z Chrystusem
i z nieustannej z Nim łączności
pozwalał mu na zachowanie
posłuszeństwa wobec władzy
świeckiej i kościelnej, a
jednocześnie na proaktywną
postawę w swej działalności.
Podobnie jak św. Ambroży z
Mediolanu, Marcin z Tours
potrafił sprzeciwić się
katolickiemu cesarzowi
Maksymusowi w związku z
niesprawiedliwym wyrokiem
wydanym na Pryscyliana. Miał
odwagę inicjacji duszpasterstwa
wiejskiego w Galii i życia jako
mnich będąc biskupem, czym
irytował wielu matadorów
kościelnej hierarchii.
Marcin nie stracił nigdy
entuzjazmu, nie stracił bowiem
żywej relacji z Chrystusem, od
którego otrzymał zadanie do
wypełnienia. Dzień
jego śmierci, 8 listopada 397
roku, a więc moment stanięcia
przed Chrystusem, moment oddania
talentów, które otrzymał i
pomnożył, znakomicie przedstawił
w liście Sulpicjusz Sewer.
-
Kiedyś i ja stanę przed Panem
albo z tym, co przymnożyłem albo
z tym, co zakopałem. Może więc.
Póki jeszcze czas warto postawić
sobie pytanie: czy jest we mnie
entuzjazm, ale taki prawdziwy,
taki oparty na relacji z
Chrystusem?
Ks. Lucjan Bielas |
|
-
Czuwajcie więc, bo nie znacie
dnia ani godziny
-
(Mt 25,1–13)
W naszej aktualnej sytuacji ta
zachęta dana przez Chrystusa ma
szczególny wydźwięk. Podobnie
jak wpisanie jej w przypowieść o
pannach rozsądnych i
nierozsądnych nie wydaje się
zwyczajnym zbiegiem
okoliczności.
-
Mówiąc o Królestwie Bożym, czyli
o swoim królestwie, Jezus
posłużył się wyjątkowym obrazem
z życia codziennego ówczesnych
Izraelitów, a mianowicie dniem
zaślubin. Był zwyczaj, że panna
młoda oczekiwała na swego
ukochanego w wyznaczonym dniu,
wraz ze swymi przyjaciółkami.
Zwyczajem było, że oczekiwały
zaopatrzone w lampy z oliwą, i
zwyczajem było, że pan młody
zwykł się spóźniać. Te godziny
poprzedzające przybycie pana
młodego, zwykle spędzano na
radosnej zabawie, która nie
zwalniała jednak z
czujności i roztropności. Kiedy
oblubieniec przybył, a mogło to
być o różnych porach dnia lub
nocy, rozpoczynała się uczta
weselna, na którą czuwający byli
zaproszeni. Opis samej uczty
mamy u św. Jana, który
relacjonuje w swej ewangelii,
wesele w Kanie Galilejskiej.
-
Jezus, mówiąc o Królestwie
Bożym, porównuje je do uczty
weselnej, na której to On jest
Panem Młodym. Radosne
oczekiwanie na Niego jest już
częścią uczty, a kluczem do
wejścia na nią jest lampa z
zapasem oliwy.
-
Ojcowie Kościoła na czele ze św.
Augustynem (por. Sermones
93,4) upatrywali w oliwie
koniecznej do rozpalenia lamp,
symbol miłości. Nie można jej
bowiem kupić, otrzymuje się ją
jako dar, który trzeba strzec w
swoim sercu przez czynienie
dobra. Ta miłość i wynikające z
niej miłosierdzie kształtuje się
w relacji do Pana Młodego, do
Chrystusa. Nie wystarczą więc
deklaracje i górnolotne
zapewnienia. Miłość jest bowiem
gotowością całkowitego
poświęcenia i oddania swojego
życia, bo On, Jezus Chrystus,
prawdziwy Oblubieniec, taką
miłością nas darzy. Innej
odpowiedzi na Jego miłość nie
ma.
-
Te, które były gotowe, weszły z
nim na ucztę weselną i drzwi
zamknięto.
Dla niegotowych, drzwi domu
weselnego pozostaną na zawsze
zamknięte i nie pomoże żadna
retoryka, żadne prośby i
błagania, aby je uchylono. Głos
Pana Młodego, czyli Chrystusa
jest radykalnym wyrokiem:
Zaprawdę powiadam wam, nie znam
was. Trudno o
jaśniejszą deklarację. Tylko
serca rozpalone miłością
gwarantują prawdziwe poznanie i
miejsce na uczcie, jedynej,
która nigdy się nie skończy.
-
W tym wyjątkowym czasie, po tych
wyjątkowych wydarzeniach,
dokonajmy wszyscy wyjątkowej
korekty naszych lamp, naszej
miłości Boga i miłości
bliźniego. Czuwajmy, bo nie
znamy dnia, ani godziny.
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Deklaracja, której najbardziej
dzisiaj potrzebuję
-
(Mt 5,1-12a)
-
Do tych, którzy głos Chrystusa
chcą usłyszeć, do tych którzy
mają odwagę zostawić swoje
codzienne sprawy i pójść
za Nim na górę, do tych, którzy
na przekór logice codzienności,
mają odwagę zapomnieć o czasie i
przestrzeni, do tych, którzy
zostawili całą maskaradę i
szukają prawdziwego oblicza, do
każdego z nas On dziś mówi:
-
- Ja Jezus kocham Cię za to, że
w głębi swego ducha ciągle do
Mnie z ufnością się zwracasz.
-
- Ja Jezus Kocham Cię za to, że
wraz ze Mną potrafisz się
zasmucić.
-
- Ja Jezus kocham Cię za to, że
przez łagodne usposobienie nie
przesłaniasz sobą Mojego obrazu
w twojej duszy.
-
- Ja Jezus kocham Cię za to, że
nie rezygnujesz ze
sprawiedliwości i szukasz jej u
Mnie, a nie na tym świecie.
-
- Ja Jezus kocham Cię za to, że
przez nieustanne doświadczanie
Mojego miłosierdzia, sam stałeś
się miłosiernym.
-
- Ja Jezus kocham Cię za to, że
w świecie wybujałej chciwości i
nieczystości, zachowałeś czyste
serce, w którym możemy się
spotkać.
-
- Ja Jezus kocham Cię za to, że
przyjmujesz Mój pokój,
napełniasz nim swoje serce i
napełniasz nim swoje otoczenie.
-
- Ja Jezus kocham Cię za to, że
potrafisz, mając Moją
sprawiedliwość w sercu,
praktykować ją w życiu nieraz
zbierając niezasłużone kary.
-
- Ja Jezus kocham Cię za to, że
w tym szatańskim ataku na Mnie,
na Mój Kościół i na Ciebie,
zachowujesz się z ogromną
godnością, bo jesteś nieustannie
złączony ze Mną, a Ja
zwyciężyłem świat i jego władcę.
-
W Uroczystość Wszystkich
Świętych 2020 roku, kiedy to
cmentarze są zamknięte, drzwi
świątyń uchylone, szpitale
otwarte, a zło szaleje na
ulicach, Ja Jezus Chrystus chcę
z całą mocą powiedzieć Tobie, że
Cię Kocham! Nie bój się, bo
Jestem z Tobą wraz ze Wszystkimi
Świętymi w niebie.
-
-
- Panie Jezu dzięki Ci za te
słowa! Jesteś Cały w nich!
Ks. Lucjan Bielas |
-
A może by tak wrócić do
Dekalogu?
-
(Mt 22, 34-40)
-
W tym czasie rosnących nakazów i
zakazów, w tym czasie
osobliwych, zgoła żenujących
kłótni o interpretację prawa,
ewangelista Mateusz zaprasza nas
na spotkanie Chrystusa z uczonym
w Prawie. Tenże, chcąc wystawić
Go na próbę, zapytał:
Nauczycielu, które przykazanie w
Prawie jest największe?
Pytanie miało swoje głębsze
uzasadnienie, albowiem przykazań
było w Prawie 613, dzielonych
zgodnie na wielkie i małe. Nie
było jednak zgodnej opinii,
które przykazania pośród tych
wielkich są najważniejsze. Fakt
ten ukazuje prawdę o słabości
ludzkiego intelektu, który w
nawet w pryncypiach jest w
stanie się pogubić i skłócić.
-
W odpowiedzi Jezus sięgnął po
mistrzowsku, do tekstu modlitwy
„Słuchaj, Izraelu”. Każdy Żyd
odmawiał ją z najwyższą uwagą,
kilkakrotnie w ciągu dnia, a
przede wszystkim rano i
wieczorem (por. Pwt 6,4-9; 11,
13-21; Lb 15,37-41). Odpowiedź
na pytanie
-
była więc wszystkim znana, ale
bez większego wpływu na ludzkie
życie: Będziesz miłował
Pana Boga swego całym swoim
sercem,
-
całą swoją duszą i całym
swoim umysłem.
-
W analizie tego tekstu Benedykt
XVI zwraca uwagę na jego istotę.
Jezusowi chodzi o całkowite
oddanie się człowieka, Bogu.
Zaangażowanie nie tylko serca,
duszy, ale i swego umysłu, aby
nasze myśli jednakowo brzmiały z
zamysłem Boga. Jemu nie można
dać trochę. Jemu trzeba dać
wszystko. Takie są wymogi
prawdziwej miłości. Weryfikacja
tej postawy jest w tym, co
Chrystus natychmiast dorzucił,
jako stanowiące jedną całość:
Będziesz miłował swego
bliźniego jak siebie samego
(por. Kpł 19,18).
-
Odpowiedź Jezusa, choć
zaskakująca nie podlegała
dyskusji, ponieważ była tekstem
z Prawa i jest syntezą całego
Dekalogu.
-
Natomiast sam Jezus Chrystus
wcielony Bóg, który posłuszny
swemu Ojcu z miłości do nas,
oddając swoje ludzkie życie,
jest dla nas wzorem zachowania
przykazania miłości.
-
Mamy teraz kolejny czas próby i
refleksji. Wirus zbiera swoje
żniwo, a głupota jeszcze
większe. Mozolnie budowane
świątynie pustoszeją, a
sakramenty przestały mieć dla
wiernych znaczenie nadane im
przez Tego, który je ustanowił.
Przykazania stały się
-
znakiem zniewolenia człowieka, a
ich łamanie wyrazem postępowego
myślenia. Zdumieni katecheci
mogą niedługo zostać bez pracy,
-
a młodzi ludzie znajdą się na
peryferiach ułudy wiecznej
doczesności.
-
Co pobożniejsi nawołują do
modlitwy, głoszą płomienne
nauki, inicjują pobożne akcje.
Przez ten wielki zamęt przebija
się dziś do nas głos Chrystusa,
który wzywa do zachowania
przykazania miłości Boga i
bliźniego. Mówi do każdego z nas
po imieniu – Bóg cię kocha
-
i tak bardzo chce, abyś to odczuł i zmienił swoje życie, a wszystkie chore
relacje uzdrowił. Łatwiej modlić się o cud, niż zmienić swoje życie. W
tej zmianie On nie zostawia nas samych, mimo że ścieżka do Sakramentu Pokuty też
nam zarosła.
-
Brzmią jeszcze w uszach słowa
Jezusa z wczorajszej Ewangelii,
który nakazuje nam,
powstrzymanie się od
oceny, czy coś jest karą Bożą,
czy nie. Jest to tylko w gestii
Wszechwiedzącego.
Jednakowoż Miłosierny Pan
przestrzega każdego z nas:
-
jeśli się nie nawrócicie,
wszyscy podobnie zginiecie
(por. Łk 13,1-9).
Ks. Lucjan Bielas |
-
Ty oddaj to, co cesarza,
cesarzowi, a co Boskie, Bogu.
-
(Mt 22, 15-21)
Jest to niewątpliwie jedna z
najbardziej znanych scen
ewangelicznych i jedna z
najbardziej chwytliwych
wypowiedzi Chrystusa. Faryzeusze
i zwolennicy Heroda spróbowali
wpuścić Chrystusa w
religijno-polityczny konflikt,
jaki siłą faktu istniał w
narodzie okupowanym przez
Imperium Rzymskie. Problem
płacenia podatków jest w ej
sytuacji zawsze czynnikiem
podnoszącym temperaturę.
-
Postawili Chrystusowi pytanie: Czy
wolno płacić podatek cezarowi,
czy nie? Słowa
rozpoczynające pytanie –
czy wolno, przenoszą
odpowiedź na płaszczyznę
sumienia, a nie tylko moralnie
obojętnej czynności.
-
Odpowiedź Chrystusa może wydawać
się, na pierwszy rzut oka, nader
inteligentnym wybiegiem.
Pokażcie Mi monetę podatkową!"
Przynieśli Mu denara. On ich
zapytał: „Czyj jest ten obraz i
napis?” Odpowiedzieli: „Cezara”.
Wówczas rzekł do nich: "Oddajcie
więc cezarowi to, co należy do
cezara, a Bogu to, co należy do
Boga. Denarem płacono
podatek Rzymowi, ale nie można
było wrzucić go do skarbony
świątynnej, był monetą
nieczystą. Podatek świątynny
płacono monetą bez wizerunku
człowieka. Odpowiedź Jezusa
faryzeuszom zamknęła usta, nam
zaś otwiera głowy.
-
Ojcowie Kościoła zwracają uwagę
na głębszą warstwę wypowiedzi
Chrystusa. Denar był opatrzony
wizerunkiem cesarza, ale każdy
człowiek nosi w sobie wizerunek
Boga.
-
„Stworzył więc Bóg człowieka
na swój obraz, na obraz Boży go
stworzył: stworzył mężczyznę i
niewiastę” (Rdz 1,27).
-
Tak więc trzymając w jednej ręce
cesarską monetą podatkową, w
drugiej zaś monetę podatkową
świątynną, trzeba zobaczyć
zarówno w sobie, jak i w całej
ludzkiej populacji, wizerunek
Boga. To ten obraz i
podobieństwo jest źródłem mojej
godności i odpowiedzialności.
Nie odczytany, zamazany, wytarty
przez ręce tego świata, sprawi,
że będę tylko i wyłącznie
podatnikiem. Może więc warto
postawić
-
sobie pytanie: - czy tego tak
naprawdę chcę?
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Uczta
-
(Mt 22, 1-14)
To tytuł jednego z
najsłynniejszych dzieł Platona,
w którym, ten wybitny filozof
podejmuje trudne pytania,
dotyczące prawdy
-
o miłości, o człowieku, o
wiecznych i niezmiennych ideach.
Przestrzeń dla tych
filozoficznych rozważań
stanowiła uczta, która w
kategorii ludzkich relacji
zawsze zajmowała wyjątkowe
miejsce.
-
Znakomicie w ludzkie
ucztowanie wpisuje się Chrystus,
wcielony Bóg. Można i trzeba
Jego Ewangelię przeżywać jako
-
najwspanialszą ucztę miłości,
która nie zamyka się jedynie do
filozoficznej rozprawy, ale jest
rzeczywistością nieustannie
trwającą. Każdy z nas jest
zaproszony nie tyle do tego, aby
być czytelnikiem, ile jej
uczestnikiem. Dziś Bóg zaprasza
nas do biesiadnego stołu, abyśmy
tkwiące w naszej ludzkiej
naturze pragnienie poznania
prawdy mogli, na miarę naszych
możliwości, zaspokajać.
-
W przypowieści o królu,
przygotowującym ucztę weselną,
Jezus zaprasza nas do głębszej
refleksji nad zaproszeniem,
które Bóg do każdego z nas
kieruje ze względu na swojego
Syna. W pierwszej warstwie
przypowieść dotyka Narodu
Wybranego, który w niepojęty
sposób zaproszenie Boga na ucztę
odrzucił. Tymczasem pogardzani
przez Żydów poganie, otrzymają
na nią wejściówki.
-
W drugiej warstwie przypowieść
dotyka nas wszystkich. Jezus
ukazuje swojego Ojca
Niebieskiego zapraszającego na
największą w dziejach świata
ucztę miłości. Dobroć i
wystawność Króla wszechświata
jest nieskończona. Jest miejsce
dla wszystkich. Słudzy Króla
docierają wpierw do tych
wybranych, a kiedy oni
odmawiają, udają się na
rozstajne drogi, przekazując
zaproszenie zarówno dobrym, jak
i złym. Nie narusza ono ludzkiej
wolności, co nie znaczy, że jego
odrzucenie pozostaje bez
konsekwencji. Najlepiej pokazuje
to reakcja wybranych, którzy dla
błahych powodów odrzucili
zaproszenie i los, jaki ich
spotkał.
-
Przyjmujący zaproszenie, dobrzy
i źli, otrzymują jednocześnie,
jak to było ówczesnym zwyczajem,
strój weselny, co jest
jednoznaczne
-
z przyjęciem zasad uczty i
szacunkiem dla Króla, który ją
wystawił. Zarówno
zlekceważenie zaproszenia, jak i
pojawienie się na uczcie
odrzucając dar szaty godowej,
pociąga za sobą bolesne skutki.
-
Jesteśmy bogatsi od ówczesnych
słuchaczy Jezusowej przypowieści
o uczcie, przez wiedzę o tym, co
później nastąpiło. Przez wiedzę
-
o śmierci, zmartwychwstaniu i
wniebowstąpieniu Jezusa
Chrystusa, przez doświadczenie
Zesłania Ducha Świętego i
ustanowienia Eucharystii, uczty,
podczas której te wydarzenia się
uobecniają, a uczestnicy są ich
świadkami, niezależnie od czasu,
w którym żyją. Przez wiarę,
przemijający człowiek, jest
uczestnikiem uczty, która się
nigdy nie skończy, uczty
wiecznej. Ludzkie pragnienie
-
poznawania prawdy i doświadczenia miłości, zawarte w „Uczcie” Platona, tu
znajduje swoje wypełnienie, bo innego sensownego
-
nie ma. Nikt konkurencyjnej
uczty nie wystawił, bo też
wystawić nie może.
-
Zaproszenie na Eucharystię
nie łamie naszej wolności.
Ponadczasowe są wykręty tych,
którzy odrzucają w swojej
głupocie zaproszenie dane przez
samego Pana Wszechświata.
Przekonują samych siebie, że to,
co posiadają, ta praca, te
pieniądze, te przyjemności, to
towarzystwo, jest dla nich
wystarczające. Ponadczasowa jest
również agresja wobec tych,
którzy mówią o Uczcie
Eucharystycznej i wobec tych,
którzy z zaproszeniem przychodzą.
Napięcia sięgają tu zenitu, a
przestrzeń tak publiczna, jak i
nasza rodzinna, szczególnie w
ostatnim czasie, jest nimi mocno
zaznaczona.
-
Od Chrztu Świętego jesteśmy
przyobleczeni w szatę godową w
samego Chrystusa (por. Gal
2,19-20; Kol 3,14). Tak częste
stało się dziś zrzucanie tej
szaty, wstydliwe przykrywanie
jej i przykrywanie modnymi
fatałaszkami. Pamiętajmy, że
Król Niebieski przenikliwym
wzrokiem spojrzy i zapyta o nią
każdego, zapyta o Chrystusa,
zapyta – czy we mnie jest
miłość? I nie będzie to czas
taniej retoryki, będzie to czas
milczenia i prawdy.
Ks. Lucjan
Bielas |
-
Odrzucony kamień
-
(Mt 21, 33-43)
-
Jesteśmy znów zaproszeni do
świątyni jerozolimskiej, aby
razem z arcykapłanami i
starszymi ludu wysłuchać i
przemyśleć
-
kolejną przypowieść Chrystusa.
-
Pewien człowiek podjął
inwestycję. Założył i uposażył
winnicę, którą oddał w dzierżawę
rolnikom. Tymczasem okazali
-
się oni ludźmi nieuczciwymi,
głupimi i mordercami. Kiedy
wysłał sługi po należną mu część
plonu, jednych pobili, innych
-
zamordowali. Wtedy właściciel
winnicy postanowił wysłać do
nich swojego syna, a więc kogoś
dla niego najbliższego, licząc
-
na jego autorytet i na resztki roztropności dzierżawców. Ta jego niespotykana w
rzeczywistości dobroć, spotkała się z brutalną odpowiedzią rolników, którzy w
swej głupocie pomyśleli, że zabicie dziedzica, będzie jednocześnie aktem
przejęcia winnicy.
-
O takiej dobroci gospodarza
normalnie w ówczesnym świecie
się nie słyszało. Często
właściciele ziemscy mieli do
dyspozycji
-
oddziały płatnych zabójców,
którzy brutalnie egzekwowali
należną dzierżawę. Tymczasem
dobroć tego właściciela,
granicząca
-
w uszach słuchacza z naiwnością,
dawała dzierżawcom ogromną
wolność, która mądrze
wykorzystana mogłaby przełożyć
-
się na spore zyski dla obydwu
stron. Jednakże źle przyjęta
wolność przerodziła się w
głupotę posuniętą aż do
zabójstwa dziedzica.
-
W tym momencie Jezus
przerwał opowieść, stawiając
słuchaczom pytanie: Kiedy
więc przybędzie właściciel
winnicy, co uczyni
-
z owymi rolnikami?
Odpowiedź nasuwa się sama.
Nieuczciwi poniosą zasłużoną
karę, a na ich miejsce przyjdą
nowi dzierżawcy,
-
którzy będą wypełniali warunki umowy.
-
Bardziej inteligentni
słuchacze Jezusa, mogli mieć
uzasadnione skojarzenia, że ową
winnicą jest świątynia
jerozolimska, jej gospodarzem
Bóg, a nieuczciwymi dzierżawcami
właśnie arcykapłani i starsi
ludu. Słuszność tego
domniemania potwierdził
-
Jezus przez powołanie się na
tekst Psalmu 118,22-23 – Ten
właśnie kamień, który odrzucili
budujący, stał się głowicą
węgła.
-
Pan to sprawił i jest cudem w
naszych oczach. Słuszność
takiej interpretacji
potwierdził, wprost
zapowiadając, że: Królestwo
-
Boże będzie wam zabrane, a
dane narodowi, który wyda jego
owoce. Jezus dopełnił swoją
zapowiedź śmiercią i
zmartwychwstaniem spełniając
misję Syna wysłanego przez Ojca
do nieuczciwych dzierżawców.
-
Czy ta przypowieść ma jeszcze
drugie dno?
-
Znakomicie określił je sługa
Boży bp Jan Pietraszko:
„Jesteśmy naocznymi świadkami
tego zjawiska, że człowiek
usiłuje
-
bronić swego stanu posiadania i
swojej iluzorycznej
niezależności, prawa stanowienia
o sobie samym i o wszystkim, co
istnieje
-
”. W taką postawę jest często
wpisane radykalne odrzucenie
Chrystusa. I jak dalej pisze
Biskup: „Wolność może się
odwracać
-
i może się nawracać – jak łotr z
krzyża, jak setnik spod krzyża”.
I tak kamień odrzucony przez
budujących staje się kamieniem
węgielnym.
Ks. Lucjan Bielas |
-
Co myślicie?
-
(Mt 21, 28-32)
-
To prowokujące pytanie, które
postawił Jezus arcykapłanom i
starszym ludu, stawia wszystkim
przez wszystkie czasy,
-
stawia je i nam.
-
Ojciec miał dwóch synów i
winnicę. Zwrócił się do jednego
z nich, aby poszedł i pracował w
winnicy. Ten chętnie się
zgodził,
-
lecz nie poszedł. Drugi odparł
ojcu: Nie chcę. Później
jednak przemyślał prośbę ojca,
opamiętał się i poszedł.
Dosłowne tłumaczenie
-
z języka greckiego brzmi „odczuwszy
żal, poszedł do winnicy”.
Dalej, Jezus, zwracając się do
swoich słuchaczy,
precyzuje kwestię: Który z
tych dwóch spełnił wolę ojca?
-
Udzielenie poprawnej odpowiedzi
nie budziło wtedy i nie budzi
teraz, wielkich problemów. –
Ten drugi, odparli.
Kiedy Jezus
-
to usłyszał, natychmiast
zarzucił arcykapłanom i
starszym ludu, brak wiary w
przesłanie Jana Chrzciciela,
który przecież nawoływał
-
do nawrócenia, do odwagi zmiany
sposobu myślenia i postępowania.
Jezus dodał, że pogardzani
przez starszyznę celnicy i
nierządnice, w znacznej części
już tego dokonali. Jednakowoż
ich przykład nie poruszył
sumień przywódców i nie poszli
za wezwaniem
-
Jana. W dosłownym tłumaczeniu
czytamy: „Nie odczuliście żalu,
by później uwierzyć mu”.
-
Któż z nas w życiu nie popełnił
błędu, z którego, tak na samym
dnie sumienia wie, że powinien
się wycofać. Może jeszcze w
niejednym takim grzechu tkwimy,
przekonując świat i siebie
samych, że wszystko jest w
porządku. Już może nie odczuwamy
żalu, a porównując
-
się z innymi, znajdujemy takie postawy, na których tle wyglądamy mimo naszych
błędów, znakomicie.
-
Dziś Jezus, wskazując na
drugiego syna, daje nam szansę.
Zachęca nas do odczucia takiego
żalu, który da nam odwagę zmiany
życia, nawet w najgorszym
życiowym pogmatwaniu.
Jednocześnie wskazał nam
dwie cechy charakteru, które
takie odczucie żalu umożliwiają.
-
Pierwszą z nich jest pokora.
Drugi syn zrozumiał prawdę o
sobie. Zrozumiał, kim jest i
jakie są jego zobowiązania.
Zrozumiał, że polecenie ojca nie
jest kaprysem, lecz rzeczywistą
potrzebą, spełnienie, której
jest misją syna. Niedościgłym
wzorem pokory jest sam Jezus.
Będąc prawdziwym Bogiem,
uniżył samego siebie do bycia
prawdziwym Człowiekiem i
zamieszkał pośród nas jako jeden
-
z nas. Poszedł do winnicy, do
której posłał Go Ojciec, aby
wypełnić swoją misję, swoją
służbę.
-
Drugą cechą charakteru, którą
Jezus podkreślił, jest szczerość.
Drugi syn szczerze powiedział –
Nie chcę. Szczerość
otwiera
-
myślenie, jest znakiem postawy
szukającej prawdy i zadatkiem
odwagi do zmiany decyzji. Jak
bardzo szczerym okazał
-
się Jezus, który bez
niepotrzebnych zahamowań i obaw,
arcykapłanom i starszym ludu,
szczerze wskazał, gdzie tkwi
fałsz ich postawy.
-
Człowiek niepokorny i
nieszczery nigdy nie odczuje
żalu i nigdy nie zdobędzie się
na zmianę życia. Z takimi trzeba
żyć, ale nigdy nie wysyłać ich
do swojej winnicy.
-
-
-
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Czy taka firma to utopia?
-
(Mt 20, 1-16 a)
-
Wielu, i to zarówno pracodawców,
jak i pracobiorców czytając
przypowieść Chrystusa o
pracownikach winnicy,
zatrudnianych przez właściciela
o różnych porach dnia, i
jednakowo wynagrodzonych, wkłada
ją do zbioru pobożnych bajek,
które z rzeczywistością nie mają
nic wspólnego. Nieco bardziej
pobożni, koncentrują się na jej
przenośnym znaczeniu, widząc
obraz niepojętej dla człowieka
sprawiedliwości Boga.
-
Powstają zatem pytania: - czy
Chrystusowa przypowieść o
pracownikach w winnicy, ma tylko
i wyłącznie teologiczne
znaczenie? - Czy istnieje
możliwość bezpośredniego
przełożenia jej na życie?
-
-
Aby lepiej przesłanie
Chrystusowe, wejdźmy w świat
ówczesnych pojęć. Było
zwyczajem, że szukający pracy
gromadzili się w miasteczku na
określonym placyku, który pełnił
funkcję swoistego rodzaju urzędu
pracy. Ewangeliczny właściciel
winnicy przychodził tu o różnych
godzinach dnia. Mamy wymieniony
wczesny ranek, godzinę trzecią,
szóstą, dziewiątą i jedenastą.
Warto wiedzieć, że przy braku
zegarków, dzielono przedział
czasu między wschodem a zachodem
słońca na 12 odcinków, czyli
godziny. Noc zaś na 4 odcinki,
zwane strażami. Gospodarz
winnicy tylko z robotnikami
zatrudnionymi wczesnym rankiem
umówił się o denara za cały
dzień pracy, co było uczciwym
wynagrodzeniem.
Zatrudnieni w późniejszych
porach usłyszeli:
Idźcie i wy do mojej winnicy,
a co będzie słuszne, dam wam.
-
Problem pojawił się w momencie
wynagrodzenia robotników za
wykonaną pracę. Właściciel kazał
rządcy zwołać w tym celu
robotników i wypłacić wszystkim
równo po denarze, począwszy od
tych, którzy zaledwie godzinę
pracowali. Na pewno wielu,
patrząc z ludzkiego punktu
widzenia, doskonale rozumie
nadzieje, jakie powstały i
rozgoryczenie w umysłach tych,
którzy pracowali cały dzień. Ta
transparentna postawa gospodarza
sprawiła, że dyskusja na temat
wynagrodzenia mogła odbyć się
zaraz, a powstające wątpliwości
można było wyjaśnić natychmiast.
Tajne wynagrodzenie i tak by
wyszło na jaw, a ilość dowolnych
interpretacji byłaby nie do
ogarnięcia.
-
Właściciel winnicy okazał
miłosierdzie, które nie było
kaprysem. Kiedy zatrudniał
ostatnich, wprost zapytał ich:
Czemu tu stoicie cały dzień
bezczynnie?
W odpowiedzi usłyszał: Bo nas
nikt nie najął.
Widział ich gotowość do pracy i
determinacje, zapewne i
potrzebę, w jakiej byli, skoro
nawet godzina pracy była dla
nich ratunkiem. Pierwszym
krzywdy nie uczynił, albowiem o
denara byli umówieni.
-
Istota problemu jeszcze tkwi
głębiej. Dotknął ją
gospodarz winnicy, zwracając się
do jednego z tych
rozgoryczonych:
Czy na to złym okiem
patrzysz, że ja jestem dobry?
Chodzi o spojrzenie -
„złym okiem”. Tak patrzą ci,
którzy pracy nie kochają, którzy
nie kochają winnicy i swego
pracodawcy. Nastawieni na zysk,
akcentujący swój wysiłek, łatwo
wpadają w śmiertelną pułapkę
porównywania się z innymi i
tracą obiektywne spojrzenie.
-
Jestem robotnikiem w winnicy
Pańskiej, w Kościele. Pragnę
kochać Kościół i jego gospodarza
Chrystusa. Pragnę, aby ta miłość
uchroniła mnie od „złego oka”,
zazdrości, poczucia krzywdy i
osądzania. Jednocześnie stawiam
sobie pytanie, a może i
wyzwanie: - czy jest możliwe
budowanie takich winnic, takich
firm, jak ta ewangeliczna, w
których praca byłaby odbiciem
nieba na ziemi, królestwem
Bożym? Czy są tacy pracodawcy
tak mocno zakorzenieni w Bogu,
aby mieć odwagę odpowiedzialnego
służenia pracownikom?
-
Warto na zakończenie zwrócić
uwagę na fakt, że ewangeliczny
właściciel winnicy, przy takiej
postawie odpowiedzialnego
miłosierdzia, nie miał
finansowych problemów.
Ks.
Lucjan Bielas |
-
Ta suma może zaszokować
-
(Mt 18, 21-35)
-
Nie wiemy, kto i w jaki
sposób zalazł św. Piotrowi za
skórę, skoro postawił
Chrystusowi takie pytanie:
Panie, ile razy mam przebaczyć,
jeśli mój brat zawini względem
mnie? Czy aż siedem razy?
Odpowiedź Chrystusa była
szokująca:
Nie mówię ci, że aż siedem razy,
lecz aż siedemdziesiąt siedem
razy. Czyli –
zawsze! Dla Żyda ukształtowanego
na prawie odwetu, w którym
zasada kodeksu Hammurabiego:
„oko za oko; ząb za ząb”, była i
jest ciągle żywa, żądanie
Chrystusa jest bardzo trudne,
niemal niewykonalne. Świadomy
tego, Boski Nauczyciel,
przeniósł całą sprawę na
zupełnie inny, ale na
najbardziej właściwy poziom,
czyli na poziom relacji człowiek
– Bóg. Posłużył się znakomitą
przypowieścią o dłużnikach.
Przed króla przyprowadzono
dłużnika, który był mu winien 10
tys. talentów. Mamy tu do
czynienia z grecką jednostką
wagi, która za czasów Chrystusa
opiewała na ok. 34 kg złota, lub
srebra. Możemy więc mówić o
sporej kwocie ok. 700 000 000
zł. Oczywiście są to daleko
szacunkowe dane, ale przybliżają
wagę problemu. Kiedy zrujnowany
sługa, błagał o litość, król
cały dług mu darował. Kompletnie
nie wyciągając wniosków z tego
aktu łaski, sługa, kiedy
zobaczył współsługę, który
winien mu był 100 denarów, co
w porównaniu z poprzednią kwotą
stanowiło przysłowiowe grosze,
bezlitośnie domagał się zwrotu,
a gdy ten nie mógł spełnić
żądania, wtrącił go do
więzienia. Można powiedzieć, że
z punktu widzenia litery prawa,
wszystko było w porządku. I choć
żadne prawo nie zostało
naruszone, dla współsług była to
oczywista niesprawiedliwość. Nie
pozostali bierni i widząc
bezsens upominania wprost,
odnieśli się do samego króla.
Władca wobec nielitościwego
sługi postąpił z taką samą
surowością, jaką on okazał
współsłudze. Darowiznę wycofał,
a jego wydał katom, dopóki
wszystkiego nie odda. Kluczowe
są słowa Pana Jezusa, kończące
przypowieść: Podobnie
uczyni wam Ojciec mój niebieski,
jeżeli każdy z was nie przebaczy
z serca swemu bratu.
Wielkość naszych przewinień
wobec Ojca Niebieskiego jest
ogromna, zważywszy, że
sprzeciwiamy się Osobie o
nieskończonej godności,
nieskończenie nas kochającej.
Astronomiczna kwota 10 tys.
talentów znakomicie ilustruje
wielkość winy, której
naprawienie przekracza
możliwości człowieka. Krew
Jezusa Chrystusa, prawdziwego
Człowieka o nieskończonej
godności prawdziwego Boga, jest
zapłatą i to nadobfitą za
wszystkie ludzkie grzechy.
Warunek jest jeden, który mniej
lub bardziej świadomie
powtarzamy, wypowiadając słowa
modlitwy Ojcze Nasz: Odpuść
nam nasze winy, jako i my
odpuszczamy naszym winowajcom.
Nie odpuszczając bliźniemu,
żyjemy spętani żądzą odwetu, a
co najważniejsze, sami blokujemy
własne zbawienie. Jest to
największa głupota, jaką możemy
sobie zafundować w imię źle
pojętej ludzkiej
sprawiedliwości.
-
Zrozumiał to Piotr, kiedy po
zaparciu się Jezusa, zapłakał, a
potem patrzył na Jego śmierć na
krzyżu.
-
Dziś, kolejny raz stawiam sobie
pytanie ja, tyle razy o tej
prawdzie mówiący: - czy ją tak
naprawdę do końca rozumiem?
- Czy przebaczenie bliźniemu
jest moim nawykiem? 77 jest
jasnym warunkiem.
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Bosko – ludzka korporacja
-
(Mt 18, 15-20)
Tak
można próbować współczesnym
językiem określić Kościół
założony przez Jezusa Chrystusa.
Pośród wszystkich ludzkich
organizacji stanowi on
niewątpliwie fenomen, przez
jednych podziwiany, przez innych
znienawidzony. Jedni marzą o
tym, by Kościół Chrystusowy
ogarnął cały świat, inni marzą o
tym, aby w ogóle przestał
istnieć, by nawet najmniejszy
ślad po nim nie został.
Fenomenem jest to,
-
że
niezależnie od tego, czy ktoś
się z tą organizacją zgadza, czy
nie, to wszyscy od Kościoła się
uczą.
-
Nie
będę ukrywał, że zaliczam się do
tych, którzy gorąco pragną tego,
aby Kościół, którego staram się
być świadomym i aktywnym
członkiem, miłością pozyskał dla
Boga wszystkich ludzi.
-
Dziś,
dzięki św. Mateuszowi, możemy
wziąć udział w warsztatach
prowadzonych przez samego
Chrystusa, podczas których,
wtedy dwunastu uczniom, dzisiaj
nam, tłumaczy fenomen działania
instytucji, którą założył i
której jest prezesem i to na
zawsze.
-
Po
pierwsze, Jezus poucza o
podstawowych prawach
komunikacji:
Gdy brat twój zgrzeszy przeciw
tobie, idź i upomnij go w cztery
oczy. Jeśli cię usłucha,
pozyskasz swego brata. Jeśli zaś
nie usłucha, weź z sobą jeszcze
jednego albo dwóch, żeby na
słowie dwóch albo trzech
świadków oparła się cała sprawa.
Jeśli i tych nie usłucha, donieś
Kościołowi. A jeśli nawet
Kościoła nie usłucha, niech ci
będzie jak poganin i celnik. W tych niesłychanie prostych
słowach zawarł Jezus zasadę
odpowiedzialności za siebie, za
drugiego i za wspólnotę.
-
Te zasady korporacyjne stosują
wszyscy, którzy próbują zbudować
trwałą wspólnotę. Nikt nic
mądrzejszego nie wymyślił i nie
wymyśli. Chrystus jednak
wypowiedział te słowa w pewnym
ważnym kontekście. Mówił
wcześniej o dobrym pasterzu,
który jest gotów szukać
-
jednej zaginionej owcy, mówił o
Bogu, o swoim Ojcu, któremu
zależy na wszystkich ludziach,
bo wszystkich kocha.
-
Mając przed sobą dwunastu
liderów swej korporacji, Jezus,
wysłannik Niebieskiego Ojca,
mówi do nich słowa, których
żaden szef na ziemi swoim
pracownikom powiedzieć nie może:
Wszystko, cokolwiek
zwiążecie na ziemi, będzie
związane w niebie, a co
rozwiążecie na ziemi, będzie
rozwiązane w niebie. Te
słowa nabierają znaczenia
dopiero w kontekście tego, co
Jezus natychmiast dodał:
Jeśli dwóch
-
z was na ziemi zgodnie o
coś prosić będzie, to wszystko
otrzymają od mojego Ojca, który
jest w niebie. Bo gdzie są dwaj
albo trzej zebrani
-
w imię moje, tam jestem
pośród nich.
-
Wnioski nasuwają się same. To
nieustannie obecny w swej
korporacji Jezus prawdziwy Bóg i
prawdziwy Człowiek zawiązuje i
rozwiązuje, posługując się tymi,
którzy sami zdecydowali się na
bycie Jego towarzyszami. Nie
trudno domyślić się, że jest tu
też zawarta zapowiedź
sakramentów świętych, tych
przestrzeni, w których
zawiązywanie z rozwiązywanie ma
szczególny, pozaziemski wymiar.
Jest w nich ten, który udziela –
szafarz, jest i ten, który
przyjmuje, ale działa zawsze
Jezus – ten Trzeci.
-
W tym czasie, kiedy jest tak
wiele pytań dotyczących Kościoła
Chrystusowego, może warto
jeszcze raz sobie przemyśleć
jego rozumienie
-
i swoje w nim miejsce.
ks.
Lucjan Bielas
|
-
Towarzysz
-
(Mt 16, 21-27)
-
Można sobie wyobrazić zdumienie
i niedowierzanie, jakie powstało
w sercach i umysłach uczniów
Jezusa, kiedy usłyszeli
-
od Niego: że musi udać się
do Jerozolimy i wiele wycierpieć
od starszych i arcykapłanów oraz
uczonych w Piśmie; że będzie
-
zabity i trzeciego dnia
zmartwychwstanie. O tym,
jak dalece wszystko stanęło im
na głowie, najlepiej świadczą
słowa Piotra,
-
który w swej spontaniczności
wziął Mistrza na bok i z
wyrzutem stwierdził:
Panie, niech Cię Bóg broni! Nie
przyjdzie to nigdy na Ciebie.
Z wielką ostrością
uzewnętrznił się konflikt między
tym, co było planem kochającego
Boga Ojca, który jest gotów
ratować człowieka, nawet za cenę
wydania swojego Jednorodzonego
Syna na śmierć, a planami
Apostołów. Zwracając uwagę na
ten konflikt, papież senior,
Benedykt XVI zachęca do
refleksji nad jego trwaniem w
naszych relacjach z Panem
Bogiem. Polega to na tym, że z
Bogiem nawet się nie dyskutuje,
tylko po prostu zostawia się Go
na boku z całym Jego planem
miłości.
-
Lecz On (Jezus) odwrócił
się i rzekł do Piotra: "Zejdź Mi
z oczu, szatanie! Jesteś Mi
zawadą, bo nie myślisz po
Bożemu, lecz po ludzku".
Trudno sobie wyobrazić
ostrzejsze słowa w ustach
Jezusa. Łatwo zaś sobie
wyobrazić, jak bardzo musiały
dotknąć Piotra.
-
Są jednak pewne trudne prawdy,
które trzeba powiedzieć, bo tak
każe miłość, a nie da się tego
uczynić, nie zadając drugiej
osobie
-
bólu. A sprawa dotyczy rzeczy
najważniejszej. Można myśleć po
Bożemu lub po ludzku. W całej
Biblii jest nieustanne napięcie
między tym, co Boskie, a tym, co
ludzkie. To, co ludzkie podsuwa
szatan i tu nie ma miejsca na
Boga, na Miłość, jest zaś
miejsce na korzyść.
-
Po „spionizowaniu” Piotra Jezus
zwraca się do wszystkich, którzy
chcą być Jego uczniami, zwraca
się więc i do nas:
Jeśli ktoś chce pójść za Mną,
niech się zaprze samego siebie
(dosł. wyprze siebie),
niech weźmie krzyż swój i niech
Mnie naśladuje (dosł.
towarzyszy Mi). Krzyż
to nic innego tylko logika Bożej
miłości w ludzkich realiach tego
świata. Cena takiej decyzji jest
duża, niebezpieczeństwo utraty
życia ogromne, lecz zysk w
towarzystwie Jezusa, jeszcze
większy: Bo kto chce
zachować swoje życie, straci je;
a kto straci swe życie z mego
powodu, znajdzie je.
Dotyczy to życia ludzkiego
ciała, z natury przemijającego,
które w uczestniczeniu w
zmartwychwstaniu Jezusa
otrzymuje nową perspektywę. My
już o tym wiemy, dla uczniów był
to jeszcze „kosmos”.
-
Dalej Jezus sugeruje, gdzie
znajdują się prawdziwe wartości
człowieka: Cóż bowiem za
korzyść odniesie człowiek,
choćby cały świat zyskał, a na
swej duszy szkodę poniósł? Albo
co da człowiek w zamian za swoją
duszę? W misji
człowieka czynienia sobie ziemi
poddaną, Jezus, jak zresztą sam
daje temu przykład, domaga się
stanowczo od swoich uczniów,
fundamentalnego porządku.
-
Nie możesz duszą zapłacić za
bogactwo. Stawiając takie
wymaganie, Mistrz wie, że
uczniów wystawia w brutalnym i
chciwym
-
świecie na nie lada próbę. Na
dodatek, na tym świecie
uczniowie, podobnie jak Jezus,
nie mają co liczyć na
sprawiedliwość.
-
Dlatego tak ważne jest Jego zapewnienie: Syn Człowieczy przyjdzie w
chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi i wtedy odda każdemu według jego
postępowania
-
Spuszczony po przysłowiowej
brzytwie Piotr, nie pogniewał
się na Jezusa. Wyciągnął wnioski
i dalej był Jego wiernym
towarzyszem. Niewątpliwie,
dobrze na tym wyszedł. Wielu się
gniewa na twarde słowa Jezusa i
wykorzystuje je, jako argument
do porzucenia Jego towarzystwa,
aby ruszyć do własnych
interesów. Niewątpliwie,
źle na tym wyjdą.
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Wolność w niewoli
-
(Mt 16, 13-20)
Świat nieustannie się zmienia.
Dynamika tych przemian jest duża
i praktycznie przez jednostkę
nie do ogarnięcia. W tym
szalonym tempie przemian,
zadziwiające jest to, że choć
nigdy nie było tak łatwego
dostępu do wiedzy, to jej
poziom w przeciętnych głowach
wydaje się niższy. W zasadniczy
sposób rzutuje to na
samoświadomość człowieka.
Biegając za dobrami tego świata,
pragnąc jak najwięcej i jak
najszybciej - mieć, traci
świadomość swojego - być.
Uwikłany w doczesności zapomniał
o wieczności. Sam ze swej natury
nie będąc wiecznym, zapomniał o
Wiecznym, a na dodatek w swej
pysze, chce jeszcze decydować o
tym, co jest dobre, a co złe.
-
Jest to wszystko pozbawione
logiki, ale obecne na wszystkich
poziomach naszej ludzkiej
społeczności. Doszło do
dziejowego paradoksu -
mieszkańcy ziemi nigdy nie
dysponowali tak rozwiniętymi
technologiami i nigdy nie byli
tak niedorozwinięci. Nigdy w
dziejach świata człowiek nie
czuł się tak wolny i silny, a
przecież nigdy nie był tak
uzależniony i kontrolowany.
Postrzegamy to zjawisko zarówno
w skali globalnej, jak i w
przestrzeni najbardziej
prywatnej, w którą udało się
wprowadzić kamery i mikrofony i
to na nigdy do tej pory
niespotykaną skalę. Doszło do
tego, że nie opuszczamy naszych
domów, aby nie zabierać ze
sobą odpowiednich urządzeń w
przekonaniu o naszej wolności i
odpowiedzialności. W sieci
zostawiamy niezatarty ślad
naszej aktywności, jednocześnie
dając klucz do manipulacji naszą
wolnością, ponosząc wszystkie
możliwe koszty. Systemy
zarządzania ogromnymi bazami
danych dają możliwości
zdobywania niemal nieogarnionej
ilości informacji i
gigantycznych możliwości
inwigilacji i sterowania
człowiekiem przez człowieka.
Wątpiącym w prawdziwość tego
wywodu, wystarczy wskazać tak
właśnie działający świat reklam.
W tej walce o dominację Bóg jest
dla wielu tylko przeszkodą. Jest
przeszkodą zarówno dla tych,
którzy próbują zająć Jego
miejsce i rządzić światem, jak i
dla tych zarządzanych, którym
Jego obecność psuje komfort
niewolnictwa.
-
Czy w takim świecie słowa
dzisiejszej Ewangelii mają
jeszcze jakieś znaczenie?
-
Mimo wszystko, tak jak wtedy od
uczniów, tak dzisiaj od nas
Jezus domaga się odpowiedzi na
pytanie: Za kogo ludzie
uważają Syna Człowieczego?
Zaraz za tym następuje
kolejne pytanie, ściśle z
pierwszym związane: A wy
za kogo Mnie uważacie?
Doskonale znał odpowiedzi, lecz
te pytania i płynąca z nich
refleksja jest potrzebna
uczniom. Odpowiedzi Apostołów na
pierwsze pytanie dały
dramatyczny obraz skutków
katechezy prowadzonej osobiście
przez Jezusa. Praktycznie żadna
odpowiedź nie była prawdziwa.
Nauczyciel był doskonały,
problem więc tkwił w tych,
którzy Go słuchali.
-
Poprawną odpowiedź udzielił
Piotr: Ty jesteś Mesjasz,
Syn Boga żywego. Jezus
natychmiast wyjaśnił, że nie
była ona tylko jego dziełem,
lecz owocem współpracy z Ojcem
Niebieskim. Zasługą Piotra było
to, że taką współpracą
podjął. Tylko w takiej
współpracy człowiek może
rozpoznać w Jezusie Boga i dawcę
prawdziwej wolności, czyli
Mesjasza.
-
Znamienne jest to, że Jezus
porównał Piotra do opoki, na
której zbuduje swój
Kościół, czyli prawdziwą
przestrzeń wolności w
nieustannie zniewalanym świecie.
Pamiętamy doskonale, kiedy to
zmartwychwstały Jezus, przez
miłość utwierdził w Piotrze
skałę, która powstała przez
wiarę. Ciągle nam brzmią w
uszach pytania, jakie postawił
Piotrowi: Szymonie, synu
Jana, czy miłujesz Mnie więcej
niż ci? I odpowiedź
Piotra: - Tak, Panie, Ty
wiesz, że Cię kocham.
-
Z taką wiarą i taką miłością
Piotr mógł wyruszyć do głoszenia
Ewangelii, do zawiązywania i do
rozwiązywania wypełniając misję
powierzoną przez Pana misję
tworzenia na zniewolonym
świecie, przestrzeni prawdziwej
wolności: I tobie dam
klucze królestwa niebieskiego;
cokolwiek zwiążesz na ziemi,
będzie związane w niebie, a co
rozwiążesz na ziemi, będzie
rozwiązane w niebie
-
Z woli Chrystusa, przez swą
odpowiedź, stał się Piotr, a
potem jego następcy znakiem i
strażnikiem porządku, który
swoją najwyższą gwarancję
bezpieczeństwa ma w niebie.
Nikt, żaden człowiek i żadne
mocarstwo nie jest w możności
dać takiej gwarancji
bezpieczeństwa. Zapewnienie
Jezusa jest konkretne:
zbuduję Kościół mój, a bramy
piekielne go nie przemogą!
-
Ustanowione przez Jezusa, a
sprawowane przez Kościół
sakramenty święte, to słowa
klucze do naszej codziennej
wolności w wiecznym wymiarze.
Nie można więc się dziwić, że
współczesny świat tak nienawidzi
Kościół Jezusa Chrystusa, tak
nienawidzi papieża, tak
nienawidzi sakramenty. Nie można
się dziwić, że używa wszystkich
sił do zniszczenia go z zewnątrz
i do rozłożenia od wewnątrz.
-
Znamienne jest ostatnie zdanie
dzisiejszej Ewangelii:
Wtedy surowo zabronił uczniom,
aby nikomu nie mówili, że On
jest Mesjaszem. Jakie ma
ono znaczenie dla mnie dzisiaj?
-
Świat jest ciągle w stanie
wojny, która ma przeróżne
oblicza, przeróżne maski,
przeróżne kolory i przeróżne
symptomy. W takim świecie
żyjemy. Kiedy Jezusowi
zawierzymy, kiedy Go pokochamy i
kiedy będziemy świadomymi
członkami Jego Kościoła,
będziemy wiedzieć, kiedy i jak o
Nim mówić, a kiedy milczeć. A
przede wszystkim będziemy wolni!
Ks.
Lucjan Bielas
|
-
Arogancki Jezus
-
(Mt 15, 21-28)
-
Okolice Tyru i Sydonu były w
dużej części zamieszkiwane przez
pogan, potomków ludu
kananejskiego. Między nimi a
Izraelitami panowała odwieczna i
to bardzo głęboka niezgoda. Tak
jak to czasem w „ludzkiej
geografii” bywa, fizycznie byli
blisko siebie, sercami jednak
bardzo daleko. Spotkanie Jezusa
z kobietą kananejską ma więc
swój niezwykły wymiar. W
wypowiedzianych przez nią
słowach: Ulituj się nade
mną, Panie, Synu Dawida! Moja
córka jest ciężko nękana przez
złego ducha, kryje się
bardzo ważna informacja.
Doświadczenie dramatu córki jest
u niej tak wielkie, że prosząc
Jezusa o litość, pokonuje
niechęć do największego wroga
Kananejczyków, jakim był Dawid.
Pokonuje niechęć Kananejki do
Żyda.
-
Znamienna jest reakcja uczniów
Jezusa, którzy proszą Go nie o
uzdrowienie córki tej kobiety,
ale o oddalenie jej. Nie tylko,
nie pokonali w sobie
dziedziczonej niechęci, ale w
ogóle jej nie widzą. Mistrz,
słowami: Jestem posłany
tylko do owiec, które poginęły z
domu Izraela, jakby
wpisywał się w te ludzkie
uprzedzenia swojego otoczenia.
-
Tymczasem kobieta okazała się
upartą i posunęła się jeszcze
dalej. Upadając do nóg Jezusa,
czyli uznając w nim swojego
pana, dalej prosiła o pomoc. To,
co usłyszała, kłóci się z naszym
obrazem Jezusa miłosiernego,
choć zapewne dla osób
towarzyszących Jezusowi, było to
normalne: - Niedobrze jest
zabierać chleb dzieciom, a
rzucać szczeniętom. Choć
to porównanie człowieka do psa w
tamtej kulturze języka nie
brzmiało tak ostro, jak w
naszych uszach, to jednak
przyjemne dla tej kobiety nie
było.
-
Reakcja Kananejki, wygenerowana
przez mistrzowskie podejście
Chrystusa, jest kluczowa w całej
ewangelicznej scenie. -
Tak, Panie, lecz i szczenięta
jedzą okruchy, które spadają ze
stołu ich panów.
Jezus wydobył z niej to, z czym
ona przyszła, wydobył z niej
wiarę, która okazała się nad
wyraz skuteczna. Wtedy
Jezus jej odpowiedział: "O
niewiasto, wielka jest twoja
wiara; niech ci się stanie, jak
pragniesz!" Od tej chwili jej
córka była zdrowa.
Jakim szokiem musiały być te
słowa i ta bardzo dobra ocena,
jaką otrzymała Kananejka,
poganka, dla żydowskiego
otoczenia Jezusa, które ledwie
otrzymywało noty dostateczne.
Nic więc dziwnego, że ta lekcja
tak im głęboko zapadła w serca.
-
Ponad ludzkimi barierami,
przeszedł kochający Jezus, ponad
ludzkimi barierami, przeszła
wierząca, bezimienna Kananejka.
I dzięki temu cud mógł
zaistnieć. Dziś pośród nas
uwikłanych w różne ludzkie
uprzedzenia, społeczne,
polityczne, sąsiedzkie,
rodzinne, Jezus chce
stanąć i powiedzieć: wielka
jest twoja wiara; niech ci się
stanie, jak pragniesz. To od
nas i tylko od nas zależy czy to
usłyszymy!
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Jej grobu nie ma
-
(Łk 1, 39-56)
-
I nigdy go nie szukano, nigdy do
niego nie pielgrzymowano.
Chrześcijanie od swej
najstarszej tradycji zachowali
przekonanie, które wyraził
papież Pius XII w konstytucji
apostolskiej
Munificentessimus Deus (1
listopada 1950), że
Najświętsza Maryja Panna została
wniebowzięta.
Zważywszy na niezwykłą wspólnotę
losów Jezusa i Maryi jest
prawie niemożliwe, aby Maryja po
swoim ziemskim życiu, była w
jakikolwiek sposób od Niego
oddzielona. W dogmatycznym
orzeczeniu Papież jasno
określił, że Maryja:
została zachowana wolną od
zepsucia grobu, aby na
podobieństwo Syna, po
zwycięstwie nad śmiercią, z
duszą i ciałem zostać wyniesioną
do najwyższej chwały nieba, i
tam jaśnieć jako Królowa po
prawicy tegoż Syna,
nieśmiertelnego Króla wieków.
-
Na czym polega wyjątkowość
Maryi pośród innych świętych?
-
- Po pierwsze jest
Maryja, tak jak Jezus z duszą i
ciałem w Domu Ojca Niebieskiego
i nie musi oczekiwać na Sąd
Ostateczny. Możemy więc i my
mieć pewność, że i dla nas jest
miejsce w niebie i to zarówno z
naszą duszą, jak i z ciałem.
Śmierć, jedność między duszą a
ciałem rozcina. We wskrzeszeniu
nas z martwych przez Jezusa
znowu nastąpi ich scalenie,
które nigdy się nie skończy. W
odwiecznej zaś tradycji,
chrześcijanie nie mówią o
śmierci Maryi, lecz o jej
zaśnięciu. U Niej dusza z ciałem
nigdy się nie rozłączyły.
-
- Po drugie, Maryja przez
swoją najściślejszą więź z Synem
ma szczególne miejsce w Jego
dziele odkupienia. Stąd jej
wstawiennictwo ma dla nas
szczególną rangę, którą On w
testamencie z krzyża bardzo
jasno potwierdził. Słowa
skierowane do Niej i do nas w
osobie św. Jana mają doniosłe
znaczenie dla całej ludzkości:
– Niewiasto oto syn
twój. – Oto twoja matka.
-
- Po trzecie, przez swoją
wyjątkową obecność w Ewangelii,
przez swoją wyjątkową obecność w
niebie, jako Matka, zgodnie z
wolą Syna, chce być w naszych
domach. Zdecydowanie łatwiej
pielgrzymować do Jej
sanktuariów, pokonując setki
kilometrów niż przyjąć Ją we
własnym domu, we własnej
rodzinie. Przychodząc do domu
Elżbiety i Zachariasza wniosła
Jezusa, wiarę i płynący z tego
ład i porządek. Tego porządku
wielu z nas się boi. Boimy
się go w naszych domach i w
naszej Ojczyźnie.
-
Możemy dziś hucznie świętować
100 lecie Bitwy Warszawskiej
zwanej Cudem nad Wisłą. Czy
wtedy Polacy wyciągnęli do końca
wnioski z tamtej modlitwy, z
tamtej ofiary i z tamtej krwi?
Na pewno nie. I to zarówno –
Kościół polski, politycy,
jak i Naród.
-
Czy teraz wyciągniemy
wnioski, w tej sytuacji, w tym
zagrożeniu – Kościół, politycy,
Naród…. ?
-
Mimo że wniosek nasuwa się
sam, to zakończmy, to rozważanie
gorącą prośbą, aby Maryja nasza
Matka i Królowa miała nas
nieustanie w swojej opiece.
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Kto da nam dziś utracone
poczucie bezpieczeństwa?
-
(Mt 14,22-33)
Tylko ten, kto sam wie, kim
jest, może dać innym poczucie
bezpieczeństwa.
-
To najkrócej ujęte przesłanie
dzisiejszej Ewangelii. Kroczący
po falach jeziora Jezus mówi do
przerażonych Apostołów:
Odwagi. Ja jestem, nie bójcie
się! Jezus wie,
kim jest. Wie, że jest
prawdziwym Bogiem. Przed paroma
godzinami nakarmił
wielotysięczny tłum ludzi,
pięcioma bochenkami chleba i
dwoma rybkami. Teraz krocząc po
falach jeziora, działa ponad
prawami natury, której sam jest
stwórcą. Jezus wie, że jest
prawdziwym człowiekiem. Przed
chwilą na modlitwie rozmawiał ze
swoim Boskim Ojcem teraz, choć
działa Boską mocą, jako
prawdziwy człowiek jest
widoczny, i nie jest zjawą.
Jezus wie, kim jest i dlatego
może dać innym poczucie
bezpieczeństwa.
-
Chce i nas wychować do takiej
postawy. Chce. Abyśmy wiedząc,
kim jesteśmy, jako Jego
uczniowie zakorzenieni w Bogu,
dawali innym poczucie
bezpieczeństwa.
-
Udziela nam dziś Mistrz na
falach jeziora, lekcji
pokazowej: Na to
odezwał się Piotr: Panie, jeśli
to Ty jesteś, każ mi przyjść do
siebie po wodzie! A On rzekł:
Przyjdź! Piotr wyszedł z łodzi i
krocząc po wodzie, przyszedł do
Jezusa. Lecz na widok silnego
wiatru uląkł się i gdy zaczął
tonąć, krzyknął: Panie, ratuj
mnie! Jezus natychmiast
wyciągnął rękę i chwycił go,
mówiąc: Czemu zwątpiłeś, małej
wiary?
-
Dopóki uczeń ufał słowu Jezusa,
działał Jego mocą i kroczył po
falach. Kiedy wystawiony wiatrem
na próbę, wpadł w ludzki lęk i
zaczął tonąć.
-
Jezus nie wykazał
nadopiekuńczości. Poczekał, aż
tonący rybak poprosi o ratunek.
Wtedy wyciąga rękę, wyciąga go i
wystawia kreatywną ocenę,
pobudzając pytaniem do
refleksji: Czemu
zwątpiłeś, małej wiary?
-
Piotr wnioski wyciągnął. Na
takich jak on, Jezus buduje swój
Kościół, którego żadne pandemie
i ci, którzy nimi manipulują,
nie przemogą. Nie pokona go
szatan z całą paletą kolorów
tęczy. Choć noc jest ciemna,
wiatr jest duży, w łódce
wystraszeni uczniowie, ale On
prawdziwy Bóg i prawdziwy
Człowiek kroczy nieustanie i
oczekuje ode mnie, w moim tu i
teraz, całkowitego zaufania.
-
Czy dziś stać mnie na to, abym
wyszedł z mojej, na pozór
bezpiecznej, łódki?
-
Czy stać mnie na to, bym zgodnie
z Jego wolą, kroczył po
wzburzonych falach?
-
Czy stać mnie na to, bym w
jedności z Nim, wiedząc, kim
jestem, innym dawał poczucie
bezpieczeństwa?
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Cud, który się nigdy nie skończy
-
(Mt 14, 13-21)
-
Śmierć Jana Chrzciciela
poruszyła wszystkich.
Wtedy Jezus oddalił się na
pustkowie. Zapewne potrzebował
samotności. Dla Niego zaczyna
się nowy etap. Do tej pory w tym
niesamowitym duecie misyjnym z
Janem wzywali ludzi pogubionych
w życiu ludzi do zmiany
myślenia, do odejścia od
grzechu, do przemiany serc.
Dawali im to, czego instytucja
świątyni dać nie mogła – słowo
Boże. Jan, nim swoją misję
potwierdził męczeńską śmiercią,
tych, którzy z nim byli,
przekierowywał na Jezusa, na
Mesjasza, którego on jedynie
poprzedzał i wskazywał. Nie
można się więc dziwić tym
nieprzeliczonym tłumom, które
podążyły za Jezusem na
pustkowie, tym bardziej że Jego
słowo, nie tylko porządkowało
ludzkie życie, ale i uzdrawiało
chorych.
-
A gdy nastał wieczór,
ludzie trwali przy Nim,
zapomniawszy o tym, co
przyziemne, choć bardzo ważne, o
posiłku. Na interwencję uczniów
reakcja Jezusa jest znakomita,
odpowiada: wy dajcie im jeść.
Musiało to zabrzmieć, jakby
domagał się od nich rzeczy
niemożliwej. Przynieśli Mu to,
co mieli, a więc pięć chlebów i
dwie ryby. Ludziom, zamiast się
rozejść, kazał usiąść.
Jakże musiał być dotknięty
szatan, kiedy nie z kamieni, ale
z tego, co człowiek Mu dał,
rozmnażał chleb i ryby (por. Mt
4,3). Wszechmoc Boga i dzielenie
się między sobą tym, co jest
rzeczywistą potrzebą, a nie
zachcianką, czy też zbytkiem, w
połączeniu ze sobą dało
szokujący efekt. Dla jego
lepszego odczytania i
zapamiętania Jezus kazał
pozbierać ułomki. Liczby mówią
tu same za siebie: pięć
chlebów i dwie ryby; z tego, co
pozostało, zebrano dwanaście
pełnych koszy ułomków; Tych zaś,
którzy jedli, było około pięciu
tysięcy mężczyzn, nie licząc
kobiet i dzieci. Można
dodać, że ci skorzystali, którzy
wytrwali we wspólnocie, a
nie poszli na własną rękę szukać
rozwiązań.
-
Ten cud rozmnożenia szeroko
pojętego chleba nigdy się nie
skończył. Trwa nadal i trwać
będzie do końca świata. Jezus
jest bowiem z nami. Jest
nieustannie gotowy, aby przyjąć
od nas odrobinę chleba,
pobłogosławić, połamać i oddać w
nasze ręce, abyśmy dalej łamali
i dawali innym. Tak jest w
Eucharystii, tak jest i w życiu.
-
Czy umiem to zobaczyć?
-
Czy rozumiem, na czym polega
moja współpraca z Nim?
-
Czy jestem Jezusowi za to
wdzięczny?
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Jak być katolikiem w tej
dzisiejszej „cyrkowni”?
-
(Mt 13,44-52)
Wielu z nas stawia sobie to
pytanie w czasie swoistego
rodzaju degrengolady życia
religijnego i moralnego na
wszystkich płaszczyznach zarówno
struktur kościelnych, jak i
państwowych. Wydaje się, że
dzisiejsza Ewangelia o ukrytym
skarbie i drogocennej perle
znakomicie nadaje się do
refleksji nad najcenniejszymi
wartościami w naszej wierze, dla
których trzeba poświęcić
wszystko. Wyznaczenie tych
wartości jest niezbędne, aby
zachować swoją tożsamość
katolika.
-
Darem Pana Boga i Jego światłem
w tym rozważaniu są dla mnie
osobiście dwie postacie.
Pierwsza z nich to papież senior
Benedykt XVI, a druga to szef
Kongregacji do spraw kultu,
kard. Robert Sarah.
-
Mamy dwa pewniki dotyczące
Kościoła. Po pierwsze jest
zbudowany przez Chrystusa na
skale, jaką jest Piotr: a
bramy piekielne go nie przemogą
(Mt 16,18). Po drugie
wchodzimy w bardzo głęboki
kryzys Kościoła. Jednym z wielu
jego symptomów jest brak powołań
kapłańskich. Bóg sam powołuje
pracowników do swojej winnicy, a
nam pozostaje modlitwa. Skoro
ich nie ma, to znak nie tylko
naszej słabej modlitwy, ale i
tego, że winnica zostanie
zapewne mocno zredukowana.
-
Nie zamierzam jej opuszczać tak
jak Marcin Luter i inni dzielni
reformatorzy. Choćbym wszystko
stracił, chcę zachować prawdziwy
skarb i drogocenną perłę,
czyli – Jezusa!
-
- Jest On przede wszystkim w
Eucharystii, którą sam ustanowił. Ta forma kultu, choćby w niewielkiej wspólnocie przetrwa do
końca końców. Jego śmierć,
zmartwychwstanie i
wniebowstąpienie, będzie
nieustannie uobecniana, a On,
pod postaciami chleba i wina,
będzie nieustanie karmił tych,
którzy Mu uwierzyli.
-
- Jest On obecny w swoim słowie
w Piśmie Świętym.
Ma ono swój kulminacyjny punkt w
Jego śmierci i zmartwychwstaniu,
uobecnionych w Wieczerniku i w
Eucharystii. Rozrywanie tych
rzeczywistości jest błędem Lutra
i wielu innych. Według Benedykta
XVI jest to jedna z głównych
przyczyn dramatu Kościoła i
upadku kapłaństwa.
-
- Jest On obecny w sakramentach,
które ustanowił, a które swoje
centrum mają w Eucharystii.
Szczególne miejsce przypada
kapłaństwu i małżeństwu. Kapłan
jest jeden – Jezus Chrystus.
Jest On jednocześnie
najdoskonalszą Ofiarą. To On
działa i działać będzie przez
powołanych mężczyzn, którzy tak
jak On całkowicie oddają siebie
Bogu i tym, do których On ich
posyła – celibat.
-
W małżeństwie sakramentalnym
jest Jezus zwornikiem ludzkiej
miłości między mężczyzną i
kobietą. W tym trójkącie
ustanowionym przez Boga jest
przestrzeń na pełne dawanie i
przyjmowanie siebie nawzajem. W
tej wymianie najwięcej daje sam
Bóg. W tym trójkącie jest
miejsce na poczęcie i wychowanie
człowieka i na pełny rozwój
mężczyzny i kobiety.
-
- Jest On obecny w nauczaniu
Kościoła.
Teraz dopiero rozumiem jak
bardzo ważna była decyzja
papieża Benedykta XVI o
abdykacji. Będąc w cieniu,
pokazuje mi, ten znakomity
teolog, jak zachować się w
czasach kiedy wszystko jest
negowane, kiedy media po swojemu
manipulują nauką Kościoła,
teolodzy są słabi, a Papież w
swych wypowiedziach mało
precyzyjny. Posłuszeństwo
Papieża Seniora i jego światła
obecność to fantastyczny znak
dla nas wszystkich. Lepiej
znosić dyskomfort nie
najszczęśliwszych rozporządzeń,
niż w imię lepszych rozwiązań
rozbijać jedność. Lepiej też
czytać i rozważać Katechizm, niż
bazować wyłącznie na medialnych
doniesieniach.
-
- Jest On obecny we wspólnocie
tych, którzy Mu uwierzyli i są
gotowi na męczeństwo. Podkreślał
to zarówno św. Jan Paweł II, jak
i Benedykt XVI. Chrystus daje
siebie cały i trzeba być gotowym
oddać Mu wszystko – siebie. To
nabiera sensu w Jego
zmartwychwstaniu, w którym
męczennicy mają swój
zagwarantowany udział.
-
- Jest On obecny w bliźnich,
którzy nas potrzebują, a nawet w
naszych nieprzyjaciołach.
Wszystko, co uczyniliście
jednemu z tych braci moich
najmniejszych, Mnieście
uczynili. (Mt 25,40)
-
Niezależnie więc od tego, co
będzie się dalej działo ze
strukturą Kościoła, z jego
majątkami, z jego liczebnością.
Niezależnie od tego, jak szybko
rozpadnie się nasza
cywilizacja, w Jezusie mamy
poczucie bezpieczeństwa teraz i
na zawsze.
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Ojciec łopatą zabił!
-
(Mt 13,24-43)
Dawno temu opowiadano pewien
dowcip. Spotkało się dwóch
kolegów. Jeden z nich miał
bardzo spuchniętą twarz. Drugi,
widząc spektakularną
dolegliwość, zapytał: -
Przyjacielu, co ci się stało? W
odpowiedzi usłyszał, ledwie
przez opuchnięte wargi
wyszeptane słowo: - psz…, pszcz...,
pszczoła. Użądliła? - Padło
kolejne, pełne troski pytanie.
Opuchnięty, z nieco większą
energią odparł: - nie, nie, nie
zdążyła. Ojciec łopatą zabił!
-
Od lat, kiedy czytam
ewangeliczną przypowieść o
ziarnie i kąkolu, niemal z
automatu przypomina mi się ten
przytoczony dowcip, który ma w
sobie niebagatelną życiową
mądrość. Wydaje się ona
oczywista, ale w praktyce, jak
na to wskazują choćby ostatnie
Polaków spory, jest trudno
osiągalną cnotą. Może więc
warto, pewnie kolejny raz w
naszym życiu stanąć przed polem,
na którym jest posiana nie tylko
pszenica, ale też i kąkol.
Sprawa bowiem, jest głębsza
-
-
Siewców jest dwóch – Syn
Człowieczy, siewca pszenicy
i szatan, siewca kąkolu. I są
jakby dwie płaszczyzny pól,
które możemy zobaczyć przez cały
ewangeliczny kontekst. Jedną
stanowią nasze serca. To na nie
pada zarówno słowo Jezusa, jak i
szatański posiew. I to od nas
zależy, co będzie wzrastało,
pszenica, czy kąkol. Wystarczy
niewielkie ziarenko, aby Bożą
mocą przemieniło całego
człowieka. Znakomicie rozumiał
to autor Ewangelii św. Mateusz,
który pozwolił, aby słowo Jezusa
z celnika przemieniło go w
Apostoła.
-
Moc Bożego słowa nie odbiera
jednak człowiekowi wolności, i
tak w sercu, i przez serce, może
on stać się kąkolem.
-
Czas wejść na drugą płaszczyznę
ewangelicznych pól. Na nich
pospołu rośnie pszenica i kąkol,
czyli ludzie dobrzy i źli. I
jest pokusa radykalnych
rozwiązań typu - „ojciec łopatą
zabił”. Jezus przed takim
zachowaniem przestrzega. Po
pierwsze, cel nie uświęca
środków i można przez głupi
radykalizm być przyczyną jeszcze
większego zła. Po drugie, na tym
polu, ciągle, ale nie bez końca,
zmiany są możliwe,
człowiek może się zmienić i
tylko Bóg ma w nie wgląd. Jemu
więc, i tylko Jemu na końcu
końców jest zarezerwowany sąd.
Nam od tego wara.
-
Nie można nie docenić szatana.
To wyrafinowane i inteligentne
zło, przez wieki, od kuszenia na
pustyni, ogłasza światu, że
kąkolem, który trzeba wyrwać,
jest – Jezus. Dziś ten
krzyk mocno się nasilił, a
posłuch jest wielki.
-
Pytanie: co ja mogę zrobić?
-
Odłożyć „łopatę” i przede
wszystkim zadbać o swoje serce.
Niech wyrośnie w nim pszenica. A
potem jak chleb dawać siebie
innym, czyli zło, dobrem
zwyciężać.
ks. Lucjan Bielas
|
-
Słowo – ziarno
-
(Mt 13,1-23)
Jezus porównał Słowo Boże do
ziarna. Jest to porównanie
proste i prawdziwe. Jedno i
drugie pochodzi od Boga, ma
ukrytą moc i jest tajemnicą.
Przede wszystkim zaś, jedno i
drugie służy życiu: ziarno –
doczesnemu, słowo Boga –
wiecznemu.
-
Bóg sprawiedliwie rzuca ziarno i
słowo. Plon zależy od ziemi – od
człowieka. Jest on mocno
zróżnicowany i to z różnych
powodów, nieraz ze swej natury,
nieraz z braku wysiłku uprawy.
Jakże ostrożny musi być człowiek
z oceną owej uprawy u innych,
bardziej zaś krytyczny u siebie.
Nie jesteśmy jedno polowym
gospodarstwem. Kiedy się bliżej
sami sobie przyjrzymy, możemy
wyodrębnić we własnym sumieniu,
w własnym sercu, pola
kamieniste, nieraz tak twarde,
jak droga. Słowo Boga nie ma tu
wielkich możliwości, a szatan
grasuje w najlepsze. Są też w
nas pola, na których przyjmujemy
ochoczo słowo Boga, ale bardzo
naskórkowo, bardziej
tradycyjnie, bez zakorzenienia.
A są też i takie pola, które na
słowo Boga reagują
bardziej przyjaźnie. Nieraz
nawet chwalimy się, jaką mamy tu
piękną uprawę.
-
I to wszystko mieści się w
jednej osobie. Jakże trzeba nad
tym osobistym gospodarstwem
bacznie czuwać i z jaką
odpowiedzialnością różne pola,
różnie uprawiać. Pól
zapuszczonych w naszej duszy
przed Bogiem nie ukryjemy.
Udawanie przed samym sobą, że
ich nie ma, też nic nie zmieni.
-
Do czego prowadzi ta praca nad
własnym gospodarstwem?
-
Pola zapuszczone to zwykle te,
które są związane z
przyjemnościami, z których
trudno zrezygnować lub przynoszą
materialny dochód, jak np.
droga. Nie wpuszczamy tu słowa
Bożego, ponieważ przekopanie
pola lub zaoranie drogi,
wprowadziłoby zmiany, których
teraz nie chcemy. To właśnie do
właścicieli takich pól mówi
Jezus, posługując się słowami
Izajasza: Słuchać będziecie,
a nie zrozumiecie, patrzeć
będziecie, a nie zobaczycie. Bo
stwardniało serce tego ludu, ich
uszy stępiały i oczy swe
zamknęli, żeby oczami nie
widzieli ani uszami nie
słyszeli, ani swym sercem nie
rozumieli: i nie nawrócili się,
abym ich uzdrowił. To od nas
więc zależy gdzie i na co
stwardniejemy.
-
Dla tych zaś, którzy zdobędą się
odwagę uprawy wszystkich pól w
swoim osobistym gospodarstwie,
Jezus ma konkretną ofertę: Bo
kto ma, temu będzie dodane, i
nadmiar mieć będzie; kto zaś nie
ma, temu zabiorą również to, co
ma. Ta pozorna
niesprawiedliwość ma swoje
rozwiązanie tylko w jednym
przypadku, a mianowicie kiedy
jako prawdziwe wartości
potraktujemy plony z pola
obsianego słowem Bożym, one
nigdy nie przeminą, bo Bóg
będzie o nie się troszczył.
To zaś, co jest materialnym
zyskiem człowieka w przełomowym
momencie ludzkiego życia, a
każdy takie musi przeżyć,
zaczyna się od niego oddalać w
nicość.
-
Nie pozwólmy na to, by słowo
Boga w nas się zmarnowało. Jest
to słowo życia!
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Po co mi jeszcze jarzmo
Chrystusa?
-
(Mt 11,25-30)
-
Przecież mam w życiu dość
problemów. Tego, co potrzebuję
to poczucia bezpieczeństwa.
Tymczasem zagrożeń jest sporo.
Są wokół nas i w nas, jedne
rzeczywiste inne wymyślone.
Składają się na nie nasze
relacje, finanse, choroby,
praca, różne wypadki i tzw.
przypadki. Niewątpliwie na
szczycie piramidy źródeł naszych
niepokojów, plasują się
grzechy, często ukryte,
wypychane ze świadomości, a
szczególnie te nie wyznane, dla
normalnego człowieka myślącego
poważnie o wieczności, stanowią
najpoważniejszy kłopot.
Wszystko to sprawia, że bywają
dni kiedy czujemy się na skraju
naszej ludzkiej wytrzymałości, a
ocierając się o stany
depresyjne, rozpaczliwie
oczekujemy pomocy.
-
Dziś Jezus do każdego z nas
kieruje słowa: Przyjdźcie do
Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i
obciążeni jesteście, a Ja was
pokrzepię. Mają one
wymiar absolutnie ponadczasowy.
Wypowiedziane w palestyńskiej
rzeczywistości 2000 lat temu
nigdy nie stracą swej
aktualności. Jezus niezmiernie
jasno zaznaczył to, mówiąc o
swej boskiej, a więc
ponadczasowej relacji z
Niebieskim Ojcem:
Wszystko przekazał Mi Ojciec
mój. Nikt też nie zna Syna,
tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie
zna, tylko Syn, i ten, komu Syn
zechce objawić.
-
Syn Boży przyszedł do wszystkich
ludzi potrzebujących, a innych
przecież nie ma, z jasnym
przesłaniem: Przyjdźcie
do Mnie wszyscy, którzy
utrudzeni i obciążeni jesteście,
a Ja was pokrzepię. Weźcie moje
jarzmo na siebie i uczcie się
ode Mnie, bo jestem cichy i
pokorny sercem, a znajdziecie
ukojenie dla dusz waszych.
Albowiem jarzmo moje jest
słodkie, a moje brzemię lekkie.
-
Z tego tekstu wyłania się
kluczowe pytanie: co to jest
„jarzmo Chrystusa”, które
przez nas wzięte, nada naszej
ludzkiej biedzie właściwy sens?
-
Odpowiedź znajdziemy wtedy,
kiedy popatrzymy na to, z
perspektywy samego Chrystusa.
Będąc prawdziwym Bogiem, przyjął
na siebie prawdziwe
człowieczeństwo. Dla Boga
bycie człowiekiem, z miłości do
człowieka, jest słodkim jarzmem.
Dziś Jezus zaprasza mnie do
swojego jarzma – do bycia
człowiekiem tak jak On jest
człowiekiem, pełnym Miłości.
-
Jak brać to jarzmo?
-
Dla mnie mistrzynią jest
Najświętsza Maryja Panna. Bóg
przychodzi do Niej z konkretną
propozycją współpracy. Ona
przyjmuje ją z postawą
służebnicy Boga. Przyjmuje
jarzmo Boga, który przyjął
człowieczeństwo, przyjmuje
Jezusa. Ta postawa – daj
siebie Bogu, a otrzymasz Jezusa
- jest kluczowa. Z Jezusem
wszystkie nasze utrudzenia,
problemy, dramaty, choroby,
najgorsze upadki, są do
przezwyciężenia, a problemy
przekuwają się na szanse. Wydaje
się to oczywiste, choć praktyka
uczy, że dla wielu to oczywiste
nie jest.
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Czy miłość może zaszkodzić?
-
(Mt 10,37-42)
-
Kto kocha ojca lub matkę
bardziej niż Mnie, nie jest Mnie
godzien. I kto kocha syna lub
córkę bardziej niż Mnie, nie
jest Mnie godzien. Te słowa Jezusa, na pierwszy rzut oka, wydają się nie
do przyjęcia. Bezlitosna
religia, rozrywająca podstawowe
więzi społeczne i rodzinne.
Wystarczy jednak chwila
refleksji, aby przyznać Jezusowi
rację. To On, będąc prawdziwym
Bogiem i prawdziwym Człowiekiem,
ogarniając nas nieskończoną
miłością, ma prawo postawić
takie wymaganie – On na
pierwszym miejscu. Jego
pierwszoplanowa pozycja w
naszych sercach i umysłach nic
nie burzy, a wszystkiemu nadaje
właściwy sens relacji do siebie
samego, do najbliższych i do
problemów , które na nas
spadają.
-
W prozie życia jest często
inaczej.
Zasłaniając się miłością, wielu
wyłącza sumienie. I tak kapłani
odchodzą od kapłaństwa,
narzeczeni żyją jak małżonkowie,
a potem jako małżonkowie zrywają
sakramentalną przysięgę, by
tworzyć nowe związki. W imię
miłości z wychowania uczyniono
deprawację, a z płci,
kogel-mogel. W imię miłości
rodzice zamykają oczy i usta na
widok grzechów dzieci, i w imię
miłości życie kończą w domach
opieki społecznej.
-
Nie zapomnę jak podczas procesu
morderców ks. Jerzego
Popiełuszki, jeden z nich
wyznał, że uczynił to z miłości
do Ojczyzny. Według niego ks.
Jerzy, stawiając Boga na
pierwszym miejscu, Ojczyzny nie
kochał.
-
Jest więc miłość, która jest
szkodliwa, miłość, która staje
się najbardziej skutecznym
narzędziem szatana.
-
Gdzie się to wszystko w nas
dokonuje?
-
Znakomitą odpowiedź dał na to
pytanie bp Jan Pietraszko,
pisząc o miłości, która szkodzi
i wskazując na fakt, że jest ona
wynikiem pewnego procesu, który
dokonuje się w sumieniu
człowieka:
-
„W każdej z tej miłości pokusa
będzie usiłowała zniewolić
sumienie i może pewnego dnia
człowiekowi podszepnąć: każ
zamilknąć sumieniu. Nie oglądaj
się na Boga – miłość jest
ważniejsza. Nie oglądaj się na
przykazania – miłość jest
ważniejsza. Poświęć człowieka,
jego dobro, jego szczęście, jego
spokój, jego przyszłość – miłość
jest ważniejsza, masz prawo do
życia. Tu się właśnie rodzi
miłość bez sumienia i
skrupułów”.
-
Taka miłość zamyka drogę do
ukrzyżowanej i zmartwychwstałej
Miłości, do Eucharystii, która
jest owocem drzewa życia –
drzewa Chrystusowego Krzyża.
Ludzie, którzy tak kochają
doskonale wiedzą, że dla nich
nie ma miejsca przy stole
Pańskim, a wieczność widzą
mroczną.
-
Warto to sobie przemyśleć
pamiętając o tym, że kto w
drobnych decyzjach, Chrystusa
stawia na pierwszy miejscu, nie
popełni błędu w tych, które są
kluczowe.
Ks. Lucjan
Bielas
|
-
Nie bójcie się ludzi…
-
(Mt 10,26-33)
Są pewne prawdy, o których
trzeba milczeć. Nie powinno się
ich rozgłaszać między ludźmi. Są
to prawdy o ludzkiej słabości i
biedzie. O ludzkich
zawstydzających upadkach i
ukrytych grzechach. Świat
zawsze lubował się w
rozgłaszaniu tych mniej lub
bardziej sprawdzonych prawd. Jak
zatruta krew, krążą po
organizmie ludzkiej
społeczności. Kościół, niestety,
od tej złej krwi wolny nie
jest. Tak bardzo boleśnie
przeżywamy to, właśnie teraz.
Zapomnieliśmy, mimo ust pełnych
pobożnych tekstów, że tylko z
Jezusem można dotykać ludzkich
ran i wchodzić w szambo
ludzkiego grzechu. Tylko z Nim
zło można przemienić na większe
dobro. Tylko z Nim w sercu można
mówić o ludzkiej biedzie, zło
nazywając po imieniu, a do
człowieka wyciągając miłosierną
rękę. Wtedy i tylko wtedy kara
dla winnych będzie terapią, a
nie brutalnym odwetem.
-
Dziś Jezus zachęca swoich
apostołów do cierpliwości i
odwagi: Nie bójcie się ludzi.
Nie ma bowiem nic zakrytego, co
by nie miało być wyjawione, ani
nic tajemnego, o czym by się nie
miano dowiedzieć. Wyjawienie
całej prawdy na pewno będzie
miało miejsce. Mamy niejako do
tego prawo. Czas jednak i sposób
zostaje w ręku Tego, który jako
jedyny ma w swym ręku pełnię
danych.
-
Dziś Jezus przypomina nam, tak
bardzo zajętych rozgłaszaniem i
piętnowaniem win współbraci, że
wartością, którą Jego uczeń
powinien usłyszeć i przekazywać,
jest Jego słowo. A to, że
dotyczy to, wszystkich Jego słów
podkreśla, zaznaczając: - co
mówię wam w ciemności; - co
słyszycie na ucho. Jezus
nawiązał tym tekstem do zwyczaju
panującego pośród mówców w
synagogach. Mający słaby głos,
szeptali do ucha komuś kto miał
silny głos, a on powtarzał
całemu zgromadzeniu. Przekaz
Słowa Bożego ma się odbyć
transparentnie. Użyte przez
Jezusa sformułowania na
świetle oraz na dachach,
nawiązywały do praktyki
przebywania ludzi w słoneczne
dni na płaskich dachach swoich
domów. A ponieważ były one
często usytuowane blisko siebie,
tworzyło się ciekawe audytorium
dla lokalnych mówców.
-
Jezus stanowczo przestrzega, że
otwarte i szczere głoszenie
Słowa Bożego niesie poważne
ryzyko, posunięte, aż do utraty
życia. Jednak władza złych
ludzi, którym z różnych powodów
Słowo Boże przeszkadza, jest
ograniczona. Mogą zabić tylko
ciało. Jezus przestrzega przed
szatanem, który sięga po ludzką
duszę, a śmierć zadana przez
niego ma wieczny skutek.
-
Uczeń Jezusa ma poczucie
bezpieczeństwa w Bogu. Pamięta
On zarówno o wróblach na dachu,
stanowiących pokarm biednych (za
jednego assariona,
najmniejszą i najmniej
wartościową monetę można było
kupić dwa wróble) i o włosach na
głowie, które paradoksalnie nie
sposób policzyć.
-
Abyśmy znaleźli się, jako
uczniowie w tej przestrzeni
bezpieczeństwa, Jezus
kieruje do nas mocne słowo,
które nie zna kompromisu: Do
każdego więc, który się przyzna
do Mnie przed ludźmi, przyznam
się i Ja przed moim Ojcem, który
jest w niebie. Lecz kto się Mnie
zaprze przed ludźmi, tego zaprę
się i Ja przed moim Ojcem, który
jest w niebie.
-
W świetle tej jasnej wypowiedzi
trzeba nam w sumieniu postawić
sobie proste pytanie: -
czy jestem na tyle odważnym
człowiekiem, że Jezus stanie
przy mnie na Sądzie Ostatecznym?
Ks. Lucjan Bielas
|
-
„…i Judasz Iskariota, ten, który
Go zdradził”
-
(Mat 10,4)
-
Święty Mateusz tak kończy listę
imion dwunastu apostołów. Ich
wyboru dokonał Jezus, kiedy to
Jego popularność ogromnie
wzrosła, albo można by
powiedzieć, że wzrosło
zapotrzebowanie nie tylko na
głoszone przez Niego słowo, ale
i na znaki, które czynił.
Widząc rzeczywiste potrzeby
pogubionych i schorowanych
ludzi, choć miał możliwość,
jednym słowem uzdrowić
wszystkich, nie czyni tego w
jednym zbiorowym akcie.
Postanowił, w swej boskiej
dalekowzroczności, działać
indywidualnie i w tym celu
zaprosił do pomocy „człowieka”.
Wtedy przywołał do siebie
dwunastu swoich uczniów i
udzielił im władzy nad duchami
nieczystymi, aby je wypędzali i
leczyli wszystkie choroby i
wszelkie słabości. Dla
podkreślenia wagi tego wyboru
Mateusz, jeden z wybranych,
podaje imiona apostołów:
pierwszy – Szymon, zwany
Piotrem, i brat jego Andrzej,
potem Jakub, syn Zebedeusza, i
brat jego Jan, Filip i
Bartłomiej, Tomasz i celnik
Mateusz, Jakub, syn Alfeusza, i
Tadeusz, Szymon Gorliwy i Judasz
Iskariota, ten, który Go
zdradził. Zaczyna listę od
najważniejszego: Szymona zwanego
Piotrem. Wymieniając zaś siebie,
dodaje z całą pokorą mało
chlubne zajęcie, z którego Jezus
go wyciągnął – celnik. Na końcu
wymienia Judasza Iskariotę z
dopiskiem – ten, który Go
zdradził.
-
Jest rzeczą znamienną, że gdy
przychodzi nam, katolikom,
wymienić imiona apostołów, to
zwykle pamiętamy Piotra, Jana,
może jeszcze Jakuba, a na pewno
Judasza. Przez niespełna
50 lat mojego bliskiego
ocierania się o szeroko
rozumianych następców apostołów,
czyli kapłanów, mam przekonanie
(badań nie prowadziłem), że
proporcja zdrajców jest taka jak
za czasów Chrystusa, czyli -
1/12. Mówimy dużo o papieżu,
następcy Szymona Piotra i o
zdrajcach, następców Judasza.
Umykają nam ci pozostali,
wierni, cisi, wykonujący misję,
do której zostali posłani przez
Chrystusa. Bez ich pracy Kościół
by nie istniał. Ten, który
ich wysłał, zna ich i wie o ich
działalności wszystko. W naszej
ludzkiej uczciwości może warto
czasem o nich pomyśleć i wywołać
ich zapomniane imiona. Im
zapewne nie jest to potrzebne,
bo nie dlatego poszli za
Chrystusem, bardziej jest to
potrzebne dla zachowania
prawdziwego obrazu Kościoła,
czyli dla zwykłej ludzkiej
uczciwości.
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Boże Ciało
-
W pierwszym momencie to
określenie wydaje się
wewnętrznie sprzeczne.
Jak to Bóg może mieć ciało?
-
– Skoro jest Bogiem
Wszechmogącym może wszystko,
nawet może mieć ciało, jeśli
tylko zechce. Z natury
swej Bóg, którego istotą jest
Miłość, wychodzi naprzeciw nie
jakichś tam zachciankom, lecz
rzeczywistym potrzebom. Jeżeli
więc przyjął ludzkie ciało od
Najświętszej Maryi Panny, to
miał bardzo konkretny powód
płynący z miłości i wiemy
doskonale jaki. Kiedy oddał swe
ludzkie życie na krzyżu, to
wiemy dla kogo. Dziś, kiedy tak
jak w Wieczerniku Chrystus
kładzie przed nami chleb, a pod
jego postacią, jest cały On.
Mistrz słowa, bp Jan Pietraszko
stwierdza: Chrystus bowiem
nie podaje swojego Ciała w takim
stanie, w jaki je wziął od swej
Matki. Oddaje je wzbogacone o
całe swoje Bóstwo.
-
W tej logice są zrozumiałe słowa
Chrystusa: „Kto spożywa ten
chleb, będzie żył na wieki”.
-
Ta dzisiejsza uroczystość
Bożego Ciała, w ciągle
obecnej pandemii korona wirusa
2020 roku, jeszcze mocniej,
niż dotychczas, stawia nam
pytanie o wiarę w żywą obecność
Chrystusa w Eucharystii. Po
tym, jak mocno Jezus postawił
sprawę, trzeba pamiętać, że jest
to najbardziej kluczowe pytanie
naszego życia.
-
Ks.
Lucjan Bielas
|
-
3=1
-
W ludzkiej logice, takie
równanie jest błędem. Jest
jednak logika, w której jest ono
prawdziwe. Tą logiką jest
Trójjedyny Bóg. Dzisiaj jest
znakomita okazja, aby kolejny
raz w naszym życiu, dotknąć
rąbka tajemnicy Jego wnętrza.
Tak jak każdy z nas ma swoje
tajemne wnętrze, które trudno
wyrazić, opisać, do końca
określić, ma je również Bóg.
Jest ono dla nas nieprzeniknioną
tajemnicą. Trzy Osoby jednej
Boskiej Natury tak jak trzy
płomienie jednej natury ognia.
Jak każde porównanie, i to jest
niedoskonałe, jednak bliskie
jest zjawisku języków ognia,
które pojawiły się nad głowami
Apostołów zebranymi w
Wieczerniku, w dniu zesłania
Ducha Świętego. I tak jak
wnętrze człowieka wyraża się w
działaniu, tak i wnętrze Boga
poznajemy po Jego czynach. Ta
medytacja jest dla poznania nas
samych konieczna. To właśnie w
Trójcy Świętej, w niepojętej
relacji miłości między Ojcem,
Synem i Duchem Świętym, zrodziła
się idea świata i idea
człowieka: „Uczyńmy człowieka na
obraz i podobieństwo nasze…”
Użyta tu podwójnie liczba mnoga
nie jest bez znaczenia. Na samym
początku Objawienia, Bóg mówi do
siebie i o sobie: uczyńmy
na nasze podobieństwo.
Trafnie uchwycił sens biblijnego
przesłania bp Jan Pietraszko:
Te słowa wskazują, gdzie się
znajduje święta ziemia rodzinna
człowieka w ogóle, i gdzie
znajduje się prawzór, według
którego został ukształtowany.
-
Dalej Biskup zwraca uwagę na
pewną życiową prawdę, z którą
trudno się nie zgodzić:
Spotykamy czasem takich ludzi
pełnych trudnego do opisania
uroku wewnętrznego – ludzi, z
którymi dobrze jest żyć, od
których trudno się oderwać,
których chciałoby się zawsze
mieć niedaleko siebie. To są
ludzie – znaki, ludzie, którzy
stamtąd, z przepastnej tajemnicy
Boga w Trójcy Jedynego wynieśli
coś, co trudno jest uchwycić w
ludzkim języku i określić
ludzkimi słowami, co jest
zakotwiczone w człowieku tam,
gdzie się w nim rodzi myśl i
miłość…
-
Pośród takich dobrych ludzi
pierwszym jest Jezus Chrystus.
To w Nim, po raz pierwszy w
dziejach świata, Trójca
Przenajświętsza uczyniła swoje
mieszkanie. To przez Niego w
każdym z nas chce mieszkać po
to, abyśmy wrócili wszyscy do
przestrzeni Boskiej Miłości,
skąd wyszliśmy i gdzie jest
przygotowane dla nas mieszkanie.
-
Warto więc sobie postawić
pytanie: - czy mam Boga w sobie?
- A może jestem po prostu pusty?
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Czy można zobaczyć Ducha
Świętego?
-
Oczywiście, że można. Jak na
razie to nie „twarzą w twarz”,
ale na pewno w skutkach Jego
działań. Na to „pełne”
spotkanie, będzie czas, a
właściwie to będzie ono już poza
czasem. W naszym tu i teraz, aby
doświadczyć działania Ducha
Świętego, trzeba spełnić
odpowiednie warunki. Apostołowie
wraz z Najświętszą Maryją Panną
spełnili je i mieli niezwykłe
przeżycie zstąpienia na nich
Ducha Świętego pod postacią
języków ognia, a następnie
doświadczali Jego działania
zarówno w Kościele, jako
wspólnocie, jak i w każdym jej
członku.
-
Minęło prawie 2000 lat. Kościół
dalej istnieje i będzie istniał,
mimo ludzkiej słabości tych,
którzy go stanowią. Kiedy o tym
myślę, przypominam sobie pewne
zdarzenie. Przed laty, podczas
górskiej wędrówki w Alpach, mój
przyjaciel Sepp (Józef),
tamtejszy góral, podczas
zażartej dyskusji o naszych
grzechach w Kościele, w pewnym
momencie przystanął. Pamiętam
jego twarz i sylwetkę na tle
pięknych gór i jak dziś słyszę
słowa, które z całym
przekonaniem, ten spracowany
gospodarz powiedział. „Lucjan,
Duch Święty jest największą
gwarancją Kościoła”.
Czasem księdzu, trzeba takiego
apostoła.
-
Co więc należy uczynić, aby
Ducha Świętego doświadczyć i
wejść z Nim w kreatywną
współpracę?
-
Trzeba odrobić zadanie tak, jak
uczy szkoła Ducha Świętego,
czyli Dzieje Apostolskie. I tak:
-
1.
Spotkać Zmartwychwstałego
Pana i pokochać Go. To przekłada
się na przyjęcie Jego nauki. Nie
bez znaczenia Zesłanie Ducha
Świętego nastąpiło w dzień
Pięćdziesiątnicy, czyli w święto
dziękczynienia za przymierze z
Bogiem oparte na Dekalogu.
-
2.
Trwać we wspólnocie,
którą założył, choćby nawet nie
było w niej pomysłu, jak
działać.
-
3.
Trwać na modlitwie.
-
4.
Niezależnie od
indywidualnej misji swojego
życia, wykonywanego zawodu, jako
główny cel mieć głoszenie
Ewangelii Jezusa. Wtedy do
każdego zadania, otrzymamy
„dedykowane oprogramowanie”
Ducha Świętego.
-
5.
Popracować nad swoją
głową i językiem. Umieć
dostrzegać nadzwyczajne znaki w
zwyczajnej rzeczywistości. Nie
nazywać tego szczęściem,
zrządzeniem losu, kołem fortuny,
lecz okazać wdzięczność Duchowi
Świętemu.
-
6.
A kiedy zgrzeszymy, nie
traćmy nadziei. Zmartwychwstały
Jezus zwrócił się do swoich
Apostołów: „Pokój wam!
Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja
was posyłam”. Po tych słowach
tchnął na nich i powiedział im:
„Weźmijcie Ducha Świętego!
Którym odpuścicie grzechy, są im
odpuszczone, a którym
zatrzymacie, są im zatrzymane”.
I tu nie ma co kombinować,
trzeba iść do spowiedzi.
-
7.
I wreszcie mieć odwagę
mówić o Duchu Świętym i Jego
dziełach.
-
-
A wtedy to wyznanie będzie miało
dla nas rzeczywiste znaczenie:
-
„Wierzę w Ducha Świętego,
Pana i Ożywiciela, który od Ojca
i Syna pochodzi.
-
Który z Ojcem i Synem
wspólnie odbiera uwielbienie i
chwałę. Który mówił przez
Proroków”.
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Co Jezus zabrał ze sobą do
nieba?
-
W swym liście na 100 rocznicę
urodzin św. Jana Pawła II papież
senior Benedykt XVI,
mówiąc o jego wykształceniu,
zaznaczył, że teologii uczył się
nie tylko z książek, ale przez
konkretne trudne sytuacje
życiowe. Treści poznane w
literaturze osobiście przeżywał
i dogłębnie doświadczał.
Wydaje się, że właśnie takie
studiowanie prawd wiary jest
drogą do prawdziwej mądrości,
otwartą dla każdego myślącego
człowieka. Tylko tak rozumiana
teologia daje możliwość
tworzenia prawdziwej i głębokiej
relacji z Bogiem i człowiekiem.
-
-
I właśnie w tak pojętej szkole
teologicznej zderzyłem się z
Uroczystością Wniebowstąpienia
Pańskiego. Wiedza zaczerpnięta z
książek pozwala mi na opisanie
tego historycznego wydarzenia
oraz na przeprowadzenie analizy
teologicznej. Wiara pozwala mi
na ucieszenie się wprowadzeniem
przez Jezusa, ludzkiej natury do
boskiej rzeczywistości Trójcy
Przenajświętszej. To On daje
świadomość sensu i celu życia, a
jako „niebieski deweloper”
przygotowuje każdemu mieszkanie
w domu Ojca Niebieskiego. To On
jako prawdziwy Bóg, dla którego
nie ma rzeczy niemożliwych jest
obecny wszędzie, tak jak zechce
i w niebie i na ziemi. Jego
odejście każe Go oczekiwać,
albowiem odchodzi jako żywy. Sam
odchodzi i sam wróci. Zwyciężył
zło, ma więc prawo do sądu. A
dodatkowo, na nasze ziemskie tu
i teraz, daje nam prawdziwą
mądrość, Boską Mądrość – Ducha
Świętego. To właśnie w Jej
świetle odczytywane życie staje
się szkołą teologii. To
wiem z książek i akceptuję
wiarą.
-
-
Tymczasem w jednej niemal
chwili, kiedy zdrowie okazało
się wątpliwe, a szpital
ratunkiem, zatrzymany w locie,
ląduję wśród chorych.
Rewolucja w życiu i w
kalendarzu, a przede wszystkim w
głowie. W tym przewróconym do
góry kołami osobistym światku
jawi się Bóg ze swoją łaską,
można powiedzieć z dodatkowym
oprogramowaniem na nową
sytuację. I pojawili się ludzie
z ogromną ilością dobra w sercu
i skuteczności w działaniu.
Otoczony modlitwą i wszelką
możliwą pomocą, uświadomiłem
sobie tak mocno, jak nigdy
dotąd, że dobro, zarówno to
nieskończone, wypracowane przez
Jezusa, jak i to nasze ludzkie,
wraz z Nim wchodzi do nieba, do
domu Ojca Niebieskiego, do
banku, gdzie jego wartość na
niczym nie straci. Jezus,
wstępując do nieba, nie
tylko bierze ze sobą naszą
ludzką naturę, ale i naszą
ludzką dobroć.
-
Apostołowie dwa razy żegnali
Jezusa. Pierwszy raz, kiedy
składali Go w grobie. Wtedy
wszystko się im zamknęło. I
drugi raz, kiedy wstępował do
nieba. Wrócili do Jerozolimy
radośni i otwarci na czynienie
prawdziwego dobra.
-
Nie marnujmy więc czasu, póki go
jeszcze mamy!
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Czasy piękne, a zarazem trudne.
-
(J 14, 15-21)
-
Takie zawsze były, są i będą. Do
mądrości życiowej człowieka,
należy umiejętność czytania
znaków czasu zarówno tych
zewnętrznych, wokół nas, jak i
tych wewnętrznych,
jawiących się w przestrzeni
naszej duszy, do których nikt
poza nami i Stwórcą nie ma
dostępu. Odczytanie tych znaków
jest warunkiem podjęcie
skutecznego działania.
-
Dziś Jezus proponuje nam pomoc,
bez której zarówno poznanie, jak
i działanie nie jest skuteczne.
Proponuje Ducha Prawdy, Ducha
Pocieszyciela (tłum. dosł.
- Obrońcę). Jezus jasno określił
klucz konieczny do otrzymania
Jego wsparcia: „Jeżeli
Mnie miłujecie, będziecie
zachowywać moje przykazania. Ja
zaś będę prosił Ojca, a innego
Pocieszyciela da wam, aby z wami
był na zawsze, Ducha Prawdy,
którego świat przyjąć nie może,
ponieważ Go nie widzi ani nie
zna”.
-
Kluczem jest miłość Jezusa. Nie
wystarczy sama wiara w Boga,
czyli uznanie Najwyższej Istoty.
Trzeba poznać i pokochać Jezusa.
W grę wchodzi więc najgłębsza
interpersonalna relacja, która
weryfikuje się w
zachowaniu Jego przykazań, czyli
weryfikuje się życiem, a nie
deklaracjami. Nie chodzi więc o
długość modlitw, piękno słów i
głębię myśli. Liczy się tylko
życie, które w najdrobniejszych
sprawach przekłada się na
relację miłości do Jezusa. Dar,
który wtedy otrzymujemy od Ojca
i Syna – Duch Święty, nie ma nic
z tego świata i dlatego świat Go
nie zna. Na tym zaś
świecie, wszystkim, którzy Go
otrzymali, daje bezpieczeństwo i
nieprawdopodobną skuteczność
działania. Jest boskim
pierwiastkiem Miłości, która
nigdy nie umiera.
-
Znakomitym przykładem działania
Ducha Świętego jest Kościół
Apostolski. Początkowo
zalękniony i zamknięty, lecz po
Pięćdziesiątnicy odważny i
otwarty. Spisane przez św.
Łukasza Dzieje Apostolskie, to
po prostu księga Ducha Świętego
w niepojęty sposób działającego
w twardych realiach ówczesnego
Imperium Rzymskiego.
-
Zbliżająca się zaś 100 rocznica
urodzin św. Jana Pawła II,
stanowi znakomitą okazję
do zobaczenia, jak we
współczesnym świecie, człowiek
kochający Chrystusa i żyjący
Jego Ewangelią, może
otworzyć się na Ducha Świętego.
Dzieło, które Bóg przez niego
dokonał, nie byłoby możliwe przy
zastosowaniu, tylko ludzkich
narzędzi.
-
Trudno z tymi przykładami
dyskutować.
-
Stawiam sobie proste pytanie:
czy kocham Jezusa? Czy moim
życiem stwarzam przestrzeń w
sobie i wokół mnie, dla Ducha
Prawdy i Obrońcy?
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Sezonowa pobożność
-
Tak historycy zajmujący się
epidemiami, charakteryzują
jakość religijnych postaw
kształtujących się podczas tego
wyjątkowego doświadczenia.
Materiał badawczy jest ogromny.
W samym Krakowie w latach 1500
do 1750 mieszkańcy
przeżyli 92 epidemie, które
pochłonęły tysiące ofiar. Kiedy
pojawiała się dżuma, bo to
przede wszystkim o nią chodziło,
miasto zaprowadzało ostre
restrykcje dotyczące higieny i
dyscypliny społecznej. Z
bogactwa doświadczeń wyciągano
wnioski, które celnością mogą
zdumiewać współczesną naukę.
-
Z tym wszystkim wiązały się
postawy ludzkie zupełnie
analogiczne do tych, które mamy
niestety, możliwość
zaobserwowania dzisiaj. Wielu w
doświadczeniu śmiertelnej
choroby, wobec której
medycyna jest bezradna, w
naturalny sposób zwracają się do
Boga. Nie brakowało też takich,
którzy uciekali we wszelkie
możliwe używki, albo widzieli w
nieszczęściu innych znakomitą
okazję poprawy swojego
materialnego bytu. Ta
różnorodność postaw jest
znakomitym dowodem
wolności człowieka. Ci zaś,
którzy korzystając z niej,
wracali do Boga, czy też
umacniali relację z Nim, też
okazywali się różni. Dla
cierpiących i umierających
relacja z Bogiem, Panem życia i
śmierci była światłem i nadzieją
w ciemności. W grupie tych,
którzy przeżyli, wydaje się, że
tylko niewielu było prawdziwie
wewnętrznie przemienionych. Na
początku epidemii zwykle
zamierały gospody i domy
publiczne, a ożywały kościoły.
Gorliwie zanoszono modlitwy,
uczestniczono w Mszach św. i
przystępowano do spowiedzi.
Wzrastała ilość nabożeństw,
procesji błagalnych, a
kaznodzieje roztaczali wizję
Boga surowego i bezwzględnego
sędziego. To wszystko w pejzażu
wszechobecnej śmierci miało swój
wydźwięk, ale jak się okazuje
tylko chwilowy. Okazuje się, że
można i do śmierci się
przyzwyczaić, a powrót do życia
połączyć z powrotem do grzechu.
Trafnie, ową sezonową pobożność,
ujął papież Urban VIII w tzw.
Suplikacjach (prośbach):
-
Wyznajemy z płaczem w karaniu, -
czegośmy się dopuszczali, a po
nawiedzeniu zapominamy, -
czegośmy dopiero płakali.
-
Gdy miecz Twój na nas
podniesiony trzymasz, - wiele
obiecujemy, a skoro go spuścisz,
- obietnic wykonać nie chcemy.
-
Warto o tej słabości natury
ludzkiej wiedzieć w momencie
powracania do życia po
koronawirusie. Na jak
długo? - nie wiemy. Dziś
miłosierny, acz sprawiedliwy
Jezus przypomina nam prawdą
podstawową:
-
„Ja jestem drogą i prawdą, i
życiem. Nikt nie przychodzi do
Ojca inaczej, jak tylko przeze
Mnie”
(J14.6). Warto, choćby to
jedno zdanie jak Bożą mantrę,
codziennie powtarzać, a może w
budowaniu nowej rzeczywistości
unikniemy niepotrzebnych błędów.
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Dziecko i krzyż
-
To tytuł wiersza Kamila
Cypriana Norwida, którego treść
od wielu lat jest w moim umyśle
i sercu. Dziś ma ten tekst dla
mnie wyjątkowe znaczenie.
Dziś – to znaczy w czasie
podboju świata przez Chiny
i korona wirusa, w czasie
zasłoniętych twarzy, zamarłych
ulic, rozbudzonego lęku,
wystudzonej gospodarki. Dziś –
to znaczy w czasie kiedy coraz
więcej nas wierzących pyta o
miejsce Kościoła w tym świecie i
o nasze miejsce w Kościele.
Dziś – to znaczy w czasie
marginalizacji języka
ojczystego a dominacji języka
angielskiego w jego
korporacyjnym wydaniu wraz z
korporacyjnym sformatowaniem
umysłów. Dziś – to znaczy w
czasie powolnego wybudzania
społeczeństwa z
„farmakologicznej śpiączki”,
połączonego z lękiem, co i jak w
przyszłości zadziała? Dziś – to
znaczy w niedzielę Dobrego
Pasterza, kiedy to staje przed
nami Jezus Chrystus, jako jedyna
brama dla owiec, prowadząca do
prawdziwie bezpiecznej
rzeczywistości (J10,1-10).
-
- Ojcze mój! twa łódź
-
Wprost na most płynie –
-
Maszt uderzy! … wróć…
-
Lub wszystko zginie.
-
-
Patrz! Jaki tam krzyż,
-
Krzyż niebezpieczny –
-
Maszt się niesie w z-wyż,
-
Most mu poprzeczny - -
-
-
-Synku! trwogi zbądź;
-
To znak – zbawienia;
-
Płyńmy! bądź co bądź –
-
Patrz jak? się
zmienia…
-
-
Oto – wszerz i w z-wyż
-
Wszystko to samo.
-
- Gdzież się podział k r z y ż?
-
- Stał się nam bramą
-
Ten wiersz napisany w 1866 roku,
to dwa nakładające się na siebie
obrazy. Pierwszy to Kościół Boży
– łódź „Ojca mojego”, w której
jesteśmy. Masztem łodzi jest
Jezus „z-wyż” – z wysoka, z
nieba zstępujący, by nas wzwyż –
do nieba pociągnąć. Dzięki temu
masztowi, łódź ma żagiel, a więc
możliwości płynięcia. Kiedy
jednak zbliża się most, pojawia
się problem. Krzyż, który
powstaje według praw
perspektywy, z pionowej linii
masztu i poziomej linii,
zbliżającego się mostu, wydaje
się niebezpiecznym. W miarę
zbliżania się krzyż znika, a
most staje się bramą.
-
Ta genialna symbolika, ukazuje
prawdę o Kościele w świecie
pojętym jako łódź Ojca
Niebieskiego i o kluczowej w nim
roli Jezusa Chrystusa. Jest ona
nie tylko wynikiem twórczej
wizji, lecz przede wszystkim,
osobistego doświadczenia wiary
Norwida, który miał odwagę wraz
z Zygmuntem Krasińskim, stanąć
po stronie atakowanego papieża
Piusa IX podczas zamieszek w
Rzymie w 1848 roku.
-
Ten utwór ma jeszcze jeden
wymiar. Dotyka podstawowej
relacji wychowawczej – ojciec i
syn. Są razem w jednej
łodzi. Rozmawiają ze sobą.
Ojciec daje synowi poczucie
bezpieczeństwa oparte na relacji
z Jezusem i potrafi o tym
opowiedzieć, wykorzystując,
wydawałoby się, zupełnie
prozaiczną sytuację. Taka prosta
szkoła postrzegania szansy w
problemach. Jest to możliwe
dzięki relacji z Chrystusem.
Tylko i tylko wtedy z Nim i
przez Niego, zawsze obecne w
naszym życiu krzyże
przekształcają się w bramy.
-
Im jestem starszy, tym bardziej
jasno i bezkompromisowo to
widzę.
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Czy jesteś na drodze do wolności?
-
(Łk 24, 13-35)
-
Gdzie leży Emaus? Trudno dziś
ustalić z całą pewnością
położenie tej ewangelicznej
miejscowości. Ten pozorny kłopot
daje nam znakomitą szansę na
przeżycie spotkania z Jezusem na
drodze własnego życia, które
zmierza do naszego Emaus.
-
„Rozmawiali oni z sobą o tym
wszystkim, co się wydarzyło” I
można po ludzku powiedzieć:
„wywołali wilka z lasu”. Główny
bohater omawianych wydarzeń
dołączył się do nich. Czyli,
warto było o Nim mówić. Nie
poznali Go wprawdzie, ale
zaakceptowali Jego obecność.
Smutni, ale szczerzy,
opowiedzieli o wydarzeniach w
Jerozolimie i o tym, jak Ten, w
którym położyli nadzieję, ich
zawiódł: „A my spodziewaliśmy
się, że On właśnie miał wyzwolić
Izraela”. I dali
towarzyszowi drogi, jasny
przekaz, że ten zawód, to nie
spełnienie ich wizji i oczekiwań
było tak wielkie, iż nawet
informacje o Jego
zmartwychwstaniu nie
zrobiły na nich większego
wrażenia. Pojęcie
zmartwychwstania było dla nich
wielką abstrakcją,
doświadczenie śmierci
dramatycznym przeżyciem, a
religijno-polityczne nadzieje,
fiaskiem. Postanowili więc
powrócić do dawnego życia.
-
Na drodze do naszego Emaus,
przeżywamy podobne rozczarowania
płynące z tego, że Jezus nie
spełnił naszych ziemskich
oczekiwań, czy pobożnych
wyobrażeń. Jeśli jest w nas
dobre serce i szczera chęć
poznania prawdy On się pojawi na
swój niewidzialny sposób.
Wejdzie z nami w dialog i tak
jak wtedy uczniom będzie
tłumaczył, co o Nim jest
napisane w Piśmie Świętym. Na
tym etapie jest ważny nie tylko
umysł, który pozwala uchwycić
logikę Jezusowego dzieła
odkupienia, ale trzeba jeszcze
czegoś więcej. Świetnie
-
to ujęli uczniowie w Emaus: „Czy
serce nie pałało w nas, kiedy
rozmawiał z nami w drodze i
Pisma nam wyjaśniał?”
-
Następny element poznania Jezusa
jest, wydaje się, bardzo
prozaiczny. Kiedy
uczniowie doszli do Emaus,
tajemniczy towarzysz
-
podróży chciał iść dalej. I
pewnie by poszedł, gdyby nie ich
ludzka, serdeczna reakcja:
„Zostań z nami, gdyż ma się ku
wieczorowi i dzień się już
nachylił”. Jezus nigdy nie
zostanie z egoistą niezależnie
od jego wiedzy i znajomości
Pisma Świętego.
-
„Wszedł więc, aby zostać wraz
z nimi. Gdy zajął z nimi miejsce
u stołu, wziął chleb, odmówił
błogosławieństwo, połamał go i
dawał im. Wtedy otworzyły się im
oczy i poznali Go, lecz On
zniknął im z oczu”. To nie
przypadkowo w tym momencie mogli
poznać całą prawdę. Przy stole,
przy błogosławieństwie i łamaniu
chleba rozpoznali
Zmartwychwstałego Pana. Dla nas
jasne odniesienie do
Eucharystii. Tu jest czas i
przestrzeń pełnego poznania
Jezusa.
-
Dlaczego zniknął?
-
Zniknął, ponieważ zostawił im
wolność. Mogli spożyć
posiłek, udać się na spoczynek i
wrócić do domu. W swej wolności
-
zadecydowali inaczej. W tej
samej godzinie, nie zważając na
późną porę i 11- kilometrową
odległość, ruszyli do
Jeruzalem,
-
do wspólnoty, do Kościoła.
-
Może to i czas na moją
świadomą i wolną decyzję?
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Rany Boskie
-
(J 20,19-31)
-
W nowej sytuacji, w której
aktualnie jesteśmy, wiele pytań
Bóg stawia nam po raz kolejny,
prowokując do szukania
pełniejszej
-
na nie odpowiedzi. Bóg pyta nas:
- czy wierzymy w
zmartwychwstanie Jezusa
Chrystusa? – Dlaczego
zmartwychwstały Jezus pokazuje
rany? – Jak się ma bycie we
wspólnocie Kościoła do
indywidualnego aktu wiary?
Próba odpowiedzi na te pytania
może nam jeszcze bardziej
przybliży tajemnicę Miłosierdzia
Bożego i wskaże sposób wejścia w
jego przestrzeń.
-
Klucz do odpowiedzi daje nam
papież senior Benedyk XVI,
analizując spotkanie
zmartwychwstałego Pana ze
sceptycznie nastawionym św.
Tomaszem. Benedykt zwraca uwagę
na fakt, że Apostoł mógł dotknąć
ran, a przez to dokonać
identyfikacji Jezusa z Nazaretu,
przekraczającej ludzkie
doświadczenie. Wynik tej
identyfikacji Tomasz ogłosił
niezmiernie precyzyjnie: „Pan
mój i Bóg mój!”
-
Jezus wziął swoje rany do
wieczności. Jest poranionym
Bogiem, albowiem pozwolił się z
miłości do nas poranić.
Jego rany są znakiem,
niesłychanie wyraźnym znakiem,
przez który Syn Boży komunikuje
nam prawdę niesłychanie ważną, a
mianowicie, że On nas rozumie.
Jezus pozwala nam nieustannie
się ranić i nieustannie dotykać.
Nie tylko więc Tomasz wtedy, ale
i ja dzisiaj mogę tych
Jezusowych ran dotknąć.
Mogę dokonać identyfikacji
Jezusa przekraczającej ludzkie
możliwości i tak jak Tomasz
odpowiedzieć:
-
„Pan mój i Bóg mój!”
-
Znakomicie papież Benedykt XVI
zwrócił uwagę na wiarygodność
tej weryfikacji. Kiedy ona jest
u ucznia rzeczywiście szczera,
-
to wtedy jest on gotowy na
przyjmowanie zranień dla Jezusa.
Wyznacza to bardzo konkretny
kierunek pracy nad sobą, dzięki
której Miłosierdzie Boże
będziemy nieustannie zgłębiać i
praktycznie głosić.
-
Warto zwrócić uwagę na jeszcze
jeden istotny szczegół. Jezus
sprowokował spotkanie ze
sceptycznym Tomaszem we
wspólnocie, a nie poza nią.
Zmartwychwstały Jezus,
zachowując indywidualne relacje,
zbiera uczniów we wspólnocie, w
której wszyscy są fizycznie
obecni, a On zmartwychwstały
stanowi jej niekwestionowany
zwornik. Trwanie we
wspólnocie wokół
zmartwychwstałego Pana
przemienia myślenie, ustawia
wartości, otwiera na Ducha
Świętego i pozwala wychodzić do
swoich normalnych zadań z
zupełnie inną skutecznością.
Tu tkwi najgłębszy sens trwania
w Eucharystii. Bez niej Kościół
przestałby istnieć. Warto
może w tym osobliwym
-
czasie, to sobie jeszcze raz
dobrze przemyśleć.
Ks.
Lucjan Bielas
|
-
Zanim wrócisz do życia, wejdź do
grobu!
-
Św. Jan w swej Ewangelii daje
nam niesamowite świadectwo
ewolucji aktu wiary. Miała ona
miejsce w jego umyśle, w jego
sercu, w jego życiu, a zapisał
ją na kartach Ewangelii, aby
pomóc nam w kształtowaniu aktu
wiary. Wiara nie jest czymś
stabilnym. Jest łaską, o którą
możemy Boga prosić, jest relacją
z Nim, którą możemy pogłębiać.
Wiarę możemy zaniedbać, a nawet
ją utracić.
-
Zapewne wszyscy Apostołowie i
osoby bliskie Jezusowi, wtedy
1990 lat temu, przeszły
przez pusty Jego grób. Wyjątek
stanowiły dwie osoby: Judasz i
Matka Jezusa. Judasz, który zbyt
mało kochał, a co za tym idzie,
mało zrozumiał i nie poradził
sobie z własnym grzechem,
doświadczenia pustego grobu
Mistrza nie doczekał. Maryja
bardzo kochała i dzięki temu jej
wiara i rozumienie wydarzeń było
tak wielkie, że nie
potrzebowała doświadczenia
pustego grobu Syna. Katechizm
stwierdza, że to ona przenosi
wiarę Kościoła od krzyża do
grobu Jezusa. Byłoby aż dziwne,
gdyby tam poszła i sprawdzała.
Zmartwychwstały Jezus również, a
może przede wszystkim o Niej
powiedział: „Błogosławieni,
którzy nie widzieli, a
uwierzyli” (J 20,29).
-
Nam jednak przejście przez pusty
grób Jezusa jest konieczne. Nie
chcemy iść drogą Judasza, a do
Maryi jest nam daleko. Jak nigdy
dotąd nasze pokolenie nie miało
takiej okazji, aby tak świadomie
i owocnie tego przejścia
dokonać.
-
Lęk zmieszany z
odpowiedzialnością każe nam
pozostać w domu, a budzące
się u wielu z nas pytanie o sens
tego globalnego doświadczenia,
prowadzi myśl naturą
rzeczy w przestrzeń wiary. To
dla tych właśnie, którzy w
dzisiejszą Uroczystość
Zmartwychwstania Pańskiego nie
mogą być w świątyni, to
zaproszenie do przejścia przez
pusty grób wraz św. Janem,
Piotrem Marią Magdaleną i innymi
ma szczególne przesłanie.
-
Może więc warto na chwilę
wyłączyć telewizor, komputer i
telefon, otworzyć Ewangelię
według św. Jana i wraz z nim
wejść do grobu Jezusa. Ponieważ
to doświadczenie było dla
Ewangelisty kolejnym ważnym
etapem kształtującym jego akt
wiary, warto przewertować całość
zapisanej przez niego Ewangelii.
Wychwyćmy kluczowe punkty, a
szczególnie te fragmenty, które
czytaliśmy w poszczególne
niedziele Wielkiego Postu. Nie
przypadkowo w czasie pandemii i
grożącego niebezpieczeństwa
choroby i śmierci, Kościół nimi
żył.
-
Przeżyjmy raz jeszcze wraz z
Janem jego powołanie
na Apostoła i towarzyszenie
Jezusowi. Co słyszał? Co
widział? Jakie miał osobiste
ambicje? Jak rozumiał
słowa i działa Mistrza? Bądźmy z
nim świadkami
przemienienia Jezusa na Górze
Tabor. Posłuchajmy jeszcze raz
rozmowy Jezusa z Samarytanką,
bądźmy świadkami uzdrowienia
ślepca, zobaczmy wychodzącego z
grobu Łazarza. Zasiądźmy przy
stole na Ostatniej Wieczerzy,
próbujmy pomodlić się z Jezusem
na Górze Oliwnej, stańmy
pod Jego krzyżem. Złóżmy
Go w grobie, weźmy Maryję do
siebie i dopiero wtedy możemy
wejść do pustego grobu Jezusa.
Tu już nie ma straży, nie ma
kamienia i pieczęci. Tak jak Jan
nie wchodźmy sami, tylko z
Piotrem. Tylko z Piotrem! Choć
zwykle na niego trzeba poczekać.
Wtedy popatrzmy na nieme świadki
zmartwychwstania, na płótna, a
one do nas przemówią. Łazarz
wyszedł z grobu związany, a
Jezus bez rozwiązywania po
prostu zmartwychwstał.
-
Kiedy z Janem pójdziemy za
Jezusem, kiedy z nim wejdziemy w
rzeczywistość pustego grobu
Mistrza, wyjdziemy do życia
inni. Inni, bo z pogłębioną
wiarą.
Ks. Lucjan
Bielas |
-
Kto to jest?
-
(Mt 21,1-11)
-
Niedziela Palmowa roku 2020
zostanie nam na długo w pamięci.
Może jak nigdy dotąd, znajdując
się w swoistego rodzaju
„areszcie domowym”, mamy
pragnienie, aby wyruszyć w
tradycyjnej procesji, niosąc
palmy. Ta nowa sytuacja jest nam
dana może i po to, aby z większą
świadomością otworzyć się na
Chrystusa i tak jak prawie
2000 lat temu w Jerozolimie,
wraz z tamtejszym tłumem
radośnie zaśpiewać: „Hosanna
Synowi Dawida. Błogosławiony,
który przychodzi w imię Pańskie.
Hosanna na wysokościach”. Może
to pragnienie i te refleksje
obudziły się nawet u tych,
którzy rozpędzili się w pracy, w
zarabianiu, w nauce ,
w budowaniu, w handlowaniu, w
rozlicznych wyjazdach i we
wszelkich, wydawało się wtedy,
koniecznych zajęciach.
-
Czy otwarcie się na Chrystusa,
to tylko jeden ze sposobów
przywracania spokoju ducha w
zawirusowanym świecie? Ma być
ono ucieczką do dawnych
wspomnień, żeby teraz w
zawirusowanej głowie nie dostać
przysłowiowego „ku ku”? A może w
tym wszystkim idzie o jeszcze
coś więcej?
-
Warto szukać odpowiedzi na to
pytanie, ale tylko z Bogiem.
Wirus wymknął się spod kontroli
człowieka, ale na pewno nie
wymknął się spod kontroli Boga.
Szukanie odpowiedzi tylko w
ludzkiej przestrzeni, jest więc
nieporozumieniem.
-
2000 lat temu Jezus, wjeżdżając
do Jerozolimy, zadbał o
uroczysty charakter tego czynu.
Miał wolę, aby ten wjazd stał
się wyraźnym znakiem nie tylko
dla Jemu współczesnych, ale dla
wszystkich i po wszystkie czasy.
1000 lat wcześniej Jego
praojciec Dawid zdobył to miasto
i wjechał doń uroczyście,
przelewając krew obrońców. Jezus
zdobywa to miasto, które ma
znaczenie symboliczne dla całego
świata, przelewając własną krew
jako prawdziwy człowiek i
objawiając Boską miłość i moc,
jako prawdziwy Bóg. Za
chwilę przecież zacznie się Jego
męka, śmierć i ZMARTWYCHWSTANIE!
W historii świata nie ma i nie
będzie bardziej przełomowego
wydarzenia.
-
Jezus tych, którzy Go przyjmą,
pragnie wyzwolić od wszelkiego
rodzaju spętania, od bałaganu
moralnego, lęku i niepokoju, od
wszelkich chorych relacji,
słabości, bezsensu życia,
pogubienia, świadomości
marnowanego i uciekającego
czasu. I tak jak wirus ze swoim
niepokojem i śmiercią, Jezus
wchodzi z pokojem i życiem.
Wchodzi jeszcze głębiej i
jeszcze skuteczniej. To Jemu
mogę zawierzyć wszystko,
największą moją głupotę i
podłość, przyjąć Jego
przebaczenie i z całą
odpowiedzialnością przyjąć Jego
polecenie: „Idź i odtąd nie
grzesz!”. Tak ma się zmieniać
świat na Jego królestwo, przez
moje nawrócenie.
-
To nie przypadek, że pandemia
nastąpiła w czasie Wielkiego
Postu i świąt Wielkanocy. Wiemy
już, że po jej ustaniu świat
będzie wyglądał inaczej. Czy
gorzej?
-
Dziś Jezus staje przed światem
jak wtedy przed bramami
Jerozolimy. Nie chce ofiar,
chce, aby z Jego ofiary świat
skorzystał. Bo doskonalszej
ofiary nie ma i nie będzie.
-
Gdy wjechał do Jerozolimy,
poruszyło się całe miasto, i
pytano: „Kto to jest?” A tłumy
odpowiadały: „To jest prorok
Jezus z Nazaretu w Galilei”.
-
Pytano, bo wielu pielgrzymów
widziało Go po raz pierwszy. Ci
zaś którzy Go znali, tak jak
potrafili, odpowiadali. To
pytanie świata i odpowiedzi
uczniów, ten niesamowity dialog
trwa i trwał będzie. Dziś,
w Niedzielę Palmową 2020 roku
otaczający mnie świat pyta mnie
katolika: „Kto to jest?” Kto to
jest Ten, o którym tym
głośniej krzyczysz, im bardziej
zabrania ci się pójść do
kościoła?
Ks.
Lucjan Bielas |
-
Szczęść Boże,
-
W ten trudny dla nas czas
pełnego zamknięcia i izolacji
przed zarazą, w czas niepokoju i
lęku niech, Pan Bóg błogosławi i
wspiera.
-
Dziś mija 15 lat od pamiętnego
czasu odchodzenia do Domu Ojca
świętego papieża Jana Pawła II.
Pamiętamy ten czas wielkiej
modlitwy, refleksji, spokoju,
ciszy i wspólnoty. Świat nigdy w
takiej skali nie przeżywał
cierpienia i śmierci człowieka,
doświadczanych jako przejście do
innej, lepszej rzeczywistości,
przedziwnie dla wszystkich
otwartej. Po tej śmierci
Świętego świat stał się trochę
inny i Polska stała się trochę
inna. Stawiamy sobie pytanie:
gdzie tkwiła siła życia i
śmierci Jana Pawła
II? Odpowiedź jest jedna: w
przyjęciu przez niego Jezusa
Chrystusa.
-
Przeżywamy teraz zupełnie dla
nas nową sytuację i to
ogólnoświatowym wymiarze.
Odwieczny „taniec” życia i
śmierci nabrał tempa, mimo
uwięzienia nas w domach i
podjęcia wszystkich koniecznych
ograniczeń. Jest on obecny nie
tylko w medialnych
doniesieniach, dramatycznych
statystykach, ale i w naszych
głowach.
-
Dziś przez wstawiennictwo
św. Jana Pawła II, papieża,
który jak żaden inny następca
św. Piotra ogarniał świat,
prośmy o Miłosierdzie Boże dla
nas i całego świata.
-
Za jego zaś przykładem
przyjmijmy do naszego „aresztu
domowego” i naszych
niespokojnych umysłów i serc,
Jezusa Chrystusa. Św. Jan
Paweł był człowiekiem
Eucharystii, Słowa Bożego i
zawierzenia Maryi przez modlitwę
różańcową.
-
Przez duchową Komunię Świętą i
Słowo Boga możemy Chrystusa
nieustannie zapraszać do naszych
domów, rodzin, bliskich; aby
jego obecność pomagała nam w
przetrwaniu tego czasu zarazy, a
potem, jeśli Pan Bóg pozwoli nam
przetrwać, w odnalezieniu się w
nowej ludzkiej rzeczywistości,
która nastanie po epidemii.
-
Dziś, w godzinę śmierci Świętego
Papieża, o godz. 21.37 zapalmy
świece, które są symbolem
wspólnoty, miłości i ciepła,
postawmy je w swoich oknach i
czuwajmy, aby podkreślić naszą
wspólnotę.
-
Proszę Was wszystkich o wspólną
modlitwę.
-
Przesyłam adres strony
internetowej parafii Jaworzno
Szczakowa, w której podczas
codziennych Mszy św.,
sprawowanych o godz. 18.00,
głoszę Słowo Boże na ten trudny
czas.
Ks. Lucjan
|
-
Człowiek w sytuacji granicznej
-
jest takim, jakim jest
rzeczywiście. Można to spokojnie
powiedzieć za Karlem Jaspersem.
W trudnych chwilach, a
szczególnie wtedy, kiedy ludzkie
życie jest zagrożone, spadają
maski. Objawia się cała naga
prawda o nas i naszych
relacjach. Im większe
zagrożenie, tym więcej prawdy o
nas.
-
Jezus trzymał się z dala od
Judei, gdzie zamierzano Go zabić
(por. J 11, 1-45). Kiedy dotarła
do Niego informacja o chorobie
przyjaciela Łazarza, zgodnie z
Boską logiką, a narażając swoje
ludzkie życie, rusza w drogę.
Opisane przez Jana wydarzenie
ujawnia cudowną relację między
dwiema naturami w Jezusie, boską
i ludzką. Zaistniałe dialogi
pokazują jak bardzo Jezus, jako
prawdziwy człowiek, zachowując
ludzką wrażliwość i roztropność,
rozeznawał i akceptował wolę
Niebieskiego Ojca. To była i
Jego wola, jako Syna Bożego w
całej boskiej naturze. Jako
prawdziwy człowiek przeżywa
chorobę i śmierć przyjaciela i
nic z ludzkiego wzruszenia,
włącznie ze łzami, nie jest mu
obce. Jako prawdziwy Bóg może,
stojąc przy grobie zmarłego
Łazarza, powiedzieć do jego
siostry Marty: „Ja jestem
zmartwychwstaniem i życiem. Kto
we Mnie wierzy, to choćby umarł,
żyć będzie. Każdy, kto żyje i
wierzy we Mnie, nie umrze na
wieki”. Jako prawdziwy Bóg
kazał Łazarzowi wyjść z grobu,
co też on uczynił mimo faktu, że
był tak związany, iż po ludzku
nie mógł chodzić, a twarz miał
zawiniętą chustą.
-
W relacji z Jezusem znakomicie
rozwinęła się Marta, siostra
Łazarza i Marii. Ta energiczna,
praktyczna i zapobiegliwa
kobieta, którą Jezus przy pewnej
wizycie lekko napomniał za
zbytnie zatroskanie, teraz jawi
się jako bardzo dojrzała w
wierze (por. Łk 10,38-42).
Śmierć brata, przykład Marii, a
przede wszystkim spotkanie z
Jezusem sprawiają, że zachowując
swój charakter i osobowość,
pozwoliła łasce Bożej na
kapitalną przemianę. To już
zupełnie inna, choć ta sama
Marta.
-
Dla uczniów Jezusa, u których
miłość do Niego okazała się
większa niż lęk o życie,
doświadczenie wskrzeszenia
człowieka, którego ciało było
już w rozkładzie, miało
kolosalne znaczenie. To był
jeden z podstawowych elementów
ich przygotowania na nadchodzące
godziny próby.
-
Dla przyjaciół Łazarza i Jezusa
to wskrzeszenie musiało być
źródłem podwójnej radości. Po
pierwsze Łazarz wrócił. Po
drugie Jezus dał nadzieję na to,
co jest największą troską
człowieka – na pokonanie bariery
śmierci.
-
Dla wrogów o sercach pełnych
złej woli, była to kropla
przelewająca czarę nienawiści.
Postanowiono zabić Jezusa i
Łazarza.
-
Jesteśmy na progu trudnej
sytuacji, która przekształca się
w „graniczną”. Coraz bardziej
weryfikują się nasze postawy i
nasze relacje. Tak jak
zagrożenie śmiercią jest
oczywiste, tak obecność Jezusa
jest oczywista. Nam szukającym
na różne sposoby ratunku stawia
pytanie tak, jak przy grobie
Łazarza postawił Marcie:
„Każdy, kto żyje i wierzy we
Mnie, nie umrze na wieki.
Wierzysz w to?”
-
Odpowiedź na to pytanie Jezusa
można udzielić swoim życiem, tak
jak to uczyniła Marta.
Deklaracje i puste słowa, choćby
najpiękniejsze, nie wystarczą.
Same długie modlitwy nie
wystarczą. Może w walce z
wirusem trzeba również zmienić
swoje życie i to radykalnie. Nie
tylko zadbać o higienę, ale
powrócić do nauki Jezusa. To On
jest Panem życia i śmierci i
chyba najwyższy czas, żeby
śmiertelni to zrozumieli.
Ks.
Lucjan Bielas |
MODLITWA DLA INTELIGENTNYCH I
SKUTECZNYCH
RÓŻANIEC
-
Ten tytuł, to
nie tani chwyt reklamowy. Taka
jest prawda. Rzecz dotyczy
bowiem modlitwy trudnej, a
zarazem praktycznej; na pozór
monotonnej, ale tak naprawdę
pogłębiającej wiarę, wiedzę i
inteligencję człowieka.
Skuteczność tej modlitwy jest
nieograniczona. Oczywiście
zależy ona w pierwszym rzędzie
od wiary tego, który się modli.
Nie bez znaczenia jest też
specyficzna struktura Różańca,
ale nade wszystko działa
wstawiennictwo Najświętszej
Maryi Panny.
-
Różaniec jest
modlitwą wpisaną w życie Jezusa
i Maryi od Zwiastowania aż do
jej ukoronowania przez Syna na
Królową Nieba i Ziemi.
Dwadzieścia tajemnic - to przede
wszystkim punkty refleksji,
które nie tylko są zakorzenione
w Piśmie Świętym, ale znakomicie
wpisują się w nasze codzienne
życie. W tak pojętej modlitwie
odmawianie Różańca to nie
przysłowiowe „klepanie
zdrowasiek”, ale traktowanie
ich, jako cudowne tło do
prowadzenia medytacji związanej
z daną Tajemnicą. Nie jest to
łatwe, ale za to jest
niezmiernie owocne. Po pierwsze
trzeba nieustannie pogłębiać
swoją znajomość Nowego
Testamentu, a głównie tych
fragmentów, które są związane z
poszczególnymi Tajemnicami. Po
drugie, dokonywać aplikacji tych
tekstów w nasze życiowe
sytuacje. I tak np. podczas
odmawiania Tajemnicy
Zwiastowania, przypominamy sobie
jej ewangeliczny opis i możemy
np. rozważać misterium wcielenia
Syna Bożego, ale również uczyć
się od Maryi odwagi podejmowania
życiowej misji, umiejętności
stawiania Bogu pytań, postawy
służebnicy Pańskiej, a od Anioła
Gabriela trudnej sztuki uczciwej
negocjacji.
-
Tak pojęty
Różaniec jest prawdziwą szkołą
życia i jedną z
najskuteczniejszych modlitw,
ponieważ przywołujemy w niej,
jako nauczycielkę i
wstawienniczkę Tę, którą sam
Jezus dał nam za Matkę.
-
Jednym z
najbardziej skutecznych Polaków
w historii naszego narodu był
św. Jan Paweł II. Osobiście
związany z modlitwą różańcową,
każdemu, kto go odwiedzał, dawał
w prezencie Różaniec. Tenże
Papież widział w różańcu
szczególnie skuteczne narzędzie
w walce z szatanem. W naszych
trudnych i niejednokrotnie
niezrozumiałych sytuacjach warto
i o tym pamiętać.
-
Mamy również
możliwość dedykowania
poszczególnych dziesiątków
Różańca w różnych intencjach.
Przez nie, to nasze tu i teraz,
łączymy z przesłaniem
poszczególnych Tajemnic, co
sprawia, że stają się one
mądrością i mocą.
-
Tak byłoby
idealnie, ale proza życia jest
często inna. Zmęczenie, gonitwa
myśli, zabieganie, sprawiają, że
często nasza modlitwa różańcowa
jest bardziej lub mniej
okaleczona. Nieraz sprowadza się
tylko do modlitwy ust. Bóg
jednak widzi naszą intencję,
naszą dobrą wolę, przyjmuje nasz
wysiłek i czas, który na pewno
nie jest czasem straconym.
-
-
Jeżeli coś
powstało we Francji po rewolucji
i wojnach napoleońskich i
zjednoczyło na modlitwie niemal
od razu 2,5 mln ludzi, a
skuteczność tego nie zmalała do
dziś, to trzeba na to zwrócić
uwagę.
-
„Żywy
Różaniec”
jest wspólnotą osób, które w
duchu odpowiedzialności za
Kościół i świat
i w wielkiej
prostocie otaczają modlitewną
opieką tych, którzy najbardziej
jej potrzebują i są wskazani
zwłaszcza w Papieskich
Intencjach Apostolstwa Modlitwy.
Modlitwa różańcowa, powszechnie
znana i wielokrotnie polecana
przez papieży, zyskała
popularność dzięki wspólnotowej
formie modlitwy, zainicjowanej
przez sługę Bożą Paulinę Jaricot
w Lyonie w 1826 r. Założone
przez nią Stowarzyszenie Żywego
Różańca zatwierdził papież
Grzegorz XVI konstytucją
Benedicentes Domino w 1832 r. W
Polsce praktyka Żywego Różańca
stała się znana już pod koniec
XIX wieku. /…/
Stowarzyszenie to nosi nazwę
„Różańca”, gdyż jego członkowie,
podzieleni na grupy po
dwadzieścia osób, odmawiają go
codziennie, każdy jedną
dziesiątkę, a także dlatego, że
każda grupa składa się z tylu
osób, ile jest tajemnic w
różańcu. Stowarzyszenie
nazywa się „Żywym”, gdyż liczba
osób, które się nań składają,
niejako wprawia je w działanie
poprzez ciągłe recytowanie
modlitw, które czerpią swą
skuteczność z rozważania
tajemnic Jezusa i Maryi, czy to
w celu nawrócenia grzeszników,
czy doskonalenia sprawiedliwych.
Zwie się je „Żywym”, gdyż ci,
którzy go tworzą, są zastępowani
przez kolejnych, gdy ci
umierają, bądź gdy zeń odchodzą.
(Statut Stowarzyszenia „Żywy
Różaniec”)
-
Dwadzieścia
osób, z których codziennie każda
odmawia dziesiątek Różańca,
połączone wspólną wiarą i
intencją modlitwy, tworzą
swoistego rodzaju wspólnotę
religijną. Jest to najwyższy
rodzaj ludzkich relacji,
albowiem zwornikiem jest sam
Bóg, a nie miejsce, sympatie,
upodobania itp. Taka wspólnota,
uczciwie potraktowana przez
każdego jej członka, daje
poczucie bezpieczeństwa we
wszystkich sferach życia.
Uczciwie, to znaczy z pełną
otwartością na Boga i bliźniego.
To, co jednostkę może
przytłoczyć, powalić, zniszczyć,
to dla dwudziestu osób nie
stanowi aż tak wielkiego
problemu. Dotyczy to różnych
ludzkich spraw
z materialnymi
włącznie. Trzeba oczywiście
pamiętać, że miłość wychodzi
naprzeciw rzeczywistym
potrzebom, a nie banalnym
zachciankom.
-
Praktyczne uwagi dotyczące
funkcjonowania Żywego Różańca
Lotników.
-
-
Stanowimy grupę 20 osób, z
których każda przez miesiąc
odmawia codziennie jeden
dziesiątek Różańca, rozważając
przypadającą na nią w tym
miesiącu, tajemnicę. I tak
codziennie wspólnie odmawiamy
cały Różaniec w jego 20
tajemnicach. Z pierwszym dniem
nowego miesiąca następuje zmiana
tajemnic, czyli przesuwamy się
do następnej tajemnicy. Przez
Whats App, na którym jest
utworzona „grupa różańcowa”,
otrzymujemy od koordynatora
przypomnienie tajemnicy oraz
spis intencji. Przy odmawianiu
„swojego dziesiątka” wzbudzamy
ogólnie intencje, o które
współbracia z Róży prosili, albo
noszą je w sercu. Jeśli jest
intencja, którą pragniemy
wyjawić, to przesyłamy do osoby
koordynującą różę.
-
Jezus powiedział do swoich
uczniów: „Jeśli dwóch z was
na ziemi zgodnie o coś prosić
będzie, to wszystko otrzymają od
Ojca, który jest w niebie. Bo
gdzie są dwaj albo trzej zebrani
w imię moje, tam jestem pośród
nich” (Mt 18, 19-20).
Ks. Lucjan Bielas
Kontakt dla odważnych
Ks. Lucjan 602 76 54 67
-
Tajemnica Grobu Nieznanego
Żołnierza.
-
Kiedy
dojrzała decyzja o wybudowaniu w
Warszawie, Grobu Nieznanego
Żołnierza drogą uroczystego
losowania pobojowiska wybrano
Lwów. 29 października 1925 roku,
na Cmentarzu Orląt Lwowskich
otwarto trzy groby. Wydobyto
trzy trumny z ciałami
bezimiennych żołnierzy. Wyboru
jednej z nich miała dokonać
Jadwiga Zarugiewiczowa, matka
Konstantego, który był jednym
z obrońców Lwowa, i śmiertelną
ofiarą wojny
polsko-bolszewickiej, a którego
grobu nie udało się odnaleźć. We
wskazanej przez nią trumnie
znajdowały się zwłoki młodego
żołnierza, którego wiek, lekarz
obecny przy ekshumacji określił,
na 14 lat. Miał przestrzeloną
głowę i nogę. Był ochotnikiem,
ponieważ nakryciem jego głowy
była maciejówka z orzełkiem, a
nie jak w regularnym wojsku,
rogatywka. Ekshumowane ciało w
nowej sosnowej trumnie zostało
uroczyście przewiezione do
Warszawy, gdzie miało spocząć w
przygotowanym Grobie Pomniku
Nieznanego
Żołnierza.
-
2 listopada
1925 roku, ze wszystkimi
honorami w asyście najwyższej
rangi oficjeli, została w
katedrze warszawskiej przy
trumnie nieznanego żołnierza ze
Lwowa, odprawiona Msza św.
Eucharystię sprawował kard.
Kakowski, natomiast
kazanie wygłosił ks.
Antoni Szlagowski. Do historii
przeszły wypowiedziane wtedy
słowa:
-
Kim jesteś
ty? Nie wiem. Gdzie dom twój
rodzinny? Nie wiem. Kto twoi
rodzice? Nie wiem i wiedzieć nie
chcę i wiedzieć nie będę, aż do
dnia sądnego. Wielkość Twoja w
tem, żeś nieznany.
-
W bratniej,
wspólnej mogile zagubił imię,
zagubił rodzinę, spadło z niego,
co osobiste, z grobu narodził
się na nowo, z grobu, gdyby z
matki-ziemi, wyszedł nieznany,
zapomniany, bezimienny [...]
-
Czymże na
Boga jesteś, szary żołnierzu,
zapomniany, bezimienny?
-
Ty jesteś
odwieczny geniusz bojowy narodu,
zowiesz się Męstwo, ty jesteś
niespożyta, niezmożona moc
ideałów narodowych, zowiesz się
Poświęcenie. Ty jesteś wszech
zwycięska niepodległość ducha
narodowego, zowiesz się Wolność.
-
Nazywasz
się Milion, bo miliony złożyły w
tobie swe ukochania i swe
katusze. Nazywasz się Milion, a
imię twoje czterdzieści i
cztery, a życie twoje trud
trudów, sława, sława, sława.
-
Grób
Nieznanego Żołnierza jest do
dziś niesłychanie mocnym znakiem
historii naszej Ojczyzny,
oddania i miłości Polaków, a
także i wiary.
-
Dlaczego i
wiary?
-
W jednej z
moich prywatnych rozmów z ks.
Stanisławem Bizuniem, byłym
wykładowcą katechetyki i
wicerektorem rektorem Seminarium
Duchownego we Lwowie i można
powiedzieć bardzo wiarygodnym
świadkiem opisanych wydarzeń
dotyczących ekshumacji,
stwierdził, że w kieszeni
nieznanego młodego żołnierza
znaleziono jedną jedyną rzecz –
różaniec.
====================================================================================== |
-
Epidemia, a logika niewidomego.
-
(J 9, 1-41)
-
Kiedyś przegrałem z niewidomym w
szachy, a głupi przecież nie
jestem. To była bardzo bolesna
szkoła pokory z jednej, szacunku
-
dla inteligencji z drugiej
strony, a przede wszystkim
podziwu dla Boga Stwórcy. Ten
niewidomy był jednym z
najbardziej pogodnych ludzi,
których w życiu spotkałem.
-
To nie przypadek, że dziś
spotykamy się z wybitnym
przedstawicielem światowej
społeczności niewidomych.
Pytanie postawione
-
przez uczniów na początku
dzisiejszej Ewangelii wybrzmiewa
na różne sposoby i przy różnych
okolicznościach po dziś dzień:
„Rabbi, kto zgrzeszył, że się
urodził niewidomy – on czy jego
rodzice?” Jezus ma trzecią
możliwość: „Ani on nie
zgrzeszył, ani rodzice
-
jego, ale stało się tak, aby
się na nim objawiły sprawy
Boże”.
-
Kiedy w przeszłości ludzie
szukali winnych za epidemię
dżumy, w swych ograniczonych
możliwościach i ciasnocie
myślenia
-
do jednego zła dodawali następne. W majestacie prawa i czystości sumień
dokonywano pogromów mniejszości, które miały
-
być przyczyną nieszczęścia. Czy
świat jest dziś mądrzejszy? Tego
jeszcze nie wiemy?
-
A Jezus zrobił coś w ludzkiej
logice bez sensu ani nic
eleganckiego, ani higienicznego.
Błoto ze śliny, którym obłożył
oczy
-
niewidomego od urodzenia. Po
dokonaniu tej osobliwej
czynności posłał go do sadzawki
Siloam, aby się obmył. Niewidomy
miał znakomitą orientację w
terenie i zaufanie do Jezusa.
Zrobił więc to, co mu Ten
polecił i wrócił, widząc.
Człowiek, który miał ogląd
świata tylko w swoistego rodzaju
wirtualnej rzeczywistości,
zobaczył go po raz pierwszy w
realu. Nikt by się nie zdziwił
gdyby widzący niewidomy stracił
głowę. Tymczasem on wrócił do
Tego, który mu to uczynił,
do Jezusa. I wszystkie następne
doświadczenia tylko umocnią go w
relacji z Jezusem. Doświadczenia
z pogubionymi sąsiadami i z
przestraszonymi rodzicami. I
jakże ostre
-
spięcie z opętanymi złą wolą
przedstawicielami Świątyni.
-
Dlaczego niewidomy zdał egzamin?
-
Miał bowiem prostą logikę,
której dał wyraz w dyskusji z
faryzeuszami, którzy chcieli
zdyskredytować boskie
pochodzenie Jezusa.
-
Na ich zarzuty odparł: „Od wieków nie słyszano, aby ktoś otworzył oczy
niewidomemu od urodzenia. Gdyby ten człowiek
-
nie był od Boga, nie mógłby
nic uczynić”.
-
Ta logika doprowadziła
uzdrowionego do wyznania wiary w
Jezusa Syna Człowieczego i
oddania Mu pokłonu co było
jasnym
-
uznaniem Jego Bóstwa.
-
Znamienne słowa Jezusa wtedy
wypowiedziane wobec faryzeuszów:
„Przyszedłem na ten świat, aby
przeprowadzić sąd,
-
żeby ci, którzy nie widzą,
przejrzeli, a ci, którzy widzą,
stali się niewidomymi”.
-
Zaraza tym różni się od innych
nieszczęść, że przed nią nie
można się schować. Możesz być
nie wiadomo jak odizolowany
-
i zabezpieczony, a i tak nie
masz pewności. Nawet jak wczoraj
przeszedłeś najlepsze badania,
dziś nie jesteś już pewny.
-
Ta sytuacja wprowadza
fundamentalne pytania w
kłębowisko naszych myśli i
uczuć, a pośród nich to
zasadnicze: kto zawinił?
-
A Jezus mówi nam, niezależnie
od koniecznych wniosków
praktycznych – stało się tak,
aby na was objawiły się sprawy
Boże!
-
Czy starczy nam logiki i
wiary niewidomego?
Ks. Lucjan Bielas
|
ZAWIRUSOWANE REKOLEKCJE
Zawirusowane rekolekcje:
Jak Jezus pomoże w
czasie epidemii?
Zawirusowane
rekolekcje:
Msza Święta. Epidemia. O
co w tym wszystkim
chodzi?
Zawirusowane
rekolekcje:
Jak modlić się
skutecznie, szczególnie
podczas epidemii?
Zawirusowane
rekolekcje:
Sam sobie nie poradzę
Zawirusowane
rekolekcje:
Czy świat po wirusie
będzie inny?
Franciszek
Matysik
Pozdrawiam
serdecznie
|
-
Światowe rekolekcje dla
wszystkich.
-
Tych odwołać się nie da!
Obecność obowiązkowa!
-
Czas Wielkiego Postu roku
2020 jest szczególny.
Doświadczamy bezradności.
Narasta lęk. Rodzi się coraz
więcej pytań, na
-
które nie ma dobrej odpowiedzi.
Rozpędzony świat musi zwolnić.
Ten rodzaj zagrożenia bowiem
jest inny niż pozostałe
-
nieszczęścia i kataklizmy.
Dotyka każdego z nas i to bardzo
głęboko, do samych podstaw
naszej ludzkiej egzystencji.
-
Dla wielu ta nowa sytuacja jest
wezwaniem do większej
roztropności i
odpowiedzialności, zarówno za
siebie, jak i za drugiego
człowieka. Dla wielu jest
ona wezwaniem do pokory względem
Boga Stwórcy, którego istnienie
uległo zapomnieniu.
-
Może warto, aby te wielkie
światowe rekolekcje wykorzystać
dla pogłębienia więzi z Bogiem i
z bliźnimi. Może trzeba nie
tylko
-
zadbać o swoje zdrowie, o
zakupy, ale i o modlitewną
relację z Bogiem. Oby to był dla
nas czas głębokiego
nawrócenia, czyli zmiany naszego
myślenia i działania na takie,
jakiego Stwórca od nas
oczekuje. Niech kieruje nami
miłość i odpowiedzialność, a nie
strach i egoizm.I
może właśnie w tym duchu udajmy
się na nieprzypadkowe spotkanie,
Jezusa z grzeszną, aczkolwiek
bardzo inteligentną kobietą.Nie
było świadków tego spotkania i
tej rozmowy. To tylko ona,
Samarytanka, mogła jej treść
przekazać zapewne ciekawym
uczniom Jezusa. W tym
poukładanym, wielowiekowym
konflikcie
żydowsko-samarytańskim to
ewangeliczne wydarzenie przy
Studni Jakubowej zaistniało z
nieprawdopodobną mocą. Dzisiaj w
wyjątkowo mocno zaburzonych
relacjach ma ono swoje wyjątkowe
przesłanie.W nietypowej porze
dnia, jak na czerpanie wody, do
studni przychodzi Samarytanka.
Spotyka samotnego Żyda, Jezusa.
-
Dwa światy, mężczyzn i kobiet,
Żydów i Samarytan, świętego i
grzesznicy, rozdzielone jak
zarazą, spotkały się ze sobą jak
w soczewce.
-
Zmęczony i spragniony Jezus,
łamiąc wszelkie bariery, zwraca
się do przybyłej Samarytanki
„Daj Mi Pić!” Prośba Jezusa
była naturalna i dotyczyła wody.
Tymczasem, kobieta przeniosła ją
na inny poziom, na poziom różnic
narodowych i religijnych.
„Jakżeż
-
Ty, będąc Żydem, prosisz
mnie, Samarytankę, bym Ci dała
się napić?”. To pytanie
otwarło nową przestrzeń
dyskusji, którą Jezus
natychmiast wykorzystał: „O,
gdybyś znała dar Boży i
wiedziała, kim jest Ten, kto ci
mówi: Daj Mi się napić,
to prosiłabyś
-
Go, a dałby ci wody żywej”.
Reakcja kobiety była znakomita:
„Panie, nie masz czerpaka, a
studnia jest głęboka. Skądże
więc weźmiesz wody żywej? Czy Ty
jesteś większy od ojca naszego,
Jakuba, który dał nam tę
studnię, i on sam z niej pił, i
jego
-
synowie, i jego bydło?”
Pytanie Samarytanki było
znakomite. Zaczyna dostrzegać w
Jezusie kogoś niezwykłego. On
zaś widząc jej otwartość,
stwierdza: „Każdy, kto pije
tę wodę, znów będzie pragnął.
Kto zaś będzie pił wodę, którą
Ja mu dam, nie będzie pragnął na
wieki, lecz woda, którą Ja mu
dam, stanie się w nim źródłem
tryskającym ku życiu wiecznemu”.
Z jednej strony uświadamiała
sobie absolutną wyjątkowość
Tego, który z nią mówi, z
drugiej zaś nie mogła
przekroczyć pewnej bariery
myślenia. Stąd jej prośba:
„Panie, daj mi tej wody, abym
już nie pragnęła i nie
przychodziła tu czerpać”.
-
W tym miejscu Jezus doprowadza
dyskusję do przełomowego
momentu. Prosząc Samarytankę,
aby przyprowadziła swojego męża,
wchodzi w przestrzenie dla niej,
najbardziej osobiste. Odsłania
się cała prawda o jej
najbardziej ukrytych i trudnych
relacjach. Miała pięciu mężów, a
aktualny mężczyzna nie jest jej
mężem. Jezus dotknął jej
największego problemu,
najgłębiej ukrytej potrzeby.
-
Ta kobieta nie była zepsutą
seksem lafiryndą, zmieniającą
mężczyzn jak rękawiczki. Ona w
życiu szukała miłości. I dopiero
w tym momencie, po raz pierwszy
w życiu ją znalazła. Miłość,
ponad zmysły, ponad uczucia.
Miłość, która ściśle łączy się z
wiarą.
-
Teraz dopiero mógł jej
wytłumaczyć, że choć zbawienie
bierze początek od Żydów,
których Ojciec Niebieski
obdarzył szczególnym poznaniem,
to jednak prawdziwa cześć będzie
Mu oddawana „w Duchu i
prawdzie” i ponad wszystkimi
dotychczasowymi podziałami.
Sprawy wiary dla rozmówczyni
Jezusa nie były drugorzędne.
Otwarta na prawdę o Bogu, wiele
wiedząca, głodna prawdziwej
miłości, pozwoliła, by Jezus
przeprowadził ją od postrzegania
Go jako proroka do zobaczenia w
Nim oczekiwanego Mesjasza
Chrystusa.
-
To spotkanie z Bogiem w Jezusie,
spotkanie z Miłością i Życiem,
było dla niej rewolucją.
Zostawiła dzban z wodą, po którą
przyszła,
-
a z wodą życia w duszy i
miłością w sercu, pobiegła do
swojej wioski, aby dla Jezusa
przygotować serca swoich
bliskich.
-
Uczniowie Jezusa byli zdziwieni
faktem, że rozmawiał z kobietą i
to jeszcze z Samarytanką. Ich
zdumienie było zapewne jeszcze
-
większe, kiedy dotarło do nich,
że w krótkim spotkaniu z ich
Mistrzem, otworzyła się na całą
prawdę o Nim. A On tę prawdę,
właśnie jej wyjawił. W tym
kontekście do uczniów przybyłych
z zakupioną żywnością bardzo
mocno dotarły Jego słowa, że On
ma jeszcze inny pokarm i to
pokarm na życie wieczne: „Moim
pokarmem jest wypełnić wolę
Tego, który Mnie posłał, i
wykonać Jego dzieło”.
-
Jezus, dla którego otwarto drzwi
samarytańskich domów swoją nauką
i obecnością dał zupełnie inne
poczucie bezpieczeństwa tym,
którzy go przyjęli. Wyrazili to
w słowach skierowanych do
kobiety, której nie do końca
początkowo wierzyli:
„Wierzymy
-
już nie dzięki twemu
opowiadaniu, usłyszeliśmy bowiem
na własne uszy i wiemy, że On
prawdziwie jest Zbawicielem
świata”.
-
Może właśnie teraz, w czasie
stanu rosnącego niepokoju, kiedy
nauka milczy, a
programistom ręce zsunęły
się z klawiatury,
-
kiedy międzyludzkie relacje
jedne się zawiązują, inne
cudownie odradzają, a jeszcze
inne dramatycznie kończą, warto
otworzyć
-
serca, umysły i drzwi swoich
domów dla Jezusa. Tego, który
jest stwórczą, zbawczą i
wszechmogącą Miłością. Póki
jeszcze czas!
Ks.
Lucjan Bielas
|
-
Poczuj się wybranym.
-
Mógł to zrobić wszędzie, nie
przypadkowo stało się to na
wysokiej górze. Mają góry w
Biblii szczególne znaczenie,
również w życiu Jezusa. Mają
góry i w naszym życiu swoje
miejsce. Trud wspinaczki i
bogate doświadczenie zdobycia
szczytu nadaje tym krótkim
chwilom wtedy przeżytym
wyjątkową rangę. Stanąć na
szczycie wysokiej góry jest już
samo w sobie, naturalnym
dotknięciem granicy między
niebem a ziemią.
-
Jezus wziął z sobą Piotra,
Jakuba oraz brata jego, Jana, i
zaprowadził ich na górę wysoką,
osobno. Tam przemienił się wobec
-
nich: twarz Jego
zajaśniała jak słońce, odzienie
zaś stało się białe jak światło.
Mateusz użył niebagatelnych
porównań, aby oddać przemianę
twarzy i szat Jezusa. Słońce,
światło to części kosmosu
stworzonego przez Boga. Sam
Jezus jako Syn Boży jest
-
Światłością ze Światłości. To
wszystko stawia Chrystusa
człowieka na granicy Jego
Bóstwa w niepojętym dla nas
zjednoczeniu
-
dwóch natur. Granica między
niebem a ziemią przebiega przez
samego Chrystusa. Jest po prostu
w Nim.
-
Gdy on jeszcze mówił, oto
obłok świetlany osłonił ich, a z
obłoku odezwał się głos: "To
jest mój Syn umiłowany, w którym
mam upodobanie, Jego
słuchajcie!".
-
Obłok jest w Starym Testamencie
znakiem obecności Boga. Trzeba
widzieć w Jezusie Chrystusie
święty namiot, w którym jest
-
obecny Bóg. Znamienne, że
ten obłok otoczył Apostołów.
Człowiek jest zaproszony do
przebywania w obecności Boga.
Jest
-
to możliwe dzięki Chrystusowi,
co niezmiernie dobitnie
podkreślił Niebieski Ojciec.
Jego głos rozległ się podobnie
jak nad J
-
ordanem z istotnym dodatkiem:
Jego słuchajcie!
Wtedy przy chrzcie Jezusa to On
był głównym adresatem, teraz na
Górze
-
Tabor są nimi Apostołowie i my.
Zawarty w wypowiedzi Ojca
Niebieskiego imperatyw, jest
dodatkowo wzmocniony następującą
-
wizją:
-
A oto ukazali się im
Mojżesz i Eliasz, rozmawiający z
Nim.
-
Rozmawiają z Jezusem zmarli na
ziemi, a żywi w Bogu
patriarchowie Izraela:
prawodawca Mojżesz i prorok
Eliasz. Pierwszy
-
wpisany w naturę ludzką dekalog
wnosi imperatyw, który może być
właściwie rozumiany jako droga
do wolności i szczęścia t
-
ylko w kategoriach miłości.
Obecny na Górze Tabor św. Jan
zapisze w swym liście: Kto
nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg
jest
-
miłością (1J 4,8); Kto
wypełnia Jego przykazania, trwa
w Bogu, a Bóg w nim (1J
3,24). Drugi,
Eliasz wskazuje na Chrystusa,
-
jako na tego, którego wszyscy
prorocy zapowiadali. I znowu Jan
wyzna: Jeśli ktoś wyznaje, że
Jezus jest Synem Bożym,
-
to Bóg trwa w nim, a on w
Bogu (1J 4,15).
-
Na tym kończy się objawienie na
Górze Tabor. Apostołowie z
Chrystusem schodzą do normalnej,
ziemskiej rzeczywistości.
-
Schodzimy i my. Ważne, żeby być
z Nim. Głosić Go nie przez
rozpowiadanie sensacji, ale
przez życie polegające na
świadomości
-
Jego obecności i zgodne z Jego nauką.
-
Po co ta życiowa wspinaczka?
-
Gdy stanę na szczycie góry
swojego życia, mniejszej, czy
większej, ważne, by być wtedy z
Chrystusem. Trzeba więc z
Nim się wspinać, bo tylko z Nim
wejdę w rzeczywistość odwiecznej
miłości Ojca, Syna I Ducha
Świętego w odwieczny dialog
miłości, którego tak bardzo
potrzebuję. To jest jedyny
szczyt, z którego nie będę
musiał schodzić! Dialog, którego
nie będę musiał kończyć!
Ks.
Lucjan Bielas |
-
Czy chcesz, aby aniołowie
usługiwali Tobie?
-
(Mt 4,1-11)
-
Bóg dopuszcza do nas dwie
pozaziemskie rzeczywistości:
szatana i aniołów. To od nas
zależy, z którą z nich wchodzimy
-
we współpracę. Dziś sam Chrystus
zaprasza nas na bardzo konkretne
ćwiczenia, przez które sam
przeszedł, mogące
-
wiele zmienić w naszych
relacjach i skuteczności naszych
działań. Jest to droga dla tych,
którzy mają odwagę wyjść
-
z Nim na pustynię.
-
Duch wyprowadził Jezusa na
pustynię, aby był kuszony przez
diabła.
-
To początek jednego z kluczowych
fragmentów opisujących
przygotowanie się Jezusa do
wypełnienia misji. Nie było
świadków
-
kuszenia Jezusa przez szatana,
jednak waga tego wydarzenia dla
każdego z Jego uczniów była tak
duża i ponadczasowa,
-
że zapewne sam Mistrz o nim
opowiedział.
-
A gdy przepościł czterdzieści
dni i czterdzieści nocy, odczuł
w końcu głód.
-
Kuszenie nie mogło dotyczyć
Boskiej natury Jezusa. Szatan
kusił Go jako prawdziwego
Człowieka. Jezus w swej ludzkiej
-
naturze pozwolił napełnić się
Duchem Świętym, a jako prawdziwy
Człowiek podjął post. W tym
napełnieniu się Boską
-
rzeczywistością Jezus był tak
zanurzony, że długi czas
upłynął, zanim wreszcie poczuł
głód.
-
Napełnienie Duchem Świętym i
post
to dwa fundamentalne elementy
niezbędne w przygotowaniu się
człowieka na
-
spotkanie z szatanem, które jest
wpisane w naszą ludzką misję i
nie może ominąć nikogo. Pamiętać
należy, że dotyczy
-
to spotkania człowieka z mocą i
inteligencją o wiele
przewyższającą moc i rozum
człowieka. To spotkanie z
wytrawnym znawcą
-
natury ludzkiej, kłamcą, który
w celu oszukania nas, nie waha
się użyć najbardziej
wyrafinowanych sposobów.
-
Napełnienie Duchem Świętym
to takie otwarcie się na Słowo
Boga i pokochanie Go, aż do
przeniknięcia Nim całego
człowieka.
-
Post to dobrowolna rezygnacja
z tego, co dobre, by dobrowolnie
nie poddać się temu, co złe.
-
Bez zastosowania tych środków,
nasze spotkanie z diabłem będzie
miało żałosny przebieg. Tego
gracza nie wolno
-
lekceważyć! Kompletnie nie
rozumieją tego ci, którym Biblia
pokryła się grubą warstwą kurzu,
a wstrzemięźliwość
-
w piątki i zachowanie postu w
Środę Popielcową i Wieli Piątek,
stało się zamierzchłym,
niezrozumiałym
-
i nie praktykowanym zwyczajem.
-
Wtedy przystąpił kusiciel i
rzekł do Niego: „Jeśli jesteś
Synem Bożym, powiedz, żeby te
kamienie stały się chlebem.
-
Pierwsze, co padło ze strony
diabła, to podanie w wątpliwość
synostwa Bożego Jezusa, jasno
objawionego podczas chrztu
-
w Jordanie. Jest rzeczą
znamienną, że w Raju wąż zaczął
kuszenie Ewy od słów: „Czy
rzeczywiście Bóg powiedział?”
(Rdz 3,1).
-
Diabeł, mistrz kłamstwa,
prowokuje i wystawia na próbę.
Jego celem jest odłączenie
człowieka od jedności z Bogiem.
Środki,
-
których używa, to między innymi
sianie wątpliwości i pobudzenie
niezdrowej ambicji człowieka.
-
Lecz On mu odparł: „Napisane
jest: Nie samym chlebem żyje
człowiek, lecz każdym słowem,
które pochodzi z ust Bożych”.
-
Jezus nie dał się sprowokować.
Ucina sprawę krótko. Warto
zauważyć, że jest jedynym, który
może z diabłem dyskutować
-
i to mając pewność, że go
pokona. Jezus rozmowę kończy od
razu, stanowczo dając diabłu
jasną, krótką odpowiedź.
Dlaczego?
-
–
Bo chce nam pokazać, że
z szatanem się nie dyskutuje.
Trzeba mieć jednak w ręku mocny
argument. Nie wystarczy
-
ograniczyć się do powiedzenia:
nie, bo nie. Gdzie tego
argumentu szukać?
-
Jezus korzysta z tego, co: „jest
napisane”
i akcentuje złożoność ludzkiej
natury składającej się z tego,
co duchowe i z tego,
-
co cielesne. Dla ciała ważny
jest chleb. Dusza potrzebuje
pokarmu, którym jest Słowo Boże.
Trzeba nieraz ograniczyć chleb,
-
by dostrzec Słowo. Tacy po
prostu jesteśmy.
-
Słowo Boże jest pokarmem
wspólnym człowiekowi i aniołom.
Diabeł – upadły anioł zna Słowo,
ale go nie przyjmuje.
-
Tak jak chleb podtrzymuje życie
ciała człowieka i daje mu siłę,
tak Słowo Boga jest ważne dla
podtrzymania życia duszy
-
i daje jej moc, daleko
przekraczającą to, co ziemskie.
-
Wtedy wziął Go diabeł do Miasta
Świętego, postawił na narożniku
świątyni i rzekł Mu: „Jeśli
jesteś Synem Bożym,
-
rzuć się w dół, jest przecież
napisane: Aniołom swoim rozkaże
o Tobie, a na rękach nosić Cię
będą, byś przypadkiem
-
nie uraził swej nogi o kamień”.
-
Diabeł sprowadza swoją ofertę
niemal do absurdu – skok w
przepaść, niepotrzebne narażenia
swojego życia. W swym
-
wyrafinowaniu posługuje się
słowami Psalmu 91,11nn., w
którym natchniony autor mówi o
opiece, jaką Bóg zapewnia
-
człowiekowi wierzącemu. Te
słowa padają na dodatek w
świętym mieście i na świętym
miejscu.
-
Odrzekł mu Jezus: „Ale jest
napisane także: "Nie będziesz
wystawiał na próbę Pana, Boga
swego”.
Słowa te pochodzą
-
z Księgi Powtórzonego Prawa
(6,16) i nawiązują do wydarzenia
na pustyni, kiedy to Izraelici
próbowali z opłakanym
-
skutkiem, wystawić Boga na próbę
(Wj 17,7).
-
W walce o człowieka, podwyższony
na Drzewie Krzyża Jezus rzucił
swoje ludzkie życie w przepaść
śmierci. Nie był to akt
-
wystawienia Pana Boga na próbę,
lecz akt bezgranicznego zaufania
Niebieskiemu Ojcu. Nie chodziło
o popis, ale o życie.
-
Nieustannie jesteśmy narażeni na
ryzyko. Jest takie ryzyko, w
które nigdy nie wolno nam wejść.
Jest też ryzyko, które
-
musimy podjąć. Zarządzanie
ryzykiem to jedna z
najważniejszych umiejętności
każdego z nas.
-
Jeszcze raz wziął Go diabeł na
bardzo wysoką górę, pokazał Mu
wszystkie królestwa świata oraz
ich przepych i rzekł do Niego:
-
„Dam Ci to wszystko, jeśli
upadniesz i oddasz mi pokłon”.
-
Zapewne z nikim wcześniej, ani
też z nikim później, diabeł tak
nie postąpił. Wiedział
doskonale, że Jezus nie jest
zwyczajnym
-
cieślą z Nazaretu, ale Kimś
zdecydowanie większym, Kimś, na
którym zwyczajna błyskotka nie
zrobi wrażenia. Dlatego
-
też zaoferował wszystkie
królestwa świata.
-
Diabeł nie jest bytem
doskonałym. Nie tylko nie
posiadał pełnej wiedzy o
Chrystusie, ale również jego
świadomość o posiadaniu
-
przez niego królestw tego
świata była fałszywa. To Bóg
jest stwórcą i właścicielem
wszystkiego. Ponieważ ludzie
często do
-
władzy i do bogactwa dochodzą
nieuczciwymi drogami, czyli
upadając przed diabłem, w jego
szatańskiej wyobraźni mogło
-
powstać przekonanie, że jest
panem tego świata. Udało mu się
z dużą skutecznością przekonać
wielu ludzi do fałszywego
-
twierdzenia, że – kto jest
bogaty, wszystko może. W tym
całkowitym przekłamaniu, któremu
jak zwykle nadał wszelkie pozory
-
prawdy, diabeł przystąpił do
Jezusa.
-
Na to odrzekł mu Jezus: „Idź
precz, szatanie! Jest bowiem
napisane: Panu, Bogu swemu,
będziesz oddawał pokłon
-
i Jemu samemu służyć będziesz”.
-
Pan Jezus posłużył się tekstem
objawionym z Księgi Powtórzonego
Prawa (6,13). Nie dał zwieść się
iluzji. Upadłszy
-
przed diabłem, uznałby w nim
swego Pana. Szatan nic by nie
stracił, a zyskałby nowego
niewolnika – Jezusa.
-
Wtedy opuścił Go diabeł, a oto
aniołowie przystąpili i
usługiwali Mu.
-
Tak oto, dotykamy sedna. Jeżeli
wygram z szatańską pokusą, Bóg
pośle mi aniołów, aby mi
usługiwali. Warto, po prostu,
warto!
Ks. Lucjan Bielas |
-
Koniec teatrzyku „ewangelicznej
miłości”!
-
Byłem zbudowany i podniesiony na
duchu, kiedy dotarło do mnie, że
w różnych szkoleniach
biznesowych, mówi się o
przebaczaniu, darowaniu uraz, o
nadstawianiu drugiego policzka,
o dawaniu temu, który ci
zabiera, o pójściu drugich
tysiąca kroków. Było mi już
mniej przyjemnie, kiedy
zrozumiałem, że cały ten
„teatrzyk ewangelicznej miłości”
jest tylko i wyłącznie
zewnętrzną grą, mającą na celu
„pozyskanie i nie utracenie
klienta”. Tak jak w dawnych
renomowanych firmach handlowych
uczono aktorstwa miłości i
szacunku subiektów, dziś
przeszło to na inny poziom i za
inne pieniądze. Problem był po
prostu zawsze.
-
Dziś Pan Jezus chce nam
wszystkim, posługującymi się
tymi narzędziami, tą inżynierią
miłości, powiedzieć: bądź w tym
szczery. Dotyczy to nas
wszystkich, również i tych, a
może przede wszystkim, którzy
uważają się za pobożnych.
-
Co to znaczy szczery?
-
„A Ja wam powiadam: Miłujcie
waszych nieprzyjaciół i módlcie
się za tych, którzy was
prześladują, abyście się stali
synami Ojca waszego, który jest
w niebie; ponieważ On sprawia,
że słońce Jego wschodzi nad
złymi i nad dobrymi, i On zsyła
deszcz na sprawiedliwych i
niesprawiedliwych”. Tego się już
zasadniczo na szkoleniach
biznesowych nie mówi. Jest to
wielka nieuczciwość, którą Bóg w
swoim czasie rozliczy.
Sprawa dotyczy wartości
fundamentalnej, a mianowicie
wewnętrznego ładu,
przejrzystości i najwyższej
skuteczności działania.
-
Teatrzyk miłości klienta ma swój
szklany sufit. W pewnym momencie
klient odsłania kulisy i
dostrzega nagą prawdę. Odchodzi
z odrazą. Nie grozi to tym,
którzy mimo wszystkich
wewnętrznych trudności
przełamują wraz z Chrystusem,
barierę nienawiści i można
powiedzieć po ludzku, słusznego
gniewu.
-
Zysk jest ogromny. Po pierwsze
człowiek o takiej postawie nie
musi się bać, że ktoś zaglądnie
„za kulisy”. Po drugie
umocowany jako syn w Ojcu
Niebieskim, dostanie w miarę
potrzeb, najwyższą dotację.
-
Jak to osiągnąć w praktyce w
świecie, który boi się takich
postaw i wręcz je nienawidzi?
Jak to osiągnąć w sytuacji,
kiedy mnie rzeczywiście uderzono
w twarz?
-
Sam Jezus pokazał, jak należy
rozumieć Jego naukę. Kiedy to
podczas przesłuchania przed
Annaszem, sługa arcykapłana
spoliczkował Chrystusa, Ten nie
przyjął postawy naiwnego
cierpiętnika, lecz rzekł
bijącemu: Jeżeli źle
powiedziałem, udowodnij, co było
złego. A jeżeli dobrze, to
dlaczego mnie bijesz? (J
18,23). Jezus przez całą
swoją mękę zachował przejrzystą
postawę godności i niezamykania
serc innych.
-
Dlaczego?
-
Bo Jezus kocha każdego
człowieka i myśli dalej niż
śmierć. Zwycięstwo zła było
pozorne, a sami oprawcy czuli
się pokonani. Przez to, że
żadnego z nich nie obraził,
każdemu zostawił otwartą drogę
powrotu. Niestawianie oporu
złemu, to nie zgoda na zło,
to nie jego akceptacja, to nie
ogłoszenie klęski, lecz
sięgnięcie do najbardziej
skutecznego oręża. I co istotne
– nie zabija ono międzyludzkich
relacji, które są nieskończenie
ważniejsze niż dobra materialne
czy ludzkie ambicje. Znakomicie
ujął to św. Paweł w Liście do
Rzymian: Nie daj się
zwyciężyć złu, ale zło dobrem
zwyciężaj! (12,21)
-
Na tym polega świętość. Czy mnie
na nią stać?
Ks.. Lucjan Bielas
|
-
Czy można być dziś
sprawiedliwym?
-
Jest sprawiedliwość Boga, jedyna
i prawdziwa. Tylko On jest
sprawiedliwy, jako że tylko On
ma pełnię danych o nas
wszystkich.
-
Ta sprawiedliwość jest związana
z całą prawdą. Bóg z miłości nas
stworzył i nieskończenie każdego
kocha, dlatego jest całkowicie
bezstronny. Nie ma
sprawiedliwości bez miłości.
-
Jest sprawiedliwość uczonych w
Prawie doktorów. Im stróże prawa
bliżej są Boga i Jego
sprawiedliwości, tym lepiej dla
nich i dla
-
tych, których sprawy
rozstrzygają. Jeśli rządzi zaś
nimi egoizm i materializm,
zaopatrzeni w wiedzę stają się
najgorszymi przestępcami.
Mając bowiem w ręku literę
prawa, zatracili jego ducha.
Ponieważ pełnią w społeczności
rolę arbitrów i wzorców, ich
odpowiedzialność jest
zdecydowanie większa. Jezus
ostrzega nas: Jeśli wasza
sprawiedliwość nie będzie
większa niż uczonych
-
w Piśmie i faryzeuszów, nie
wejdziecie do królestwa
niebieskiego.
-
Jest sprawiedliwość tłumów,
wyrażana krótkim – „dziś wszyscy
tak robią”; - „czasy się
zmieniły i dziś nikt tak nie
postępuje”.
-
Punktem odniesienia tej
sprawiedliwości jest otaczający
nas świat z szeroko rozumianą
modą, której trzeba koniecznie
ulec.
-
Jest też sprawiedliwość moja,
budowana na zasadzie: „ja
uważam”; „moim zdaniem”, Ta
sprawiedliwość, powstała na
subiektywnym doświadczeniu
życiowym, ma na celu moje
doczesne dobro i wygodę,
niezależnie od tego, jaką cenę
poniosą inni i jakich metod
trzeba będzie użyć, aby osiągnąć
własne cele.
-
Dziś, a może szczególnie dziś,
Jezus domaga się od nas trwania
w Bożej sprawiedliwości. Mamy
udział w niej przez zachowywanie
Bożych przykazań i to nie według
swojego widzimisię, ale tak jak
On to widzi. A On chce, aby
nasza droga do sprawiedliwości
rozpoczynała się w naszych
sercach, czyli w naszych
decyzjach sumienia. Zabójstwo
zaczyna się w gniewie i braku
przebaczenia, cudzołóstwo, w
myślach nieczystych,
krzywoprzysięstwo i kłamstwo w
braku uporządkowanej relacji z
Bogiem, Dobrem Najwyższym. To
wszystko zaczyna się więc w
naszych głowach i naszych
sercach.
-
Jak przejść przez świat tak
różnych ludzkich sprawiedliwości
będąc umocowanym w Bożej?
-
Po pierwsze to codzienne
rachunki sumienia. Każdy
dzień to jak projekt,
który powinno się mądrze
otworzyć i zamknąć. Tu
jest najgłębszy sens modlitwy
porannej i wieczornej. Niewielu
niestety to rozumie. Wieczorem
zaś warto w modlitwie
przeprowadzić sensowny rachunek
sumienia. Warto niejako ze
skanować dzień opierając się o
Boże prawo i zobaczyć siebie w
Jego prawdzie i Jego miłości.
-
Po drugie, to bezwarunkowe
przebaczenie wszystkiego
wszystkim. Jak się
tego nie robi systematycznie,
nie będzie
-
się nigdy wolnym i
sprawiedliwym człowiekiem.
-
Podając swoim uczniom tekst
podstawowej modlitwy Ojcze
nasz, Jezus akcentuje w
bardzo mocny sposób przebaczenie
winowajcom: …i przebacz nam
nasze winy, jak i my przebaczamy
tym, którzy przeciw nam zawinili
(Mt 6,13).
Podkreślając rangę przebaczenia,
dodaje z całą stanowczością:
Jeśli bowiem przebaczycie
ludziom ich przewinienia, i wam
przebaczy Ojciec wasz niebieski.
Lecz jeśli nie przebaczycie
ludziom i Ojciec wasz nie
przebaczy wam waszych przewinień
(Mt 6,14-15). Rzecz więc
idzie o najważniejsze – od
naszego przebaczenia winowajcom
(nie dobrodziejom) zależy nasza
relacja z Ojcem Niebieskim (por.
przypowieść o nielitościwym
dłużniku
-
Mt 18,23-35). Tak więc dotykając
Bożej sprawiedliwości, dotknijmy
przez przebaczenie również Jego
miłosierdzia.
Ks.
Lucjan Bielas |
-
Potęga mniejszości.
-
Kiedy w Norymberdze 10 września
1934 roku kończył się
wielusettysięczny VI zjazd
partii NSDAP, w 19 miesięcy po
przejęciu
-
władzy, jej przywódca Adolf
Hitler wygłosił porywające
przemówienie. Zawarł w nim
bardzo ciekawe spostrzeżenie. Na
początku
-
parta liczyła 7 członków, ale
były dwa fundamentalne
założenia. Po pierwsze jasny i
jedynie prawdziwy światopogląd
-
narodowego socjalizmu, po drugie
bezkompromisowe działanie w
kierunku przejęcia władzy przez
partię, jako jedynej siły i
-
jednoczącej siły w Niemczech.
Dał zaraz też do zrozumienia, że
przy pomocy tych dwóch narzędzi,
mniejszość, pozostając
-
dalej mniejszością, może
zarządzać większością, jako że
najbardziej cenne wartości są w
mniejszości gotowej
-
do poniesienia największych
ofiar.
-
W niepodważalną prawdę o roli
mniejszości w społeczeństwie
został włożony diabelski
światopogląd i podłe cele,
-
a w konsekwencji największy
dramat ludzkości.
-
Chrystus dziś zaprasza nas do
budowania Jego mniejszości, na
Jego zasadach, a nie
szatańskich. Hitler kiedyś,
-
ochrzczony, tę mniejszość
opuścił, aby budować swoją.
Przegrał, ale diabeł za wygraną
jeszcze nie dał i problem
istnieje do dziś.
-
Zastawiony stół, a na nim
świecznik i paląca się lampa.
Wkoło oświetlone, pełne wyrazu
twarze. I sól, by to, co podano,
miało
-
smak. I Jezus, który mówi do
swoich uczniów:
-
Wy jesteście solą dla ziemi.
Lecz jeśli sól utraci swój smak,
czymże ją posolić? Na nic się
już nie przyda, chyba na
-
wyrzucenie i podeptanie przez
ludzi.
-
Jesteście solą, a nie zupą.
Wystarczy jej odrobina, aby
potrawa nabrała smaku. Jak ważna
jest sól, by konserwować
-
pożywienie tak potrzebne dla
życia. Sól jednak ma swój
określony czas – zwietrzała nie
nadaje się już do niczego.
-
Wy jesteście światłem świata.
Nie może się ukryć miasto
położone na górze. Nie zapala
się też światła i nie stawia
-
pod korcem, ale na świeczniku,
aby świeciło wszystkim, którzy
są w domu.
-
Jesteście światłem dla świata –
czyli nie tylko dla swoich.
Światło jest uniwersalne, jest
dla wszystkich. Wystarczy
niewielki
-
płomyk, który złamie ciemność, a
ludziom umożliwi działanie i
komunikację. Ale musi płonąć i
być wzniesiony. I trzeba
-
pamiętać, że światło też ma swój
czas.
-
Tak niech świeci wasze światło
przed ludźmi, aby widzieli wasze
dobre uczynki i chwalili Ojca
waszego, który jest w niebie.
-
Niewielu ma być światłem dla
wielu. Światłem, a nie pożarem.
Nie można koncentrować uwagi na
sobie jak fajerwerki czy
-
sztuczne ognie, bo nic z nich
nie pozostaje. Tak jak soli
samej jeść się nie da – nikt też
nie wychwala soli, tylko potrawę
– tak
-
też i nie podziwia się światła,
tylko dzieła, które w nim się
dokonują. I tak wychwalany jest
Bóg, a nie światło i sól. On
-
jest źródłem światła i On nadaje
soli smak.
-
A „świecić” i „solić” uczeń
Jezusa może tylko przez dobre
uczynki. Z jednej strony
widoczne jak miasto na górze,
-
z drugiej wykonywane jak
niepozorna służba świecy i soli.
Jest to genialne porównanie
Jezusa, który przez całe swoje
-
wcielenie pokazał, jak to ma
wyglądać w życiowej praktyce.
Tego porównania światła i soli
nie wolno od Niego oderwać.
-
Aby było wszystko jasne od
samego początku, Jezus oznajmił
swoim uczniom prawdę, aktualną
do dzisiaj: Każdy
-
Jego uczeń jest powołany zarówno
do bycia w mniejszości, jak i do
bycia liderem, bycia jak światło
i sól.
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Warto dobrze się
zestarzeć
-
Rodzice Jezusa, w końcu nie
głupi, mogli sobie powiedzieć,
skoro mamy prawdziwego Boga we
własnym domu, to po co
-
nam świątynia? Po co nam
przepisy prawa, kiedy to
Ustawodawca jest na naszych
dłoniach? Wielu bez takiego
argumentu
-
w ręku, dochodzi do przekonania,
albo po prostu z lenistwa tak
żyje, że ani świątyni, ani
przepisów religijnych nie
potrzebują.
-
Tymczasem Maryi i Józefowi nie
przewróciło się w głowie. Znali
prawo i postanowili zgodnie z
jego literą udać się do
Jerozolimy,
-
do Świątyni, aby uczynić to
wszystko, co Bóg przez Prawo
polecił. A tu doszło do
spotkania, które młodej matce
Maryi utkwiło
-
na całe życie w głowie i w
sercu. Kiedy wraz ze św. Józefem
byli w Świątyni, aby ofiarować
Niebieskiemu Ojcu pierworodnego
Syna, Duch Święty przyprowadził
dwoje staruszków: Symeona i
Annę. Są nieraz takie staruszki,
których ze świątyni wyrzucić się
nie
-
da. Przez lata wrastają w nią, a
przede wszystkim wrastają w
relację z Tym, który jest
Gospodarzem tej przestrzeni.
Różne trudne koleje życia,
nieraz własne życiowe błędy,
leżą u początków tej relacji.
Tak bardzo w Bogu pokładają
nadzieję, że nawet trudne
doświadczenie brudów tego
świętego miejsca i gorszącej
postawy sług, nie jest w stanie
ich zrazić. Ich można zasmucić,
ale nie zgorszyć, urazić, ale
nie wyrzucić. Niektórzy, ze sług
świątynnych widzą w nich tylko
stały dopływ grosza, wprawdzie
niewielkiego,
-
ale stały. Tolerują ich, ale ich
nie słuchają i czasu dla nich
nie mają. Nieraz nawet ich nie
widzą, zapominają, że są, bo są
stale,
-
jak filar w świątyni. Bóg
jednakowoż o nich pamięta, Bóg
ich kocha, prowadzi i strzeże.
-
Sprawiedliwego i pobożnego
Symeona, starca, który
wyczekiwał Mesjasza, Bóg
przyprowadził do Świątyni
właśnie wtedy,
-
gdy Rodzice wnieśli Jezusa.
Wziął dziecko w ramiona i pod
wpływem Ducha Świętego
wypowiedział słowa, które są
genialną
-
syntezą misji Jezusa i
określeniem sensu ludzkiego
życia: "Teraz, o Władco, pozwól
odejść słudze Twemu w pokoju,
według
-
Twojego słowa. Bo moje oczy
ujrzały Twoje zbawienie, któreś
przygotował wobec wszystkich
narodów: światło na oświecenie
-
pogan i chwałę ludu Twego,
Izraela".
-
A zwracając się do Maryi, dodał
słowa, które musiały Nią mocno
wstrząsnąć, bo precyzowały
jej życiową misję: "Oto Ten
przeznaczony jest na upadek i na
powstanie wielu w Izraelu i na
znak, któremu sprzeciwiać się
będą. A Twoją duszę miecz
-
przeniknie, aby na jaw wyszły
zamysły serc wielu".
-
Te słowa są powtarzane w
modlitwie wieczornej Kościoła
przez wszystkich odmawiających
liturgię godzin w tzw.
komplecie.
-
U progu ciemności nocy, niepewni
światła poranka w Jezusie widzą
światło, które nigdy nie
zgaśnie.
-
Warto może o mądrości starca
Symeona pamiętać, a kiedy Bóg da
jeszcze jeden dzień, to wzorem
prorokini Anny, pierwszej
-
apostołki, z mobilnością języka
starszej damy, mówmy o Nim
wszystkim.
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Sieci
-
Sean Parker, współtwórca
Facebooka w jednym z wywiadów
opisując intencje towarzyszące
powstawaniu tej sieci
komunikacyjnej i sposób
programowania przez nią
społeczności, stwierdził między
innymi: „Bóg jeden wie, co
stanie się mózgami naszych
dzieci”.
-
Facebook jest komunikatorem,
którym posługuje się w skali
miesiąca prawie 2 miliardy
ludzi, z których każdy poświęca
dziennie
-
ok. 50 minut swego najbardziej
intensywnego czasu. A przecież,
to tylko jeden z komunikatorów,
to tylko jedna z zarzuconych na
nas sieci.Jesteśmy spętani
różnego rodzaju sieciami reklam,
finansów, komunikacji,
informacji. Jesteśmy spętani
sieciami struktur gospodarczych,
politycznych, społecznych i
całym ogromem drobniejszych
pajęczyn. Im bardziej siedzimy w
jakiejś sieci, tym mocniej
słyszymy, że jesteśmy w
wymarzonej dla nas sytuacji,
która gwarantuje nam najwyższego
rodzaju bezpieczeństwo i
wolność.
-
Tymczasem prawda jest inna.
Straciliśmy wolność,
tożsamość i tracimy czas i
pieniądze. Wiemy, że całkowicie
nie możemy z tego wyjść. Co
możemy więc zrobić, aby zachować
siebie, nie zgubić celu życia i
nie pozbawić się skuteczności
działania?
-
Scena znad brzegu Jeziora
Genezaret, opisana w dzisiejszej
Ewangelii, przeszła do
historii świata. Jezus
nawołujący do zmiany sposobu
myślenia, rozpoczynając budowę
królestwa niebieskiego na ziemi,
przychodzi do niewielkiej firmy
rybackiej. Ci, którzy ją
stanowili Piotr i jego brat
Andrzej, Jakub i jego brat Jan,
usłyszeli od Niego niezmiernie
proste słowa zaproszenia:
„Pójdźcie za Mną,
-
a uczynię was rybakami ludzi”.
Skuteczność tych słów i moc
przekonująca Tego, który je
wypowiedział, okazała się
ogromna.
-
Zostawili swoje sieci, swój
wykonywany zawód i swoje domy.
Zostawili swoje sieci i te
dosłownie rozumiane i te w
przenośni, które dawały im
dotychczasowe fundamentalne
poczucie bezpieczeństwa i
poszli za Nim. Będąc wcześniej
uczniami Jana Chrzciciela,
pokazali, jak bardzo zależy im
na stworzeniu relacji z Bogiem.
Jezus zaprasza ich dokładnie do
zbudowania jej i do pomocy innym
-
w jej budowaniu. Jest w tej
Ewangelii niesłychanie mocna
symbolika sieci. Zostawili więc
te rybackie, a mają tworzyć
nowe, aby
-
łowić ludzi, nie dla siebie, dla
swoich interesów, lecz dla Boga.
-
Ta sieć wolności tworzy się
przez pójście za Nim. Przez
posiadanie go w zasięgu wzroku,
w polu widzenia. Słuchać Jego
głosu
-
i być Mu posłusznym.
-
Ta relacja to podstawowy węzeł
sieci. Jest nią Królestwo
niebieskie. Jedynie bezpieczna
sieć, w której paradoksalnie
będziesz prawdziwie wolny. Przez
doświadczenie człowieczeństwa
Jezusa stworzyć relacje z Jego
Bóstwem.
-
Chcesz mi teraz powiedzieć, że
tego nie rozumiesz, że to
wygląda na kolejną
manipulację, a tego masz już
dosyć. I chcesz mi
-
jeszcze powiedzieć, tak jakbym o
tym nie wiedział, że w Kościele
Chrystusowym jest dość ludzkich
sitw i matactw. Jeśli jednak
stworzysz prawdziwą relację z
Jezusem, to pamiętaj, przebijesz
się przez wszystko! Dla Niego
przecież nie ma rzeczy
niemożliwych!
-
„I obchodził Jezus całą Galileę,
nauczając w tamtejszych
synagogach, głosząc Ewangelię o
królestwie i lecząc wszelkie
choroby i wszelkie słabości
wśród ludu”.
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Śmiertelni i nieśmiertelni
-
W raju, po grzechu Adam i Ewa
poczuli, że są nadzy, a słysząc
kroki nadchodzącego Boga,
szukali kryjówki w krzakach
-
(por. Rdz 3, 7nn). Nie ma
takich „krzaków”, z których
grzesznik, wcześniej, czy
później nie będzie musiał wyjść,
stanąć
-
przed Stwórcą w całej swej
okazałości i skonfrontować się z
Prawdą.
-
Dzisiejsza Ewangelia rozpoczyna
się od znamiennych słów: „Jan
zobaczył podchodzącego ku niemu
Jezusa i rzekł: "Oto Baranek
-
Boży, który gładzi grzech
świata”. To zupełnie nowa
sytuacja. Jan tak jak my
wszyscy, potomek Adama i Ewy,
wie doskonale,
-
kim jest Ten, który do niego
podchodzi. Wie, że jest to
Mesjasz, Syn Boży, który
zapowiadany przez ofiarę
paschalnego baranka
-
dokona dzieła odkupienia. Tak
więc człowiekowi, który wyjdzie
z „krzaków” swojej hańby, Jezus
odbierze grzech, pod warunkiem,
-
że grzesznik na to Mu pozwoli.
Tym samym przywróci mu godność i
da mu nowe życie, które jest
poza kategorią śmierci.
-
Stwierdzenie Janowe: „ja Go
przedtem nie znałem” zdaje się
sugerować, że choć od
dzieciństwa znał wyjątkowość
swojego
-
Krewnego, to jednak Jego Bóstwo
i moc Jego chrztu zostały mu
objawione później. Widać
ewolucję, która przez poznanie i
osobiste spotkanie prowadzi do
konkretnej życiowej postawy: „Ja
to ujrzałem i daję świadectwo,
że On jest Synem Bożym”. Dał je
do końca,
-
do swojej śmierci.
-
W życiu każdego z nas następują
różnego rodzaju procesy. Lepiej,
czy gorzej widzimy kroczącego w
naszym kierunku Jezusa. Nieraz
-
się przed Nim chowamy, uciekamy,
rzucamy w Niego kamieniami,
kpimy, udajemy, że jest nam
kompletnie obojętny i
niepotrzebny. Grzech jest jednak
grzechem i żaden uczony, nawet
ten legendarny amerykański,
sumienia nam nie wyczyści. Żaden
informatyk z grzechu nas nie
„odwirusuje”. Śmierć zaś jest
śmiercią i nawet najbardziej
zadziorny buntownik bogiem się
nie stanie, choć teksty
-
głosi takie, jakby nim był.
-
Szczęśliwy ten światopoglądowy
bokser, który tknięty łaską
nawrócenia, którą zdecyduje się
przyjąć, zdobędzie się na odwagę
zmiany swojego życia. A świadomy
swojego chrztu w Duchu Świętym,
uklęknie na Mszy św. a kiedy
ujrzy podniesioną Hostię i
usłyszy słowa: „Oto Baranek
Boży, który gładzi grzechy
świata…” powie tak po prostu
szczerze, jak niedowierzający
Tomasz „Pan mój i Bóg mój”
-
(J 20,28).
-
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Jezus jest największym i
najświętszym grzesznikiem w
dziejach świata.
-
Chrzest Pana Jezusa w Jordanie
jest tym momentem, w którym
Jezus bierze na Siebie wszystkie
grzechy wszystkich okresów
całego świata. Bierze na siebie
i moje grzechy i ten pierworodny
i wszystkie inne z całego mojego
życia.
-
Dlaczego to, ten moment?
-
Chrzest Janowy był chrztem
nawrócenia, był dla grzeszników
i jego siła tkwiła w tym, co
miało się dokonać przez śmierć i
zmartwychwstanie Chrystusa.
Jezus Jest prawdziwym
Człowiekiem i prawdziwym Bogiem
i Jego ofiara „bilansuje”
grzechy,
-
bo On tak chciał. Jan nie
wiedział, jak Jezus tego dokona,
ale wiedział, że to Jezus jest
Zbawicielem. Wiedząc z Kim ma do
czynienia,
-
z całą ludzką logiką wzbrania się przed chrztem Jezusa. Ten jednak decyduje
inaczej.
-
Przez wejście w wody Jordanu i
przyjęcie chrztu Janowego Jezus,
który był jedynym człowiekiem
sam z siebie bezgrzesznym,
przyjął
-
na siebie grzechy nas wszystkich. Wypełniły się tak słowa proroka Izajasza:
„Pan włożył na Niego nieprawości nas wszystkich”.
-
Ciekawego spostrzeżenia dokonał
Sługa Boży, ks. bp Jan
Pietraszko. Nigdzie w Ewangelii
nie mamy wzmianki o tym, że
Chrystus się śmiał. Tłumaczy to
faktem, że człowiek, który ma
świadomość grzechu się nie
śmieje. Grzech, jak pisze, „jest
przerażająco smutny”
-
i „kładzie się cieniem na naszej
świadomości”. On wziął to
wszystko na siebie i dlatego
możemy o Nim powiedzieć, że jest
największym i najświętszym
grzesznikiem w dziejach świata.
-
Ojciec Niebieski nie zostawia
Syna samego. W momencie chrztu,
w momencie ludzkiej decyzji
Jezus ma doświadczenie otwartego
-
nieba i niesamowitego wsparcia
Boga, który jest Trójjedyny.
Przez swoje dzieło wprowadzi do
Boskiej rzeczywistości naszą
ludzką naturę. To niesamowita
scena, tak bardzo dla nas
śmiertelników ważna. Jezus i
tylko Jezus wprowadzi mnie
słabego śmiertelnika w
nieskończoną Boską naturę. Jakże
ważny, w tym kontekście jest mój
chrzest, przełożony na życie,
będące jego świadomą aprobatą.
-
Tak buduje się przez Jezusa
relacja z Bogiem, dająca
najwyższej rangi poczucie
bezpieczeństwa i zapewniająca
nadzwyczajną skuteczność, nawet
tam, gdzie po ludzku jest już
tylko mur.
-
Warto o tym pomyśleć w czasach,
kiedy tylu biedaków, którzy
przez chrzest zaokrętowani są w
Kościele, płynąc po falach tego
świata, nagle stwierdza, że: nie
podoba im się kapitan,
oficerowie są do niczego, zasady
żeglugi przestarzałe,
współpasażerowie denerwujący,
kadłub dziurawy, a więc bezsens
dalej w tym tkwić. I zamiast
ratować okręt i wraz z jego
właścicielem Jezusem,
intensywniej się o niego
zatroszczyć, zagniewani i
wzburzeni bardziej niż
otaczające morze, wyskakują za
burtę w nadziei, że sami jakoś i
gdzieś dopłyną, że wystarczy im
ludzkiej wiedzy i ludzkich sił.
-
Szkoda: zapominają o tym, że
Kościół jest jedynym okrętem na
morzu tego świata, który nie
zatonie i jedynym, który
dopłynie do portu.
Ks.
Lucjan Bielas
|
-
Rozum, serce, wiara.
-
Musieli być z bardzo daleka i
bardzo zakręceni w nauce, bo
radośnie weszli w paszczę lwa, w
obszar bezpośredniego zagrożenia
ze strony jednego z
najniebezpieczniejszych ludzi
swojej epoki, Heroda Wielkiego.
Pytać króla, który władzę
przedkładał ponad wszystko i był
dla niej gotowy zabić dosłownie
każdego o to, gdzie narodził się
nowy król żydowski, było
szczytem braku orientacji. Może
jednak właśnie to, ich
uratowało? Musiało też być coś
niezwykłego w owych „Mędrcach ze
Wschodu”, skoro zostali przyjęci
w tak niezwykły sposób przez
żydowskiego władcę, który z byle
kim się nie liczył. Niezmiernie
inteligentny Herod wiedział jak
się zachować w dość nietypowej
sytuacji, kogo zapytać i w jaki
sposób zastawić pułapkę, której
skuteczność była niemal
gwarantowana.
-
To nie tylko głód wiedzy,
fascynacja zjawiskiem,
pragnienie poznania naukowej
prawdy, ale jeszcze coś więcej
kazało Mędrcom opuścić
Jerozolimę i udać się w dalszą
podróż. Prowadzeni nie tylko
gwiazdą, która znów się
pojawiła, ale i słowem Bożym
odczytanym przez uczonych w
Piśmie docierają do Betlejem,
gdzie miał przyjść na świat
Mesjasz. „Weszli do domu i
zobaczyli Dziecię z Matką Jego,
Maryją; upadli na twarz i oddali
Mu pokłon. I otworzywszy swe
skarby, ofiarowali Mu dary:
złoto, kadzidło i mirrę”. To, co
się wydarzyło, było już poza
rozumem. Doświadczenie tego domu
zwaliło ich z nóg. Upadli
oddając Dziecięciu Boską cześć.
Złożone zaś dary świadczą o ich
przekonaniu, że mają do
czynienia z Bogiem, Królem,
Kapłanem i Ofiarą. Bóg, widząc
ich ogromny trud, pokorę
intelektu i czyste serce dał im
łaskę wiary, która przekracza
wszystko. Pan Wszechświata
wchodzi z Mędrcami w nową
relację. Kieruje do nich swoje
słowo, którego wypełnienie
będzie gwarantem ich bezpiecznej
podróży do ojczyzny.
-
Kiedy odprawiam Mszę św. i biorę
do rąk konsekrowaną Hostię,
proszę Ojca Niebieskiego o wiarę
Mędrców. Pragnę, aby tak jak oni
zobaczyli Boga w
Dziecięciu, zobaczyć Boga pod
postacią chleba. Pragnę zawsze
słuchać Jego nakazów i chodzić
Jego drogami i tak właśnie
prowadzić innych na drodze do
wspólnej Ojczyzny, z której
wszyscy wyszliśmy i do której
wszyscy zdążamy.
Ks. Lucjan Bielas |
-
Słowa, których diabeł nie
wypowie.
-
Choć Egipt nie wypracował
spójnej teologii, to mity
powstałe w tej cywilizacji
zawierały istotne przesłania
dotyczące relacji człowieka ze
Stwórcą. I tak np.
starożytny Egipcjanin wierzył w
ukrytą moc twórczą każdego
słowa. W micie o bogu-stwórcy
Ptahu z Memfis wyrażano wiarę,
że to, co pomyślało jego serce,
„język urodził”. Natomiast
najwyższe bóstwo słoneczne Re
słowem powołało do istnienia
innych bogów. Owo słowo uważano
za bóstwo oddzielne, zwane Hu.
Dlatego też w społeczności
Egiptu, pisarz zajmował
wyjątkowe miejsce jako ten,
który w słowie zawierał moc.
-
Może teraz łatwiej będzie nam
zrozumieć początek Ewangelii
według św. Jana:
-
„Na początku było Słowo, a Słowo
było u Boga, i Bogiem było
Słowo. Ono było na początku u
Boga. Wszystko przez Nie się
stało, a bez Niego nic się nie
stało, co się stało”.
-
W umysłach starożytnych na pewno
nie chodziło tu o grę słów, lecz
o bardzo konkretną stwórczą
rzeczywistość, stwórczą moc
zawartą w słowie.
-
Jakie to Słowo, jaka to Moc?
-
Bóg jest Miłością, i tak Go
rozumie św. Jan. Bóg mówi sam w
sobie, w trzech Osobach: Ja
Ciebie kocham. Ojciec do Syna,
Syn do Ojca, Ojciec do Ducha… Ta
Miłość jest nieskończona i nie
zamyka się w Bogu. Bóg,
stwarzając świat, stwarzając
człowieka, stwarzając mnie,
krzyczy: Ja ciebie kocham!
-
A kiedy w swej wolności
zawodzimy, wszechmocny Bóg
ogranicza się do człowieka
Jezusa Chrystusa. Jego imię Jeszua
znaczy „Jahwe jest
zbawieniem”. I jako
prawdziwy człowiek dalej Bóg
krzyczy: Ja ciebie Kocham i
jestem gotów oddać swoje ludzkie
życie dla Ciebie.
-
A ja? A ja, co na to?
-
A ja wstydzę się Bogu
powiedzieć, że Go kocham, bo co
o mnie inni powiedzą?
-
Dziecku boję się powiedzieć, że
go kocham, bo - pedofil.
-
Kobiecie boję się powiedzieć, że
ją kocham, bo…
-
Mężczyźnie boję się
powiedzieć, że go kocham, bo…
-
Nawet sam sobie boję się
powiedzieć, że siebie kocham,
bo…
-
To nic, że nieraz takie
przychodzą myśli, obawy,
zahamowania. A ja i tak wiem, że
jestem kochany i wolny i
dlatego, pomimo wszystkich obaw
i lęków, w tym świecie tak
bardzo manipulującym słowem i
jego mocą, krzyczę na całe
gardło:
-
Kocham Boga i Was wszystkich, a
nawet moich wrogów, bo wiem, że
to jedyna możliwość
uczestniczenia w Boskiej mocy
stwórczej.
Ks. Lucjan Bielas
|
-
100 centymetrów
-
Zdrowia, stu lat życia i
wszelkiej pomyślności, życzymy
sobie przy różnych okazjach,
również i na Nowy Rok.
-
Kiedyś przyszedł do mnie mój
przyjaciel, Janusz, nasz
znakomity jaworznicki hydraulik.
Janusz wyciągnął z kieszeni
roboczego kombinezonu metr
stolarski, rozłożył go i
powiada: popatrz Lucjan 100
centymetrów, jak 100 lat życia.
Tyle sobie życzymy. Tak sobie
życzymy, przytaknąłem. Lucjan,
ile mamy przeżyte? Obaj byliśmy
po pięćdziesiątce, no to
odcinamy. Jaka jest średnia
wieku mężczyzny w Polsce?
Wystarczy spojrzeć na nasze
jaworznickie nekrologi.
Odcinamy. Co nam zostało do
zagospodarowania? Niewiele.
-
W kilka lat po tej rozmowie
Janusz zmarł. Pamiętam nasze
ostatnie spotkanie, porządkował
swoje ziemskie sprawy, a czułem,
że jest już w innej
rzeczywistości, u progu Domu
Ojca Niebieskiego.
-
Życzenia mamy piękne, ale trzeba
być odpowiedzialnym realistą i
mając jeszcze parę centymetrów w
ręce, nie czas na durne pomysły
i głupią gadaninę. Dlatego też
dziś, u progu Nowego Roku chcemy
zobaczyć cel i dobrać właściwe
środki. Zwykle świadomi
ziemskiego kresu patrzymy w
niebo. Tymczasem Stwórca dał nam
swojego Syna. Wraz z Najświętszą
Maryją Panną i św. Józefem
patrzymy w dół, na małe bezradne
Dzieciątko, potrzebujące
nieustannej obecności i pomocy
drugiego człowieka. Wraz z nimi
wierzymy, że będąc z Nim,
wcielonym Słowem Boga,
towarzysząc w Jego wzroście,
współpracując w Jego
działalności, uczestnicząc w
Jego ofierze, będziemy mieli
udział w Jego wieczności. Tak
po prostu jest, że Jego obecność
w naszym życiu niczego nie
komplikuje. Wszystkiemu zaś
nadaje właściwe znaczenie i jest
źródłem fantastycznego poczucia
bezpieczeństwa, niezależnie ile
centymetrów mamy jeszcze w ręce.
-
Ks.
Lucjan Bielas |
-
Rodzina z Głową
-
Józef był głową Świętej Rodziny.
To do niego Anioł Pański zwraca
się we śnie: „Wstań, weź dziecię
i Jego Matkę i uchodź do Egiptu;
pozostań tam, aż ci powiem; bo
Herod będzie szukał dziecięcia,
aby Je zgładzić”. Józef nie
dyskutuje, wie, co ma robić i
dlaczego. Nie czekał rana,
wstał, zabrał dziecię i Jego
Matkę i jeszcze nocą wyruszył do
Egiptu. Niebezpieczeństwo
musiało być niezwykle poważne,
natomiast hasło „Herod” było
dostatecznie mocne. Tak
rozpoczął się ok. trzyletni
okres wędrówki i pobytu Świętej
Rodziny w kraju faraonów, wtedy
jak cały Basen Morza
Śródziemnego, przynależnym do
Rzymu.
-
Józef miał zawód, który pozwalał
utrzymać rodzinę wszędzie, był
cieślą. W oczach starożytnych
Greków do najważniejszych
fachowców budowlanych należał
cieśla – tékton. Zarówno
Homer, jak i żyjący kilka wieków
później Platon, ukazywali pracę
cieśli, począwszy od wycinki
drzew i obróbki drewna, aż po
skomplikowane prace przy budowie
okrętów, łodzi i oczywiście
domów, z ich konstrukcją
dachową. Cieśla, według Greków,
był człowiekiem o
ponadprzeciętnej inteligencji,
pracował z drewnem, które
uchodziło za materiał niezwykle
szlachetny, a przy tym opiekę
sprawowała nad nim sama Pallas
Atena.
-
O niezwykłych umiejętnościach
cieśli wspomina Księga
Mądrości, której natchniony
autor krytycznie ocenia
oddawanie talentu i pracy na
rzecz obcych bóstw. I choć głowa
cieśli jest pełna znakomitych
pomysłów, a jego ręce niezwykle
sprawne, wyrzeźbione przez niego
bóstwo nie jest w stanie pomóc
mu w najbardziej podstawowych
życiowych problemach (Mdr
13,11-19).
-
W sam raz, to niebezpieczeństwo
nie groziło Józefowi. Charakter
pracy cieśli sprawiał, że był on
wolnym człowiekiem, który
zaopatrzony w narzędzia i
świadcząc usługi o wysokiej
jakości, pracę mógł znaleźć
wszędzie. Całą nadzieję złożył
jednak w Bogu, którego Słowo
Wcielone, Jezus, zostało właśnie
Jemu powierzone.
-
W Egipcie, szczególnie w
Aleksandrii, była duża emigracja
żydowska. Dzięki położeniu
miasta i posiadaniu portu
handlowego, jego mieszkańcy
mieli spore możliwości zarówno
gospodarczego, jak i
intelektualnego rozwoju. Mieli
dobrą relację z Jerozolimą, w
której posiadali swoją synagogę
i szczodrze obdarowywali
Świątynię. Czy Józef z Maryją i
Jezusem tam dotarł? - Tego nie
wiemy. To, co możemy z całą
pewnością powiedzieć, w Ich
przypadku, była to emigracja
polityczna, a nie zarobkowa. I
co bardzo ważne, rodzina była
razem. Kiedy więc tylko Bóg, po
śmierci „tych, którzy czyhali na
życie Jezusa”, polecił Mu
wracać, Józef uczynił to
natychmiast. „Lecz gdy
posłyszał, że w Judei panuje
Archelaos w miejsce ojca swego,
Heroda, bał się tam iść.
Otrzymawszy zaś we śnie nakaz,
udał się w okolice Galilei.
Przybył do miasta zwanego
Nazaret i tam osiadł”. Ta krótka
notatka Ewangelisty, dla
historyka starożytnego jest
znacząca. Czasy po śmierci
Heroda, inteligentnego tyrana
były bardzo napięte społecznie,
ekonomicznie i religijnie. Młody
18-letni tetrarcha, Idumei,
Judei i Samarii (Cesarz nie
zaakceptował jego królewskiej
godności) nie radził sobie i po
10 latach nieudolnych rządów,
został odwołany i skazany na
banicję. Ten czas, zbliżony do
stanu wojennego pochłonął
tysiące ofiar śmiertelnych.
-
Józef wracał z Egiptu zapewne na
początku panowania Archelaosa.
Miał świetną orientację i
uzasadnione obawy. Podjął to, co
Bóg mu polecił.
-
Jest rzeczą znamienną, że Bóg,
troszcząc się o Rodzinę swojego
Syna, rozmawiał z Józefem, a nie
z Maryją. Uszanował
„oprogramowanie faceta”, bo
takim go stworzył. I co
najważniejsze – Bóg się na nim
nie zawiódł!
-
Paradoksalnie tzw. dzisiejsze
czasy są bardzo podobne do
czasów Świętej Rodziny i to
zarówno w kwestiach religii,
ekonomii jak i polityki.
Zmieniła się tylko technologia.
Jedno jest pewne: społeczeństwo
z rodzinami pozbawionymi głowy,
nie ma szans na przetrwanie.
-
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Chciałbym być jednym z nich.
-
Bóg nie jest wieczną
samotnością, tylko wirującą
przestrzenią Miłości,
przestrzenią dawania i brania
jednocześnie: Ojciec, Syn i Duch
Święty. W tej przestrzeni
Miłości jest pomysł na ten
świat, jest pomysł na człowieka.
A kiedy z tego wiru Miłości
człowiek wypadł, bo sam tak
zadecydował, to w tym wirze
Miłości jest pomysł, aby go nie
zostawić samego. Wszechmogąca
Miłość sprawiła, że Bóg stał się
człowiekiem, Odwieczny stał się
przemijającym, Wszechmocny stał
się bezbronnym, a wszystko po
to, abyśmy Go poznali i
pokochali.
-
Stawiam sobie pytanie: kim
chciałbym być w tę
Bożonarodzeniową noc?
-
Odpowiedź mam jasną – pasterzem!
-
Tym, który czuwa w nocy, bo
poważnie i odpowiedzialnie
traktuje swoją pracę. Tym, który
umie być z innymi. Tym, który
poważnie traktuje Boga i Jego
słowo. Tym, który gdy niebo się
otwiera i Anioł mówi o
narodzinach Zbawiciela w
Betlejem i o Niemowlęciu
owiniętym w pieluszki i złożonym
w żłobie, nie zadaje
niepotrzebnych pytań, tylko
zbiera innych i idzie. A kiedy
doświadczywszy otwartego nieba,
przekracza próg otwartych drzwi
stajenki i znajduje Maryję,
Józefa i Niemowlę w żłobie, mówi
o tym, co go spotkało i słucha
innych i cieszy się i chwali
Boga. A potem taki właśnie wraca
do swoich zajęć. I dalej mówi i
dalej słucha i dalej cieszy się
i dalej chwali Boga.
Ks. Lucjan Bielas |
-
Małżeński trójkąt
-
Według prawa żydowskiego, w
sytuacji wskazującej na zdradę
żony, a dotyczyło to również
roku po zaślubinach, a przed
-
zamieszkaniem razem, mąż miał do
dyspozycji dwa narzędzia
odwetowe. Pierwszym,
najłagodniejszym był list
rozwodowy, którym oddalał
wiarołomną żonę. Sytuacja
społeczna oddalonej i jej
dziecka nie były do
pozazdroszczenia. Drugim
narzędziem, o wiele
-
bardziej radykalnym, była pewna
forma sądu Bożego, zwana próbą
gorzkiej wody. Podejrzana o
niewierność narzeczona
musiała
-
w obecności kapłana, wypić
obrzydliwy napój, którego główny
składnik, oprócz wody, stanowił
pył zebrany z podłogi Świątyni.
-
Jeżeli kobieta po wypiciu
zwracała go lub zachorowała,
winę jej uznawano za bezspornie
dowiedzioną, co równało się
wyrokowi
-
śmierci (por. Lb
5,11-31).Tymczasem Józef, kiedy
zastał swą Małżonkę brzemienną,
zapanował nad emocjami i
znalazłszy trzecie wyjście,
postanowił potajemnie Ją
opuścić. W opinii ludzi, to on
uchodziłby za męża, który nie
dotrzymawszy czystości
przedmałżeńskiej i ucieka przed
konsekwencjami. Taki czyn
niewątpliwie uchroniłby Maryję
od zniesławienia i napiętnowania
w opinii społecznej miasteczka.
Józef pokazał, swą decyzją,
klasę zapanowania nad sobą,
miłości do Boga i Maryi, oraz
przewidywania skutków swoich
decyzji. Czynnikiem, który
niewątpliwie bardzo pomógł
Józefowi w podjęciu prawdziwie
męskiej decyzji, była sama
Małżonka. O
klasie Maryi można powiedzieć,
cytując błogosławionego malarza
Fra Angelico: „zbyt piękna,
żeby ją pożądać”. Ten
wybitny artysta, uchodzący
za eksperta w dostrzeganiu i
ukazywaniu piękna, określił w
ten sposób typ urody kobiety,
który powstaje dzięki obcowaniu
-
z Bogiem, czystym pięknem i
dobrem. Józef, doświadczając
takiego piękna swej Małżonki w
chwili próby, na jaką został
wystawiony,
-
nie zdobył się na to, by
podejrzewać Ją o zdradę. W tej
przysłowiowej kwadraturze koła
zaistniałej sytuacji postąpił
sprawiedliwie, zawieszając sąd.Możemy
się tylko domyślać, co działo
się w Jego głowie i w Jego
sercu. Wynik jest nam znany.
Ten, który znał całą prawdę o
Józefie, Bóg Ojciec powierzył mu
swojego Syna i Jego Matkę. Bóg,
przez anioła, zaprosił Józefa do
wypełnienia powierzonej mu
misji: „Józefie, synu Dawida,
nie bój się wziąć do siebie
Maryi, twej Małżonki; albowiem z
Ducha Świętego jest to, co się w
Niej poczęło. Porodzi Syna,
któremu nadasz imię Jezus, On
bowiem zbawi swój lud od jego
grzechów”. Pan Bóg wyszedł
naprzeciw męskiej logice Józefa
i dał odpowiedź na
najważniejsze pytania: skąd jest
to dziecko? I jaka jest Jego
misja? Ponieważ Józef jest
przedstawicielem nas
grzeszników, dlatego określenie
celu przyjścia Syna Bożego, jako
wybawiciela z grzechów, było dla
Niego czytelne.
-
Niezmiernie ważne są słowa
anioła: „nadasz imię Jezus”. Bóg
w nich darzy Józefa ogromnym
zaufaniem, przekazując Mu
ojcowską władzę nad Synem Bożym.
Józef wziął swoją Małżonkę, a
wraz z Nią poczętego Jezusa, do
siebie. Warto zauważyć, że w
opinii miasteczka, byli jako ci,
którzy nie dochowali czystości.
Józef pokazał, że świetnie
rozumie, kiedy z ludzką opinią
należy się liczyć,
-
a kiedy nie.
Tak od momentu wyjścia Adama i
Ewy z raju, powstał pierwszy
sensowny związek małżeński,
małżeński trójkąt: mężczyzna,
kobieta i Bóg. Rozbity przez
grzech, teraz zaistniał na nowo
– Maryja, Józef i Syn Boży
Jezus. Każdy sakramentalny
związek jest takim trójkątem,
ponieważ jest zaproszeniem
Jezusa do małżeńskiej miłości. I
tak powstają trójkąty: Jacek,
Irena
-
i Jezus; Katarzyna, Stanisław i
Jezus, Tomasz, Oliwia i Jezus...
-
W czwartą niedzielę Adwentu tuż
przed wigilijnym wieczorem może
warto postawić sobie pytanie,
czy to rozumiemy? Jeśli
-
nie, to mamy kłopot, a jeszcze
większy kłopot mają dzieci.
-
-
Ks. Lucjan Bielas
-
|
-
Prawdziwy mężczyzna
-
Jest to najbardziej deficytowy
„towar” we współczesnym świecie.
Mam głębokie przekonanie, że
byłoby w naszej rzeczywistości
-
o 80% mniej głupich pomysłów,
idiotycznych rozmów i
skandalicznych postaw, gdyby
byli prawdziwi mężczyźni.
Dotyczy to całego przekroju
społeczeństwa na czele z
Kościołem. Na tyle długo żyję, a
przecież głupi nie jestem, że
mogę takie spostrzeżenie jasno
-
wyrazić. Wydaje mi się, że
szkoda czasu na podejmowanie
prób zdefiniowania prawdziwego
mężczyzny, trzeba go po prostu
spotkać, poznać i postanowić
takim właśnie być. Dziś Pan
Jezus przedstawia nam swojego
krewnego Jana zwanego
Chrzcicielem, z którym podął
znakomitą współpracę przy
projekcie tworzenia Bosko –
ludzkiej korporacji, zwanej
Kościołem. Dysponuje ona
nieograniczonym kapitałem
początkowym wypracowanym przez
Chrystusa na krzyżu i Jego
gwarancją, iż przetrwa wszystkie
burze dziejowe. Żadna
-
inna instytucja takiej gwarancji nie ma. U jej zarania jest dwóch prawdziwych
mężczyzn, a nie trzciny na wietrze, nie
-
karierowicze - władzy, wygody i
pieniędzy chciwych. Każdy z nich
był świadomy swojej misji, każdy
był gotowy wypełnić
-
ją, aż do śmierci. Nie konkurowali ze sobą, nie porównywali się, lecz idealnie
współpracowali w idealnym zjednoczeniu z Ojcem Niebieskim. Na szczególną uwagę
zasługują słowa Chrystusa, wypowiedziane do uczniów, których uwięziony Jan
Chrzciciel wysłał
-
z zapytaniem: „Czy Ty
jesteś Tym, który ma przyjść,
czy też innego mamy oczekiwać?”
Możemy spokojnie przypuszczać,
że to
-
pytanie nie było w głowie Jana,
lecz odczytał je w głowach
swoich uczniów. Jezus,
nawiązując do księgi Izajasza,
odpowiada, nie Janowi, ale
przybyłym uczniom: „Idźcie i
oznajmijcie Janowi to, co
słyszycie i na co patrzycie:
niewidomi wzrok odzyskują,
chromi chodzą, trędowaci doznają
oczyszczenia, głusi słyszą,
umarli zmartwychwstają, ubogim
głosi się Ewangelię. A
błogosławiony jest ten, kto we
Mnie nie zwątpi”.Przy tej okazji
Chrystus wskazuje wielkość Jana,
tak swoim współczesnym, jak i
nam, mówiąc - „On jest
-
tym, o którym napisano: Oto Ja
posyłam mego wysłańca przed
Tobą, aby Ci przygotował drogę.
Zaprawdę powiadam wam: Między
narodzonymi z niewiast nie
powstał większy od Jana
Chrzciciela”. Jezus kończy
swoją wypowiedź zdaniem, które
może w nas rodzić pytania:
„Lecz najmniejszy w królestwie
niebieskim większy jest niż on”.
Zdanie to, staje się bardziej
zrozumiałe wtedy, kiedy to
uświadomimy sobie różnicę między
chrztem Janowym a Chrystusowym.
Jan, będąc ostatnim prorokiem
Starego Przymierza, przygotowuje
powierzonych mu ludzi na
przyjście Mesjasza. Jego chrzest
w wodach Jordanu jest chrztem
nawrócenia, zmiany sposobu
myślenia polegającej na życiu
według prawa Bożego. Chrzest
Jezusa na bazie owego nawrócenia
idzie dalej. Jest to chrzest
Duchem Świętym i jako taki staje
się źródłem nowego życia w
zjednoczeniu ze Stwórcą, które
daje śmiertelnemu człowiekowi,
wieczną perspektywę i
nieograniczone możliwości. W
takim znaczeniu Jezus widzi w
Janie największego spośród
zrodzonych z niewiasty,
-
w każdym zaś ochrzczonym Duchem
Świętym, zupełnie nową relację
między człowiekiem a Bogiem.
-
Jan Chrzciciel rozeznał swoją
misję i z prawdziwie męską
odpowiedzialnością wszedł we
współpracę z Chrystusem. Stawiam
sobie pytanie: czy stać mnie na
to, aby z męską
odpowiedzialnością wejść we
współpracę z Chrystusem,
dysponując zdecydowanie
-
większymi możliwościami niż św.
Jan?
-
Ks.
Lucjan Bielas
|
-
Dwie kobiety i Bóg
-
-
Pond 10 lat temu na jakimś
spotkaniu lotniczym miałem
przyjemność poznać niezmiernie
sympatycznego starszego pana.
Przedstawił się jako Antoni
Tomiczek i choć wtedy niewiele
mi to mówiło, to jednak jego
górnośląski akcent od razu
wzbudził moją sympatię. Po
chwili rozmowy odniosłem
wrażenie, że mam do czynienia z
niezmiernie poukładanym
mężczyzną, a na dodatek
dowiedziałem się, że z ostatnim
żyjącym wtedy lotnikiem
majorem pilotem 301 Dywizjonu
Bombowego „Ziemi Pomorskiej im.
Obrońców Warszawy”. Pan Antoni
chyba czuł wtedy potrzebę, aby
opowiedzieć mi o kluczowych
wydarzeniach w swoim życiu, a ja
byłem wdzięczny Bogu za
to, że mogłem poznać tego
niezwykłego człowieka i
posłuchać opowieści o jego
niezwykłych losach. Na
samym początku naszej rozmowy
Pan Antoni wyjął portfel i
pokazał mi wizerunki dwóch
kobiet. Pierwszym wizerunkiem
był obrazek Najświętszej Maryi
Panny. Jeszcze przed
wojną, jako młody pilot,
otrzymał go od biskupa
polowego gen. Józefa Gawliny.
Przez całe życie miał go ze
sobą, a wizerunek Maryi pozwałam
mu, przez Nią budować taką
wewnętrzną relację z Bogiem,
która w najtrudniejszych
chwilach pozwalała zachować mu
poczucie bezpieczeństwa i zimną
krew, co było bardzo ważne
zarówno dla niego, jak i dla
innych. Dotyczyło to szczególnie
lotów, podczas których samolot
był ostrzeliwany przez artylerię
przeciwlotniczą i dziurawiony
jak sito.
-
Drugim wizerunkiem kobiety w
portfelu Pana Antoniego, było
zdjęcie zmarłej żony Emilii.
Pokazując je, opowiedział
historię związaną z ich
miłością. Jeszcze przed wybuchem
wojny postanowili się pobrać i
doszło do zaręczyn. Rozłąka
trwała całą okupację.
Po
wojnie, kiedy latał w Transport
Command w Siłach Powietrznych
Wielkiej Brytanii dowiedział
się, iż w Polsce Mileńka (tak
nazywał narzeczoną) wciąż na
niego czekała i wówczas podjął
decyzję o powrocie.
Zderzenie z
rzeczywistością socrealizmu było
dla niego twarde. Choć o lataniu
nie było mowy, to jednak miłość
nadawała prozie ówczesnego życia
właściwe znaczenie.
-
-
Na całe życie zostanie mi w
pamięci tamto spotkanie. Pogodna
twarz starszego mężczyzny, jego
opowieść o miłości dwóch kobiet,
-
a w perspektywie Bóg, źródło
wszelkiej miłości.
-
Dziś w adwentowy wieczór
wspomnienia Matki Bożej
Loretańskiej patronki lotników,
wspominam pana Antoniego i
stawiam sobie pytanie: czy
jeszcze są gdzieś takie Tomiczki?
-
-
-
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Nie do pojęcia, ale do
uwierzenia!
-
Tajemnica niepokalanego poczęcia
Najświętszej Maryi Panny jest w
ujęciu Benedykta XVI, źródłem
wewnętrznego światła,
-
nadziei i pociechy. Pośrodku
naszych nieraz bolesnych
doświadczeń życiowych, trudnych
prób, niemal niepokonalnych
przeciwności, Maryja Matka
Jezusa Chrystusa, kieruje do
każdego z nas fundamentalne
przesłanie, które może pomóc w
uporządkowaniu naszego życia. -
Łaska Boża jest większa od
grzechu, a miłosierdzie Boże
jest większe od zła i co więcej,
może ono każde zło przemienić na
większe dobro, jeśli tylko na to
Bogu pozwolimy.
-
Na różne sposoby i to każdego
dnia, zło stara się nas otoczyć,
będąc obecne w różnych
wydarzeniach i naszych
relacjach. Kiedy zastanowimy się
głębiej, to stwierdzamy z całą
pewnością, że zło ma swoje
zakorzenienie w chorym i
poranionym sercu człowieka,
-
które nie jest w stanie samo z
siebie uwolnić się od niego.
-
Biblia mówi nam o upadku
aniołów; nieposłuszeństwie
człowieka i jego twardych
konsekwencjach. O śmierci,
cierpieniu, a przede wszystkim o
dziedziczeniu braku przyjaźni z
Bogiem. Mówi nam Biblia o
Bożym planie uratowania
człowieka i jego realizacji
przez
-
Syna Bożego Jezusa Chrystusa,
zrodzonego z niewiasty Maryi,
którą wszechmogący Bóg zachował
od konsekwencji grzechu
dziedzicznego.W przyjaźni z
Bogiem, ale wolna w swej
ludzkiej decyzji, Maryja podjęła
współpracę z Nim nie tylko w
dziele stwarzania przez swe
macierzyństwo, ale i dziele
odkupienia, przez swe
posłuszeństwo. Wraz ze swoim
Synem, Wcielonym Słowem Boga,
tworzą zupełnie nowy model
najbardziej sensownego i
kreatywnego działania człowieka
zarówno w przestrzeni
stwarzania, jak i w przestrzeni
odkupienia od wszelkiego zła.
-
Kiedy o tym myślimy – to głowa
mała. Warto więc postawić sobie
parę pytań, które pomogą w
uporządkowaniu naszego myślenia
-
i naszych serc:
-
- Czy zdarzyło mi się kiedyś
doświadczyć czegoś, co po ludzku
było niemożliwe, a się stało?
-
- Czy wierzę w to, że dla Boga
nie ma rzeczy niemożliwych?
-
- Czy umiem Bogu zadawać pytania
i cierpliwie czekać na
odpowiedź?
-
- Czy wiem, że wątpienie jest
staniem w miejscu, a pytanie
uczy pokory i otwiera myślenie?
-
- Czy stać mnie na najbardziej
kreatywną postawę w życiu: „Oto
ja służebnica Pańska, niech mi
się stanie według twego słowa”?
-
W raju, po grzechu Ewy, Adam
miał wybór. Mógł zostać z Bogiem
i bez Ewy albo z Ewą i bez Boga
- wybrał Ewę. I tak zgubił
wszystkich. Przy Zwiastowaniu,
Maryja wybrała Boga i postawiła
Go w swym sercu przed Józefem.
Dzięki temu uratowała Józefa i
nas – uratowała wszystkich.
-
Bądź pozdrowiona Maryjo!
-
-
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Między czuwaniem a wolnością
-
Przesłaniem dzisiejszej
Ewangelii jest po raz kolejny
przypomnienie nam przez Jezusa,
że On przyjdzie i że trzeba być
gotowym na Jego przyjście.
Być może, że dla niektórych
osób, poruszanie tego tematu
jest zbyt mało atrakcyjne, albo
też zbyt częste. Jednak już sam
fakt, przyjścia Jezusa
Chrystusa, zarówno ten
historyczny, jak i ostateczny,
stanowi absolutnie centralne
wydarzenie w naszym
chrześcijańskim życiu. Sprawia
on, że myślenie i mówienie o
tych wydarzeniach, jest
jak najbardziej uzasadnione i
konieczne. Jako istoty
stworzone z miłości i do
miłości, a co zatem idzie do
wolności, możemy oczywiście, to
Jego przyjście zupełnie
zignorować. Jednak rozumne
stworzenie ignorujące Stwórcę,
musi liczyć się z konsekwencjami
takiej decyzji.
-
Nie czekamy na kogoś,
szczególnie w naszych czasach,
który się nie zapowiedział, nie
ustalił dnia i godziny wizyty.
Na dzwonki niezapowiedzianych
nie reagujemy, drzwi takim nie
otwieramy, telefonów, gdy
wyświetla się nieznany numer,
nie odbieramy. Im jest ktoś
ważniejszy na tym świecie, to
tym bardziej dba o ustalanie
terminów i sieć swoich
kontaktów.
-
Tymczasem Jezus mówi dziś do
mnie i do wszystkich i również
tych najbardziej odgrodzonych i
zabezpieczonych – spotkamy się,
czy ci się to podoba, czy też
nie, to my się spotkamy. I nie
jest to ważne, że usunąłeś Mnie
z listy swoich znajomych. Nie
jest ważne, że nawet na niej
nigdy nie byłem. I tak przyjdę
do ciebie. I tak się spotkamy.
-
Ludzie, zachłyśnięci swoją
codziennością, zapominają o
Mnie, o swoim Bogu, który jest
nieskończoną miłością.
Zapominają o prawach, które im
dałem i ustanawiają swoje.
Przypominam ci słynne wydarzenie
w dziejach świata, jakim był
potop. Drwili z mojego sługi
Noego wtedy, kiedy budował łódź
tam, gdzie nie było wody. On był
Mi posłuszny i to go uratowało,
to uratowało mu życie.
-
Krąży po tym świecie złodziej –
szatan, zabiera on tych, którzy
odeszli ode Mnie. Pozwalam mu na
to, bo ty masz prawo do wyboru i
możesz powiedzieć Mi – nie, ze
wszystkimi tego konsekwencjami.
Tak jak on powiedział Mi -
nie, ze wszystkimi
konsekwencjami. W jednym domu,
przy jednej pracy, przy
sąsiednich biurkach, będą i Moi
i jego słudzy, ale tylko do
pewnego czasu.
-
Czuwaj!
-
Pytasz: - co to znaczy?
-
Spróbuj się na chwilę
wyłączyć z twojej bieganiny, z
twoich rodzinnych i zawodowych
problemów i wyzwań. Oderwij się
od Internetu, od komórki i
Facebooka. Popatrz w lustro,
popatrz w pesel, popatrz na
gwiaździste niebo, popatrz w
swoje serce i tu możemy się
spotkać. Dokładnie tu.
Przecież wiesz, że cię kocham.
Wiesz, że tobie daję Siebie i
dlatego ta miłość jest tak
wymagająca, bo inna być nie
może. Jeśli traktujesz moją
miłość poważnie, przełóż ją na
swoje życie. Mogę cały czas być
z tobą, rozmawiać z tobą,
pomagać ci, a nawet przez
Eucharystię być w tobie – Ja Bóg
w tobie człowieku. Uwierz w to,
pokochaj Mnie.
-
Czuwaj i bądź wolny
-
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Bóg mówi – „dziś”, diabeł mówi –
„jutro”.
-
Śmierć Jezusa Chrystusa na
krzyżu, która miała miejsce
najprawdopodobniej 7 kwietnia 30
roku, to jedno z wydarzeń, obok
jego zmartwychwstania i
wniebowstąpienia, które
uobecniają się w każdej Mszy św.
Wszechmogący Bóg, który jest
poza czasem, wyjmuje je niejako
z tamtego czasu i tamtej
przestrzeni i uobecnia, czyli
dzieją się „dziś”. My,
uczestnicząc we Mszy św., przez
swoją wiarę jesteśmy świadkami
tamtych niepowtarzalnych, a
przez Boga uobecnionych
wydarzeń.
-
W dzisiejszą Uroczystości
Chrystusa Króla Wszechświata
nasza obecność, pod Jego
krzyżem, czyli przy Jego
tronie, ma szczególne znaczenie.
To znaczenie jest tym większe,
że scena ukrzyżowania Pana,
przez wieki, mimo zmienności
wydarzeń, nic nie traci ze swej
aktualności. Każdy z nas może na
Golgocie odnaleźć siebie. Może
pośród oskarżycieli, może pośród
krzyżujących żołnierzy, może w
tłumie, który stał i patrzył,
może z Maryją, Janem i
kobietami, a może przy którymś z
łotrów?
-
W centrum tej ponadczasowej sceny
jest Jezus na swoim krzyżu, tak
jak zaznaczyliśmy, na swoim
tronie. Jest krzyż, tronem
króla ziemskiego, który będąc
prawdziwym człowiekiem, tak
bardzo ukochał swoich poddanych,
że życie swoje oddał za nich.
Paradoksalnie napis umieszczony
nad Jego głową w języku greckim,
łacińskim i hebrajskim: „To jest
król żydowski”, tę prawdę
akcentuje.
-
Jezus jest nie tylko prawdziwym
człowiekiem, lecz jest również
prawdziwym Bogiem, Stwórcą i
Panem wszelkiego stworzenia. Na
tronie krzyża wtedy, kiedy Jezus
- człowiek z miłości oddaje za
nas swoje ziemskie życie,
Jezus - Syn Boży z miłości daje
nam swoje życie wieczne. Ten
moment i to miejsce uobecniane w
każdej Mszy św. jest istotą
dzisiejszej uroczystości.
-
Nieprzypadkowo ewangelista św.
Łukasz akcentuje reakcję dwóch
złoczyńców, których powieszono
obok Jezusa. Jeden z nich Mu
urągał, drugi zaś karcąc swego
towarzysza, wyznał swoją winę i
rzekł: „Jezu, wspomnij na mnie,
gdy przyjdziesz do swego
królestwa”. Ten dobry łotr, bo
tak wpisał się w historię
świata, mimo że sam oskarżony i
miał nie lada problem, trzeźwo
ocenił postawę współoskarżonego
Chrystusa. I wtedy kiedy wielu
się pogubiło, on się odnalazł.
Znakomicie ujął to św. Ambroży,
który zauważył, że łaska, którą
otrzymał, przewyższyła, to o co
prosił. Od Jezusa usłyszał
zapewnienie, które dla każdego z
nas jest marzeniem życia:
„Zaprawdę powiadam ci: Dziś ze
mną będziesz w raju”.
-
Ten jedyny i prawdziwy król –
Jezus Chrystus, daje nam zawsze
więcej niż to, o co Go prosimy.
I to daje zawsze „dziś”, choć
często tego nie widzimy.
-
-
Ks. Lucjan Bielas
-
-
|
-
„Nauczycielu,
kiedy to nastąpi?”
-
(Łk 21.7)
-
W pierwszej chwili wydawać by się
mogło, że Jezus, odpowiadając na
to pytanie, nawiązuje do końca
świata. Pojawią się fałszywi
mesjasze, będą wybuchać wojny i
konflikty, uczniów Jezusa będą
prześladować, a religijne
rozłamy będą dotykały wiele
rodzin.
-
Natura będzie obfitować w
kataklizmy, a wszystkiemu będzie
jeszcze towarzyszył głód i
zaraza.
-
Kiedy się jednak głębiej
zastanowimy nad słowami Jezusa,
a historia świata jest nam
odrobinę znana, to dojść możemy
do wniosku,
-
że niemal każde pokolenie
doświadczało i doświadcza za
swojego życia dramatycznych
wydarzeń, o których wspomina
Jezus. Dotyczy to zarówno
zawirowań politycznych,
niepokojów społecznych,
kataklizmów natury, jak i
podziałów dotykających życie
rodzinne.
-
Gdzie mądrość i siła, aby w tym
wszystkim się nie pogubić?Jest
rzeczą znamienną, że Jezus
zaczyna swój wywód od spotkania
z ludźmi wpadającymi w zachwyt
nad świątynią, nad jej
architekturą W odpowiedzi na ten
akt podziwu, dla tego miejsca,
Jezus zapowiada,
-
że nie pozostanie tu kamień na
kamieniu. My wiemy, że w roku 70
proroctwo Jezusa się spełniło.
Późniejszy cesarz Tytus, niejako
-
wbrew zwyczajowi Rzymian, zburzył
świątynię, która do dziś nie
została odbudowana. Wraz ze
zburzeniem świątyni skończyło
się kapłaństwo w narodzie
Wybranym. Nie ma ofiar i nie ma
kapłanów. Wielowiekowa tradycja,
sięgająca wyjścia Narodu
Wybranego z niewoli egipskiej,
została przerwana. Kapłanem
jest tylko Jezus Chrystus w
wybudowanej przez siebie
świątyni, a jest nią Kościół.
Jego ofiara zapowiadana przez
świątynię jerozolimską i krew
baranków, jest zadośćuczynieniem
za wszystkie grzechy świata i to
od każdego człowieka zależy, jak
z tej ofiary skorzysta. Na
świcie nie ma innej recepty na
zło i grzech.Obecność Jezusa i
działanie Ducha Świętego,
którego nam daje, pozwala nie
tylko w sądach dawać świadectwo
o Nim, ale i w każdej innej
trudnej sytuacji. Kiedy więc
słyszymy o wojnach, kataklizmach
i głodzie, nie popadajmy w
zwątpienie. To On zwyciężył
świat, to On jest jedynym w
pełni skutecznym ratunkiem na
naszą ludzką głupotę. Stało się
dziś między nami modne
odrzucanie Jezusa, a my grzeszni
mamy jeszcze pretensje do Pana
Boga, oskarżając Go, że jest
przyczyną zła. I tak powstał
tragikomiczny obraz
współczesnego człowieka, który z
jedną nogą w grobie, a drugą na
skórce z banana, grozi
paluszkiem wszechmogącemu
Stwórcy. Grzech jest
głupotą, ale jeszcze większą
głupotą jest odrzucenie Boga,
który z miłości nas stworzył, z
miłości nas odkupił, a tych,
którzy do Niego się zwracają,
nie zostawia bez pomocy.
Jesteśmy codzienne zalewani
niezliczoną ilością informacji o
wojnach, kataklizmach i
przeróżnych dramatach w
większości będących dziełem
człowieka, zachowujmy spokój.
Zachowujmy go również, kiedy
świat nas oskarża o wszystkie
możliwe nieprawości. Nie traćmy
wiary, kiedy
-
w naszych rodzinach „głowy się
psują”. Zawierzmy Chrystusowi,
który daje wytrwałym gwarancje:
„włos z głowy wam nie zginie.
Przez swoją wytrwałość ocalicie
wasze życie”.
-
Zachowajmy więc przed Panem
dobrą fryzurę!
Ks. Lucjan Bielas |
-
-
Jedynie sensowna odpowiedź
-
-
Saduceusze byli członkami
religijno – politycznego
stronnictwa, gromadzącego w
dużej mierze przedstawicieli
klasy kapłańskiej. Byli bogaci,
wpływowi, ugodowi względem
rzymskiego okupanta. W swych
religijnych poglądach
kwestionowali wiarę w aniołów i
zmartwychwstanie. Kiedy Pan
Jezus znakomicie uporał się z
pułapką zastawioną na Niego w
pytaniu o konieczność płacenia
podatku, karząc sobie przynieść
monetę podatkową - denara,
właśnie saduceusze wystąpili z
kolejną, tym razem teologiczną
łamigłówką.
-
Kazus był wymyślony na bazie
prawa mojżeszowego, które miało
na celu zabezpieczenie losu
wdowy. Kiedy umierał bezpotomnie
mąż, jego brat powinien ją pojąć
za żonę. I tak siedmiu braci po
kolei umiera, przejmując po
kolei wdowę i nie zostawiając
potomstwa. Pytanie saduceuszy
dotyczy jej losu przy
„ewentualnym” zmartwychwstaniu.
-
Odpowiedź Jezusa jest
ponadczasowa i dotyczy tych
wszystkich, którzy, choć niby
wierzący, to jednak w ziemskich
układach i zabezpieczeniach
pokładają swoją ufność, a o
życiu pozagrobowym myślą w
kategoriach: zobaczymy…; jakoś
to będzie…; pozwólmy
-
się zaskoczyć…
-
Jezus wyprowadza cały problem
poza ziemską logikę i ziemskie
układy. Nie można w kategoriach
tego świata myśleć o relacjach
-
w Domu Ojca Niebieskiego, bo to,
byłoby po prostu, prymitywne.
-
Druga część odpowiedzi Jezusa
jest szczególnie dla nas ważna:
„A że
umarli zmartwychwstają, to i
Mojżesz zaznaczył tam, gdzie
jest mowa o krzaku, gdy Pana
nazywa Bogiem Abrahama,
Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba.
Bóg nie jest Bogiem umarłych,
lecz żywych; wszyscy bowiem dla
Niego żyją”. Chrystus znakomicie
nawiązał do niekwestionowanego,
przez saduceuszy, dialogu
Mojżesza z Bogiem,
przemawiającym do niego z
gorejącego krzaka na pustyni.
-
W Jego wypowiedzi kluczowe jest
stwierdzenie, że wszyscy żyją
dla Boga. Jeżeli bowiem
każdy z nas, to sobie tak do
spodu uświadomi
-
i weźmie poważnie do serca,
odpadną mu wątpliwości co do
zmartwychwstania. Życie zaś,
będzie układał w kategorii
miłości, która
-
jest czymś daleko więcej niż
tylko uczucie, czy też ziemskie
relacje. Jest
doświadczeniem miłości Boga i
odpowiedzią bezgranicznego
zaufania.
-
-
Może w kolejną listopadową
niedzielę warto się nie tylko
nad tym zastanowić, ale Bogu dać
sensowną odpowiedź – Ojcze żyję
dla ciebie.
-
-
-
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Kazus Zacheusza
-
-
Rzecz dzieje się w jednej z
najstarszych miejscowości na
świecie, w Jerychu. Był to
czas, kiedy to sława Jezusa była
już na tyle wielka, że
poprzedzała Jego przyjście.
Zacheusz, przełożony celników
był człowiekiem niewątpliwie
znakomicie poinformowanym, we
wszystkim, co działo się w
lokalnej społeczności. Kiedy
przez miasto przebiegła wieść o
pobycie Jezusa, Zacheusz
postanowił działać. Był Żydem i
zapewne myślał o dobrej relacji
z Bogiem. Był celnikiem,
czyli przedstawicielem
ówczesnych poborców podatkowych
zbierających bez litości
pieniądze podatkowe dla
rzymskiego okupanta, a przy tej
okazji nieuczciwie
zagarniających grosz do swojej
sakiewki. Kolaborant,
zdrajca, oszust kochający
pieniądze, znienawidzony przez
ludzi, ale w głębi duszy
człowiek, który szukał
rozwiązania dla swego
pogmatwanego życia. To
niemożliwe, aby był kierowany
tylko zwykłą ciekawością. To
musiało być coś więcej. Szef
celników, jak mały chłopczyk
pobiegł, wyprzedził tłum i
wspiął się na sykomorę.
Chrystus widział nie tylko ten
chłopięcy wyczyn, ale przede
wszystkim pogubione serce
Zacheusza i jego chęć
znalezienia wyjścia z
niesłychanie trudnej życiowej
sytuacji.
-
Wystarczyło jedno zdanie
Chrystusa: „Zacheuszu,
zejdź prędko, albowiem dziś
muszę się zatrzymać w twoim
domu”. On natychmiast
znalazł się na ziemi i uradowany
przyjął Mistrza nie tylko do
swego domu, ale przede wszystkim
do swojego serca.
Obecny Jezus uwolnił rozwiązanie
wewnętrznego dramatu gospodarza,
który już wcześniej musiał mieć
wszystko przemyślane i
policzone. Nie miał jednak
odwagi, aby to nazwać i
wprowadzić w życie. Znakomicie
świadczą o tym jego słowa: „Panie,
oto połowę mego majątku daję
ubogim, a jeśli kogoś w czymś
skrzywdziłem, zwracam
poczwórnie”.
-
Obecność Jezusa pozwoliła przełożonemu celników, zdrajcy, oszustowi
i kolaborantowi, podjąć właściwą
decyzję. Jezus jej nie narzucił,
nic nie kazał, nic nie wyliczał,
po prostu wydobył ją z jego
głowy i serca, jak akuszer
pomógł ją „urodzić”.
-
Kolejne zdanie Jezusa jest bardzo ważne, zarówno dla Zacheusza, jak
i dla wszystkich którzy
podważali sens wizyty Jezusa u
miejscowego grzesznika:
„Dziś zbawienie stało się
udziałem tego domu, gdyż i on
jest synem Abrahama. Albowiem
Syn Człowieczy przyszedł szukać
i zbawić to, co zginęło”. To
zdanie jest jednocześnie
uzasadnieniem naszego
domniemania o tym, co działo się
w sercu i głowie Zacheusza przed
spotkaniem z Jezusem. W tym
stwierdzeniu Syn Boży informuje
nas, jak ważna jest w naszych
sprawach zawodowych i domowych,
pełnych kazusów Zacheusza, Jego
obecność, uwalniająca mądrość i
odwagę.
-
Otwierający drzwi Chrystusowi muszą zawsze liczyć się z tym, że
świat prymatu użyteczności, a
nie dobra, nie będzie takiej
postawy rozumiał i będzie nią
gardził. Tym jednak nie należy
się przejmować, albowiem przy
otwartych drzwiach Królestwa
niebieskiego wszystko inne, to
przysłowiowy – Pikuś.
-
-
-
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Oprogramowanie na
świętość
-
-
Uroczystość Wszystkich Świętych
to dzień szczególnego
uświadomienia sobie
rzeczywistości, którą w naszym
wyznaniu wiary określamy mianem
„świętych obcowania”. W pędzie
codzienności, to tak bardzo nam
umykająca prawda, z którą
konfrontacja w momencie ciężkiej
choroby, śmierci czy starości,
dla człowieka nieprzygotowanego
może być bolesna, a nawet
kompletnie niezrozumiała.
-
Dzisiaj jest znakomita
okazja, aby przystanąć i
popatrzeć na rzeczywistość, do
której wszyscy jesteśmy
stworzeni. Ziemia jest w
pewnym sensie latającym w
kosmosie grobowcem, na którym
pojawiają się nieustannie nowe
istoty, niektóre nawet rozumne,
które po chwilowym życiu
trafiają do ziemskiej mogiły.
Jedna tylko mogiła jest pusta,
albowiem ten, który w niej
został złożony, zmartwychwstał.
Jest nim Jezus Chrystus,
prawdziwy człowiek istotom
ludzkim we wszystkim równy i
jednocześnie prawdziwy Bóg,
Stwórca wszystkiego. Jego grób
to brama do świętych obcowania,
boskiej rzeczywistości,
przeznaczonej dla istot
rozumnych, które na miłość
Stwórcy odpowiedzą miłością.
Brama jest jedna i to ciasna,
dodatkowych furtek nie ma, a
system kontroli jest doskonały.
Rzeczą znamienną jest fakt, że
choć jest ciasna, to jednak
każdy, który wykaże się
gotowością, przez nią przejdzie.
Ojciec Niebieski, tak bardzo
pokochał nas, mimo wszelkich
grzechów i ułomności, że nie
tylko czeka na nas, ale wysłał
Syna, aby nas przeprowadził.
Innego przewodnika nie ma.
-
Z tym większym skupieniem
odczytuje dziś Kościół słowa
samego Chrystusa, który daje
bardzo konkretne rady i obiecuje
pomoc, dla każdego, kto pragnie
przejść przez Jego grób do życia
wiecznego. Mają one wspólny
klucz zawarty w słowie
„Błogosławieni”. Błogosławiony
to nie ten, któremu wszystko się
udaje, który ma zdrowie i
szczęście do pieniędzy.
Błogosławiony to ten, który w
zderzeniu ze światem chciwości,
korupcji i brutalnych zwyczajów
podejmuje drogę Bożych przykazań
i Ewangelii. Po ludzku jest
głupi i skazany na zagładę, a
mimo to, podejmuje decyzję
miłości Boga ponad wszystko i
ponad wszystkich. Wtedy Ojciec
Niebieski daje swoje
błogosławieństwo, czyli swoją
pomoc, każdemu taką, jaka jest
potrzebna, można powiedzieć
dedykowaną. Celem jest
niebo.
-
Samuraje byli znakomitymi
rycerzami, albowiem uczyli się
ignorować swoje życie doczesne.
Strach bowiem przed jego utratą
był wyrokiem śmierci w walce.
Podobnie prowadzi nas Jezus,
zachęcając, abyśmy tak jak On
zignorowali wartości tego
świata, ale dla nieba, a wtedy
we wszystkim staniemy się
skuteczni i spełnieni, czyli po
prostu – święci.
-
-
-
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Jak ufać sobie?
-
Takich, którzy uważają się za
sprawiedliwych, a innymi gardzą,
spotykamy na co dzień wielu.
Życie z nimi jest trudne, a
zmiana ich sposobu myślenia
wydaje się niemożliwa. Tacy samo
kanonizujący się święci. Mając
jednak odrobinę krytycyzmu wobec
własnej osoby, to i w sobie
samych odnajdujemy mniej lub
więcej elementów
wspomnianej postawy. Jesteśmy
niewinni, sprawiedliwi, budujemy
swoje dobre samopoczucie na
wymienianiu własnych zasług i
na porównywaniu się z innymi.
Zwykle nasze wywody kwitujemy
stwierdzeniem: „gdyby inni byli
tacy jak ja, to świat…”.
-
Pan Jezus nie zachował się
biernie wobec postawy dufnych w
sobie, uważających się za
sprawiedliwych, a innymi
gardzących. Opowiedział im i nam
przypowieść, która mocno zapada
w umysły i serca. Jako Syn Boży
i Sędzia był jedynym, który
wypowiadając te słowa, nadał im
właściwą rangę. Rzecz bowiem
dotyczy tego, co dla nas
grzesznych jest najważniejsze, a
mianowicie usprawiedliwienia.
-
Dwóch modliło się w świątyni,
każdy w sanktuarium swej duszy,
czego świadkiem był już tylko
Bóg, a byli to: faryzeusz i
celnik. Pierwszy przeglądnął się
w sobie, a nie w Bogu. Prawdy
więc o sobie nie poznał,
natomiast akcentował
niekwestionowane swoje zasługi,
których prezencja odbywała się
na tle zdzierców, oszustów i
celników. Zupełnie umknęło mu
to, że tak jak każdy jest
grzesznikiem. Pełne fałszu w
jego ustach było podziękowanie
Bogu, którego poinformował o
swoich dobrych uczynkach,
oczekując w głębi duszy słusznej
nagrody.
-
Zupełnie inną postawę przyjął
celnik. Na tym świętym miejscu
pozostał z dala. Zewnętrzna
postawa na tym świętym miejscu
była odbiciem tego, co działo
się w jego duszy. Stanął przed
samym świętym, sprawiedliwym
Bogiem, czego wyrazem było to,
że nie śmiał oczu wznieść. To,
co mówił, bijąc się w piersi,
było kluczowe: „Boże mniej
litość dla mnie, grzesznika”.
Widział więc w Bogu, nie tylko
sprawiedliwego sędziego
dysponującego sprawnym
monitoringiem i paletą sankcji,
widział przede wszystkim Ojca
nieskończenie kochającego,
gotowego przebaczyć każdy
grzech. Szczerość takiej postawy
zakłada zmianę postępowania i
odejście od tego, co nie jest
zgodne z wolą Stwórcy.
-
Dla nas ważne są dwa
stwierdzenia Jezusa. Nie
podlegają one żadnej dyskusji,
albowiem wypowiedział je Ten,
który dokonał dzieła naszego
odkupienia. Usprawiedliwiony
odszedł celnik, a nie faryzeusz.
I zaraz drugie stwierdzenie:
„Każdy bowiem, kto się wywyższa,
będzie poniżony, a kto się
uniża, będzie wywyższony”.
Każdy, to znaczy – każdy.
-
Zbliżająca się Uroczystość
Wszystkich Świętych i Dzień
Zaduszny, nastrajają do zdjęcia
maski i popatrzenie prawdzie w
oczy.
Ks. Lucjan Bielas |
-
„Czy jednak Syn
Człowieczy znajdzie wiarę na
ziemi, gdy przyjdzie?” (Łk 18,8)
-
To pytanie na końcu dzisiejszej
Ewangelii wydaje się, sugerować
katastrofalny stan Kościoła na
końcu świata. Czy o to chodziło
Panu Jezusowi? – Tego nie wiem.
Wiem natomiast, że On, Chrystus
stawia mi, to pytanie dzisiaj –
Lucek, gdybym dziś przyszedł
do ciebie,
-
z jaką wiarą Mnie
przywitasz? Wiem, że takie
spotkanie nastąpi, a pytanie
Jezusa nie jest teoretyczne.
Wiem również, że to pytanie
-
nie ma na celu straszenie mnie,
ale mobilizację do pogłębienia
mojej wiary. Dopiero w takim
kontekście mogę lepiej zrozumieć
zachętę Jezusa, aby zawsze się
modlić i nie ustawać. Sugeruje
mi, że modlitwa jest wyrazem
mojej wiary i jednocześnie
narzędziem do jej pogłębiania.W
tym kontekście możemy lepiej
zrozumieć sens Jezusowej
przypowieści o niesprawiedliwym
sędzim i skutecznej wdowie. Sądy
w ówczesnym Izraelu sprawował
Sanhedryn obradujący przy
świątyni w Jerozolimie. Z
konieczności zajmował się
najważniejszymi sprawami, a taką
był między innymi proces Jezusa.
Na prowincji zaś, dobrze
zorganizowane gminy miały własne
sądy, czyli „małe sanhedryny”.
Rozstrzygały one w sprawach
mniejszej wagi, a w dziedzinie
karnej nie mogły przekroczyć
kary chłosty, czyli 39 uderzeń.
W sprawach cywilnych każdy Żyd
mógł być sędzią, w dziedzinie
kryminalnej sędziowie pochodzili
ze stanu kapłańskiego lub byli
lewitami. Traktat Sanhedrin
określał walory sędziego:
powinien być wysoki, godny,
znający języki, by nie
potrzebował tłumacza, obeznany z
magią, nie mógł być ani zbyt
młody, ani zbyt stary, nie mógł
być eunuchem, ani człowiekiem o
twardym sercu. Sędziowie
-
nie byli płatni, a wyroki, za
które pobrano opłatę, były
nieważne. Takie były założenia,
a praktyka jak to w życiu bywa,
wyglądała inaczej. O karykaturze
sędziego mówi Pan Jezus.
Przedstawiciel prawa w Jego
przypowieści jest niewierzący,
pozbawiony szacunku
-
dla drugiego człowieka i dbający
o swoją wygodę. Jezus
konfrontuje go z wdową, nękaną
przez jej przeciwnika. Jej
natręctwo i jego troska o swój
święty spokój uruchomiły proces
jej obrony. Chrystus,
akcentując skuteczność jej
natrętnych próśb, zachęca nas do
dobrego natręctwa w zwracaniu
się do Ojca Niebieskiego. Nie
danie za wygraną w proszeniu
Boga podczas modlitwy generuje
wzrost wiary. Z jednej strony
owo błogosławione natręctwo
wynika z niej, a z drugiej zaś
strony, wzmacnia ją.
-
Dla nas, tak bardzo zagubionych,
tak wiele tracących czasu na
głupoty, tak mało skutecznych w
działaniach i tak szybko
przemijających, słowa Jezusa
mają szczególne znaczenie. Tak
się utarło mówić, że to śmierć
po nas przyjdzie, a to przecież
On, Jezus przyjdzie. I znów
wraca fundamentalne pytanie: czy
znajdzie u mnie wiarę?
-
-
Ks. Lucjan Bielas
|
-
Być uzdrowionym,
a być uszczęśliwionym, to
ogromna różnica.
-
Dziesięciu trędowatych na skraju
wsi, zatrzymali się z daleka.
Pojęciem trąd określano różne
dotkliwe i często zakaźne i
odrażające choroby skóry.
Przepisy Biblii, które również
pełniły funkcję porządkowe w
Narodzie Wybranym, nakazywały
izolację trędowatych,
-
przy jednoczesnej zachęcie do
świadczenia im miłosierdzia (Kpł
13,45-46). W praktyce, krewni i
znajomi obdarowywali ich tym,
-
co było potrzebne do życia.
Zdarzające się przypadki
uzdrowienia, prawie zawsze
graniczące z cudem, musiały być
potwierdzone
-
przez kapłanów, a Bogu złożona
stosowna ofiara (Kpł 14,1-32).
-
W tym kontekście, wołanie
trędowatych: Jezusie,
Mistrzu, ulituj się nad nami,
ma swoją głęboką wymowę. To była
prośba o cud przywrócenia do
społeczności żywych i zdrowych.
Jezus wystawił ich wiarę na
próbę, nakazując im, jeszcze
trędowatym, aby poszli
-
do kapłanów stwierdzić swoje
uzdrowienie. Oni to zrobili, a
uzdrowienie nastąpiło w drodze.
Intrygujący jest obecny pośród
nich Samarytanin. Ten człowiek
oprócz wiary wykazał się pokorą,
jako że dla niego, pójście do
kapłana żydowskiego było
niewątpliwą ujmą. Nie tylko, że
to zrobił, ale wrócił do Jezusa
jako jedyny z uzdrowionych, aby
podziękować. Zrobił to w
wyjątkowy sposób, wychwalając
bowiem Boga, upadł na twarz
przed Jezusem, co w ówczesnym
zwyczaju oznaczało oddanie Mu
boskiej czci.
-
Znamienna jest reakcja Jezusa:
„Czy nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? Żaden
się nie znalazł, który
-
by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec". Do niego zaś
rzekł: „Wstań, idź, twoja wiara
cię uzdrowiła".
Papież Benedykt XVI zwrócił
uwagę na ten tekst, jako
kluczowy dla naszych relacji z
Jezusem. Uzdrowienie
dziękującego Samarytanina
-
poszło zdecydowanie głębiej.
Jezus, widząc jego wiarę,
uzdrowił nie tylko jego skórę,
ale przede wszystkim jego serce.
I tak stał
-
się nie tylko uzdrowionym, ale
przede wszystkim
uszczęśliwionym.
-
Obserwacja życia potwierdza, że
na dziesięciu uzdrowionych jest
jeden szczęśliwy.
-
Czy ja nim jestem?
Ks. Lucjan Bielas |
-
(Łk 17, 5-10)
Apostołowie prosili Pana:
"Przymnóż nam wiary». Pan rzekł:
"Gdybyście mieli wiarę jak
ziarnko gorczycy,
powiedzielibyście tej morwie:
„Wyrwij się z korzeniem i
przesadź się w morze”, a byłaby
wam posłuszna. Kto z was, mając
sługę, który orze lub pasie,
powie mu, gdy on wróci z pola:
„Pójdź i siądź do stołu”? Czy
nie powie mu raczej: „Przygotuj
mi wieczerzę, przepasz się i
usługuj mi, aż zjem i napiję
się, a potem ty będziesz jadł i
pił”? Czy dziękuje słudze
-
za to, że wykonał to, co mu
polecono? Tak mówcie i wy, gdy
uczynicie wszystko, co wam
polecono: „Słudzy nieużyteczni
jesteśmy; wykonaliśmy to, co
powinniśmy wykonać”.
-
Moc, która w
głowie się nie mieści.
-
Prośba
Apostołów skierowana do Pana:
„Przymnóż nam wiary”, jest nam
bardzo bliska. W sytuacjach
trudnych i po ludzku
niepojętych, spoglądając w
niebo, albo patrząc na Krzyż
święty, powtarzamy po wielokroć:
„Panie, przymnóż nam wiary”.
Często, rzeczywiście przychodzi
rozwiązanie, umocnienie,
otwierają się drzwi tam, gdzie
ich wcześniej nie było.
-
Dziś Chrystus
zaprasza nas zarówno do
spokojnej refleksji nad naszą
wiarą, jak i do „popracowania”
nad jej głębią. Rzecz
znamienna, że prośba Apostołów o
przymnożenie wiary została
wypowiedziana zaraz po tym,
jak Jezus bardzo mocno zaznaczył
konieczność upominania i
przebaczenia winowajcy
żałującemu i to 7 razy
dziennie, czyli zawsze (Łk
17,3-4). To po ludzku może się
wydawać niemożliwe, a nawet
nielogiczne. Tymczasem Chrystus,
wiedząc, co dzieje się w sercach
słuchaczy mówi: Gdybyście
mieli wiarę jak ziarnko
gorczycy, powiedzielibyście tej
morwie: „Wyrwij się z korzeniem
i przesadź się w morze”, a
byłaby wam posłuszna. Trzeba
wiedzieć, że drzewo morwowe może
przetrwać na jednym miejscu 600
lat. Korzenie zaś czarnej morwy,
jak już zaznaczali starożytni
pisarze żydowscy, mają możliwość
rozrastania się na wszystkie
strony i dlatego są niezmiernie
trudne do wyrwania. Nawet
niewielka wiara, porównana przez
Pana do symbolicznie
najmniejszego ziarnka gorczycy,
daje człowiekowi ponad naturalną
moc i skuteczność wykraczającą
poza logikę tego świata, jeśli
jest to oczywiście zgodne z wolą
Boga.
-
Chrystus
natychmiast daje odpowiedź na
rodzące się pytanie – jak taką
wiarę w sobie wypracować?
Przykład czerpie z codziennego
życia, z prozaicznej sceny,
która zapewne w wielu domach
była codziennością. Sługa wraca
po pracy z pola, a pan domu, nie
zważając na jego zmęczenie, każe
się obsłużyć, podać sobie
jedzenie, a dopiero potem może
sam się posilić. Wydaje
się to niesprawiedliwe, zgoła
nieludzkie. Dodatkowo irytujący
jest fakt, że w naszych ludzkich
relacjach, niesprawiedliwość
może stać się akceptowanym
zwyczajem. Niesprawiedliwość, o
której mowa w dzisiejszej
Ewangelii, łagodnieje nieco,
kiedy sobie uświadomimy, że pan
zapewne też miał swoją pracę i
że sługa miał poczucie
bezpieczeństwa, które dawał mu
dom, w którym pracował i
mieszkał. Jezus nie wzywa sługi
do zmiany porządku rzeczy, do
buntu, do rewolucji i zamiany
miejsc przy stole. Jezus wzywa
do rozeznania swojej misji,
czyli swojej służby, i
postrzegania jej na tle całego
domu. Postawa „sługi
nieużytecznego” to postawa sługi
perfekcyjnie wypełniającego
swoje obowiązki, co daje mu w
konsekwencji, zupełnie inne
miejsce i możliwości w domu
pana.
-
Opowieść
Chrystusa o „słudze
nieużytecznym” ma swoje
przełożenie na naszą relację z
Panem Bogiem. Wiara staje się
zdecydowanie silniejsza i
skuteczniejsza, gdy towarzyszy
jej postawa sługi. Taką postawę
miał sam Chrystus, który nie
domaga się od nas takiej
postawy, jaką sam prezentował.
Taką postawę ma również
Najświętsza Maryja Panna. Czy
taką postawę mam ja …?
Ks. Lucjan Bielas |
-
Nie każdy ma imię
przed Bogiem!
-
To stwierdzenie może niejednego
szokować, lecz jest jasnym
wnioskiem z dzisiejszego
fragmentu Ewangelii. Bogaty
człowiek,
-
który niemądrze korzystał z tego, co posiadał, trwonił swój majątek, ubierając
się wytwornie i spędzając czas na zabawach,
-
w Ewangelii nie ma imienia.
Natomiast biedny,
schorowany człowiek, leżący u
bram jego pałacu, bez nienawiści
i zazdrości
-
w sercu, jedynie z prośbą o
okruchy ze stołu, ma na imię –
Łazarz. Zwykle imiona bogaczy są
znane, czytamy o nich na
pierwszych stronach gazet, w
mediach znajdujemy szczegółowe
informacje o ich strojach,
bankietach i pikantnych
szczegółach życiorysu.
-
Tego typu informacje są pokarmem
dla bezimiennych biedaków
cierpiących na niedosyty
sensacji i nadmiar wolnego
czasu.
-
Opowiadając przypowieść o
bogaczu i Łazarzu, Jezus
akcentuje przepaść między
zbawionymi i potępionymi i jej
ostateczny wymiar
-
po śmierci człowieka. Tu się już
nic nie zmieni. Tu się już nic
nie da zrobić. To teraz ode mnie
zależy, dopóki jestem na tym
świecie,
-
po jakiej stronie pozaziemskiej
rzeczywistości się znajdę, czy
jako bezimienny potępiony, czy
jako imienny uczestnik uczty
świętych. Mam do dyspozycji
słowa Boga – Pismo Święte, które
przełożone na język miłości w
moim postępowaniu stają się
pewną i bezpieczną drogą dla
mnie i tych, którzy za mną
pójdą. Mam do dyspozycji
sakramenty święte i obecnego w
nich Chrystusa, jedynego, który
zmartwychwstał i wstąpił do
nieba. Mam do dyspozycji tu i
tylko tu, bo po śmierci będzie
za późno.
-
-
Ks.
Lucjan Bielas
-
|
-
Boga oszukać nie
próbuj!
-
Wydaje się, że przez wieki
funkcjonują w ekonomii i
gospodarce dwie ważne logiki:
logika zysku i logika
sprawiedliwego podziału. Żyjący
w VIII w. p. Chr. prorok Amos,
pochodzący z uboższych warstw
izraelskiej społeczności,
piętnuje logikę zysku ówczesnych
przedsiębiorców. Zysk stał się
dla nich najważniejszym celem,
albowiem w dobrach tego świata
położyli swoją nadzieję. W ich
logice zysku nie ma miejsca na
relację ze Stwórcą, co przekłada
się na ich uczciwość oraz na
podejście do dnia szabatu.
Traktują ów dzień jako wymuszoną
i przykrą przerwę w zarabianiu
pieniędzy.
-
Kiedy w logice zysku nie ma Pana
Boga, nie będzie Go również w
logice podziału. To Bóg jest
gwarantem jego sprawiedliwości.
Kiedy Boga braknie w ludzkiej
logice, człowiek ogarnięty
chciwością będzie w stanie
drugiego człowieka sprowadzić do
wartości rzeczy. Prorok Amos
posługuje się drastycznym
przykładem sprzedania
ubogiego za „parę sandałów”. Dla
nas najbardziej drastycznym
przykładem odczłowieczenia
relacji jest logika KL Auschwitz
- Birkenau.
-
To, co Bóg powiedział przez
Amosa, Syn Boży nazywa jeszcze
bardziej jasno: „Żaden sługa nie
może dwom panom służyć. Gdyż
albo jednego będzie nienawidził,
a drugiego miłował; albo z
tamtym będzie trzymał, a tym
wzgardzi. Nie możecie służyć
Bogu i Mamonie”. Ten porządek
musi wejść tak głęboko w
ludzkie serce, aby przełożyć się
na uczciwość w najdrobniejszych
sprawach: „Kto w drobnej
rzeczy jest wierny, ten i w
wielkiej będzie wierny; a kto w
drobnej rzeczy jest nieuczciwy,
ten i w wielkiej nieuczciwy
będzie”.
-
Jezus jest realistą i doskonale
wie, że w nasze ręce trafiają
pieniądze i różne dobra, których
historia nie jest nam do końca
znana i nie jesteśmy w stanie do
końca prześledzić ich
„uczciwości”. Możemy jednak tym,
co posiadamy, tworzyć dobre
międzyludzkie relacje. Jeśli Bóg
jest w naszych sercach, to
logika podziału jest przed
logiką zysku. Czasem wydaje się
to trudne, niemal nielogiczne i
tylko przez zaufanie Bogu możemy
się przełamać i podjąć ryzyko,
którego do końca nie rozumiemy.
Efekt jest jednak niesamowity:
wewnętrzny spokój, prawdziwi
przyjaciele i dobra, które nie
są przemijające.
-
W Przypowieści o nieuczciwym
zarządcy Jezus, prawdziwy Bóg i
Człowiek, ukazuje niezmierną
inteligencję ludzi złych i
fantastyczną zdolność
jednoczenia się w podłości. Ich
sukces jest jednak ograniczony,
a sprawiedliwa kara ich nie
ominie - Boga nie oszukają.
-
-
-
Ks. Lucjan Bielas
-
|
|
|
|