AKTUALNOŚCI   ZARZĄD    KAPELANI   STATUT   ARCHIWUM   KONTAKT   

 

 
 
 
 
 
 
                                
 
 
 
 
 
Negocjacje na najwyższym poziomie
(Wj 3, 1-8a. 13-15; 1 Kor 10, 1-6. 10-12; Łk 13, 1-9)
 
Wielcy tego świata, aby sprawnie nim zarządzać, dostarczają ludzkim masom absorbujących tematów, często z pogranicza życia i śmierci. Utrzymywany na odpowiednim poziomie strach przed kolejnym wirusem, czy też kolejnym konfliktem zbrojnym, dobrze osadzony w realiach, pozwala światowym matadorom, na w miarę sprawne zarządzanie naszą rzeczywistością. Za tym wszystkim kryją się negocjacje na różnych poziomach rządzących warstw. O niektórych z nich słyszymy, ale te najważniejsze pozostają w ukryciu. Część z nich ujawni historia, a wszystkie zobaczą światło już nie dzienne, ale Boże, na Sądzie  Ostatecznym.Dzisiaj dowiadujemy się w liturgii słowa o dwóch najbardziej podstawowych negocjacjach w dziejach tego świata. Pierwsze negocjacje miały miejsce u podnóża góry Horeb. Stary już Mojżesz zostaje powołany przez Boga do wyprowadzenia Izraelitów z niewoli egipskiej. Mojżesz ma nie tylko osiemdziesiąt lat życia, ale na sumieniu zarówno zabójstwo Egipcjanina, jak i  sprzeniewierzenie się władzy faraona. Zaopatrzony w imię Boga: Jestem, który jestem, a co za tym idzie w Jego nadprzyrodzoną obecność, zamanifestowaną podczas pustynnych negocjacji w „gorejącym krzaku”, ma udać się wpierw do zniewolonych rodaków, a następnie do samego faraona. Skuteczność tej misji wpisała się w dzieje świata i ma ponadczasowe znaczenie. Bóg zawarł przymierze z człowiekiem, wpierw na pustyni u podnóża góry Horeb, później na górze Synaj. Jego celem jest zagwarantowanie człowiekowi, który przyjmuje warunki Stwórcy – Dekalog – wolności  i Bożego błogosławieństwa. Tak oto ze swej natury, owo przymierze jest powszechne i ponadczasowe.
Bóg zawsze dochowuje zawartego z człowiekiem przymierza. Niestety człowiek często je łamie. Ponieważ przymierze człowieka z Bogiem jest oparte nie tylko na sprawiedliwości, ale przede wszystkim na miłości, Syn Boży Jezus Chrystus przyjął ludzką postać i zamieszkał pośród nas, aby być naszym rzecznikiem wobec Niebieskiego Ojca. Negocjacje, które prowadził Bóg z Mojżeszem, otwierały drogę do tych zasadniczych, tych Jezusowych. Albowiem On wyprowadził nas z największej niewoli, z niewoli grzechu i jest jednocześnie dla nas najpełniejszym objawieniem Ojca Niebieskiego. Przez Jego ludzką naturę, dotkniętą nieludzkim cierpieniem, mamy drogę do zjednoczenia z nieśmiertelnym Bóstwem.
Czy z tej drogi do prawdziwej wolności korzystamy?
Stwierdziliśmy na początku naszego rozważania, że świat jest manipulowany w makro wymiarze, przez ludzi złego ducha. W mikro wymiarze, tym najbardziej jednostkowym, zły duch również działa i któż z nas może powiedzieć, że jest bez grzechu? Nieszczęścia, które nas spotykają, są wezwaniem do refleksji i zarazem konkretnym pytaniem o Boży wymiar sprawiedliwości. Odpowiedź na nie często wykracza poza ludzkie możliwości i jest zarezerwowana wszechwiedzącemu Bogu.
Dzisiaj Jezus, nasz rzecznik, informuje nas o tym, że nieustannie prowadzi negocjacje na najwyższym z możliwych poziomów, a dotyczą one każdego z nas indywidualnie: Pewien człowiek miał zasadzony w swojej winnicy figowiec; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika: „Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym figowcu, a nie znajduję. Wytnij go, po co jeszcze ziemię wyjaławia?” Lecz on mu odpowiedział: „Panie, jeszcze na ten rok go pozostaw, aż okopię go i obłożę nawozem; i może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz go wyciąć”.
Właścicielem winnicy jest Bóg Ojciec. Ogrodnikiem jest Jezus. A ja jestem figą, zasadzoną nie na ozdobę, ale po to, abym przynosił owoc. Jeżeli tego nie czynię, to ogrodnik – Jezus negocjuje ze swoim Ojcem. Wyprasza czas i sam staje się Bożym Nawozem. To On pod postacią chleba i wina najpełniej pragnie połączyć się ze mną, abym zaczął przynosić owoc i wypełnił moją misję figi.Kiedy nie przyjmę tego uniżenia się ogrodnika i kiedy czas minie, to na co będę mógł liczyć? Zakusy wielkich tego świata przy tych konsekwencjach są śmieszne. Przez nich mogę stracić  życie, lecz przez własną głupotę – wieczność.
 
                                                                                                                                                                      Ks. Lucjan Bielas

 

 
 
Gdzie jest Góra Przemienienia?
(Rdz 15, 5-12. 17-18;  Flp 3, 17 – 4, 1;  Łk 9, 28b-36)
 
Tak się złożyło w moim życiu, że nigdy nie byłem w Ziemi Świętej. Kiedy już miałem do niej pojechać wybuchła wojna. Wszystkie te miejsca uświęcone obecnością Boskiego Zbawiciela pozostają więc dla mnie w sferze jedynie duchowego doświadczenia, kształtowanego przez biblijne opisy. A może idzie tu o jeszcze coś więcej?
Dzisiaj dzięki natchnionej relacji św. Łukasza, towarzyszymy Jezusowi, który wraz z wybranymi Apostołami, Piotrem, Janem i Jakubem udaje się na górę Tabor, aby się modlić. Jesteśmy świadkami Jego przemienienia, które było jedyną i niepowtarzalną w dziejach świata cudowną manifestacją przeniknięcia boskością natury ludzkiej. Było to coś nieporównywalnie więcej niż  przemiana twarzy Mojżesza, którego bliskość z Bogiem była wyjątkowa. Bóstwo przenika nie tylko człowieczeństwo Jezusa, ale i Jego szaty, których to biel jest już przepowiedziana w Księdze Daniela (7,9). Znamienny jest fakt, że dwóch mężów rozmawiało z Nim. Byli to Mojżesz i Eliasz. Grobu Mojżesza, przez którego Bóg dał Izraelowi Prawo, nie znaleziono. Natomiast prorok Eliasz został wzięty do nieba. Doświadczenie Jezusa przemienionego, rozmawiającego z nimi  było szczególnie wymowne. Po pierwsze – Bóg Starego Przymierza i Ojciec Niebieski Jezusa Chrystusa, to ten sam Bóg. Po drugie – jest ciał zmartwychwstanie, które to nadaje sens naszemu życiu na ziemi. Nie miałoby ono miejsca, gdyby nie Jezus Chrystus, jednorodzony Syn Odwiecznego Ojca, prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek. Manifestacja tej prawdy o Nim stanowi centrum całego wydarzenia na górze Tabor. Niezwykłym potwierdzeniem tak rozumianego wydarzenia, okazał się obłok, który wszystkich ogarnął.
W Starym Przymierzu był to znak szczególnej obecności Boga. A z obłoku odezwał się głos: „To jest Syn mój, Wybrany, Jego słuchajcie! Ten to głos, podczas chrztu Jezusa
w Jordanie, był przeznaczony przede wszystkim dla Niego, tak teraz zaś jest skierowany zarówno do trójki Apostołów – naocznych świadków, jak i do nas, świadków przez wiarę. Jest jeszcze jeden ciekawy i zastanawiający epizod na Górze Przemienienia, a mianowicie: Tymczasem Piotr i towarzysze snem byli zmorzeni. Gdy się ocknęli, ujrzeli Jego chwałę i obydwu mężów, stojących przy Nim. Gdy oni się z Nim rozstawali, Piotr rzekł do Jezusa: "Mistrzu, dobrze, że tu jesteśmy. Postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza". Czy ten sen powodowany znużeniem i ocknięcie się w tak przyjemnej atmosferze i tak wybornym, ponadczasowym towarzystwie,  nie jest zapowiedzią faktu, że po śmierci człowieka czeka na niego zmartwychwstanie? Jak na razie nie mam widoków na pielgrzymkę do Ziemi Świętej, ale stając codziennie przy ołtarzu Pańskim i doświadczając uobecnienia Jego całego dzieła odkupienia, jestem w Ziemi Świętej, przez wiarę  zaś, staję się świadkiem. Jak słusznie stwierdził kardynał Josef Ratzinger: „Ten, kto się modli, zaczyna widzieć”. A kiedy przyjmuję Komunię Świętą, moje serce i dusza i całe moje jestestwo, są otwarte na obecność Jezusa Chrystusa w Jego Bóstwie i w Jego Człowieczeństwie. To jest ten sam Jezus z Góry Przemienienia. I dźwięczy w mej duszy głos Ojca Niebieskiego, Boga Starego i Nowego Przymierza: To jest Syn mój, Wybrany, Jego słuchajcie! I jest mi dobrze, i pełen nadziei, wiem, do czego ręce włożyć, i wiem, że nie jestem sam. To nie przypadek, że święty papież Jan Paweł II, dając Kościołowi tajemnice światła w modlitwie różańcowej, zaraz po tajemnicy Przemienienia Pańskiego, umieścił tajemnicę, która jest refleksją nad ustanowieniem Eucharystii.Na pytanie: gdzie jest Góra Przemienienia mam jedną odpowiedź, jest we mnie po przyjęciu Komunii Świętej. Jest we mnie po to, abym ja się przemieniał. Jest to jedyna droga, na wniesienie światła w coraz to większe ciemności otaczającego nas świata.
 
                                                                       Ks. Lucjan Bielas

 

 
 
Czego szatan zazdrości człowiekowi?
(Pwt 26, 4-10; Rz 10, 8-13; Łk 4, 1-13)
 
Jednym z najwspanialszych darów, jaki otrzymał człowiek od Pana Boga to dar wolności. Wolność jest wyrazem ogromnego zaufania, jakim Bóg obdarzył istotę ludzką. Tylko wolny człowiek mógł odpowiedzieć Bogu miłością na Jego miłość. Pokochany przez Stwórcę i obdarzony przez Niego wolnością mógł wejść we współpracę z Nim w dziele stwarzania świata. Właśnie ten cudowny dialog miłości realizujący się w dziele stworzenia jest istotą raju. Czym jest więc wolność?Jest ona w swej istocie możliwością dokonania przez istotę rozumną odpowiedzialnego wyboru z pełną świadomością wszystkich jego konsekwencji. Wolność jest darem, który rozumne stworzenie uzdalnia
do miłości.  Świadome swojej wolności, może kochać i być kochanym. Ponieważ wolność jest darem Pana Boga płynącym wprost z Jego miłości, wybory, które są przeciw tej miłości z natury swojej, są skazaniem wybierającego na utratę daru wolności.Człowiek nie był pierwszą istotą stworzoną przez Boga, którą On pokochał i obdarzył wolnością. Pierwszymi byli aniołowie. To właśnie wolność została wykorzystana przez  część z nich  do buntu przeciwko Stwórcy. I tak wolną decyzją  duchów czystych odrzucających miłość Boga powstało piekło, czyli świat zniewolonych na własne życzenie. Zbuntowany zaś anioł przekształcił się w szatana.Kiedy więc  Bóg na obraz i podobieństwo swoje, stworzył człowieka, Szatan pozazdrościł mu właśnie daru wolności. Od samego początku  robił wszystko i robi wszystko, co tylko jest w jego szatańskiej mocy, aby człowieka tej wolności pozbawić. Już w raju Adam i Ewa skuszeni przez szatana iluzją wolności, ulegli pokusie i wolność swą utracili. Ich grzech różnił się tym od grzechu szatana,
że zostawił przestrzeń na Boże miłosierdzie. I tak, kiedy Jednorodzony Syn Boży przyjął postać człowieka i zamieszkał pośród nas, zmierzył się z szatanem i do swej odkupieńczej śmierci będzie z nim walczył. Walka ta trwa w każdym z nas, a ostateczne zwycięstwo będzie miało miejsce na końcu końców. Dzisiaj właśnie Jezus zabiera nas na miejsce pustynne, na praktyczne warsztaty. Chce nam pokazać, jak w naszej codzienności nie stracić naszej wolności i nie ulec szatańskiejiluzji. Genialność pokusy szatańskiej polega na tym, że diabeł, począwszy od raju, zachęca człowieka do tego, aby poprawił Pana Boga.Głodnemu Jezusowi, szatan rzekł: Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz temu kamieniowi, żeby stał się chlebem. Innymi słowy, użyj swego Bóstwo, aby poprawić los swego człowieczeństwa. Tymczasem, kiedy Jezus będzie rozmnażał na miejscu pustynnym chleb, to nie weźmie do ręki kamienia, lecz  weźmie chleb, który jest darem Boga i owocem ludzkiej pracy. Biednego Jezusa, który miał tworzyć Kościół, szatan stawia na górze
 i pokazując mu bogactwa całego świata, mówi: Tobie dam potęgę i wspaniałość tego wszystkiego, bo mnie są poddane i mogę je dać, komu zechcę. Jeśli więc upadniesz
i oddasz mi pokłon, wszystko będzie Twoje. Diabeł zaproponował Jezusowi drogę na skróty. Tymczasem Jezus nie oparł się na ludziach wielkiego biznesu, tworząc swój Kościół, lecz na tych, którzy  wielbiąc Boga, w pocie czoła pracowali na swój chleb.I wreszcie, przebiegły diabeł postawił Jezusa na narożniku świątyni, domu Ojca Niebieskiego i rzekł: Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się stąd w dół. Jest bowiem napisane: Aniołom swoim da rozkaz co do ciebie, żeby cię strzegli, i na rękach nosić cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień. Szatan zacytował słowa Psalmu 91, 11-12. Wyciął to ze słowa Bożego, co było mu na rękę, aby Jezusa skłonić do działań wbrew woli Ojca Niebieskiego. Cud staje się tu symbolem wiary wymuszonej na człowieku przez spektakularne znaki, a przecież ma być ona wolną decyzją człowieka. Tymczasem następne słowa cytowanego Psalmu, przemilczane przez szatana zapowiadają jego zgubę: Będziesz stąpał po wężach i żmijach a lwa i smoka, będziesz mógł podeptać. Obnażając zamysł szatana oparty na manipulacji słowem Bożym, Jezus odpowiada cytatem z Księgi Powtórzonego Prawa: Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego (6,16). Jest to ogromna przestroga dla tych, którzy we własnej pysze, posługując się Biblią, tworzą własne, lepsze kościoły. Praktyczne uwagi, aby nie utracić wolności:
1.      Nie poprawiaj Pana Boga.
2.      Modlitwa to pełne uwielbienia zjednoczenie się z Bogiem. Módl się razem z Jezusem.
3.      Czytaj Pismo Święte, abyś lepiej poznawał wolę Ojca Niebieskiego na drodze swojego życia.
4.      Staraj się jak najwięcej zapamiętać słów Boga, aby w chwili pokusy nie zostać bez odpowiedzi.
5.      Post to świadoma rezygnacja z tego, co jest dobre, aby świadomie nie robić tego, co jest złe. Jak nie będziesz regularnie ćwiczył swojej woli, stracisz swoją wolność.
 
                                                                                                             Ks. Lucjan Bielas
 
Mów z serca albo milcz!
(Syr 27, 4-7; 1 Kor 15, 54b-58; Łk 6, 39-45)
 
Przez ostatnie niedziele liturgia słowa koncertuje się wokół Kazania na równinie, które Jezus skierował do swoich uczniów. W ostatniej jego części posłużył się bardzo sugestywnymi obrazami, aby ci, którzy teraz Go słuchają, tak otwarli się na Jego naukę, aby później to oni stali się skutecznymi jej głosicielami. Negatywnymi przykładami takiego nauczania byli i można powiedzieć, są do dziś, faryzeusze. Mając przed oczyma ich postawę, rady Boskiego Mistrza wybrzmiewają w uszach słuchaczy, ze szczególną ostrością.Czy może niewidomy prowadzić niewidomego? Czy nie wpadną w dół obydwaj? Uczeń nie przewyższa nauczyciela. Lecz każdy, dopiero w pełni wykształcony, będzie jak jego nauczyciel. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a nie dostrzegasz belki we własnym oku?Po własnym owocu bowiem poznaje się każde drzewo.
Jezus zakończył Kazanie na równinie, które skierował do swoich uczniów. Dziś przemawia tymi samymi słowami do tych, którzy tworzą Jego Kościół, do biskupów, kapłanów, diakonów, kaznodziejów, do katechetów, a przede wszystkim do rodziców. Formułuje ponadczasową zasadę głoszenia Jego nauki: Dobry człowiek z dobrego skarbca swego serca wydobywa dobro, a zły człowiek ze złego skarbca wydobywa zło. Bo z obfitości serca mówią jego usta. Wiedza jest ważna, ale nie przepuszczona przez serce nie ma żadnego znaczenia. Zły duch ma wiedzę większą niż człowiek i potrafi ją znakomicie rozgłaszać. Papież Benedykt XVI zwrócił uwagę na fakt, że poziom znajomości Biblii u szatana jest tak wysoki, że mógłby na uniwersyteckich wydziałach biblijnych, zdobywać dowolne tytuły naukowe. Zauważmy, że Jezus zawsze zabraniał złemu duchowi przemawiać, albowiem mimo tego, że wiedzą przewyższał innych, to nie mówił tego z serca.Kiedyś usłyszałem zdanie, które obrazuje pewną mądrość: „miłości od czasu do czasu należy się pranie, jak przetrwa, to zostanie”.  I tak co pewien czas Pan Bóg dopuszcza takie pranie kaznodziejów, katechetów i wychowawców katolickich.
Cesarz rzymski Julian zwany Apostatą był wychowany w Kościele Katolickim.  Początkowo zafascynowany przekazywaną mu wiarą, odwrócił się od Chrystusa. Jednym z  powodów takiej jego decyzji był fakt, że głosili mu ewangelię biskupi i kapłani, którzy mieli wprawdzie imponującą wiedzę, wspaniałe księgozbiory, ale w sercu zamiast Chrystusa mieli karierę dworską. Mogli oni wprawdzie o Jezusie mówić, ale nie byli Jego świadkami. I tak Julian wychowywany w wierze Chrystusa nigdy Go nie poznał. Kiedy  w roku 361 został cesarzem, natychmiast ogłosił się poganinem i rozpoczął prześladowanie Kościoła, podziwiając i nienawidząc go jednocześnie.  W 362 roku  wydał pierwszą w dziejach świata ustawę szkolną weryfikującą nauczycieli pod kątem przekonań religijnych. Uznał, że w szkole, która wyrastała z greckiej kultury, nie mogą uczyć nauczyciele chrześcijańscy, którzy nie wyznają tej wiary co Homer, Hezjod, Sokrates, Platon, Arystoteles i inni.  Zdaniem cesarza, uczenie przez nauczycieli chrześcijańskich o tych postaciach i ich twórczości, co gorsze branie za to wynagrodzenia, jest nieuczciwe. Dla Juliana było to tak ważne, że podjął się osobiście weryfikacji nauczycieli. W ten sposób szkoła stała się wyznaniową religii pogańskiej. Rodzice chrześcijańscy siłą faktu, nie mogli posyłać do niej swoich dzieci. Ta ustawa była szokiem dla chrześcijan.  Trzeba było wiele spraw na nowo przemyśleć. Mamy tego wspaniałe świadectwo zostawione przez kolegów szkolnych cesarza Juliana z Aten, św. Grzegorza z Nazjanzu i Bazylego Wielkiego. Cesarz Julian zginął 25 czerwca 363 roku podczas wyprawy przeciwko Persom. Jego śmierć przerwała prześladowania, a co zatem idzie, wdrażanie w życie ustawy szkolnej. Zdumiewającym jest fakt, że zarówno forma prześladowania Kościoła Chrystusowego wymyślona przez cesarza Juliana, jak i nieszczęsna ustawa szkolna nieustannie i to w różnych formach odżywają. Aktualny stan szkolnictwa z dominującą „religią LGBT” ma wiele cech wspólnych z pomysłami cesarza Juliana. Sytuacja, w jakiej znalazł się Kościół we współczesnej rzeczywistości, każe nam wszystkim odpowiedzialnym za przekaz nauki Zbawiciela, postawić sobie zasadnicze pytanie: czy ten ewangeliczny przekaz płynie z głębi naszych serc, czy tylko z głowy. Jeżeli tylko z głowy, to lepiej nam zamilknąć.

 

                                                                            Ks. Lucjan Bielas

 

Miłość, która uprzedza sprawiedliwość
(1 Sm 26, 2. 7-9. 12-13. 22-23; 1 Kor 15, 45-49;  Łk 6, 27-38)
 
Duchowość świata pogańskiego była bardziej nastawiona na cnotę sprawiedliwości. I tak np. w dialogu Fedon, Platon (+ 348/47) opisując przygotowanie Sokratesa
do śmierci, daje wyraz wiary, że sprawiedliwy, umierając, udaje się do zmarłych, którzy są lepsi niż żyjący na tym świecie i do bogów mądrych i dobrych. Cnota sprawiedliwości wiedza i cnotliwe życie  prowadzi do wyzwolenia duszy człowieka od tego, co cielesne. Platon w swoich pismach sąd nad duszą, która jest z natury swej nieśmiertelna, zostawia bogom. Jasno mówi o karze dla złych, ale też o możliwości oczyszczania duszy, takiej trochę dobrej, a trochę złej, przez przyjęcie cierpienia i pokuty. Przewiduje również karę wieczną.Ciekawym głosem pośród starożytnych pogan jest żyjący w VIII wieku przed Chrystusem, jeden z wychowawców starożytnej Grecji – Hezjod. Pozbawiony majątku przez swojego brata Persesa, który przy podziale spadku przekupił sędziów, nie tylko nie żywił do niego trwałej urazy, ale przebaczył mu i starał się go pouczać o wartości pracy i sprawiedliwości (Prace i dni). Ten ludzki gest Hezjoda przebaczenia bratu, niejako wybiega przed sprawiedliwość, na której straży stali pogańscy bogowie.
Owa elita myślicieli starożytnych, których nie sposób teraz wyliczać, miała swoje miejsce w Bożym planie zbawienia. Szczególna zaś rola przypadła w tym czasie Narodowi Wybranemu, przed którym Bóg otworzył nadprzyrodzone możliwości poznania siebie.  Aby dopełnić swego objawienia, to właśnie w tym narodzie Bóg stał się jednym z nas
z przesłaniem dla całej ludzkości. Dzisiaj Jezus Chrystus, wcielony Bóg dotyka istoty owego przesłania – pierwszeństwo miłości przed sprawiedliwością. Jest to dotknięcie samej istoty wiary. Bóg stwarza świat i człowieka z miłości i dla miłości. To ona nadaje wszystkiemu sens i nie zaprzecza w niczym sprawiedliwości.
Kiedy Jezus, po modlitwie na górze wybrał dwunastu, zszedł z nimi na dół i zatrzymał się na równinie. Wobec zgromadzonego tłumu szczególnie do nich zwrócił się z trudnym przesłaniem, które, niejako stawiało na głowie zwyczajne ludzkie pragnienie szczęścia. Jeżeli pójdziecie za Mną, to musicie być gotowi na to, że będziecie biedni, że będziecie głodni, że towarzyszyć wam będzie  nienawiść otoczenia i to ze względu na Mnie, Jezusa. Taka gotowość uczyni was prawdziwie szczęśliwymi, błogosławionymi, a nagroda czeka na was w niebie. Słysząc te słowa, wypowiedziane wtedy do uczniów, ale też dzisiaj do mnie, czuję, jak bardzo weryfikują one moją wiarę w Bóstwo Chrystusa, wiarę
w Jego zmartwychwstanie. Tylko na jej gruncie jestem w stanie przyjąć ową logikę życia.Dzisiaj Jezus na bazie tej samej nadziei w nagrodę wieczną w niebie, oczekuje ode mnie jeszcze czegoś więcej, a mianowicie, abym miłował moich nieprzyjaciół; dobrze czynił tym, którzy mnie nienawidzą; błogosławił tym, którzy mnie przeklinają;  modlił się
za tych, którzy mnie oczerniają. Uderzony w jeden policzek, abym nadstawił drugi, a proszącemu o pożyczkę, udzielał jej, nie oczekując zwrotu.Te słowa Jezusa, to nie słowa filozofa, który daje światu kolejny pakiet teoretycznych rozważań. Są to słowa praktyka, słowa Boga, który będąc człowiekiem, sam zderzył się z biedą, odrzuceniem, nienawiścią, cierpieniem, poniżeniem i niesprawiedliwą karą. Cała Jego postawa jest wykładnią Jego słów. Jeżeli więc nie będę czytał Ewangelii Jezusa Chrystusa i nie będę żył nią na co dzień, nigdy nie zrozumiem prawdy, że miłość uprzedzać powinna sprawiedliwość. Uporczywym działaniem szatana jest to, że usiłuje on przekonać człowieka
do priorytetu sprawiedliwości. Tymczasem każdy z nas, kiedy krytycznie sięgnie do swego życiowego doświadczenia, musi uczciwie stwierdzić, że okazane dobro drugiemu człowiekowi, różnymi drogami i to zwielokrotnione powróciło do niego. Czujemy, że to czuwający nad nami Bóg chce być naszym dłużnikiem i często już teraz wyrównuje swoje rachunki dobra. Zgodnie z tą właśnie logiką Sługa Boży, bp Jan Pietraszko napisał: „jest rzeczą prawdziwej mądrości, kiedy człowiek żyje i postępuje tak, by uczynić sobie Boga swoim dłużnikiem i kiedy przenosi przez próg wieczności swoje niezapłacone czyny dobre, swoje wycierpiane policzki, swoje niezwrócone pożyczki. Jest
to bowiem znakiem, że się Pan Bóg nad nim pochyli i rozpozna w nim podobieństwo do siebie tak, jak ojciec rozpoznaje w dzieciach podobieństwo własne”.
 
                                                                                                                                                    Ks. Lucjan Bielas

 

 
Błogosławiony czy przeklęty?
Kościół trzeba reformować przede wszystkim w swoim sercu.
(Jr 17, 5-8; 1 Kor 15, 12. 16-20; Łk 6, 17. 20-26)
Toczą się różnego rodzaju dyskusje na temat aktualnej sytuacji Kościoła Chrystusowego i jego przyszłości. Mają one jedynie wtedy sens, kiedy dyskutantom i reformatorom towarzyszy świadomość faktu, że jest to Kościół Jezusa Chrystusa, a nie jedna ze światowych korporacji. Skuteczność owych reform przede wszystkim zależy od obecności Chrystusa Zmartwychwstałego w sercach, w umysłach i w życiu reformatorów. W przeciwnym wypadku hasła reform będą jedynie pustym gadaniem.
Czy jest to dzisiaj możliwe?O zdolności człowieka w otwarciu się na Boga mówi prorok Jeremiasz i to w czasach gigantycznego kryzysu wiary Narodu Wybranego. Jego sformułowania są celne i bardzo dosadne. Zestawia on dwie postawy człowieka, które mają absolutnie ponadczasowy wymiar: Przeklęty mąż, który pokłada nadzieję
w człowieku i który w ciele upatruje swą siłę, a od Pana odwraca swe serce. Taki człowiek jest podobny do krzewu na stepie, który nie ma korzenia i nie ma przyszłości. Błogosławiony mąż, który pokłada ufność w Panu, i Pan jest jego nadzieją. Jest on podobny do drzewa zasadzonego nad wodą, co swe korzenie puszcza ku strumieniowi. Tylko taki człowiek ostoi się w trudnych czasach, zachowa spokój i wyda owoce.600 lat później słowa Jeremiasza nabrały nowej mocy. Wyrażona w nich mądrość została jeszcze bardziej sprecyzowana przez Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, który przyjąwszy postać człowieka, wyraził ją całym swoim ludzkim życiem, swoją śmiercią, a przede wszystkim swoim zmartwychwstaniem.  I trudno nie zgodzić się ze św. Pawłem, który właśnie w zmartwychwstaniu Chrystusa widzi sens naszej wiary. Św. Łukasz przytacza słowa Chrystusa, którymi On sam pomaga nam nazwać pewne procesy i dzięki temu podejmować kluczowe decyzje zarówno w naszym osobistym życiu, jak i w życiu społecznym.  Warto więc nam dzisiaj uchwycić istotę Jego nauczania.I tak Jezus na pierwszym miejscu paradoksalnie stawia wartość ubóstwa. Człowiek, który jest nasycony dobrami tego świata, albo ich nieodpartym pragnieniem, nie ma w swoim sercu miejsca na Boga. To właśnie tutaj w ludzkim sercu, Bóg chce budować swoje królestwo, Chrystus chce budować swój Kościół. Znakomicie ujął to niespełna 50 lat temu Sługa Boży bp Jan Pietraszko: „Człowiek, któremu życie oszczędziło łez, którego życie nigdy nie upokorzyło, który szedł od przyjemności do przyjemności, który nie był prześladowany, ani spotwarzany w życiu, ten człowiek jest tak nasycony swoim powodzeniem, że nie ma w sobie przestrzeni, w której Bóg mógłby być jego bogactwem i jego szczęściem”.Dobra tego świata mają to do siebie, że przychodzą i odchodzą, a po odejściu zostawiają bolesną pustkę. Stąd też, zdaniem Sługi Bożego – „Trzeba mówić dzisiaj o tych błogosławieństwach i o tych groźbach Chrystusowych dlatego, że i nas samych, ludzi wierzących, usiłuje przekonać mądrość tego świata i w dużej mierze zdobyła nas sobie już dla siebie, ustawiła nasze myślenie na taki tor, że błogosławieni i szczęśliwi są ci, którzy uniknęli ubóstwa
 i głodu, którzy uniknęli łez i płaczu, i prześladowania i cierpienia”. Zwykliśmy takie życie nazywać pełnym sukcesu. Dlatego też słowa Chrystusa dzisiaj do nas wypowiedziane, traktujemy z dużym dystansem. Zgoła nie przyjmujemy do wiadomości, że człowiek biedny, zasmucony, głodny, znieważony, jest człowiekiem błogosławionym, czyli szczęśliwym.
Dalej bp Jan stwierdza: „Stąd też pojawia się coraz częściej pośród nas wierzących pojęcie człowieka wierzącego, ale nie praktykującego. Człowieka, który jakoś wierzy i
w jakiegoś  Boga swojego, ale nie wierzy w Boga Ewangelii. Nie wierzy w ewangelicznego Chrystusa i przede wszystkim nie wierzy Chrystusowi. Jego rad, Jego przestróg, Jego napomnień słucha z dystansem, z przymrużeniem oka i w tej swojej połowiczności stwarza taką sytuację, że Bóg jest tylko co najwyżej stróżem, wszechmogącym stróżem jego stanu obecnego, jego stanu posiadania. Jest stróżem jego powodzenia, jego kariery, stróżem jego radości i jego potrzeb doczesnych”. Znakomicie ujął to św. Paweł, stwierdzając, że utrata tego wymiaru wiecznego i sprowadzenie Chrystusa tylko do doczesności, czyni takich Jego wyznawców,  godnymi politowania.
Rzecz znamienna, że właśnie owi politowania godni, są  najbardziej krzykliwymi sędziami Kościoła, i wyjątkowo gorliwymi jego reformatorami. Postrzegają go bardziej jako korporację w kryzysie,  którą trzeba po ludzku postawić na nogi z zastrzeżeniem, żeby Chrystus był jej milczącym szyldem.
Niestety, wielu, katolików i wielu też duchownych zdaniem Sługi Bożego, bpa Jana „zwinęło swoje sztandary”, umilkło, schowało się, aby uniknąć poniżenia. Tacy Kościoła też nie zreformują. Zreformuje go tylko sam Chrystus Zmartwychwstały, przez tych, którzy przyjmą Go z wiarą,  ignorującą bogactwo, gotową na biedę, na łzy, na nienawiść, na odrzucenie i pogardę. Tylko taka postawa chrześcijanina  oparta na  nadziei życia  wiecznego pozwala znajdować właściwe rozwiązania na ziemi.
Proszę cię Panie Jezu, abym wraz z Tobą naprawił Kościół przede wszystkim w moim sercu.

 

                                                                                              Ks. Lucjan Bielas

 
Łowcy ludzi
(Iz 6, 1-2a. 3-8; 1 Kor 15, 1-11; Łk 5, 1-11)
Nie będzie to opowieść o Dzikim Zachodzie, o szybkich rewolwerowcach, którzy w zamian za nagrody, dostarczali majestatowi prawa, żywych lub martwych przestępców. Będzie to opowieść o ustanowieniu instytucji łowców ludzi, którzy szukają pogubionych i dostarczają ich w ręce miłosiernego Boga. Ową instytucję łowców, ustanowił sam Bóg wcielony – Jezus Chrystus. Raz ustanowiona działa i będzie działała w szybko zmieniającym się świecie, do końca jego istnienia. Domaga się ona prawdziwie twardych facetów, nieustannie powoływanych, szkolonych i weryfikowanych przez samego Szefa.
Dzisiaj chcemy dotknąć tajemnicy ich werbunku. W tym celu wraz ze św. Łukaszem udajemy się nad brzeg  palestyńskiego jeziora o długości 21 kilometrów, a szerokości 13 kilometrów, zwanego – Genezaret. I oto pojawił się pewien wędrowny nauczyciel, Jezus Chrystus, któremu towarzyszyły tłumy ludzi chcących słuchać słowa Bożego. Zobaczył dwie łodzie stojące przy brzegu; rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy. Kiedy zakończył nauczanie, zwrócił się do właściciela łodzi z poleceniem, które było dla doświadczonego rybaka na jeziorze Genezaret, zupełnie absurdalne: Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów! Wymowna jest reakcja Szymona: Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i nic nie ułowiliśmy. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci.  Korzystając z relacji św. Jana Ewangelisty, wiemy, że nie było to ich pierwsze spotkanie. Owi rybacy spotkali Jezusa nad rzeką Jordan, gdzie byli uczniami św. Jana Chrzciciela, z najwyższą uwagą traktując jego wezwanie do nawrócenia. To właśnie Jan przekazał ich Jezusowi, jako Temu, który jest oczekiwanym Mesjaszem (J 1,35-42). Ta wtedy przyjęta wiara, będzie poddawana później kolejnym weryfikacjom.  Teraz wejście Jezusa do łodzi i to na pozór absurdalne polecenie stanowi kolejną próbę zawierzenia.
Szymon przełamał się wbrew swemu zawodowemu doświadczeniu. Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać. Skutek był taki, że obie łodzie napełnili rybami tak, że się prawie zanurzały.  O wielkości połowu może świadczyć wielkość łodzi. Miały one prawie 9 metrów długości i 2,5 metra szerokości. To był niewątpliwie połów ich życia. Znamienna jest reakcja Szymona, który przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: Wyjdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiekiem grzesznym.  Jest to scena, która ma swoją głęboką wymowę. Szymon daje jasny wyraz temu, co działo się w jego głowie, kiedy Jezus wydał z pozoru absurdalne polecenie. Wypłynął na głębie bez przekonania. Tymczasem wydarzyło się coś, co powaliło jego osobiste, całożyciowe doświadczenie zawodowe. Bóg wkroczył ze swoją wszechmocą w Jego codzienność. Filozof, Rudolf Otto, zwrócił trafnie uwagę na podobieństwo reakcji Szymona Piotra do Izajasza, który doświadczywszy chwały Boga, powiedział:  Biada mi! Jestem zgubiony! Wszak jestem mężem o nieczystych wargach i mieszkam pośród ludu o nieczystych wargach, a oczy moje oglądały Króla, Pana Zastępów! Prorok oczyszczony z grzechu podejmuje decyzję i odpowiada Bogu: Oto ja, poślij mnie! W tym geście trzymania Jezusa za nogi i wyrażenia swej grzeszności mieści się u Szymona decyzja taka, jaką podjął Izajasz. I tak to odczytał Ten, który przenika ludzkie myśli i serce: Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił. Spektakularny sukces firmy rybackiej nie był ważny: wciągnąwszy łodzie na ląd, zostawili wszystko i poszli za Nim.Dotykamy dzisiaj dla nas niepojętej tajemnicy spotkania człowieka z Jezusem. Ma ono swój życiowy kontekst, a dotyka głębi duszy. Generuje ludzkie decyzje, których świat nie rozumie i które świat podziwiając, nienawidzi.Tylko takie spotkania czynią świadków Jezusa Chrystusa. Spotkanie z tymi świadkami i wysłuchanie ich, czyni kolejnych świadków Jezusa. I tak nie urzędnicy instytucji, lecz świadkowie są prawdziwymi łowcami ludzi.  Korzystając z dosłownego tłumaczenia greckiego, można powiedzieć, że Szymon Piotr i inni rybacy będą chwytać żyjących (żywych) ludzi, by prowadzić ich do nowego życia. Pamiętajmy o fakcie, że  powołanie świadków, dotyczy nie tylko biskupów i kapłanów, ale każdego z nas! Czy więc kiedyś poczułem się powołany przez Chrystusa?
 
 
                                                                                                                                                 Ks. Lucjan Bielas

 

 
 
Jeśli spotkałeś świadka i wysłuchałeś go, sam stałeś się świadkiem
(Ml 3, 1-4; Hbr 2, 14-18; Łk 2,22-40)
To zdanie wypowiedział uczestnik jednej z dyskusji, które wprowadzały do oficjalnej uroczystość obchodów 80. rocznicy wyzwolenia obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Otwarło ono moją głowę, na niezwykłe spotkania i nadzwyczaj cenne wypowiedzi ocalałych, którzy to dożywszy sędziwego wieku w znakomitej kondycji, dzielili się wspomnieniami wydarzeń ze swojego życia, a szczególnie z obozowej rzeczywistości, którą dane im było przeżyć. Zarówno uczestnicy tej uroczystości fizycznie obecni w niezwykłym namiocie spotkania rozpiętym w bramie wjazdowej do obozu w Brzezince, jak  i telewidzowie w wielu krajach świata, mogli usłyszeć głos świadków, zobaczyć ich osoby i stać się świadkami tamtych wydarzeń. To świadectwo, wpisane w dzieje ludzkości jest bezcenną przestrogą, która nie może umrzeć, a świadkowie nie mogą zamilknąć.
I tak jak kiedyś z różnych stron świata, przywożono więźniów na to miejsce natychmiastowej, bądź powolnej zagłady, tak teraz głos ocalałych z tego miejsca poszedł w różne strony świata. Głos pamięci, przestrogi i głębokiej refleksji nad tym, co było i nad tym, co jest.  Z wyboru niemieckich nazistów, na tym skrawku polskiej ziemi zamordowano ok. 1 miliona Żydów (90% ofiar obozu). Siłą faktu dominowała podczas uroczystości refleksja nad Narodem Wybranym, nad jego wczoraj i dzisiaj. Nade wszystko i we wszystkim przewijało się pytanie o człowieka; Kim jest? Do czego jest zdolny? Jaka jest jego przyszłość?
W tym właśnie czasie i na tym właśnie miejscu szczególnie wybrzmiały słowa modlitw wypowiedziane zarówno przez rabina, jak i przez duchownych innych wyznań.
Dla mnie zaś osobiście mieszkańca miasta Jaworzna, w którym w 1943 r. umieszczono obóz filialny Auschwitz dla  5000 więźniów, funkcjonujący do 1956 roku na usługach następnego  totalitaryzmu sowieckiego, te uroczystości rocznicy wyzwolenia Auschwitz miały wyjątkowe znaczenie. Wyrastałem w bezpośredniej bliskości obozu pośród opowieści świadków o zbrodniach i zbrodniarzach. I tak sam stałem się świadkiem, którego od lat dziecięcych nurtuje gąszcz pytań.
Nie przypadkowo uroczystości, święta i czytania mszalne wpisują się w rzeczywistość, w której przyszło nam żyć. Ci, którzy to dostrzegają, wychwalają wszechmogącego Boga, za te przesłania, które nie tylko pozwalają nam zrozumieć nasze tu  i teraz, ale też są przygotowaniem do współpracy z Nim w budowaniu przyszłości. Nie przypadkowo po 27 stycznia przypada 2 lutego, Święto Ofiarowania Pańskiego. Rozważamy opisane przez św. Łukasza wydarzenie, które zarówno w życiu Świętej Rodziny miało istotne znaczenie, jak i nam dzisiaj daje wiele do myślenia.
Gdy upłynęły dni oczyszczenia Maryi według Prawa Mojżeszowego, rodzice przynieśli Jezusa do Jerozolimy, aby Go przedstawić Panu. Postąpili zgodnie z przepisem prawa, albowiem kobieta w połogu była uważana za rytualnie nieczystą, czyli nie mogła wejść do świątyni przez 30 dni po obrzezaniu syna (Kpł 12,4). Rodzice Jezusa, będąc ubogimi, mogli złożyć  jako ofiarę oczyszczenia kobiety, parę synogarlic albo dwa młode gołębie (ludzie bogatsi składali jednorocznego baranka i młodego gołębia lub synogarlicę).
Św. Łukasz w swej opowieści kładzie nacisk na fakt, że Jezus był synem pierworodnym. Według prawa należał więc do Pana i obowiązkiem Rodziców było przedstawienie Go w świątyni, aby dokonać przepisanego przez prawo wykupu (zob. Wj 13,2-12; Lb 18,15). Dotyczyło to głównie tych rodzin, które mieszkały w pobliżu Jerozolimy. Tymczasem Rodzice Jezusa przynieśli Go do świątyni, lecz o wykupie Ewangelista nic nie wspomina, co wydaje się zupełnie logiczne. Najświętsza Maryja Panna i św. Józef mieli bowiem świadomość, że Jezus jest synem Ojca Przedwiecznego i takim już zostanie. Jego wykup byłby po prostu bezsensem.
Ta właśnie świadomość Maryi i Józefa została wzmocniona przez Ducha Świętego, który właśnie w tym momencie posłał do świątyni, starego człowieka imieniem Symeon, który wrósł w jej mury, który doświadczył jej świętości i zgnilizny, który zachował pobożność i prawość i który oczekiwał Mesjasza. Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci, aż nie zobaczy Mesjasza Pańskiego. Słowa wypowiedziane przez Symeona w chwili, gdy wziął małego Jezusa w objęcia, streszczają całą Jego misję: Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela. Błogosławiąc Świętą Rodzinę, powiedział do Maryi: Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu.
Tekst Symeona mocno wpisuje się w dzisiejsze uroczystości wyswobodzenia obozu Auschwitz-Birkenau. Symeon jest świadomy wyboru Izraela i jego misji. Jest świadomy faktu, że dzieło Mesjasza obejmuje całą ludzkość i nadaje wszystkiemu właściwy sens. Tylko zmartwychwstały Mesjasz, nada cierpieniu i śmierci sens i znaczenie. Tylko zmartwychwstały Mesjasz, Sędzia sprawiedliwy naprawi wszelkie zło i dopełni sprawiedliwości. Tylko On dokona tego, co po ludzku jest niemożliwe.
Bez Jezusa Chrystusa KL Auschwitz-Birkenau będzie tylko pamięcią, przestrogą, ale nie będzie przebaczeniem, miłością i nadzieją. Tu widzę bardzo ważne zadanie Kościoła Katolickiego, który ucząc się od prorokini Anny winien wiedzieć komu i jak przekazać prawdę o Jezusie. Czy tak czyni? Czy my, którzy stanowimy Kościół Chrystusowy, nie chowamy głowy w piasek?
Wysłuchaliśmy głosu świadków i sami staliśmy się świadkami. Przede wszystkim zaś jesteśmy świadkami Chrystusa Zmartwychwstałego. Bycie świadkiem zobowiązuje.
 
                                                                                                                  Ks. Lucjan Bielas
 
Teofil
(Ne 8, 2-4a. 5-6. 8-10; 1 Kor 12, 12-30; Łk 1, 1-4; 4, 14-21)
Jest to piękne imię pochodzenia greckiego, którego popularność w naszych czasach, niestety maleje. Oznacza „kochający Boga” lub „kochany przez Boga”. Przez Ewangelię wg św. Łukasza imię Teofil nabrało szczególnego znaczenia.
W okresie Bożego Narodzenia bardzo często sięgaliśmy do informacji zebranych i zapisanych przez  lekarza pochodzącego z Antiochii Syryjskiej, imieniem Łukasz, który był uczniem św. Pawła Apostoła i jednym z jego najwierniejszych towarzyszy. Tradycja Kościoła przypisuje mu autorstwo zarówno Ewangelii, jak i Dziejów Apostolskich.
W czytanym dzisiaj fragmencie Ewangelii św. Łukasz odsłania nam nie tylko motywy, dla których podjął się napisania tego dzieła, a także ujawnił metodę, którą posłużył się w  pracy nad nim. Spotkał on bowiem w swoim życiu wielu naocznych świadków Ewangelii Chrystusa, którzy zarówno Jego słowa, jak i doświadczenie wydarzeń z Nim związanych nieśli w swoich sercach i umysłach. Oni to zgodnie z Jego wolą nie tylko opowiadali o tym, lecz czynili to z gorliwością charakteryzującą naocznych świadków. I tak to właśnie w Łukaszu zrodziła się potrzeba, którą ujął  ciekawym stwierdzeniem: Postanowiłem więc i ja zbadać dokładnie wszystko od pierwszych chwil i opisać ci po kolei, dostojny Teofilu, abyś się mógł przekonać o całkowitej pewności nauk, których ci udzielono.  I tak oto lekarz, o sposobie myślenia historyka, postanawia po pierwsze, zbadać dokładnie wszystko; po drugie, od pierwszych chwil; po trzecie, opisać po kolei; i wreszcie określa adresata swojego dzieła – dla ciebie dostojny Teofilu.
Intrygujący jest adresat – dostojny Teofil. Możliwe, że był to cieszący się szacunkiem nawrócony poganin, możliwe, że była to symboliczna postać, za którą kryją się wszyscy czytelnicy tejże Ewangelii, a może i jedno i drugie. Nie bez znaczenia jest tu samo imię – Teofil, co znakomitym komentarzem opatrzył św. Ambroży: „Jeśli Boga kochasz, dla ciebie jest napisana; jeśli dla ciebie jest napisana, przyjmij dar ewangelisty i podarunek przyjaciela zachowaj pilnie w głębi serca” (Wykład Ewangelii według św. Łukasza).
Imię Teofil wskazuje też na fakt, że głównymi adresatami Ewangelii, są nawróceni poganie. Łukasz przedstawia im Chrystusa, jako centrum dziejów całej ludzkiej społeczności.
W Dziejach Apostolskich przedstawia życie pierwotnego Kościoła, skupiając się przede wszystkim na działalności św. Piotra i św. Pawła. Kościół Chrystusowy w jego oczach jest przeniknięty nadprzyrodzoną opieką Ducha Świętego. To właśnie ten Duch jest najwyższą gwarancją Kościoła, a świadomość tego daje Łukaszowi  nadzwyczajne poczucie bezpieczeństwa w redakcji tekstu. Autor nie boi się prawdy i wie, jak ją przedstawić. Dzieje Apostolskie  to nie jest dzieło akademika, lecz prawdziwego historyka, który widzi działanie Pana Wszechświata na tej ziemi, odkrywa Jego logikę i nie boi się jasno i bez skrępowania o tym pisać, nie trwożąc się, że ktoś zarzuci mu nienaukowe podejście.
Można spokojnie zaryzykować stwierdzenie, że ten, kto nie przepracuje tekstu Dziejów Apostolskich,  będzie miał gigantyczne problemy ze zrozumieniem Kościoła Chrystusowego i to zarówno w jego historii, jak i dzisiaj.
W pisaniu zaś Ewangelii zamysłem redakcyjnym  Łukasza jest ukazanie dziejów Chrystusa  zmierzającego z Nazaretu do świętego Jeruzalem,  w którym ma dopełnić się Jego dzieło odkupienia ludzkości. I tak dzisiaj Ewangelista zaprasza nas do Nazaretu, na początek Jezusowej drogi, do synagogi, w której to On obecny swoim zwyczajem na szabatowym nabożeństwie ogłasza uroczyście, że jest zapowiadanym przez proroka Izajasza, Mesjaszem. Przeczytane wtedy przez Niego słowa proroka właśnie w Roku Jubileuszowym, warto przemyśleć: Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność,
a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski Pana.
Św. Łukasz bez zahamowani opisał gwałtowną reakcję ziomków Jezusa na to Jego stwierdzenie. Wyprowadzili Go za miasto, aby strącić z urwiska. On jednak przeszedłszy pośród nich, oddalił się (Łk 4,30). I tak Jezus, dopełniwszy dzieła odkupienia, przechodzi w swoim Kościele przez wieki, pomimo faktu, że ciągle chcą Go zabić.
Jeśli chcesz spotkać Jezusa, zrozumieć Go i pójść z Nim, to musisz być Teofilem – musisz pozwolić się pokochać przez Boga i odpowiedzieć Mu miłością. Sam rozum to zbyt mało. Najważniejsza jest droga serca, a innej drogi nie ma!
 
 
                                                                                                                                                 Ks. Lucjan Bielas
 
Czy Kościół Chrystusowy jest już trupem w szafie historii świata?
(Iz 40, 1-5. 9-11; Tt 2, 11-14; 3, 4-7; Łk 3, 15-16.21-22)
 
Świat zmienia się dynamicznie. Wielu uważa, że jesteśmy u schyłku czwartej rewolucji przemysłowej, zwanej cyfrową, a u progu piątej, w której będzie dominowała sztuczna inteligencja zintegrowana z ludzką codziennością. Nawet najbardziej genialne jednostki chylą czoła wobec maszyn, którym ludzkość stopniowo oddaje kontrolę nad tym światem. Czyni to dla poprawy dobrobytu, polepszenia stanu zdrowia, kontroli urodzin, usprawnienia komunikacji itp. Po raz pierwszy w dziejach świata człowiek zaproszony przez Stwórcę do rozmnażania się i czynienia sobie ziemi poddaną, przekazuje to zadanie na stworzone przez siebie maszyny.
Nikt nie jest w stanie określić ostatecznych skutków tego procesu. Wielu ma uzasadnione wątpliwości, czy sama ludzkość sobie nie zaszkodzi. Przemiany wydają się nieodwracalne. Dążenie  jednostek najbogatszych do wszechpotężnej kontroli, wygodnictwo wielu, bezkrytycznie poddających się przemianom oraz bezradność ogromnej rzeszy biednych i niepotrzebnych, sprawia wrażenie, że świat nieuchronnie, z gigantyczną prędkością zmierza w jednym kierunku. Są też i tacy, którzy w obawie przed tym, co nowe próbują stworzyć wokół siebie złudnie bezpieczny skansen. Najwięcej jednak jest chyba takich mieszkańców naszego globu, którzy żyjąc chwilą obecną, niewiele się nad tym zastanawiają.
U wielu chrześcijan, szczególnie młodych, pojawia się pewnego rodzaju zwątpienie. Czy Jezus Chrystus i Jego Kościół, ma w tej rzeczywistości jeszcze coś do powiedzenia? A może jest już tylko uparcie odkurzanym eksponatem w muzeum historii tego świata?
Z tymi naszymi refleksjami zaproszeni jesteśmy nad brzeg rzeki Jordan na spotkanie z dwoma mężczyznami, którzy wpisali się i dalej wpisują się w dzieje tego świata. Jednym z nich jest Jan, zwany Chrzcicielem, albowiem nawoływał ludzi do zmiany myślenia, do odejścia od grzechu, od zła do rozeznania misji swojego życia i czynienia dobra. Udzielał im chrztu nawrócenia, udzielał mądrych rad i zapowiadał przyjście Tego, który dokona oczyszczenia grzechów, zapowiadał Mesjasza.
Jan doskonale wiedział, o Kim mówi. I kiedy przyszedł nad Jordan jego krewny, ów drugi mężczyzna,  Jezus Chrystus i poprosił go o chrzest, ten wzbraniał się, wiedząc, że to On jest Mesjaszem, jedynym człowiekiem, który sam nie mając grzechu, nawrócenia nie potrzebuje. Tymczasem Jezus wymógł na Janie chrzest. Był to z Jego strony gest akceptacji misji Jana i akt solidarności z tymi, którzy mieli odwagę przyznać się do swego grzechu,  nazwać go i podjąć próbę przemiany życia. To właśnie dla nich Bóg stał się człowiekiem i pośród nich zamieszkał, aby oni, byty z natury krótkoterminowe, mogli zamieszkać w Bogu.
W tym to momencie stało się coś nadzwyczajnego. Jak zaznaczył św. Jan Ewangelista, tylko Jezus i Jan mieli tego świadomość: A gdy (Jezus) się modlił, otworzyło się niebo i Duch Święty zstąpił nad Niego, w postaci cielesnej niby gołębica, a z nieba odezwał się głos: "Ty jesteś moim Synem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie". Głos Ojca Niebieskiego, pełen miłości i całkowitej akceptacji Syna, zstąpienie Ducha Świętego, w postaci cielesnej niby gołębica, którego język ludzki nie jest w stanie opisać (Benedykt XVI). To doświadczenie Boga Trójjedynego, jakże  bardzo było potrzebne Janowi w jego misji. Z jakim przekonaniem i z jaką stanowczością dawał o Jezusie świadectwo swoim uczniom: On jest Synem Bożym (J 1,34); Oto Baranek Boży (J 1,36). Jaki musiał być wtedy wyraz jego twarzy, ton jego głosu. Jaki był wyraz twarzy Najświętszej Maryi Panny i św. Józefa, pochylonych nad Dzieciątkiem Jezus, kiedy przybyli pasterze, kiedy przyjmowali Mędrców. Jaki był ton ich opowieści o tym Dzieciątku i o Bogu, dla którego nic nie jest niemożliwego.
Dziękuję Bogu dzisiaj za to niebo otwarte, za te twarze świadków, za ich wiarygodne opowieści. Dziękuję za doświadczenie  Stwórcy, za doświadczenie Ducha Świętego, którego opisać się nie da, za Jezusa Chrystusa, który bierze moje grzechy i idzie z nimi na swój krzyż. Dziękują za mój krzyż, za moją misję, która wpisuje się w to wielkie dzieło Boga. Dziękuję za to Źródło prawdziwej i nieskończonej inteligencji, w Którym mogę spokojnie położyć nadzieję i nie tylko nie bać się przemian, lecz nimi zarządzać, tak jak Bóg tego ode mnie oczekuje.
Zaraz po opisie chrztu Chrystusa w rzece Jordan, ewangelista Łukasz, umieścił Jego rodowód sięgający Adama. Zdaniem Benedykta XVI, Łukasz zaznaczył, że Jezus na stałe wpisał się w dzieje tego świata. Tylko współpraca z Nim, wszechmogącym Bogiem Stwórcą i Odkupicielem jest gwarantem prawdziwego rozwoju świata po wsze czasy.
Świadomy tego stawiam sobie pytanie: jaki jest wyraz mojej twarzy i ton mojego głosu, kiedy mówię o Chrystusie, kiedy dotykam Jego obecności?
 
                                                                                  Ks. Lucjan Bielas

 

 

Dwa królewskie domy
(Iz 60,1-6; Ef 3,2-3a.5-6; Mt 2,1-12)
 To były już ostatnie lata panowania króla Heroda. Do Jerozolimy przybyli Mędrcy ze Wschodu. Pochodzili prawdopodobnie z Persji i byli nie tylko znawcami ciał niebieskich, lecz szli w swych dociekaniach głębiej, chcąc poznać Tego, który je stworzył. Bóg, czytając ich szczere umysły i serca  zaprosił ich na spotkanie ze swoim Synem, który to mając Boską naturę, przyjął naturę człowieka, aby uwolniwszy ludzkość z niewoli grzechu, naprawić relację między stworzeniem a Stwórcą.
Wyruszyli prowadzeni przez osobliwą gwiazdę, która miała dwa wymiary. Jeden określony przez naukę, jako koniunkcja Jowisza i Saturna i wyglądała jak jedna jasna gwiazda nazwana – supernową. Miało to miejsce dokładnie w czasie narodzin Chrystusa. Ponieważ dla Boga nie ma nic niemożliwego, to owo gwiezdne zjawisko dla wędrujących Mędrców miało wymiar bardzo indywidualny, można powiedzieć osobistej nawigacji. Gwiazda była więc nie tylko zjawiskiem na niebie, lecz dla nich zjawiskiem  prowadzącym do celu.
Ich pielgrzymka miała podwójne znaczenie. Pierwszy wymiar to dotarcie do miejsca narodzin Mesjasza, którego nazywali „królem żydowskim”. Drugi wymiar to wewnętrzna pielgrzymka, w której każdy z nich wiedzę o Stwórcy i stworzeniu, przekuwał na osobistą relację z Bogiem, który jest miłością.
Ewangelia mówi o wizycie Mędrców w dwóch królewskich domach. Pierwszy z nich to był pałac Heroda Wielkiego w Jerozolimie. Postawili proste pytanie: Gdzie jest nowo narodzony król żydowski?  Wywołało ono osobliwy skutek: Skoro usłyszał to król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima.
Kim był Herod Wielki?
Nie był Żydem, lecz pochodził z idumejskiej rodziny arystokratycznej, która przyjęła judaizm. Niezwykle inteligentny i bezwzględny polityk, wszelkimi możliwymi sposobami zmierzający do władzy. Postawił na sojusz z Rzymem i wiedział znakomicie, z którym liderem, zmieniającej się nieustannie sceny politycznej Imperium utrzymywać relacje i na jak długo. Z namaszczenia Rzymu był wpierw namiestnikiem Galilei (47-37 p.n.e.), potem królem Żydów (37 – 4 p.n.e.). Herod był znany w Imperium z ambitnych projektów budowlanych, uciążliwych podatków, chorobliwego lęku o władzę, instrumentalnego traktowania wiary i brutalności nawet względem własnej rodziny. Ze strachu przed spiskiem, kazał zabić swą żonę , którą kochał, teściową i trzech synów. Obraz Heroda, który daje św. Mateusz, jest absolutnie spójny z obszernym jego wizerunkiem pozostawionym nam przez Józefa Flawiusza.
Spolegliwość arcykapłanów i uczonych w Piśmie jest zrozumiała, jako że Herod był w trakcie spektakularnej przebudowy świątyni, lecz z fatalnym zamysłem swojej, a nie Bożej chwały. Zmanipulowanie Mędrców, przyszło mu łatwo, jako że miał to we krwi. Trzeba było interwencji samego Boga, aby ich uratować przed popełnieniem dużego błędu. To, co zapewne wynieśli, opuszczając dom króla Heroda, to doświadczenie sprawnego aparatu zarządzania i całkowitego braku miłości.
Po opuszczeniu strasznego dworu władcy Żydów ujrzeli gwiazdę, bardzo się uradowali. Ona  szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię.
Przed Mędrcami otwarły się drzwi pałacu Króla Wszechświata. Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon. Te drzwi, to doświadczenie miłości w tej Świętej Rodzinie. Musiało ono być dla Mędrców szokiem, spotęgowanym przez wcześniejsze doświadczenie pałacu Heroda. Ta cudowna relacja miłości między Maryją a Józefem spotęgowana przez obecność wcielonego Syna Bożego była dla Mędrców powalająca. Można powiedzieć – że doświadczyli obecności Boskiej miłości przez ludzkie relacje i dali temu osobliwy wyraz uzewnętrznionym  aktem wiary: otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę.
Wewnętrzna pielgrzymka Mędrców zakończyła się sukcesem. Spotkali Mesjasza, uwierzyli i zawierzyli Bogu. On przemówił do nich przez sen, co jest oznaką bliskości, zaakceptowanej przez nich posłuszeństwem Jego woli.
Pielgrzymka Mędrców ze Wschodu i ta zewnętrzna i ta wewnętrzna wpisuje się w Rok Jubileuszowy. Przechodzić musimy przez różne domy, różnych władców. Ważne, by do właściwego trafić, a może taki właśnie zbudować.
 
                                                                                    Ks. Lucjan Bielas

 

 
Czy Jezus może urodzić się we mnie?
(Syr 24,1-2.8-12; Ef 1,3-6.15-18; J 1,1-18)
 
Przed wielu laty w alpejskiej chacie w okolicach Rauris nad wiadrem z ziemniakami siedziało  kilku mężczyzn. Każdy miał w ręce nóż i wszyscy obierali ziemniaki. Tego to dnia bowiem na nich przypadł dyżur kuchenny. Rozmawiali, co może kogoś mocno dziwić, o znaczeniu Ewangelii w codziennym życiu człowieka. Dzisiaj, mogę powiedzieć, miałem to szczęście być jednym z nich. Po latach pamiętam z tych naszych wywodów właściwie tylko jedną wypowiedź. Jej autorem był, niestety już nieżyjący, prof. Stanisław Grygiel. W pewnym momencie Profesor, przerwał swoją pracę i w jednej ręce trzymając ziemniak, a w drugiej zaś nóż, z całym przekonaniem, patrząc na mnie, głosem stanowczym stwierdził: „Ewangelia to światło, które oświeca całe nasze życie”. Tekst wydaje się prostym stwierdzeniem oczywistej prawdy, ale wtedy w ustach tego doświadczonego mężczyzny, wybrzmiał z niesłychaną mocą. Wszyscy czuliśmy, że za tymi słowami stoi cały Stanisław Grygiel, z całym swoim przekonaniem, całym swoim życiem.
Można wiele medytować na temat prologu Ewangelii św. Jana. Można podziwiać głębię spojrzenia na preegzystencję Jezusa w Bogu. Jezusa, który jest Jego Słowem,  Jego światłem i Jego życiem. Jezusa, który jest Bogiem.  Można i trzeba wyrażać wiele słów wdzięczności Bogu za to, że każdemu człowiekowi daje konieczne światło potrzebne do tego, aby przejść przez mroki życia.
Jednakże dzisiaj chcemy z całą świadomością podziękować Bogu Trójjedynemu za to, że jednorodzony Syn Ojca Niebieskiego za sprawą Ducha Świętego przyjął postać człowieka i zamieszkał pośród nas. I tak Bóg w ludzkim ciele stał się  Słowem dla człowieka, które to usłyszane i przyjęte staje się światłem w jego życiu. Nadaje mu bowiem właściwy sens. Nie ma żadnego innego słowa w interpersonalnych relacjach, które by miało taką wartość i taką moc.
Dzisiaj św. Jan Ewangelista zachęca nas do otwarcia się na Jezusa, do przyjęcia Go nie tylko w naszych umysłach, jako mądrość najwyższą, lecz przede wszystkim do przyjęcia Go w naszych sercach. Nie chodzi więc o to, byśmy powiedzieli Jezusowi – zgadzam się z Tobą, ale byśmy powiedzieli – Jezu kocham Cię.  Światło, które Jezus przynosi od Boga, rozbłyska w nas na drodze poznania, ale rozpala się na drodze miłości.
Cały pierwszy list św. Jana Apostoła jest znakomitym komentarzem do jego Ewangelii, a szczególnie do jej Prologu. Jan wskazuje na miłość, jako na najskuteczniejsze narzędzie poznania Boga:
Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością.
W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu.
W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego, jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy.
Umiłowani, jeśli Bóg tak nas umiłował, to i my winniśmy się wzajemnie miłować.
Nikt nigdy Boga nie oglądał. Jeżeli miłujemy się wzajemnie, Bóg trwa w nas i miłość ku Niemu jest w nas doskonała (1J 4,7-12).
Nasza miłość do Jezusa może nas tak przeniknąć, że  On w nas się rodzi i przez nas przemawia. On jest w naszej codzienności, w naszym zachowaniu, w naszych relacjach. To właśnie odkryli pasterze w betlejemskiej stajni i mędrcy ze Wschodu, kiedy spotkali się z Maryją i Józefem i wcielonym Słowem Boga, które całym sobą przyjęli. To Bóg narodził się w nich, a Oni w Bogu. I o tym świetle mówił prof. Stanisław Grygiel przy obieraniu ziemniaków w alpejskim Rauris.
Postawmy więc sobie fundamentalne pytania:
Czy ja rodzę się w Jezusie?
Czy Jezus rodzi się we mnie i w moich relacjach z bliźnimi?
 
 
                                                                          Ks. Lucjan Bielas